Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Tomasz Turejko  30 sierpnia 2016

Polak doradza Rockeffelerowi

Tomasz Turejko  30 sierpnia 2016
przeczytanie zajmie 8 min

Istnieje niebezpieczeństwo redukcji postaci Ignacego Łukasiewicza tylko do jednego wymiaru i jednego obrazka: domorosłego wynalazcy ropy naftowej. Tymczasem ten polski farmaceuta i przedsiębiorca to postać, która swoją biografią mogłaby obdarować wiele innych życiorysów: pionier światowego przemysłu naftowego, człowiek, który jako pierwszy w historii przeprowadził destylację ropy metodami naukowymi, założyciel pierwszej na świecie kopalni i rafinerii naftowej, ponadto wielki społecznik, filantrop, pozytywista, również zręczny polityk, człowiek o wielkim rozumie i jeszcze większym sercu.

Ignacy Łukasiewicz urodził się w 1822 roku w biednej rodzinie szlacheckiej. Jego ojciec uczestniczył w powstaniu kościuszkowskim, a rodzice wychowywali swoje dzieci w duchu patriotycznym i demokratycznym. Niestety przedwczesna śmierć ojca i pogorszenie sytuacji materialnej rodziny zmusiły Łukasiewicza do zakończenia edukacji na czwartej klasie gimnazjum i rozpoczęcia pracy zarobkowej. Dobra znajomość języka niemieckiego i łaciny, a także duża wiedza w zakresie chemii pozwoliły Łukasiewiczowi podjąć pracę w aptece, początkowo w Łańcucie, a później w Rzeszowie.

Farmaceuta eksperymentuje z ropą

W tym czasie wstąpił do organizacji patriotycznej i pod zarzutem nielegalnej działalności konspiracyjnej został aresztowany i osadzony w więzieniu. Przebywał tam dwa lata, a po wyjściu na wolność w 1848 roku podjął pracę w najlepszej lwowskiej aptece „Pod Gwiazdą” Piotra Mikolasha. W trakcie pracy Łukasiewicz wykazywał się bardzo dużą pracowitością. Szybko się uczył i łatwo nabywał nowe doświadczenia. W tym czasie opracował „Manuscript” – ponad 270 stronnicowe dzieło zawierające ułożone w porządku alfabetycznym recepty ponad 120 lekarstw, przede wszystkim maści, ale również przepisy na lakiery, pokosty, sztuczne ognie, wody na porost włosów, a nawet na… produkcję czekolady. Wielość przepisów pokazuje, jak różnorodne zainteresowania miał Łukasiewicz. Recepty były pisane w języku niemieckim i po łacinie. Było to dzieło niezwykłe, tym bardziej, że zostało napisane przez człowieka, który był jedynie zwykłym pomocnikiem aptekarza.

By uzyskać tytuł magistra farmacji musiał ukończyć studia wyższe. Gubernator lwowski odmówił Łukasiewiczowi wyjazdu do Krakowa, dopiero poręczenie Mikolasha dało polskiemu wynalazcy przepustkę do wyjazdu na studia. Łukasiewicz nie miał wiele pieniędzy. Studia i utrzymanie było kosztowne i trwały dwa lata. Łukasiewicz nie zrażał się tym i cały materiał studiów przerobił… w rok. Niestety władze wydziału odmówiły mu wcześniejszego zdania egzaminów. Polski farmaceuta otrzymał posadę kierownika w fabryce ałunu, a na zajęcia uczęszczał sporadycznie. Na ostatni, czwarty semestr udał się do Wiednia, gdzie zdał egzamin końcowy i w 1852 roku uzyskał tytuł magistra farmacji.

W tym samym roku powrócił do Lwowa, gdzie nastąpił jeden z przełomowych momentów w jego życiu. Do apteki Mikolasha przybyli Żydzi drohobyccy z propozycją kupna wydestylowanej już ropy. Na polecenie zwierzchnika Łukasiewicz i współpracujący z nim Jan Zeh rozpoczęli żmudne prace i doświadczenia nad ropą naftową. Początkowo byli przekonani, że szukają specyfiku, który mógłby zostać wykorzystany do produkcji farmaceutycznej. Później okazało się, że po oczyszczeniu ropy otrzymali jasnożółty destylat, który właściwościami przypominał sprowadzany z Włoch za wysoką cenę produkt o nazwie oleum patrea album.

Mrok został rozjaśniony

Mikolash, Zeh i Łukasiewicz założyli spółkę i postanowili wprowadzić nowy produkt na rynek europejski. Niestety, na produkt lwowskich aptekarzy nie było dużego popytu. Mikolash, załamany, zrezygnował z udziału w spółce. Łukasiewicz natomiast się nie poddawał. Skoro nie było popytu na jego produkt, to należy samemu go wytworzyć! Polak postanowił wykorzystać nową oleistą ciecz do celów oświetleniowych. Jeszcze w tym samym roku udało mu się oddzielić ropę od nafty (korzystał tutaj z doświadczeń innego polskiego chemika – Filipa Waltera, który przeprowadził ten proces jako pierwszy na świecie!).

W 1853 roku Łukasiewicz wraz z lwowskim blacharzem, Adamem Bratkowskim skonstruowali pierwszą na świecie lampę naftową, która zaświeciła po raz pierwszy w aptece Mikolasha w marcu 1853 roku.

Prawdziwy przełom nastąpił jednak kilka miesięcy później. 31 lipca 1853 roku do Szpitala Głównego we Lwowie przyprowadzono ciężko chorego pacjenta Władysława Choleckiego. Cały wieczorny dyżur szpitala postawiono na nogi, niezbędna była natychmiastowa operacja. Problem polegał na tym, że było już po zmroku, a świece nie były w stanie oświetlić sali na tyle, by można było bezpiecznie przeprowadzić operację. Wszystko wskazywało na to, że pacjenta nie uda się uratować. W tym czasie na polecenie doktora Zaorskiego, jeden z członków personelu pobiegł natychmiast do apteki Łukasiewicza. Polski konstruktor często zostawał na noc w laboratorium, prowadząc kolejne doświadczenia nad ropą naftową. Tak było i tym razem. Łukasiewicz dowiedziawszy się o sytuacji, spakował do torby swoje lampy, przywiózł je do szpitala i natychmiast oświetlił salę operacyjną. Doktor Zaorski przeprowadził skomplikowaną operację i pacjenta udało się uratować. Była to pierwsza na świecie operacja przy sztucznym świetle.

Pierwsza uliczna lampa naftowa, pierwsza kopalnia, pierwsza rafineria

Niedługo potem szpital lwowski odkupił od spółki polskich aptekarzy 500 kg nafty. Była to pierwsza transakcja naftowa na świecie. Swój wynalazek polscy farmaceuci opatentowali w Wiedniu, a naftą Łukasiewicza zaczęła się poważnie interesować austriacka kolej. Rok później przeniósł się do Gorlic, gdzie kontynuował pracę farmaceutyczną połączoną z licznymi doświadczeniami nad ropą naftową. Następne rewolucyjne wynalazki były więc tylko kwestią czasu. Na przełomie lat 1853 i 1854 roku w Gorlicach zabłysła pierwsza na świecie uliczna lampa naftowa. Jeszcze w tym samym roku (1854) Łukasiewicz zawiązał spółkę z Tytusem Trzecieskim i otworzył… pierwszą na świecie kopalnie naftową w Bóbrce k. Krosna. Dwa lata później w 1856 roku Łukasiewicz otworzył w Ulaszowicach k. Jasła pierwszą na świecie rafinerię ropy naftowej. Następne destylarnie ropy polski konstruktor otworzył w Klęczanach (1858), Polance (1861) i w Chorkówce (1865).

Łukasiewicz od samego początku zatrudniał do pracy wybitnych fachowców, dzięki czemu jego przedsiębiorstwo stale się rozwijało. Inżynier H. Walter ręczne kopanie szybów zastąpił udarowym. Z Niemiec sprowadził udoskonalone nożyce wiertnicze, dzięki którym udało się zmechanizować wydobycie ropy i znacząco zwiększyć wydajność przedsiębiorstwa. W 1859 roku Łukasiewicz wygrał przetarg na dostawy nafty dla austriackich kolei.

W tym samym roku, uznawani długo za prekursorów przemysłu naftowego Edwin Drake i Wiliam Smith, dokonali pierwszych odwiertów naftowych w Pensylwanii. Rozpoczął się tym samym nowy rozdział w historii petrochemii. Na rynek wkroczyli Amerykanie i, jak się później okazało, zdominowali go na długie lata.

W tym czasie kiedy mieszkańcy Stanów Zjednoczonych stawiali pierwsze kroki w przemyśle naftowym, kopalnia Łukasiewicza w Bóbrce zatrudniała ponad 100 robotników i osiągała obroty w wysokości 20 tysięcy złotych reńskich rocznie. W dziedzinie petrochemii Łukasiewicz był cenionym autorytetem o międzynarodowej sławie. Do jego kopalni przejeżdżali przedsiębiorcy nawet ze Stanów Zjednoczonych, gdzie poznawali tajniki jego wiedzy.

W 1863 roku Łukasiewicz wspierał finansowo powstanie styczniowe, a po jego upadku udzielał schronienia jego uczestnikom. W drugiej połowie lat 60. sprzedawał już naftę hurtowo do każdego niemal zakątka Europy. W 1873 roku na wystawie w Wiedniu Międzynarodowa Komisja przyznała mu medal zasługi za naftę i asfalt oraz dyplom uznania za zasługi dla przemysłu naftowego. Niedługo potem został przewodniczącym założonego przez polskich nafciarzy Krajowego Przemysłu Naftowego.

Polityka w służbie ropy

Ignacy Łukasiewicz był nie tylko przedsiębiorcą, ale także zręcznym politykiem. W latach 1877-1881 sprawował funkcję posła na Sejmie Krajowym w Galicji. W parlamencie był jednym z głównych promotorów przemysłu naftowego. Owocem tej działalności było kilka uchwał w tej sprawie, zmiana ustawy o kopalniach, która odtąd umożliwiała zaangażowanie prywatnych kapitałów w rozwój nowego przemysłu. W 1880 roku na jego wniosek Sejm Krajowy przeznaczył pierwsze poważne subwencje na wiercenia górnicze w rejonie Gorlic. Również dzięki jego inicjatywie Sejm uchwalił subwencje na stypendia z zakresu górnictwa i technologii nafty, a także na utworzenie pierwszego wydziały naftowego w krakowskiej Akademii Technicznej. Jego zasługą było m.in. także obniżenie podatków dla rodzimych przedsiębiorców z Galicji i obłożenie podatkiem celnym ropy z Rumunii i Stanów Zjednoczonych.

Robotnicy jedzą słoninę

Ignacy Łukasiewicz to nie tylko przedsiębiorca, konstruktor i zręczny polityk. To również (a może przede wszystkim) wielki filantrop, który dzięki swojej działalności odmienił życie tysięcy ludzi zamieszkujących tereny Galicji.

Zaraz po tym, kiedy jego spółka zaczęła przynosić większe zyski, Łukasiewicz na dużą skalę rozpoczął finansowanie budowy szkół, dróg, mostów, szpitali i kościołów. Wspierał finansowo organizacje narodowo-wyzwoleńcze. Walczył z biedą i alkoholizmem w regionie. W Chorkówce i w Bóbrce otworzył szkoły dla dziewcząt, opłacił nauczycieli i umożliwił ludności wiejskiej kształcenie swoich dzieci na wysokim poziomie. Aby zapobiec szerzącej się po wsiach lichwie, zorganizował kasy gminne udzielające chłopom bezprocentowych, krótkoterminowych pożyczek spłacanych w małych ratach. Łukasiewicz udzielał także pożyczek chłopom trudniącym się w dowozie ropy naftowej do rafinerii. Pieniądze były wykorzystywane na zakup oraz utrzymywanie koni i wozów używanych do pracy, a spłacane w niewielkich, cotygodniowych ratach. Łukasiewicz wielką troską otaczał także swoich pracowników. Zorganizował im pierwszą w Galicji robotniczą kasę bracką. Przynależność do niej była obowiązkowa, a potrącany 3% podatek od każdej pensji gwarantował jego pracownikom dostęp do bezpłatnych lekarstw, opieki medycznej, chorobowego, renty w razie inwalidztwa, a także zasiłku zapomogowego dla rodziny zmarłego robotnika.

Raporty urzędników cesarsko-królewskich kontrolujących przedsiębiorstwa Łukasiewicza są wręcz zdumiewające. Jeden z nich – Edward Windakiewicz pisał o tym rejonie w samych superlatywach. Drogi i mosty były najlepsze w całej Galicji, przedsiębiorstwo funkcjonowało wzorcowo, a robotnicy na przerwach jedli… słoninę. W połowie XIX wieku to było wręcz niebywałe. Mało tego! Pod koniec lat 70., kiedy jego przedsiębiorstwo zaczęło przynosić największe zyski, Łukasiewicz dobrowolnie zrzekł się większości swoich udziałów na rzecz współpracowników, samemu zostawiając sobie tyle, ile potrzebował do utrzymania rodziny.

Rockeffeler w Galicji

Niestety nie była ona liczna. Oprócz kochającej żony Łukasiewicz miał jedną córkę, która bardzo szybko zmarła. To wydarzenie mocno wpłynęło na jego życie, od tego czasu wspierał jak tylko mógł dzieci w Galicji, organizując dla nich szkoły i szpitale. Wspierał finansowo także kościoły i to zarówno katolickie, jak i unickie. Jak niezwykły był to człowiek niech świadczy fakt, że sam nigdy nie chciał zostać monopolistą na rynku. Często pomagał innym w tworzeniu nowych firm, które w oczywisty sposób mogły stanowić dla niego konkurencję! W jego słowniku nie istniało coś takiego jak „tajemnica zawodowa”. Stronił od pieniędzy i bogactwa, a tym co miał, bezinteresownie dzielił się z innymi. Jedna ze spółek z braćmi Zielińskimi rozpadła się z powodu różnicy poglądów. Łukasiewicz chciał swoją pracą służyć ludzkości. Był przeciwny wykorzystywaniu jej do realizacji partykularnych interesów i gromadzenia dużego bogactwa.

Znamienna jest pewna legenda związana z jedną z wizyt, jakie Amerykanie złożyli Łukasiewiczowi. Polski wynalazca pokazał Amerykanom wszystkie tajemnice swojego przedsiębiorstwa, cały proces od wydobycia aż po destylację. Amerykanie podobno chcieli mu wówczas za to zapłacić, jednak Łukasiewicz odmówił.

Tym Amerykaninem, który wraz ze swoimi współpracownikami zwiedzał przedsiębiorstwo Łukasiewicza miał być sam… John Rockefeller. Amerykański przedsiębiorca miał nazwać Polaka „wariatem” – posiada cenną wiedzę i dzieli się nią za bezcen?

Taki właśnie był Ignacy Łukasiewicz i tak bardzo pod tym względem różnił się od przyszłego amerykańskiego magnata naftowego.

Za działalność charytatywną papież Pius IX w 1873 roku nadał mu tytuł Szambelana Papieskiego i odznaczył orderem św. Grzegorza. Są to najwyższe wyróżnienia, jakie mogła otrzymać osoba świecka od Ojca Świętego.

Romantyczny pozytywista

Ignacy Łukasiewicz zmarł na zapalenie płuc 7 stycznia 1882 roku. Jego pogrzeb stał się spontaniczną manifestacją. Uczestniczyło w nim ponad 4000 osób. Solidarnie pojawili Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Wszyscy oni przyszli oddać hołd człowiekowi, który na zawsze odmienił losy nie tylko ich oraz ich rodzin, ale przede wszystkim całego regionu trudniącego się od tego czasu wydobyciem „czarnego złota”.

Ignacy Łukasiewicz był pozytywistą i romantykiem jednocześnie.

Pozytywistą, bo dzięki swojej ciężkiej pracy osiągnął sukces na skalę światową (bo tak należy określić działania prekursora przemysłu naftowego). Ponadto z własnych pieniędzy rozbudował infrastrukturę w swoim regionie, wspierał finansowo ubogich, budował szkoły, szpitale, wspierał kościoły i organizacje patriotyczne. Romantykiem był dlatego, że wierzył w wielkie ideały, wierzył w ludzi, w ich dobroć i uczciwość, dlatego wszystko, co robił w swoim życiu, robił z myślą o innych. Może to było trochę naiwne z jego strony, ale zarazem było piękne w swojej szczerości.

Puentą tej historii niech będą słowa jego bliskiego współpracownika, Augusta Gorayskiego wypowiedziane na pogrzebie tego wybitnego Polaka: „Wielu było świetniejszych, głośniejszych ludzi od niego, ale o cnotliwszego trudno. Ktoś powiedział, że Bóg najprostszymi środkami największe rzeczy objawia, temu też prostemu człowiekowi danem było zostać twórcą wielkiego wynalazku oświetlenia naftowego. Z obowiązku narodowego zaszczytu tego wydrzeć sobie nie pozwolimy, bo z góry przewidzieć można, iż nam go zechcą zaprzeczać, z obowiązku narodowego winniśmy uczcić trwale nazwisko wynalazcy i przekazać potomności jego zasługi”.

Tekst powstał ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach priorytetu „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2016″. Jest częścią projektu Polacy Inspirują.