Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Ziółkowski, Karolina Olejak  11 czerwca 2016

Ziółkowski: Nie można tylko maszerować

Piotr Ziółkowski, Karolina Olejak  11 czerwca 2016
przeczytanie zajmie 6 min

Pędzel, folia, farby, nowe meble. Można maszerować, można składać wieńce, ale warto również rozejrzeć się dokoła i dostrzec tych, którzy na pomnikach się nie znajdą, co nie odbiera im nic z ich mało efektownego bohaterstwa. Drugi i trzeci szereg „Solidarności”. Ludzie, którzy poświęcili nieraz pracę, naukę, a przede wszystkim zdrowie w walce o inną Polskę. Dzisiaj znajdujący się na marginesie, bez pomocy rodziny i państwa. Jak im pomóc? Bardzo prozaicznie – wyremontować ich mieszkania. Z Piotrem Ziółkowskim, ogólnopolskim koordynatorem akcji „Odmalujmy Polskę”, rozmawia Karolina Olejak.

4 czerwca. Jedni świętują, odwołując się do 1989 r., drudzy do 1992 r. Rząd Tadeusza Mazowieckiego vs rząd Jana Olszewskiego. Wy proponujecie odmienne spojrzenie na kwestię „Solidarności”. Zamiast „walki na rocznice” pochylacie się nad tymi, którzy w tym symbolicznym sporze się nie odnajdują, bo zostali na marginesie obu obozów postsolidarnościowych. Skąd pomysł, aby pomagać tym, którzy po walce z „komuną” w III RP nie wyszli na tym dobrze?

Pomysł na akcję, jak większość tego typu inicjatyw, przyszedł przez przypadek. Nasunął mi się podczas rozmowy z moim przyszłym szwagrem, księdzem i opowieści o doświadczeniach z wizyt duszpasterskich i ludziach, których w ich trakcie spotykał. Złożyłem to z akcją „Szlachetna Paczka”, która wchodzi do domów potrzebujących z pralką czy lodówką, ale wnosi je do nieodmalowanego mieszkania.

Pomagać systemowo nie jest prosto. Remont to dopiero początek, ale daje duży impuls do zmiany sposobu życia. Później zaszczepiłem ten pomysł ekipie krakowskich studentów z Pauliną Macherą i Marcinem Sobiczewskimna czele. Następnie doszło do spotkania z przedstawicielem stowarzyszenia Sieć Solidarności, panem Maciejem Machem, dzięki czemu poznaliśmy historie lokalnych działaczy „Solidarności”. Wtedy zdecydowaliśmy się pomagać konkretnej grupie, czyli osobom zasłużonym w walce opozycyjnej, ale nie tym, którzy byli wysoko u władzy, lecz działaczom drugiego czy trzeciego szeregu. Ludzie, którym pomagamy, to osoby przed ’89 narażające swoje życie i zdrowie, a po przełomie znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej .

Jak te osoby odbierają dominującą w okolicach 4 czerwca narrację o zwycięstwie Polski i wejściu na drogę pełną sukcesów?

Mieliśmy okazję poznać „Solidarność” z zupełnie innej strony. Redukowanie tego wielomilionowego, wewnętrznie zróżnicowanego ruchu do kilku twarzy-ikon, jak Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki, to nadużycie. „Solidarność” to także tysiące zwykłych ludzi, którzy w nowej Polsce nie czują się wcale zwycięzcami. Przeważnie mają poczucie, że walczyli o inną Polskę, bardziej sprawiedliwą. Patrząc na ich przeszłe dokonania i obecne warunki życia, ma się poczucie, że niczym nie zasłużyli na los, który spotkał ich w III RP. Temat rozliczeń jest w ich głowach siłą rzeczy wciąż żywy, bo ludzie, którzy stali po drugiej stronie barykady, często żyją na dużo wyższym poziomie w tych samych miastach, tuż obok. To wzbudza żal, bo ideę solidarności utożsamiali ze sprawiedliwością społeczną, opartą także o podejmowany wysiłek, poświęcenie, zasługi. Tym, co na początku wydało im się najbardziej przykre, to odkrycie, że ich koledzy z czasów działalności opozycyjnej, zwłaszcza ci wyżej postawieni i bardziej decyzyjni, nie potrafili stworzyć sprawiedliwego systemu pomocy, który zapewniłby ludziom, którzy często nie z własnej winy, ale np. przez chorobę czy inne zdarzenie losowe, znaleźli się w takiej, a nie innej sytuacji życiowej. Tymczasem człowiek, który bardzo długo działał na rzecz wolnej Polski, był internowany, a później przez chorobę stracił nogę, żył jedynie z zasiłku pielęgnacyjnego w wysokości 150 zł i paczek żywnościowych, które dostawał od dobrych ludzi.

Co z zasiłkiem, który w takich sytuacjach ma prawo przydzielić Instytut Pamięci Narodowej?

Rzeczywiście, w zeszłym roku pojawiła się możliwość składania wniosków do Instytutu z prośbą o zasiłek w wysokości 400 zł, jeśli dochód nie przekracza 1056 zł miesięcznie, ale co roku należy powtarzać ten proces. Ale nawet takie świadczenie w momencie, gdy ma się 150 zł dochodu, stanowi zasadnicze wsparcie.

Przy organizacji akcji musieliśmy nauczyć się pomagać w bardzo różny sposób, ponieważ jako państwo stworzyliśmy wiele mechanizmów pomocowych, ale jest ich tak dużo i obłożone są tak ogromną ilością obwarowań administracyjnych, że nawet nas, młodych ludzi z możliwością dostępu do Internetu i innych „baz” informacji, potrafiła przerosnąć ilość dokumentów czy podpisów, które trzeba zdobyć. Mieliśmy przypadek, gdy próbowaliśmy złożyć wniosek o dofinansowanie z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych na przystosowanie łazienki do potrzeb osoby niepełnosprawnej, ponieważ sami nie mieliśmy środków ani umiejętności, żeby zamontować potrzebny sprzęt i zdobycie jednej pieczątki zajęło nam kilka godzin.

Dochodziło do absurdalnych sytuacji, gdzie zwykły urzędniczy błąd w orzeczeniu o niepełnosprawności – braku jednej kończyny u pana Zbyszka, u którego przeprowadzaliśmy remont – spowodował konieczność zdobycia kilku dodatkowych zaświadczeń lekarskich i kilku wizyt u specjalistów.

Podobna sytuacja miała miejsce z uzyskiwaniem renty, kiedy pan Zbyszek po naszej interwencji dostał rentę w wysokości ok. 700 zł, która przysługiwała mu już wcześniej, ale z powodu niewystarczającej ilości dokumentów, których sam ze względu na stan zdrowia nie był w stanie zdobyć, nie otrzymywał.

Akcja to szkoła życia, bo najpierw walczymy z samym sobą, żeby wyjść z domu i zrobić coś dla innych w dość trudnych warunkach podczas remontu (często to pierwszy raz, kiedy ludzie wykonują taką pracę). Później przezwyciężyć to, co zastaje się na miejscu, a często to naprawdę dramatyczne warunki. Później zdobycie pozwoleń i potrzebnych dokumentów na remonty, sprzęt czy meble. Na szczęście często zdarzają nam się sytuacje, że dołączają do nas młodzi fachowcy, którzy po pracy pokazują nam, jak wykonać bardziej specjalistyczne prace. Przy okazji remontu u pana Zbyszka poznaliśmy również innych działaczy „Solidarności”, np. pana Leszka Jaranowskiego, który dowiedział się o akcji i postanowił pomóc.

Jak wygląda życie osób, do których przychodzicie z pomocą?

Najbardziej poruszające w tych wszystkich historiach jest to, co zastajemy na samym początku. Większość z nas pochodzi ze średnio zamożnych rodzin żyjących na normalnej stopie i prawdziwa bieda ukryta za drzwiami sąsiadów potrafi poruszyć. Mieliśmy sytuacje, w których ludzie żyli praktycznie bez mebli, mieli na przykład tylko materac, na którym spało dziecko. Historie, które słyszymy podczas pracy w tych miejscach, nadają się na książkę. Opowiadania o internowaniach, często również przemocy fizycznej i ciężkich warunkach psychicznych, których doznawali wówczas młodzi ludzie, którzy mogli w tym czasie zajmować się pracą lub nauką, robią wrażenie.

Historie, które najbardziej wryły mi się w pamięć, to historia pani Józefy Kogut z Mielca, która obecnie jest 90-letnią kobietą i która jeszcze przed działalnością w „Solidarności” w czasach młodości ryzykowała jako łączniczka AK. Druga, to pani Jadwiga Samek. W wieku 16 lat naraziła się na inwigilację SB, składając kwiaty pod pomnikiem Piłsudskiego, za co została wyrzucona ze szkoły i domu. Mimo wszystko po latach zaangażowała się w działalność „Solidarności”. To piękne życiorysy, o których często nawet sąsiedzi nie mają pojęcia.

Każda osoba to unikalna opowieść – to oczywiste. Ale zastanawiam się, czy możliwe jest znalezienie wspólnego mianownika, schematu stojącego za taką, a nie inną sytuacją materialną tych ludzi dzisiaj. Na ile wynika ona z opozycyjnego zaangażowania kosztem szkoły, pracy, rodziny, które w konsekwencji pociągnęło za sobą określone represje, a na ile to wynik zdarzeń losowych, jak choroba pana Zbyszka?

Trudno szukać jednego wzoru. Dla jednych kluczowa była biografia – konieczność częstych przeprowadzek i związana z tym destabilizacja życia. Część z tych przypadków wynika z problemów alkoholowych, inne z jakiegoś braku samozaparcia, jeszcze inne z wypadku losowego, ale wszystkie te historie łączy jedna rzecz: brak systemowych mechanizmów gwarantowanych przez państwo, umożliwiających pomoc tym potrzebującym, bez względu na okoliczności, które stoją za każdą indywidualną historią. Ludzi „Solidarności” cechuje jeszcze jedna rzecz: wszyscy są bardzo honorowi i trudno namówić ich do przyjęcia pomocy, a w obecnym systemie pomocy społecznej dodatkowo trzeba o nią zawalczyć. Osoby, które mają poczucie, że kiedyś były twarde i nie dały się złamać w momencie, gdy inni nie ponieśli kosztów i ryzyka, zostając w domu, mają problem z przyznaniem, że dziś już rady sobie nie dają.

Jaki jest klucz doboru osób, którym udzielacie pomocy? Czy są to osoby zgłaszane przez jakieś organizacje?

Poszukujemy cały czas. Dostajemy zgłoszenia od różnych osób. Przeważnie z pomocą różnych organizacji. W Krakowie współpracujemy ze stowarzyszeniem Sieć Solidarności. Staramy się kończyć jeden remont i dopiero zaczynać kolejny, nie jesteśmy jeszcze na tyle dużą organizacją, żeby prowadzić równolegle kilka prac naraz. Struktury dopiero powoli powstają.

Proces od rozpoczęcia poszukiwań do zakończenia remontu jest bardzo skomplikowany. Wymaga zdobycia zaufania ludzi, którym chcecie pomóc. Często poza biedą materialną borykają się z innymi problemami: samotnością czy wykluczeniem społecznym. Jak wyglądają kolejne etapy waszej pracy i skąd uzyskujecie środki na działalność?

Po tym, jak dostajemy kontakt, odwiedzamy taką osobę, opowiadamy o projekcie, o tym, na co się muszą zgodzić – czyli na nasze towarzystwo, bo to relacja, która zostaje na długo. Oceniamy, czy mieszkanie rzeczywiście wymaga remontu. Tylko raz mieliśmy sytuację, w której okazało się, że mieszkanie nie potrzebuje naszej interwencji. Później staramy się zapewnić nocleg na czas remontu, jeśli nie ma takiej możliwości u rodziny. Na pierwszy remont środki zbieraliśmy wśród znajomych i jak się później okazało, mieliśmy jedynie połowę potrzebnej kwoty na prace, ale kiedy zaczęło brakować nam środków, to dzięki mediom usłyszało o nas sporo osób i z pomocą ruszyli ludzie z całej Polski. Następnie robimy kosztorys, organizujemy sprzęt i zaczynamy remont.

Najlepszym świętowaniem 4 czerwca, naszym zdaniem, jest pomoc. Marzy mi się, żeby każdy powziął sobie postanowienie, że znajdzie taką osobę w swojej okolicy. Odwiedzi ją albo chociaż zadzwoni do nas i przekaże nam do niej kontakt . Młodzi ludzie, którzy do nas przychodzą, dzielą się refleksjami, że robili już różne patriotyczne rzeczy – śpiewali ze wzruszeniem hymn, składali kwiaty pod pomnikami, chodzili na manifestacje, ale po takim remoncie mają przeświadczenie, że zrobili coś, co realnie miało sens, że nie była to tylko symboliczna akcja patriotyczna, ale realne działanie.

Rozmawiała Karolina Olejak.