Nie tak szybko z tym zakazem
Do końca sierpnia trwa zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy ograniczającej handel w niedzielę. Idea ta cieszy się poparciem wielu środowisk, w tym Kościoła oraz rządu. Uchwalenie niektórych zapisów ustawy w brzmieniu zaproponowanym przez inicjatorów – „Solidarność” – może pociągnąć jednak za sobą szereg negatywnych konsekwencji. Ponadto Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, ostrzega, że wprowadzenie ograniczeń już od początku 2017 roku może okazać się niemożliwe.
Niewątpliwie łatwo wskazać szereg argumentów, które ze społecznego punktu widzenia przemawiają za ograniczeniem handlu w niedzielę. Przyczyniłoby się to zapewne do ucywilizowania rynku pracy oraz sprzyjałoby budowaniu spójności społecznej. Byłaby to więc inwestycja w kapitał społeczny. Koronnym argumentem przeciwników ograniczania handlu w niedziele jest natomiast widmo redukcji zatrudnienia.
Trzeba jednak podkreślić, iż wbrew czarnym scenariuszom skala zwolnień byłaby znacząco niższa niż 1/7 ogółu zatrudnionych, gdyż wzrósłby popyt na pracę w pozostałe dni tygodnia. Większa liczba kupujących od poniedziałku do soboty nie uchroniłaby jednak branży przed redukcją zatrudnienia o nawet 100 tysięcy osób.
Choć liczba ta stanowi jedynie ok. 2,5% pracowników handlu, to skala zwolnień byłaby znaczna. Trzeba bowiem pamiętać, że w skali całej gospodarki branża ta generuje co czwarte miejsce pracy.
Ten negatywny efekt może być jednak zminimalizowany w przypadku rozłożenia zmian w czasie. Projekt „Solidarności” zakłada wprowadzenie ograniczeń w prawie wszystkie niedziele w roku (z wyjątkiem siedmiu związanych z przedświątecznymi zakupami i wyprzedażami). Nagłe pojawienie się czterdziestu kilku dodatkowych dni z ograniczonym handlem byłoby jednak dla sektora handlowego szokiem. Z tego powodu lepszym rozwiązaniem byłoby stopniowe zwiększanie liczby „wolnych niedziel”. Przykładowo, w pierwszym roku jednej w miesiącu, po roku dwóch, aż do objęcia ograniczeniem handlu wszystkich w perspektywie trzech lat.
Za skutecznością takiego rozwiązania przemawiają dotychczasowe polskie doświadczenia. Wprowadzenie istniejących obecnie 13 dni wolnych od handlu nie przyniosło bowiem dla rynku pracy i gospodarki zauważalnych negatywnych skutków.
Warte rozważenia jest także początkowe ograniczenie godzin pracy w niedziele (np. 8:00-16:00), a dopiero później wprowadzanie dalej idących zakazów.
Stopniowe wprowadzanie zmian ułatwia też konsumentom przyzwyczajenie się do nich oraz dokonanie zmiany form spędzania wolnego czasu. W tym kontekście trudno powoływać się jednak na istniejące ograniczenia w innych krajach Unii Europejskiej. Były one bowiem wprowadzane w zupełnie innych realiach społeczno-gospodarczych, co w połączeniu z dużą liczbą różnic w rozwiązaniach szczegółowych sprawia, iż dokonywanie ekstrapolacji jest nieuprawnione.
W omawianym projekcie zupełnie niezrozumiały jest katalog wyjątków od zakazu handlu w niedzielę.
O ile apteki (art. 4 ust. 1 pkt 14), stacje benzynowe (pkt 9 i 10) czy sklepy na lotniskach (pkt. 16) nie budzą w tym kontekście zastrzeżeń, to trudno racjonalnie uzasadnić wyłączenia dotyczące chociażby kiosków, w których sprzedaż prasy, biletów komunikacji miejskiej, wyrobów tytoniowych, kuponów totalizatora sportowego stanowi minimum 30% miesięcznego obrotu (pkt. 12), kwiaciarni (pkt. 17) czy placówek piekarniczo-ciastkarskich (pkt. 11). Wyliczenie art. 4 ust. 1 jest więc chaotyczne i niekonsekwentne. Wprowadzane wyjątki z jednej bowiem strony dotyczą spraw fundamentalnych – takich jak zdrowie czy zachowanie ciągłości transportu – a z drugiej kwestii zupełnie błahych.
Na negatywną ocenę zasługuje także pomysł, aby osoby łamiące zakaz handlu i wykonywania innych czynności sprzedażowych podlegały karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch. Tak surowe zagrożenie karą nie przystaje do charakteru zachowania penalizowanego. Nadmierna surowość jest zbędną manifestacją, która świadczyłaby raczej o słabości państwa – jego organów kontroli mających problem z egzekwowaniem tego typu zakazów – niż o afirmacji poszanowania wolnej niedzieli. W przypadku tego typu naruszeń ustawy wystarczające wydają się kary o charakterze finansowym.
Podsumowując, należy stwierdzić, że zaproponowany przez „Solidarność” projekt ma liczne słabości, czego świadomość mają nawet sami jego twórcy. Jednak ich argument, zgodnie z którym ustawa zostanie dopracowana podczas prac w parlamencie, jest mało przekonujący. Doświadczenie uczy bowiem, że poselskie ingerencje w akty prawne raczej obniżają niż podwyższają ich jakość. Jeśli posłowie uznają słuszność ograniczenia handlu w niedziele, powinni więc dokonać zmian w sposób, który poprzez rozłożenie ich w czasie uchroni gospodarkę od szoku. Ograniczenia wprowadzane etapami będą także łatwiejsze do zaakceptowania dla handlowców. Dowodem, że ostrożne wprowadzanie takich zmian może się odbyć przy zminimalizowanych negatywnych efektach ekonomicznych, są polskie doświadczenia ze stopniowym zwiększaniem dni wolnych od pracy. Potrzebne jest także przygotowanie innej – znacznie krótszej – listy wyjątków od zakazu handlu w niedzielę. Wyłączenia proponowane w projekcie ustawy otwierają bowiem furtkę do nadużyć i rozmywają zasadniczy cel inicjatywy. Konieczne jest wreszcie sprawne działanie organów kontroli, gdyż obecnie w pewnych obszarach zakaz handlu jest bardzo często łamany, a osoby za to odpowiedzialne nie ponoszą żadnych konsekwencji.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.