Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Adam Michalak  27 czerwca 2016

Sztuka robi nam dobry PR

Adam Michalak  27 czerwca 2016
przeczytanie zajmie 6 min

Chyba nie ma niczego ważniejszego w biznesie jak dobry wizerunek. Bez tego, mając nawet najlepszy produkt, niczego byśmy nie zarobili. Taka sam zasada dotyczy  państwa: im lepszy PR, tym łatwiej jest wprowadzać w życie politykę danego kraju. Sztuka jest jednym z narzędzi, by ten dobry wizerunek osiągnąć. Wiedzieli o tym twórcy II RP, dlatego też wznosili modernistyczne gmachy rządowe i chwalili się z rozmachem osiągnięciami swych artystów na międzynarodowych wystawach. My do tej pory tego nie umiemy. Nadszedł czas, by sięgnąć do doświadczeń przeszłych pokoleń i nauczyć się, jak za pomocą sztuki budować narodowy PR.

Ci, którzy uważają ten temat za marginalny i niemający wpływu na rzeczywistość, pozostają ślepi na moc sztuki, która kształtuje nasz świat, sposób, w jaki go postrzegamy. Ma to szczególne znaczenie w czasach renesansu tzw. wojny informacyjnej.

Sztuka – to jak ją przedstawimy, jaką jej nadamy treść – może w efekcie przekształcić pojedynczych ludzi i całe narody. Może tworzyć dobry lub zły obraz danego kraju. Wizerunek ten czasami odbiega od rzeczywistości. Gdy to zrozumiemy, od razu zauważymy, że obecne budowanie, dzięki kreacji artystycznej, dobrego obrazu Polski i Polaków w samym kraju, jak i poza jego granicami pozostawia wiele do życzenia. Wizerunek ten wprost wpływa na nasz stosunek do siebie samych i do swojego kraju oraz na sposobu, w jaki postrzegają nas politycy, biznesmeni i obywatele innych państw.

Polska sztuka narodowa – ta dawna, z której czerpiemy wzorce, inspiracje i dumę, i ta współczesna, która powinna zrzucić z siebie złogi naśladownictwa zachodniej pustki intelektualnej – może się stać naszym narodowym PR. Potrzebujemy jednak przepisu, wzoru, który mógłby być dla nas pewnego typu kompasem pomagającym udowadniać,  że Polska to nie, cytując klasyka, nienormalność, ale piękna, dobra i bogata spuścizna, którą dalej my, dzisiejszy Polacy, ciągle rozbudowujemy. Za taki wzór chciałbym wskazać Bractwo św. Łukasza.

Była to grupa jedenastu warszawskich studentów Akademii Sztuk Pięknych, którzy kształcili się  w pracowni prof. Tadeusza Pruszkowskiego. Należeli do niej: Bolesław Cybis, Jan Gotard, Aleksander Jędrzejewski, Eliasz Kanarek, Edward Kokoszko, Antoni Michalak, Jan Podoski, Mieczysław Schulz, Czesław Wdowiszewski, Jan Wydra i Jan Zamoyski. Po studiach, nie chcąc by ich grupa się rozpadła, założyli, wraz z prof. Pruszkowskim, Bractwo św. Łukasza. Organizacja ta została zbudowana na wzór średniowiecznego cechu rzemieślniczego. Jej celem było tworzenie jak najlepszej sztuki dla Polski. Z biegiem czasu członkowie organizacji stworzyli jedną z najwybitniejszych grup artystycznych w II RP. O mierze ich poziomu niech świadczy fakt, że na organizowaną przez Carnegie  Institute w Pittsburgu wystawę, w której mieli wziąć udział tacy mistrzowie jak Dali, Chagall, Leger, Picasso, wybrano z całej Polski dwudziestu dwóch artystów, w tym aż siedmiu z Bractwa św. Łukasza.

Bractwo wpasowywało się w nurt poszukiwań oryginalnej sztuki narodowej,  tendencja ta występowała także w innych nowo powstałych krajach Europy. Zarazem członkowie Bractwa – na czele z Pruszkowskim – podkreślali, że dobry artysta powinien poznać i zrozumieć malarstwo dawnych mistrzów, a szczególnie ich technikę. Nie uważali, że jedynie dzięki warsztatowi można zostać dobrym artystą. Potrzebny był też talent, ale talent można zniszczyć lub źle poprowadzić, dlatego też jedynie doskonalenie warsztatu, oparte na doświadczeniu wielkich artystów, oraz ciągła praca ostatecznie prowadzą do mistrzostwa. Łukaszowcy przeciwstawiali się mitowi, jaki panuje do tej pory, że w tworzeniu najważniejsze jest natchnienie. Nie jakaś magiczna iskra, która na nas spada, ale godziny ciężkiej pracy przy sztaludze pozwalają na stworzenie arcydzieła. Pruszkowski mawiał: „Nie ma dobrego obrazu źle namalowanego. Najwybitniejszym dziełom sztuki towarzyszy zawsze doskonałe rzemiosło”.

Łukaszowcy odrzucali również dyktat krytyków sztuki, którzy dzielili dzieła artystyczne na te „czyste”, do galerii, i na użytkowe; uważano ten podział za sztuczny. Od początku dziejów artyści dostosowywali się do mecenasów, w ten sposób tworzyli najwybitniejsze dzieła sztuki, które  miały służyć ludziom. Tworzenie sztuki dla sztuki uważali za błąd. Sztuka nie miała być w ich odczuciu dobrem ekskluzywnym, ale dobrem, do którego powinien być powszechny dostęp. Piękna, polska sztuka powinna nas otaczać i pozytywnie kształtować.

Obrana przez Łukaszowców droga okazała się słuszna. Bractwo św. Łukasza odniosło sukces światowy, ceniono je również w kraju. Łukaszowcy stali się bardzo przydatnym „narzędziem” dla polskich władz, które jako mecenas chciały dostarczyć Polakom dobrej sztuki, nie tylko poprzez wystawianie i konserwowanie dawnych mistrzowskich dzieł polskich, ale też przez zamawianie nowych. Członkowie Bractwa, pojedynczo lub jako grupa, mogli ubogacić życie Polaków dzięki umieszczaniu dzieł w – prywatnych domach, wnętrzach statków (MS Piłsudski i MS Batory), pomieszczeniach Wojskowego Instytutu Geograficznego w Warszawie, Szkoły Polskiej w Gdańsku, w salach schroniska na Gubałówce i w hali odjazdów, zniszczonej przez Niemców, Dworca Głównego w Warszawie. Jednak największym, wspólnym sukcesem Bractwa, i to na niwie międzynarodowej było wzięcie udziału w Wystawie Światowej w Nowym Jorku.

W maju 1939 roku, w bliskim sąsiedztwie Manhattanu postanowiono zaprezentować sztukę większości liczących się krajów na globie. Polski rząd nie przegapił tej okazji i powierzył zadanie prezentacji gronu artystów, naukowców i ekspertów z różnych dziedzin. Polska miała przedstawić artystyczną wizję nowoczesnego państwa z 1000-letnią historią, które ma znaczący wpływa na rozwój kultury europejskiej i światowej. By to zaprezentować, w centralnej części Polskiego Pawilonu, w Sali Chwały, zawieszono siedem dużych płócien o wymiarach 2 m na 1,2 m obrazujących znaczące dokonania polskiego narodu, które miały wpływ na Europę i świat. Nikt inny w Polsce nie mógł namalować tych obrazów, jedynie Łukaszowcy. Żaden pojedynczy malarz nie był w stanie dokonać tego dzieła. Jedynie dobrze ze sobą zżyte Bractwo mogło podjąć takie wyzwanie. Gdy specjalna komisja historyków wybrała tematy, pozostały jedynie 3 miesiące na stworzenie dzieł. Wymagano jednakowego stylu i wysokiego poziomu artystycznego. Obrazy powstały w Kazimierzu Dolnym, w pracowni Tadeusza Pruszkowskiego. Każdy z obrazów miał jedenastu autorów. Każdy z twórców musiał wykonać inne zadanie. Jeden malował postacie, inny dopracowywał kolory, inny detale.

Komisja historyków wytypowała 7 tematów, które jak najlepiej miały opowiedzieć amerykańskiej publiczności, czym jest Polska i czego dokonała. Były to następujące motywy: Bolesław Chrobry witający Ottona III pielgrzymującego do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie, rok 1000; chrzest Litwy, rok 1386; nadanie przywileju zwanego Jedleńskim (Neminem Captivabimus), rok 1430; unia lubelska, rok 1569; konfederacja warszawska, rok 1573; odsiecz Wiednia, rok 1683; Konstytucja 3 Maja, rok 1791. Każdy z tych obrazów niósł konkretny przekaz. Pierwsze płótno ukazywało widzowi amerykańskiemu moment wejścia Polski do wielkiej polityki europejskiej i zarazem uznanie nowo powstałego państwa jako równego wobec trzech innych części Europy: Germanii, Galii i Italii. Czwartą częścią, prowadzoną przez państwo Bolesława Chrobrego, miała być Sklavinia – Słowiańszczyzna. Drugi obraz, Chrzest Litwy, ukazywał jak nie drogą wojny, ale pokojowych negocjacji polskie państwo rozpoczęło rozszerzanie kultury łacińskiej Europy aż po Smoleńsk i Dniepr. Trzeci obraz musiał być dla widzów wychowanych w kulturze anglosaskiej wyjątkowo zaskakujący. Świat ów był przecież dumny z tego, że w 1679 r. Anglicy ustanowili Habeas Corpus Act – prawo, które nie pozwalało uwięzić czy skazać obywatela bez uczciwego wyroku sądowego. Okazało się bowiem, że dokładnie takie samo prawo, około 250 lat wcześniej przywilejem Władysława Jagiełły, zostało wprowadzone w Rzeczypospolitej. Kolejny obraz, Unia Lubelska, musiał również intrygować. Dwa państwa, równe sobie, bez wojny, dobrowolnie się połączyły. Zasadniczo podobne wydarzenie w tamtych czasach można było próbować porównać jedynie z połączeniem się Anglii i Szkocji, ale ta unii była poprzedzona wiekami wojen, nie jak w przypadku Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Kolejny obraz również musiał być bliski obywatelowi USA. Przedstawiał scenę podpisania konfederacji przez wolnych obywateli, szlachtę, w czasie bezkrólewia. Dokument ten dowodził, że nikt nie będzie ścigany i karany za to, jaką religię wyznaje. Z kolei Odsiecz Wiedeńska była jedyną sceną batalistyczną wśród siedmiu obrazów, ale uzmysłowiała widzom, w jaki sposób polskie siły zdecydowały o uratowaniu chrześcijańskiej Europy przed nawałą muzułmańską. Ostatni obraz był „wisienką na torcie” dla amerykańskiego widza, który mógł ujrzeć akt podpisania konstytucji, drugiej w świecie, po amerykańskiej, i pierwszej w Europie. Cały pawilon Polski, a szczególnie Sala Chwały, wywarła na Amerykanach bardzo dobre wrażenie.

Przykład Bractwa i siedmiu obrazów może nam pokazać, że mamy gotowe wzory, gotowe modele kształtowania za pomocą sztuki dobrego PR naszego państwa, tu, w Polsce i na świecie. Oczywiście, wraz z postępem czasu pojawiają się nowe środki wyrazu, z których nie należy i nie można rezygnować, ale i nowe zagrożenia. Jedyne, czego nam potrzeba, to dobre pomysły i nieźli artyści, z dobrą znajomością rzemiosła i wyobraźnią. Wśród wielu problemów możemy odnaleźć  jedną dobrą wiadomość: mamy to wszystko, tylko jeszcze nie umiemy poszczególnych elementów scalić i wykorzystać. Pamiętajmy, że nie mówimy tu o sztuce jedynie historycznej lub propagandowej albo tylko figuratywnej. Ważne są także przedmioty użytkowe: piękne, porządne biurko z typowym dla sztuki polskiej detalem, zdobiona kamienica czy też dobrze zaprojektowana okładka książki. One również nas kształtują i ubogacają.

Zadań pozostaje wiele: oprócz tworzenia nowej sztuki musimy zająć się odzyskiwaniem tych dzieł sztuki polskiej, które do tej pory nie powróciły do kraju. Siedem obrazów Bractwa św. Łukasza, które kiedyś przygotowano dla widza zagranicznego, dziś świetnie spełniłyby rolę edukacyjną w Polsce i przedstawiłyby wydarzenia, z których często nie zdajemy sobie sprawy albo których wymowę i wagę do końca nie rozumiemy. Niestety, siedem obrazów Łukaszowców, jak wiele innych wspaniałych dzieł sztuki polskiej, do tej pory nie powróciło do kraju. To kolejne zadanie, które przed nami stoi.

Sztuka polska czeka, by znów otworzyć się przed nami i przed światem. Nie można poddawać się przeciwnościom. Trzeba iść do przodu i marzyć. Mam takie samo marzenie jak profesor Tadeusz Pruszkowski osiemdziesiąt lat temu: „Marzę o publicznej sztuce, służącej ogółowi, spotykanej na każdym kroku, gdzie przebywa obywatel państwa. W sądzie, magistracie, urzędzie skarbowym, na poczcie, w hali targowej, na placu, w łaźni, w koszarach, w szkole, nawet w kryminale i szalecie publicznym. […] Wierzę, że Polska nabrałaby zaufania do samej siebie, gdyby się przyodziała w sztukę.[…]”.