Międzymorze, ale jakie?
Zakończony szczyt Trójmorza w Dubrowniku został przez część polskich mediów przyjęty jako duży sukces. Wydaje się jednak, że jest to także dobry moment, aby spróbować w końcu zdefiniować — o jakie Międzymorze właściwie nam chodzi? Sama publicystyka tutaj nie wystarczy.
Rozmowy w Dubrowniku dotyczyły przede wszystkim kwestii gospodarczych i energetycznych. Na pewno należy pozytywnie ocenić coraz szerszy konsensus w regionie w sprawie korytarza energetycznego Północ-Południe oraz sprzeciwu wobec projektu Nord Stream. Idea wzmocnionej współpracy regionalnej jest zresztą silna właściwie we wszystkich państwach ABC. Sęk w tym, że kraje te postrzegają współpracę regionalną właśnie w kategoriach stricte gospodarczych. Polską formułę Międzymorza powinien cechować więc pewien naddatek, o którym powiemy za chwilę.
Rozmowy w Dubrowniku, co oczywiste, mają twarz prezydenta Andrzeja Dudy, ale nie wolno popadać w jednostronność. Warto bowiem pamiętać, że także rząd Platformy Obywatelskiej przykładał dużą wagę do projektu ABC. Podejmowano próby budowy koalicji regionalnej w UE, a w czasie kryzysu ukraińskiego starano się wzmacniać stanowisko Europy wobec Rosji.
Platforma działała na rzecz zablokowania realizacji projektu Nord Stream, a skutki konsekwentnego oporu przeciwko tej inwestycji ze strony obu obozów naszego politycznego sporu właśnie procentują. W ramach wyszehradzkiej solidarności rząd PO stawiał również konsekwentny opór wobec sankcji nakładanych przez Komisję na Węgry.
W przypadku konfliktu Ukraina-Rosja próba budowy wspólnego stanowiska państw ABC okazała się, niestety, karkołomna, rozbijając się o sprzeczne interesy poszczególnych krajów regionu. Ale już w kwestii kryzysu imigracyjnego takie wspólne stanowisko udało się wypracować, choć tu akurat finał całej sprawy rządowi Ewy Kopacz chluby nie przynosi. Co nie zmienia faktu, że w polityce regionalnej dotyczącej państw ABC mamy do czynienia z kontynuacją poczynań z przeszłości, a nie czymś całkowicie nowym. Bądźmy więc jednocześnie ostrożni w publicystycznym szermowaniu radykalnymi, czarno-białymi kategoriami Polski piastowskiej vs Polski jagiellońskiej.
Gdy jednak przyjrzymy się współczesnej prawicowej debacie o koncepcji Międzymorza, pojawiają się zagrożenia, iż niejako sami pogrzebiemy tę ideę. Uważam, że powinniśmy wrócić do pierwotnej idei dwóch podstawowych założeń: wzmocnienia pozycji regionu w UE i stworzenia skutecznej zapory przed rosyjską dominacją.
Ważne jednak, by nie ulegać pokusie Międzymorza stricte antyniemieckiego. Oczywiście, jest jasne, iż interesy Europy Środkowej i Niemiec rozbiegają się, a dyplomacja w Berlinie marzy o jakiejś miękkiej Mitteleuropie. Ale celem powinna być gra z Niemcami „jak równy z równym”, a nie swoisty blok defensywny skierowany przeciwko Berlinowi. Nie można także ulegać chimerze „lepszych Niemiec bez Angeli”. Zarówno zwycięstwo kontrkandydata obecnej kanclerz w łonie CDU, Horsta Seehofera, jak i opozycyjnej SPD, najpewniej oznaczają prorosyjski zwrot w niemieckiej polityce. W obecnym rozdaniu zaś interesy Polski i Niemiec są bardziej zbieżne niż Warszawy i Paryża.
Trzeba także przemyśleć politykę wobec krajów Partnerstwa Wschodniego. Na pewno stosunki na linii Warszawa-Kijów wymagają takiej refleksji, a „platoniczna miłość” nie jest tu rozwiązaniem, zwłaszcza jeżeli jest jednostronna. Ale demokratyzacja Ukrainy i Mołdawii oraz coraz bardziej realna perspektywa ułożenia stosunków z Białorusią to historyczna szansa na uregulowanie kwestii wschodniego sąsiedztwa, której nie można pogrzebać z powodu historycznych animozji.
Wreszcie bardzo ważna jest specyfikacja i dokładna analiza polityki państw Międzymorza i ich stosunku wobec idei środkowoeuropejskiej. Jako że prawie każdy z krajów posiada anglojęzyczne think thanki, analiza taka nie jest zadaniem trudnym. Rysuje się wyraźnie możliwość stworzenia już teraz organizacji, która stanowiłaby pewnego rodzaju instytucjonalną platformę dla wschodniej flanki NATO oraz wzmacniała pozycję regionu zarówno wobec UE, jak i NATO. W Rumunii panuje konsensu wokół idei euroatlantyckiej oraz występuje bardzo silne dążenie do integracji regionu. Państwa bałtyckie bardzo chętnie poprą dążenie do stworzenia każdej organizacji zwiększającej ich bezpieczeństwo. Projekt taki mógłby być podstawą szerszego projektu integracyjnego w przyszłości. Na razie jednak w państwach Międzymorza dominuje nastawienie na współpracę raczej pragmatyczną i gospodarczą. Tego dążenia nie można zmarnować i należy wzmacniać projekty takie jak szczyty państw ABC czy dążyć do odnowienia w jakiś sposób bliźniaczej CEFTY. Pierwsze kroki do szerszej środkowoeuropejskiej współpracy zostały już poczynione; w Dubrowniku dyskutowano o polityce wobec kryzysu ukraińskiego, a to już bardzo istotny zaczątek przełomu.
Stanowczo jednak przestrzegałbym przed chimerą budowania Międzymorza w oparciu o Węgry. Pragmatyczna polityka zagraniczna Orbána i Szijjártó, którą tak się zachwycamy, oparta jest bowiem na radykalnym nieporozumieniu. Węgierskie „ugrywanie” czegoś to prymat doraźnych i krótkofalowych interesów gospodarczych nad wizją geopolityczną. Tej Węgrom brakuje w stopniu elementarnym, a częste wolty, zmiany frontu i wbrew pozorom kierowanie się emocjami, czynią ich partnerem nieprzewidywalnym, który chętnie wykorzystałby Polskę jako „zderzak” w swej polityce zagranicznej.
I wreszcie nie ulegajmy pokusie myślenia o Międzymorzu w oparciu o piękne słówka wygłaszane przez liderów wyszehradzkich przy okazji kryzysu imigracyjnego. Przypuszczalnie mamy tu do czynienia z próbą wykorzystania polskich dobrych intencji dla doraźnej gry politycznej, co więcej, w przyszłości tego typu sprawy należy rozgrywać bardziej umiejętnie, obok sprzeciwu wychodząc także z kontrpropozycjami.
Klimat do integracji środkowoeuropejskiej jest chyba najlepszy w historii. W dużym stopniu od nas zależy, czy nie zostanie tylko zgrabnym zapisem na papierze.