Szara eminencja zjednoczonej Europy
Na palcach jednej ręki policzyć można Polaków, którzy odegrali w historii XX wieku równorzędną mu rolę. Chyba żaden z nich nie wzbudza przy tym tak wielkich kontrowersji. Kontrowersji – dodajmy – w dość wąskich kręgach, gdyż powszechnie pozostaje on postacią anonimową. Dla części – chorobliwie ambitny kosmopolita o skłonnościach mitomańskich, reprezentujący interesy masonerii i obcych wywiadów; dla innych – jeden z ojców Zjednoczonej Europy, sprawny polityk i polski patriota, który „widział rzeczy szerzej”, nie obrażając się przy tym na rzeczywistość. Niezmiennie jednak, Józef Hieronim Retinger – bo o nim mowa – nawet wśród swych zajadłych przeciwników, obok podejrzliwości, niekiedy też odrazy, budził daleko idący respekt. Bez dwóch zdań był też przypadkiem wyjątkowym na całej europejskiej szachownicy politycznej minionego stulecia.
Gdy w 1960 roku zmarł, jego osobisty sekretarz, Jan Pomian, napisał: „Niczym impresario, potrzebował innych w charakterze gwiazd przedstawienia, siebie zaś obsadzał w roli szarej eminencji, człowieka za sceną”. I niezależnie od oceny intencji, jakimi kierował się Retinger, jest to cytat znakomicie oddający burzliwą drogę tego tajemniczego człowieka, do którego określenie „szara eminencja” – zresztą w jego mniemaniu jak najbardziej schlebiające – przylgnęło chyba na stałe.
Wspomnianą drogę zaczął w roku 1906, gdy, dzięki pomocy opiekującego się nim Władysława Zamoyskiego, trafił do Francji, gdzie podjął studia w École des Sciences Politiques oraz na Sorbonie. Równolegle, będąc świetnie, mimo niespełna dwudziestu lat, wykształconym, wchodzi w kręgi socjety artystycznej Paryża, co wydatnie ułatwiały mu więzy rodzinne – spokrewniona z nim rodzina Godebskich prowadziła jeden z czołowych salonów artystycznych miasta nad Sekwaną. To wówczas Retinger po raz pierwszy wykazuje się niezwykłą łatwością nawiązywania kontaktów z wpływowymi nazwiskami, co z czasem stanie się jego swoistym znakiem rozpoznawczym. Zaczyna jednak od ludzi kultury, by wspomnieć Ravela, Mauriaca czy Valery’ego.
Nie zaniedbuje przy tym studiów, dzięki czemu w wieku 20 lat(!) broni na Sorbonie pracę doktorską, zostając najmłodszym w Europie doktorem literatury. Już wtedy zaczyna jednak myśleć o związaniu swej przyszłości z polityką, co skłania go do podjęcia dalszej edukacji w tym kierunku. W ciągu dwóch kolejnych lat kształcił się w Monachium, Florencji oraz Londynie, by w 1910 roku powrócić do Krakowa.
Nie na długo. W 1912 roku zostaje jednym z trzech emisariuszy Galicyjskiej Rady Narodowej, mających za zadanie propagować na zachodzie problematykę „sprawy polskiej”. To też robi, nagłaśniając w Anglii temat pruskiego ucisku i akcentując polskie dążenia niepodległościowe. Nauczony doświadczeniem, by zwiększyć swoje wpływy, zaczyna wchodzić w środowisko ludzi kultury. W ten sposób poznaje Josepha Conrada vel Józefa Korzeniewskiego. „Akcje” pisarza idą wówczas wyraźnie w górę, a relacja szybko przeradza się w przyjaźń, co Retinger w swoim stylu błyskawicznie wykorzystuje, na samym progu Wielkiej Wojny nawiązując bliską znajomość z premierem Wielkiej Brytanii Herbertem Asquithem oraz znanym, choć całkiem jeszcze młodym politykiem, Winstonem Churchillem. Równolegle nabierają znaczenia jego wpływy we Francji, o czym najlepiej świadczy fakt, że przedmowę do publikacji 29-latka z Polski pisze… urzędujący szef dyplomacji Stephan Pichon.
Wtedy też Retinger zaczyna poważniej interesować się kwestią zjednoczenia Europy pod przewodnictwem Paryża i Londynu. W tę stronę idą także jego wysiłki na rzecz „sprawy polskiej”. Optuje bowiem coraz wyraźniej za poparciem tych dwóch stolic dla oderwania Polski od sojuszniczej wobec nich Rosji, sugerując, że odrodzenie Rzeczypospolitej w oparciu o demokracje zachodnie zagwarantuje sprawiedliwą równowagę europejską. W swych – dosłownie, bo najprawdopodobniej działał wówczas na własną rękę – działaniach idzie daleko, sugerując rządom alianckim możliwość objęcia protektoratem nowego kraju. Mimo, że ma niespełna 30 lat i w zasadzie pozbawiony jest politycznego zaplecza, poinformowana o działaniach „młodego awanturnika” dyplomacja rosyjska interweniuje, żądając wydalenia Retingera z obu tych krajów, czemu Paryż i Londyn ostatecznie ulegają. Niebawem młody polityk poróżni się też ze stroną… polską, krytykując ideę utworzenia armii polskiej zasilanej jeńcami dotąd walczącymi po stronie niemiecko-austriackiej, twierdząc, że w razie dostania się jej żołnierzy do niewoli, będą oni traktowani jako dezerterzy i rozstrzeliwani.
Tak zaczyna się światowa tułaczka Retingera, której najistotniejszym elementem będzie pobyt w Meksyku, gdzie zostanie doradcą rewolucyjnego rządu Eliasa Callesa. Ze względu na radykalny antyklerykalizm wspomnianego gabinetu posądzanego niejednokrotnie na Zachodzie o komunizowanie, wątek ten bywa częstym punktem wyjścia do jego krytyki. Sam Retinger twierdził, że tak złą prasę Meksyk zawdzięczał Waszyngtonowi, w którego wpływy uderzyła radykalna i niepodległościowa polityka Callesa, głównie w sektorze naftowym. Wskazywał ponadto, że agitatorzy bolszewiccy byli wówczas przez władze Meksyku masowo wydalani.
Władze meksykańskie nie ukrywały jego znaczącej roli w poprawie stosunków z północnym sąsiadem, która nastąpiła na skutek prowadzonej przez niego akcji dyplomatycznej. Znamienną pod tym względem relację zamieścił podczas jednej z licznych emigracyjnych debat nad „szarą eminencją”, na łamach londyńskich „Wiadomości”, Aleksander Janta-Połczyński: „Żeby ukazać poziom jego stosunków, przypomnieć należy, że ludzie, z którymi w Stanach Zjednoczonych rozmawiał w interesie Meksyku Retinger, nazywali się: jeden Herbert Hoover, a drugi Felix Frankfurter” [odpowiednio – przyszły prezydent USA oraz sędzia Sądu Najwyższego – przyp. B. W.].
Jednak „bilateralne” stosunki na linii Retinger-Waszyngton miały się znacznie gorzej. Podczas tej samej wizyty został aresztowany, a następnie uznany za persona non grata. Stany Zjednoczone zażądały też wydalenia go z terytorium Meksyku, jednak władze meksykańskie kategorycznie odmówiły. Gdy Calles został prezydentem, w uznaniu jego zasług określił Retingera jedynym doradcą, który wyjechał z Meksyku tak samo biedny, jak do niego przybywał. I rzeczywiście, Retinger nie przywiązywał wagi do kwestii materialnych, za to usilnie eksponował swoje wpływy, na każdym kroku starając się nimi imponować. To właśnie kontakty uważał za swój rzeczywisty kapitał, niejednokrotnie zresztą wyolbrzymiając ich skalę.
Okres dwudziestolecia był dla „prywatnego polityka” – jak z czasem zaczęto określać Retingera – relatywnie spokojny. Jako że cofnięto mu zakazy pobytu w Anglii oraz Francji, na swoją „bazę” wybrał Londyn. Często bywał też w Warszawie i Paryżu. Utrzymując świetne stosunki z Partią Pracy, która w 1924 roku doszła do władzy, lobbował na rzecz jej współpracy z Polską Partią Socjalistyczną, której był swoistym zagranicznym reprezentantem. W ramach tej działalności aranżował m.in. wizyty polskich socjalistów u labourzystowskich ministrów, z premierem MacDonaldem włącznie. Ponadto bardzo wzrosły – za sprawą aktywności w Meksyku – jego wpływy w międzynarodowych centralach związków zawodowych.
Jednak dwudziestolecie to także czas powrotu do idei zjednoczeniowej. Początkowo Retinger starał się forsować ją w Polsce, gdzie nie spotkał się z większym zainteresowaniem, nie będąc chyba traktowanym poważnie. Lepsze widoki dawała pod tym względem Anglia. Jak sam pisał: „W początkach XIX stulecia pewne idee były skutecznie rozpowszechniane przez swego rodzaju porozumienia rozmaitych ludzi w różnych krajach. Wydawało mi się, że moglibyśmy posłużyć się podobną metodą”. Widząc w zjednoczeniu drogę do zażegnania problemów ekonomicznych i zaprowadzenia trwałego pokoju, przekonał do swej koncepcji bardzo wpływowego labourzystę Edmunda Morela. Czy była to postać istotna? Najlepszą odpowiedzią będzie informacja, że właśnie w tym okresie pokonał on w wyborach Winstona Churchilla. Jednak krótko po zwycięstwie zmarł, tym samym Retinger utracił „motor napędowy” swojego planu.
Tajemnicą pozostaje jego rzekome zaangażowanie na rzecz powstania Abd el Karima w Maroku. Zarzut ten, bardzo popularny w latach późniejszych w łonie polskiej emigracji, wysuwał wobec Retingera choćby Stanisław Cat-Mackiewicz. Jednak nie są znane żadne źródła potwierdzające jego rzeczywisty udział w dozbrajaniu tej, skierowanej przeciwko Hiszpanii i Francji, rewolty. Zdaniem biografa „szarej eminencji”, Bogdana Podgórskiego, nie można tego jednak wykluczyć. Tym bardziej, że Abd el Karim ubiegał się o taką pomoc u europejskich ugrupowań lewicowych. Równie jednak prawdopodobne, że inspiratorem tych pogłosek był sam Retinger, lubiący przesadnie podkreślać swoja rolę i roztaczać wokół siebie aurę tajemniczości.
Druga połowa lat 30. to czas, gdy swą aktywność koncentruje całościowo na wspieraniu antysanacyjnej opozycji, którą zresztą pod postacią Frontu Morges współorganizuje, nieustannie podróżując na linii Londyn-Paryż-Warszawa-Praga. Mimo podejrzliwości jaką wzbudza u czołowych jej polityków, traktowany jest przez nich z estymą. Po konferencji monachijskiej Wincenty Witos w swych pamiętnikach zapisuje: „Pan Retinger w liście z Londynu ocenia położenie bardzo pesymistycznie. Relacje jego biorę jednak dość poważnie, gdyż wielokrotnie jego przewidywania się niemal w całości spełniały. Sądzi, że los Polski jest przesądzony”.
Klęska wrześniowa i katastrofa Francji paradoksalnie stwarzają Retingerowi nie lada okazję. W chaosie panującym w związku z dokonującym się upadkiem „największej europejskiej potęgi”, potrafi, jak nikt, zachować zimną krew. To on podejmuje działania, by przekonać Churchilla o konieczności ratowania pozostawionych we Francji wojsk polskich, a przede wszystkim – generała Sikorskiego, którego z jednej strony uważał za „prawdziwego męża stanu”, z drugiej zaś – co niewątpliwie ma tu znaczenie – osobę sympatyzującą z koncepcjami zjednoczeniowymi. Zgodę taką uzyskał, po czym natychmiastowo wyruszył przydzielonym mu wraz z załogą samolotem(!) za kanał La Manche, gdzie mimo powszechnego chaosu, odnalazł Sikorskiego. Ten nazajutrz zarządził ewakuację, samemu wyruszając z Retingerem do Londynu. Od tego momentu, przez kolejne trzy lata, nietypowy dyplomata będzie jednym z najbliższych współpracowników generała, otwierając mu nieosiągalne dla pozostałych polskich polityków drzwi.
W tym miejscu warto zastanowić się nad kwestią wzbudzającą największe kontrowersje – skąd brały się tak szerokie umocowania Retingera? Tezą powszechnie panującą w „polskim Londynie”, żywą zresztą i dziś, było przekonanie, że jest on wysokiego szczebla agentem brytyjskiego wywiadu. I rzeczywiście, mogłoby wydawać się to prawdopodobne. Jednak przeczą temu dokumenty MI6, przekazane na prośbę polskiego wywiadu w 1943 roku, opublikowane przez prof. Jana Ciechanowskiego, a także materiały na temat Retingera wytworzone przez brytyjskie Foreign Office w latach 1941-1945. Wynikało z nich, że Londyn sam rozpracowywał Retingera, podejrzewając go na przestrzeni lat o działalność na rzecz Niemiec, Polski, a także Kominternu, przy czym żadnej z wersji nie potwierdzono. Dla odmiany – Francuzi widzieli w nim człowieka Watykanu; Amerykanie – agenta służb meksykańskich, a Beria w kwietniu 1945 roku depeszował do Stalina: „Według posiadanych przez nas informacji Retinger jest agentem angielskiego wywiadu”. „Za dużo, jak na jednego człowieka” – skwitował po latach tę kwestię prezydent Ryszard Kaczorowski.
Czy zatem Retinger był agentem? Wszystko wskazuje na to, że, przynajmniej do roku 1945 nie był etatowym agentem którejkolwiek ze służb. Natomiast na pewno – jak pisze kilku zajmujących się tą postacią badaczy – można traktować go jako politycznego agenta wpływu, zarówno angielskiego przy rządzie polskim, jak i polskiego przy rządzie angielskim. Nie ułatwia odpowiedzi postawa samego Retingera, który dla podtrzymania swojej enigmatyczności z reguły nie odnosił się do tej kwestii. Traktowana przez niektórych jako dowód odpowiedź na uszczypliwe pytanie Tomasza Arciszewskiego (- „To ilu wywiadom pan służy, bo mówi się, że trzem? – Tylko dwóm: polskiemu i angielskiemu. Żadnemu trzeciemu”) wynika – jak twierdzi Bogdan Podgórski, biograf „prywatnego polityka” – z nieznajomości Retingera, który czując się atakowany, często uciekał w kpiny z adwersarza.
Inaczej rzecz wygląda z drugą, wysuwaną w kontekście jego szerokich wpływów kwestią, mianowicie – przynależnością do masonerii. Wiele wskazuje na to, że Retinger był wysokiego szczebla członkiem loży „Les Renovatours” należącej do Wielkiego Wschodu Francji. Wiadomo także, że na początku lat 30. starał się o przyjęcie do Wielkiej Loży Narodowej Polski, posiadającej na terenie Rzeczypospolitej znacznie większe wpływy. Według informacji MI6 miał zajmować również ważne stanowisko w syjonistycznej „B’nai B’rith”, choć kłóciłoby się to z głoszonym przez niego poglądem na kwestię żydowską. Nie był on bowiem bynajmniej zwolennikiem utworzenia państwa Izrael.
Pod skrzydłami i z poparciem gen. Sikorskiego zaczął Retinger na nowo forsować koncepcję zjednoczenia powojennej Europy. Co ważne, rzecznikiem tego pomysłu był też szef dyplomacji polskiej, August Zaleski. Retinger, uważając temat zjednoczenia całego kontynentu za mglisty i na ten moment (1940 – B.W.) utopijny, działał dwutorowo – z jednej strony pracując na rzecz powstania federacji państw Europy Środkowo-Wschodniej, której trzonem miały być Polska i Czechosłowacja; z drugiej – propagując analogiczną ideę wśród polityków z mniejszych państw zachodniej części kontynentu, Skandynawii oraz Bałkanów. Powstałe – jak wierzył – po wojnie tego typu organizmy, miały równoważyć pozycję największych europejskich graczy i być punktem wyjścia dla dalszej integracji na równych zasadach. Co ważne – miała się ona odbywać przede wszystkim na płaszczyźnie ekonomicznej, której podstawą był w jego przekonaniu jednolity system celny. Stanem pożądanym przez Retingera było doprowadzenie do gospodarczej nieopłacalności ewentualnego konfliktu.
Korzystając z tego, że rządy niemal wszystkich okupowanych krajów przeniosły się do Londynu, wyszedł z inicjatywą organizowania cyklicznych spotkań ministrów, które w ramach utworzonego na jego wniosek Sekretariatu Międzyalianckiego, odbywały się od roku 1940 w siedzibie polskiego rządu. Miało to w jego zamyśle wzmacniać prestiż Polski oraz podkreślać rolę Sikorskiego w podjętej inicjatywie. Efektem powyższych działań było głośne przyjęcie Zasad Aktu Konstytucyjnego Związku Polski i Czechosłowacji, a rok później – deklaracji o przyjęciu zasad przyszłej Unii Bałkańskiej, firmowanej przez rządy Jugosławii i Grecji. Retinger planował poszerzenie obu organizmów o inne państwa regionu, a finalnie – zjednoczenie ich, co skutkowałoby realizacją koncepcji Międzymorza. Równolegle optował za spopularyzowaniem wspomnianej idei w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1941 roku powołana została Rada Planowania Europy Centralnej i Wschodniej, zrzeszająca liczne grono intelektualistów z zainteresowanych państw. Znamienne, że na jej czele stanął Polak, związany z PPS, prof. Feliks Gross.
W siedzibie rządu polskiego toczyły się również konferencje z udziałem przywódców mniejszych państw zachodnich – głównie Belgii i Holandii. Że miały one swoją wagę, niech świadczy fakt, że ich uczestnikami byli politycy pokroju Paula-Henry Spaaka czy Paula van Zeelanda. Po latach Retinger podsumowywał je w ten sposób: „Myślę, że mam rację, twierdząc, że pierwsza sugestia Beneluxu wyłoniła się z naszych rozmów, poświęconych blokom federacyjnym”. Czy rzeczywiście miał rację? Odpowiedzieć nie sposób. Faktem jest, że już w roku 1943 uczestnicy wspomnianych konferencji podpisali porozumienie o przyjęciu prowizorycznego układu monetarnego, a nieco potem – konwencję o powołaniu Beneluxu.
Rok 1943 okazał się jednak dla forsowanych przez Retingera koncepcji dotyczących przyszłości Europy Środkowo-Wschodniej, tragiczny. Po ujawnieniu zbrodni katyńskiej i zerwaniu stosunków polsko-sowieckich, idea federacyjna zaczęła być już jawnie sabotowana przez Moskwę, której udało się oderwać od niej głównego partnera Polski – Czechosłowację. W lipcu 1943 roku nastąpił kolejny cios, mianowicie – śmierć generała Sikorskiego, zapewniającego całemu projektowi odpowiedniąrangę. Według różnych relacji Retinger miał przeżyć tę stratę niezwykle osobiście.
Jednak tragedia ta przyniosła też kolejne podejrzenia dotyczące „szarej eminencji”. W „polskim Londynie” zaczęto – zgodnie z prawdą – akcentować, że tragiczna podróż Naczelnego Wodza była jedyną od 1940 roku, w której nie towarzyszył mu równie wpływowy, co nielubiany – szczególnie po podpisaniu Układu Sikorski-Majski – doradca. Miało to wskazywać na jego powiązania z ewentualnymi zamachowcami. I niewątpliwie, wątek ten działa na wyobraźnię. Warto jednak zwrócić uwagę na dwa spostrzeżenia biografa Retingera, Bogdana Podgórskiego: Retinger uczestniczył w obu wcześniejszych lotach Sikorskiego, w trakcie których życie polskiego przywódcy i wszystkich pasażerów zawisło na włosku; według niezależnych relacji ze strony polskiej, Retinger nie poleciał w tragiczną podróż z inicjatywy samego generała.
W kwestii ewentualnej współodpowiedzialności Retingera, jego „przeciwnicy” często powołują się na słowa samego Sikorskiego, jakie według relacji prof. Kota miał przekazać politykowi przed jego podróżą do Moskwy, gdzie ten został mianowany ambasadorem: „Ostrzegam cię jak najbardziej stanowczo przed tym włóczęgą. Ja nie wiem dla kogo on pracuje. Ja go tam na swoją odpowiedzialność nie wyślę. Ile on tam i z kim naintryguje, nie mogę przewidzieć”. Pomija się jednak fakt, że zdaniem prof. Kota, Sikorski mówił to pod wpływem silnej irytacji (w relacjach Sikorski-Retinger całkiem częstej). Wystarczy wspomnieć, że nazywany przez generała „kuzynkiem diabła” doradca, aż sześciokrotnie składał rezygnację z pełnionego stanowiska. Warto też uwzględnić relację jednego z najbliższych Sikorskiemu ludzi, ówczesnego ministra obrony narodowej, gen. Kukiela: „Nie mam cienia wątpliwości, że Retinger był człowiekiem niesłychanie przywiązanym do gen. Sikorskiego. Dbał o wielostronność powiązań brytyjskich generała. Był to człowiek bardziej dobrej woli, niż to się widziało Polakom […]”.
Po śmierci generała Sikorskiego Retinger doradzał jego następcy, premierowi Mikołajczykowi, jednak ich relacje układały się znacznie gorzej. Wielką zagadką pozostaje kwestia owianej tajemnicą misji Retingera w okupowanej Polsce, którą formalnie zaproponował mu Mikołajczyk, jednak – jak wiele wskazuje – rzeczywista inicjatywa leżała po stronie mocarstw zachodnich. Jej celem miało być według jednych relacji – wybadanie rzeczywistych nastrojów w kierownictwie polskiego podziemia; według innych – nakłonienie liderów Podziemnego Państwa do ustępstw koniecznych dla osiągnięcia porozumienia z ZSRR, a tym samym zdobycie poparcia dla polityki Mikołajczyka; według jeszcze innych – zbadanie ewentualnych możliwości kontynuowania pracy podziemnej pod okupacją sowiecką. Jest to jednak temat zbyt obszerny, godny osobnego tekstu. Dość wspomnieć, że w trakcie jej trwania zarówno ze strony pewnych czynników w łonie AK, jak i ze strony Narodowych Sił Zbrojnych, podjęto – nieudane, co rodzi kolejne wątpliwości! – próby zgładzenia jego osoby. Znamienne, że ten najstarszy w dziejach II wojny światowej skoczek spadochronowy (w chwili skoku miał 58 lat), wracał z podjętej misji częściowo sparaliżowany. Jeszcze bardziej – że tuż po przyjeździe do Londynu, zgodnie z relacją jego towarzysza, emisariusza rządu polskiego Tadeusza Chciuka, odwiedzili go osobiście m.in. szef dyplomacji angielskiej Anthony Eden, członek gabinetu wojennego Churchilla – Stafford Cripps oraz szef Special Operations Executive, mjr Collin Gubbins.
Kończąc ten wątek można przywołać fragment raportu sporządzonego przez Foreign Office na podstawie zeznań Retingera: „[…] wyraża on opinię, że Polska będzie popierać Mikołajczyka w osiągnięciu porozumienia ze Stalinem, nawet jeżeli będzie się to wiązało z utratą Wilna, ale już nie za cenę utraty Lwowa. Twierdzi [Retinger – B. W.], że w tej sprawie jest znacznie większa jednomyślność Polaków w kraju, niż wśród Polaków za granicą, a Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego reprezentuje obecnie jedynie 2% (sic! – B.W.) populacji, chociaż w wyniku wyzwolenia przez Sowietów, odsetek ten może wzrosnąć do 15%, ale nie więcej […]”. Nie wydaje się, by była to rzetelna relacja nastrojów panujących w nieustępliwie usposobionym Kraju. Czy w ten sposób chciał skłonić Brytyjczyków do powrotu na drogę koncepcji pojawiających się jeszcze w 1943 roku, skłaniających się do poparcia Polski w kwestii Lwowa, pod warunkiem rezygnacji z Wilna? Nie sposób odpowiedzieć.
Jesienią 1945 roku Retinger – formalnie nie reprezentując żadnej instytucji! – wychodzi z inicjatywą zorganizowania misji humanitarnej dla wyniszczonej Polski. Nawiązuje w tym celu kontakt ze Staffordem Crippsem oraz Hugh Daltonem, pełniącymi wówczas rolę odpowiednio – ministra handlu oraz ministra skarbu w gabinecie Clemensa Atlee. W efekcie rząd brytyjski godzi się na pomoc materialną w postaci „żywności, odzieży, artykułów gospodarstwa domowego, kuchni polowych oraz mostów pontonowych”, szacowaną na 4 mln funtów. Sam Retinger zyskuje tym samym świetny pretekst do pojawienia się w Polsce. Wydaje się prawdopodobne, że zamierzał wówczas pozyskać wpływy w kręgach Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Mimo odbycia szeregu rozmów z politykami pokroju Władysława Gomułki, Hilarego Minca czy – ponownie – Stanisława Mikołajczyka, będąc podejrzewanym o pracę dla wywiadu angielskiego, zostaje zmuszony do opuszczenia komunistycznej Polski.
Od 1946 roku, Retinger wraca na dobre do prac nad swą idee fixe. Prowadzi szereg rozmów z politykami europejskimi. Lobbuje także w Stanach Zjednoczonych, gdzie dotarł z pomocą ambasadora USA w Londynie – Averella Harrimana. W efekcie z inicjatywy Retingera powstaje Niezależna Liga Współpracy Gospodarczej. Jednak w obliczu narastającej popularności idei zjednoczeniowej, równolegle powstaje szereg innych organizacji działających na tym polu. Wobec dużego ich rozdrobnienia, Retinger uważa za konieczne skoordynowanie ich wysiłków. W tym też duchu działa, doprowadzając latem 1947 roku do zwołania konferencji, której efektem jest powołanie Międzynarodowego Komitetu Koordynacyjnego Ruchów na rzecz Jedności Europejskiej. Honorowym przewodniczącym ciała wybrany zostaje Winston Churchill, przewodniczącym Duncan Sandys, a rola sekretarza przypada Polakowi, który szybko zostaje też oddelegowany do pertraktacji na rzecz uzyskania wobec wspomnianej idei niezbędnego poparcia Stolicy Apostolskiej. Hierarchą, z którym w tej kwestii prowadził zakończone sukcesem rozmowy był kardynał Montini – przyszły papież Paweł VI.
Kolejnym ważnym wydarzeniem, w którym istotną rolę odgrywa „szara eminencja” – Józef Retinger, będzie zwołany w maju 1948 roku Kongres Europy w Hadze. Podczas imprezy, w przeciwieństwie do negocjacji organizacyjnych, Retinger pozostaje (w swoim stylu) w cieniu. Brylują Winston Churchill, Alcide de Gasperi, Paul-Henry Spaak oraz Paul Ramadier. W osobach Edwarda Raczyńskiego i Stanisława Mikołajczyka, reprezentowana na imprezie była także Polska.
W wyniku ustaleń poczynionych podczas kongresu, pół roku później powołany zostaje Ruch Europejski, który już na pierwszej konferencji przyjmuje Deklarację Zasad Politycznych Unii Europejskiej. Ruch ten, którego Retinger jest – standardowo – sekretarzem, postuluje konieczność powołania Rady Europy, Zgromadzenia Europejskiego, Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz przygotowania europejskiego programu surowcowego, regulującego rynek surowców i produktów przemysłu węglowego i stalowego. Ten ostatni postulat, jak twierdzi Bogdan Podgórski, „został uwzględniony w przedstawionym w maju 1950 roku planie Schumana”.
Powstanie w 1949 roku Rady Europy to z jednej strony niewątpliwie szczęśliwy finał wieloletnich starań Retngera; z drugiej – moment, gdy, jako osoba nie reprezentująca żadnego państwa, siłą rzeczy zaczyna tracić na znaczeniu. Zostanie jeszcze, wraz z przyszłym premierem Wielkiej Brytanii, Haroldem Macmillanem, inicjatorem powołania przy Radzie Komisji ds. Europy Wschodniej, o której utrzymanie będzie następnie zabiegał. Rozczarowaniem, które pociągnie za sobą dalsze obniżenie jego pozycji w ruchu zjednoczeniowym, okaże się postawa Churchilla, który po powrocie do władzy, wbrew zapowiedziom, zaczął wycofywać się z postulowanego wcześniej „kursu na zjednoczenie”, ustępując tym samym patronom „kontynentalnym” z Jeanem Monetem oraz Robertem Schumanem na czele. Dokonają oni w kwestii integracji europejskiej swego rodzaju resetu, który, bazując na doświadczeniach dotychczasowych prób integracji zakończonych powołaniem Rady Europy, zaowocuje podpisaniem w 1951 roku Traktatu Paryskiego, powołującego Europejską Wspólnotę Węgla i Stali.
Retingera nie wymienia się dziś w panteonie „Ojców Zjednoczonej Europy”. Czy jego osiągnięcia go do tego predestynują? Nie podejmuję się odpowiedzi na to pytanie. Niewątpliwie jednak spośród Polaków głoszących koncepcje zjednoczeniowe, żaden nie zbliżył się do roli, jaką odgrywał ten tajemniczy obywatel świata rodem z – o czym do końca pamiętał – Krakowa. Warto przytoczyć też w tym kontekście opinię Paula-Henry Spaaka: „Wyjątkowa postać […]. Inteligentny, aktywny, trochę tajemniczy […]. Podczas wojny stał u źródeł dyskusji, które Polacy, Holendrzy, Norwegowie i my, Belgowie, prowadziliśmy, by ustanowić między nami nowe więzy. Po wojnie, kontynuując swój wysiłek, został jednym z najbardziej przekonanych twórców Zjednoczonej Europy. Jego imię powinno na zawsze zostać zaliczone do jej pionierów”.
Ostatnim projektem politycznym Józefa Retingera było utworzenie forum umożliwiającego ponadpaństwowy dialog elit świata europejskiego i amerykańskiego. To z jego inicjatywy, po dwóch latach przygotowań, w 1954 roku odbył się pierwszy zjazd wpływowych gremiów reprezentujących obie strony Atlantyku. Miejscem wspomnianego spotkania był hotel… „Bilderberg”, a zjazdy przybrały charakter cykliczny. Retinger do końca życia pozostawał sekretarzem generalnym budzącej liczne pytania Grupy Bilderberg, nazywanej niekiedy Rządem Światowym, stojąc równocześnie na czele jej Komitetu Wykonawczego.
O roli „szarej eminencji” w powstaniu Grupy najlepiej świadczy relacja włoskiego dyplomaty, Pietro Quaroniego, uczestniczącego w spotkaniach przygotowujących inauguracyjny zjazd: „Był chyba jedynym z nas, który naprawdę przestudiował problem z obu stron Atlantyku i miał określone poglądy na ten temat. Stary intrygant miał tak miły sposób bycia, że godziliśmy się na wszystko, czego chciał”.
W 1958 roku Retinger został nominowany do pokojowej Nagrody Nobla. Na przestrzeni lat, poza działalnością polityczną, którą starałem się zarysować, zajmował się także publicystyką. Co ciekawe – jej istotna część poświęcona była promocji Polski oraz polskiego wkładu w kulturę europejską, stąd w jego bibliografii znajdziemy pozycje takie, jak – wydana w Wielkiej Brytanii – All about Poland czy we Francji – La Pologne et l’Equilibre european.
Osoba Józefa Hieronima Retingera dziś, tak jak przed laty, budzi emocje i kontrowersje. Z takim stanem rzeczy chyba po prostu trzeba się pogodzić. Warto jednak, by nie budziła ich jedynie wśród nielicznych i mam nadzieję, że choć w najmniejszym stopniu, przyczyni się do tego ten tekst. Na zakończenie warto przytoczyć fragment rozmowy z innym propagatorem idei zjednoczeniowej, prywatnie przyjacielem Retingera, Denisem de Rougemont, który mówi więcej, niż niejeden poświęcony mu elaborat:
– Powiedz mi Joseph, mówią, że jesteś masonem, agentem Intelligence Service, CIA i Watykanu, a także sympatykiem komunizmu. Czasem nawet dodają, że jesteś Żydem i pederastą. Co mam na to powiedzieć?
– Powiedz, że to jeszcze nie wszystko.
Przygotowując artykuł autor korzystał z pracy Bogdana Podgórskiego Józef Retinger. Prywatny polityk, a także artykułów Zbigniewa Siemaszko, Jana Ciechanowskiego i Hanny Świderskiej, opublikowanych na łamach Zeszytów Historycznych.
Tekst powstał ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach priorytetu „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2016″. Jest częścią projektu Polacy Inspirują.