Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Samozachwyt Kurskiego. Rozmowa z Krzysztofem Czabańskim

przeczytanie zajmie 8 min

Z Krzysztofem Czabańskim spotkałem się jeszcze na Krakowskim Przedmieściu, w Ministerstwie Kultury. Kancelaria Sejmu przygotowuje już pierwszą siedzibę dla Rady Mediów Narodowych. Rozmawialiśmy w poniedziałek, w najbardziej gorącym okresie. Kilka godzin wcześniej ukazał się mocny, okładkowy wywiad z Jackiem Kurskim w tygodniku braci Karnowskich. Chociaż Krzysztof Czabański unikał oceny telewizji Kurskiego, to przynajmniej kilkukrotnie ujawnił żyłkę publicysty, nie szczędząc ostrych słów pod adresem dotychczasowego prezesa TVP.

Informacją o dymisji Jacka Kurskiego zaskoczył Pan nas wszystkich. Właściwie nikt się tego nie spodziewał.

Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. Sprawa, w dużej części z mojej winy, stała się przyczyną wielkiego zamieszania medialnego. Niepotrzebnie jeszcze w trakcie posiedzenia Rady Mediów Narodowych udzieliłem mediom wstępnych informacji na temat wyników obrad.

Musi Pan przyznać, że komunikacyjnie dało się to rozwiązać lepiej.

To jest moja wina, popełniłem błąd i przyczyniłem się do zamieszania.

Między środowiskami prawicowymi trwa bardzo ostra wymiana zdań. Nie chciałbym podgrzewać atmosfery. Lepiej, żeby to ucichło i przeszło do fazy mniej emocjonalnej, a bardziej merytorycznej.

Opinia publiczna tylko utwierdziła w przekonaniu, że media publiczne są areną ciągłej walki politycznej, a ważne decyzje podejmuje się „na gorąco” z dużym udziałem prezesa Kaczyńskiego. Opozycja dostała temat na talerzu. Kontynuację mamy dziś na łamach tygodników – „Do Rzeczy” i „w Sieci”.

Nie widzę tego elementu w wywiadzie, którego udzieliłem tygodnikowi „Do Rzeczy”. Natomiast we „w Sieci” postawiono wyraźnie tezę, jakoby moje działania były operacją wymierzoną w Jarosława Kaczyńskiego. Rozumiem, że Jackowi Kurskiemu i środowisku braci Karnowskich wygodnie formułować takie osądy, ale nie popadajmy w szaleństwo. Nie chcę wypowiadać się za prezesa Kaczyńskiego, ale myślę, że utożsamianie go z prezesem TVP niespecjalnie go ucieszyło.

To próba dorobienia gęby Radzie Mediów Narodowych. Jest wielki opór Jacka Kurskiego i środowiska braci Karnowskich przeciwko przekształceniu mediów publicznych ze spółek handlowych w państwowe osoby prawne i utworzenie Rady, czyli odrębnej instytucji kierującej wyłącznie mediami publicznymi. Skoro Kurski objął władzę w Telewizji Polskiej – a nawet można powiedzieć, że osoby związane z ugrupowaniami prawicowymi objęły władzę w mediach publicznych – to po co jakiekolwiek zmiany? Ważne są personalia, a wszystko inne psuje zabawę. Przekształcenie w media narodowe trzeba odłożyć i zapomnieć. O to toczy się bój.

Pieniądze są wydawane w sposób absolutnie nieprzejrzysty i służą interesom różnych grup, które traktują telewizję jako dojną krowę. Nie ma żadnego rozliczenia pod kątem oferowanych produktów. Póki struktury pozostaną niezmienione, istniejące jako spółki prawa handlowego, to będzie tak wyglądało.

Zostawmy wrażenia, bo o nich nikt za miesiąc nie będzie pamiętał. Sprawa ma także konsekwencje długoterminowe. Pozycja kolejnego prezesa Telewizji Polskiej – i szefów anten oraz ośrodków regionalnych – będzie jeszcze słabsza i bardziej zależna politycznie niż dotychczas.

Nie zgadzam się. Konkurs stwarza możliwość utworzenia kadencji na najważniejszych stanowiskach w mediach publicznych. Chcemy wprowadzić zmiany w statutach spółek. W przypadku konkursów, zarządy Telewizji Polskiej będą miały trzyletnie kadencje. Żeby odwołać władze spółek, będzie musiało dojść do nadzwyczajnych wydarzeń, przewidzianych w kodeksie pracy.

Dobrą praktyką byłoby też organizowanie konkursów wewnątrz TVP i PR na najważniejsze stanowiska. To jednak nie leży w moich kompetencjach, nie ma nic wspólnego z uprawnieniami Rady Mediów Narodowych i jest jedynie sugestią dla nowo wybranych zarządów.

Ubezwłasnowolnienie dyrektorów

Podoba się Panu telewizja Kurskiego? Minęło prawie dziewięć miesięcy od wyboru nowego prezesa, więc mamy już sporo „materiału” do oceny.

Panuje pewna dysproporcja między narracją z wewnątrz, a prostą obserwacją z zewnątrz TVP. Słyszymy o budowie „wielkiej” telewizji, tylko jest to rozbieżne z uruchomieniem linii kredytowej na wydatki bieżące. Nie można, chwalić się wynikami oglądalności prowadzonymi przez firmę Nielsen, gdy te wyniki są dobre, a gdy słupki nie układają się po naszej myśli, negować ich wiarygodność.

Były mianowania na bardzo ważne funkcje dyrektorskie w Jedynce i Dwójce, które po trzech miesiącach zostały negatywnie zweryfikowane. To samo kierownictwo, które w styczniu i lutym mianowało szefów anten odwoływało ich i zwalniało. Być może mając ku temu powody – ale składa się to w niepokojący obraz.

Najbardziej martwiący mnie element, to ubezwłasnowolnienie anten. Od niedawna szefowie anten zgłaszają własne propozycje audycji, ale to biuro programowe TVP podejmuje decyzje, czy będą one realizowane, ponieważ tam został przeniesiony przydział pieniędzy. Decyzje nie zapadają w antenach, a w biurze programowym. Mój niepokój budzi też wydawanie ogromnych pieniędzy na transmisje sportowe w sytuacji, gdy telewizja ma duże kłopoty finansowe. To sprawa do dokładnej analizy.

Prezentacja prezesa Kurskiego w trakcie obrad Rady była pełna samozachwytu, więc otrzymał ostrzeżenie. Jesteśmy zaniepokojeni pewnymi zjawiskami w telewizji publicznej. Kurski dostał żółtą kartkę, ale mam nadzieję, że wystartuje w konkursie i przygotuje dobry program naprawy TVP. Nie zakładający, że stworzy wielką telewizję, w sytuacji gdy media publiczne będą miały wielkie pieniądze, lecz dopasowany do obecnych warunków. Wbrew temu, co niektórzy próbują sugerować – przynajmniej z mojej perspektywy nie ma walki osobistej, a jedynie spór merytoryczny o rozwiązania programowe i kształt mediów publicznych.

We „w Sieci” Jacek Kurski twierdzi, że działanie prezesa TVP można realnie oceniać po półtora roku pracy.

Jeśli chciałbym być złośliwy, to powiedziałbym, że w tym samym wywiadzie mówi, że miałem półtora roku, żeby wprowadzić powszechną opłatę audiowizualną i „opcję zerową”, a on bez tego nie może reformować firmy. Przypominam, że minęło niecałe dziewięć miesięcy, od kiedy objąłem funkcję pełnomocnika rządu ds. reformy mediów publicznych.

Zresztą to nie jest prawda, że bez „opcji zerowej” nie da się działać. Gdyby prezes Kurski chciał reorganizować firmę, to mógłby zacząć zwolnienia grupowe. Będąc prezesem Polskiego Radia, chcąc zmniejszyć zatrudnienie ze względu na przerost, wszedłem w negocjacje ze związkami zawodowymi i wynegocjowałem porozumienie, które pozwoliło mi dokonać zwolnień grupowych. Ta droga stoi przed zarządem Telewizji otworem, tylko trzeba się przyłożyć do pracy wewnątrz, a nie zajmować lansowaniem na zewnątrz.

Przejdźmy do kwestii personalnych. Uważa Pan Telewizję Republika za dobrą kuźnię dziennikarskich talentów? Stamtąd pochodzi największy zaciąg do “Wiadomości” i najważniejszych programów informacyjnych.

Nie chciałbym, żeby traktował to Pan jako unik, ale nie chcę wygłaszać opinii w tym temacie. Oczywiście temperament publicysty kusi, ale dopóki pełnię swoją funkcję, będę unikał dzielenia się osobistym zdaniem publicznie.

Spróbuję z kolejnym pytaniem. Za rządów PO Pańskie środowisko narzekało na czystki w TVP. „Z prawicowych dziennikarzy ostał się jedynie Jan Pospieszalski” – słyszałem wielokrotnie. Dziś obserwujemy właściwie analogiczną sytuację.

Panie Redaktorze, na Boga. Niech mnie Pan nie pcha w wygłaszanie opinii, które zostaną odebrane przez zarząd Telewizji jako nieuprawniona ingerencja w jej wewnętrzne sprawy i przejaw strasznej agresji z mojej strony. Broń Boże, w żadnym wypadku.

Zostawmy dziennikarzy, przejdźmy do widzów. Oglądalność wszystkich programów telewizji publicznej, z wyjątkiem TVP Kultura, spada. Z czego to wynika?

Są to niepokojące wyniki, wymagające szczegółowego spojrzenia. Być może w tym tkwi zagrożenie dla przyszłości TVP.

Permanentna walka

Kolejny prezes będzie miał twardy orzech do zgryzienia. 100 mln zł mniej z wpływów reklamowych i 30 mln zł z abonamentu. Nową „ustawę medialną” w mediach społecznościowych prezentował Pan jeszcze w 2015 roku, a ostatecznie będziemy czekać kolejny rok. Jacek Kurski słusznie mówi o opóźnieniach.

Jeśli chodzi o projekt ustawy z grudnia 2015 roku, to Kurski stał na głowie, żeby ją zablokować. Jeżeli mówi o opóźnieniach, to sam jest ich autorem.

Co zdecydowało: biurokracja, kwestie polityczne czy problemy z dostosowaniem się do prawa unijnego?

Zwyciężył pogląd, że najpierw trzeba zmienić władze mediów publicznych krótką ustawą, przekazując kompetencje ministrowi skarbu państwa, który dokonał tych zmian. Ponadto uznaliśmy, że jednoczesna zmiana władz i struktur wprowadzi duże zamieszanie, bo pierwszy projekt dotyczył Rady Mediów Narodowych, a nie opłaty audiowizualnej. Jednym z głównych orędowników takiego rozwiązania był Kurski, który teraz narzeka na zatrzymanie ustawy.

Natomiast jeśli chodzi o powszechną opłatę, to projekt do Sejmu wpłynął w kwietniu i znajduje się aktualnie w komisjach sejmowych. Na przełomie maja i czerwca zaczęliśmy nad nią pracę. Konsultowaliśmy z instytucjami europejskimi (KE, RE, EBU) i dostaliśmy różne uwagi. W tym samym momencie zapadła decyzja „kierownictwa państwa”, że jednak nie idziemy na tzw. „wariant ostry” – taka była jeszcze decyzja na początku roku – a wybieramy wariant „ostrożnościowy” i czekamy na reakcję Brukseli i dopiero po tych uzgodnieniach będziemy procedować. Nie będziemy najpierw uchwalać, by potem zaczął się konflikt. To mogło być niekorzystne dla naszego państwa.

Następnie zapadła decyzja, aby media narodowe mogły powstać i współdziałać, powinien powstał projekt pomostowy, w wyniku którego odebrano kompetencje ministrowi skarbu państwa oraz rządowi, który aktualnie nie ma żadnych kompetencji zarządczych wobec mediów publicznych. Zlikwidowaliśmy stan, który był zły.

To był stan przejściowy, który sami wprowadziliście.

To prawda, ale w poprzednim modelu KRRiT też była „uwikłana” politycznie. Minister skarbu państwa i minister kultury delegowali swoich przedstawicieli do rad nadzorczych mediów publicznych. W nowym modelu nie ma żadnego związku z rządem.

Była też koncepcja, by media komercyjne zrzucały się na publiczne w zamian za odstąpienie od rynku reklam.

Wysuwana przez Kurskiego. Zamiast bawić się we wprowadzenie opłat, znieść je, a w zamian wycofać media publiczne z rynku reklam. Nie zyskała poparcia i przepadła w dyskusjach. Wówczas pojawiła się koncepcja, by uszczelnić abonament, żeby skłonić ludzi do płacenia opłaty. Jest to rozwiązanie wynikające z obecnego prawa i nie wymaga notyfikacji Brukseli.

Kompetencje Rady pokrywają się z KRRiT. Poza pobudkami politycznymi – trwająca kadencja urzędników mianowanych przez PO – były jakieś argumenty za powołaniem tej instytucji? Powstała równie upolityczniona instytucja.

Stworzyliśmy Radę, by wyjąć media publiczne spod władztwa KRRiT, której zostawiliśmy obowiązki regulatora całego rynku mediów komercyjnych i publicznych o równym dystansie do jednych i drugich, mającą strzec wolności słowa. Naszym zdaniem ten model jest bardziej przejrzysty. Główny cel Rady, to nie tylko przeprowadzenie konkursów do poszczególnych zarządów mediów publicznych, ale także zachęcenie do współdziałania Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej.

Czy w celu stworzenia silnego regulatora rynku KRRiT nie powinna zostać połączona z UOKiK-iem i UKE?

Uważam, że to dobry pomysł.

W pakiecie „ustaw medialnych” – mimo wcześniejszych zapowiedzi – nie padło ani słowo o przepisach antymonopolowych dotyczących telewizji i innych sektorów zarówno na poziomie ogólnopolskim, jak i regionalnym.

Chcieliśmy się ograniczyć wyłącznie do segmentu rynku mediów publicznych. Nie było planów, by pojawiły się w ustawie.

Powinna powstać nowa ustawa medialna, która odrzuciłaby ustawę prasową z 1984 roku. Prawodawstwo w Polsce, jeśli chodzi o sprawy medialne, albo jest z innego ustroju, albo brakuje przepisów regulujących część materii. Na polskim rynku medialnym doszło do monopolu na szczeblu gazet lokalnych. To są rzeczy trudne do wyobrażenia w innym państwie Europy.

Żeby kolejny raz nie było już takiej niespodzianki. Jaki będzie następny cel RMN? Budowa ogólnopolskiego portalu zgodnie z Pana zapowiedziami czy jeszcze coś innego?

Jest kilka ambitnych projektów do realizacji.

Po pierwsze, uruchomienie dużego portalu mediów narodowych, wykorzystując potencjał organizacyjny, redakcyjny i kadrowy trzech wielkich firm medialnych. Taki portal miałby szansę podjąć rywalizację z Wirtualną Polską i Onetem. To byłby zawodnik tej wagi.

Ponadto planujemy pewne przedsięwzięcia, które mogłyby pomóc polskiej kulturze. Dziewięć lat temu, za kadencji Andrzeja Urbańskiego, wymyśliłem nagrodę mediów publicznych w dziedzinie współczesnej literatury i muzyki poważnej. Chcielibyśmy do tego wrócić, to była wielka promocja polskich twórców.

Można sobie wyobrazić wiele wspólnych działań. Problem polega na tym – i takie miałem doświadczenie za prezesury Wildsteina – że namawiając na współpracę Polskie Radio z Telewizją Polską, TVP ma odruch: „my jesteśmy wielcy i nie musimy z nikim współpracować. My jesteśmy najwięksi i sami dyktujemy warunki”. Trzeba z tym skończyć.

Portal to oczywiście najbardziej ambitny projekt. Wychodzi też naprzeciw trendom widocznym gołym okiem. Odbiorniki radiowe czy telewizory – takie jak widzi Pan w moim biurze – już niedługo trafią do muzeum techniki. Nie można być przywiązanym do formy, a należy w każdy możliwy sposób docierać do odbiorcy.

Rozmawiał Paweł Grzegorczyk