Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Ewa Strankowska  11 sierpnia 2016

Zmierzch generałów

Ewa Strankowska  11 sierpnia 2016
przeczytanie zajmie 4 min

Zakończona niepowodzeniem próba puczu może okazać się ostatecznym gwoździem do trumny tureckiej demokracji. Ostatnie wydarzenia umocniły tylko społeczną legitymizację Erdogana i z pewnością ułatwią mu podjęcie kolejnych kroków na drodze do monopolizacji władzy. Nie zrozumiemy jednak istoty sprawy bez przyjrzenia się roli, jaką w państwie tureckim od lat odgrywa instytucja armii. No właśnie odgrywa. A może już tylko odgrywała?

Klęska Imperium Osmańskiego, proces transformacji politycznej i ustrojowej, ustanowienie w 1923 roku Republiki Tureckiej – pozycja i rola armii w przekształceniu imperium w państwo narodowe była nie do przecenienia. Wojskowi stali się gwarantami i obrońcami nowego porządku. Dwa główne cele dotyczyły ochrony państwa przed ruchami kurdyjskimi oraz zwalczania islamu o zapędach politycznych, mogących stanowić zagrożenie dla oficjalnie proklamowanej sekularyzacji. Armia cieszyła się zaufaniem społecznym, w kontrze do skorumpowanych, wciąż zmieniających się i działających krótkowzrocznie polityków. Wojsko postrzegane jako ostoja stabilności i gwarant przestrzegania porządku publicznego przez większość czasu nie ingerowało bezpośrednio w politykę. Formalna pozycja wojskowych została jednak zagwarantowana, m.in. poprzez stworzenie Narodowej Rady Bezpieczeństwa (NRB), której budżet ustanawiany był poza kontrolą parlamentarną czy rządową. Co ważniejsze, zdanie i rekomendacje wyrażane przez wojskowych na tematy dotyczące najważniejszych kwestii życia publicznego, cieszyły się ogromnym poważaniem wśród organów decyzyjnych. Poza tym, w wewnętrznym kodeksie Tureckiej Armii Narodowej zapisane zostało, że jej podstawowym obowiązkiem jest gwarantowanie bezpieczeństwa oraz ochrona konstytucyjnie zdefiniowanej Republiki Tureckiej przed wszelkimi wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi.

Jeszcze w ubiegłym stuleciu kuratela armii sprawowana była głównie poprzez bierne, aczkolwiek czujne „uczestnictwo” w życiu publicznym. Jednak ujawniało się ono zawsze w momencie, gdy dochodziło do wydarzeń wyraźnie zagrażających ustalonemu porządkowi. Wtedy wojskowi przeprowadzali interwencję, zwane puczem czy coup d’état. Pierwsze cztery przypadki (w latach 1960, 1971, 1980 i 1997) zakończyły się ewidentnym sukcesem. Już piąty pucz w 2007 roku pozostawił pierwsze rysy na dotychczas nietkniętym wizerunku armii. Gül, ówczesny kandydat na prezydenta z ramienia partii AKP, objął urząd, mimo wyraźnego sprzeciwu wojskowych. Próba puczu przeprowadzona przed tygodniem zakończyła się klęską na skalę, która jeszcze piętnaście lat temu była absolutnie nie do pomyślenia. Tak jak budowa pozycji armii w życiu państwowym Turcji stanowiła efekt wieloletnich procesów, tak i osłabienie jej znaczenia przebiegało ewolucyjnie. Pierwsze symptomy pojawiły się już z końcem XX w. i wynikały ze zbliżenia Turcji do UE. Od 1999 roku, gdy na szczycie w Helsinkach przyznano Turcji status kandydata do UE, wiele zmian prawnych uderzyło w niezależność armii. Dwie główne poprawki konstytucji oraz dziewięć pakietów legislacyjnych przyjętych w okresie 2002–2004 zaburzyły ówczesne relacje wojskowo-cywilne. Dla wzmocnienia demokracji Komisja Europejska wymogła na władzach tureckich ograniczenie kompetencji NRB. Własność wojskowych poddana została kontroli sądów cywilnych, zmniejszono częstotliwość spotkań jej członków. Dodatkowo ograniczone zostały uprawnienia przedstawicieli Sztabu Generalnego, m.in. prawo wyboru jednego reprezentanta Rady Edukacji Wyższej oraz prawo do delegowania własnego reprezentanta w Radzie Cenzury.

Kluczową rolę odegrała jednak rządząca w Turcji od 2002 roku partia AKP. Stopniowemu wzmacnianiu wpływów ugrupowania towarzyszyły posunięcia uderzające w pozycję armii. Proces przebiegał stopniowo tak, by nie wywołać zbyt silnego sprzeciwu wśród zwolenników systemu. Po wygraniu wyborów w 2011 roku cały proces nabrał przyśpieszenia. Przeprowadzono akcję zwaną Ergenekon – szereg śledztw, które ujawniły wiele nieprawidłowości w sektorze wojska oraz zakończyły się wyrokami, nawet dla przedstawicieli władz wojskowych wyższego szczebla. Ujawnienie afer przyczyniło się również do podważenia wiarygodności i legitymizacji armii w oczach opinii publicznej. Z jednej strony zwiększano kontrolę nad armią, z drugiej zaś rozpoczęto wprowadzanie osób związanych ze środowiskami islamistycznymi do grona elity tureckiej, odsuwając tym samym kemalistów.

Ostatni element, dopełniający skuteczność AKP w dążeniu do odsunięcia armii od wpływu na życie publiczne, stanowiła zmiana pokoleniowa wśród generałów. W obliczu przemian w środowisku międzynarodowym oraz na własnym podwórku wśród większości z nich zmieniło się pojęcie demokracji. Zamach stanu przestał mieścić się w jej ramach. Wydarzenia z ostatniego tygodnia wydają się potwierdzać tę tezę, biorąc pod uwagę skalę, na jaką wojskowi zdecydowali się wystąpić przeciwko puczowi. Sprzeciw wobec zamachu zadeklarowała nawet najwyższa kadra dowódcza armii, z szefem sztabu generalnego i dowódcą stacjonującej w okolicach Stambułu 1. Armii.

Warto na zakończenie przeanalizować reakcję Erdogana. Uprzednio ostrzeżony o zbliżających się puczystach zdołał uciec z kurortu Marmaris, gdzie spędzał wakacje. Wzywając społeczeństwo do wyjścia na ulicę, przeciągnął na swoją stronę nawet partie opozycyjne, broniące ataku na demokratycznie wybrane władze. Tą samą retoryką posługiwały się również państwa europejskie czy Stany Zjednoczone, które zgłaszały wcześniej uwagi co do procesu demokratycznego w samych wyborach, jak również poziomu demokracji w polityce wewnętrznej rządu, w odniesieniu do chociażby kwestii kurdyjskiej, wolności słowa czy przejrzystości procesów sądowych przeciwników władzy. Dodatkowo uderzenie zostało wymierzone w Fethullaha Gülena, przywódcę ruchu religijnego a zarazem opozycji w Turcji, przebywającego już blisko 20 lat na emigracji w USA.

Pierwsze następstwa odczuło jednak szerokie grono osób, które choćby w minimalnym stopniu mogło być powiązane z zamachem. Aresztowania dotknęły ponad 9 tys. osób – przedstawicieli wojska, służb wywiadowczych, policji. Doszło również do zwolnień blisko 50 tys. pracowników sfery publicznej, w tym szczególnie policji, sądów, szkół, mediów oraz urzędników w ministerstwach, niewygodnych dla partii rządzącej. Czystki na tak bezprecedensową skalę dają prezydentowi praktycznie wolną rękę w kształtowaniu państwa i jego instytucji. Dotychczasowe wydarzenia nie zapowiadają jednak, by zmierzał on w kierunku demokracji.

W obecnej sytuacji największą niewiadomą pozostaje więc ostateczny cel, do osiągnięcia którego zmierza Erdogan. Przyjmując, że sam zainteresowany posiada go już we względnie określonej formie, nam, Europejczykom pozostaje jedynie czekać i liczyć na to, że droga do jego realizacji nie będzie przebiegała w sposób bezpośrednio sprzeczny z naszymi interesami i wartościami.