Carl Schmitt i Trybunał Konstytucyjny
Nie lada zdumienie kilka lat temu wzbudziło zdjęcie Waldemara Pawlaka czytającego zbiór pism Carla Schmitta w sejmowych ławach. Lektura twórczości niemieckiego pisarza nastręcza sporo trudności. Z jednej strony mówimy o koronnym juryście III Rzeszy, a z drugiej o przenikliwym intelektualiście, którego aktualność refleksji na temat państwa i prawa budzi nieskrywane uznanie. Tak jest również z Dyktaturą, która ukazała się nakładem wydawnictwa biblioteki kwartalnika Kronos.
Kiedy wróg stał u miasta, rzymianie zawieszali demokrację
i wyznaczali kogoś [dyktatora], by ich chronił.
Nie uznawano tego za zaszczyt, ale za służbę narodowi.
– Mroczny Rycerz, reż. Ch. Nolan, 2008
Intelektualista-nazista?
Carl Schmitt jest jednym z wielu pisarzy, którzy naznaczyli swoją erę. Urodzony pod koniec XIX wieku w Plattenbergu w Westfalii, swoje życie poświęcił nauce o państwie i prawie, stając w jednym szeregu z innymi wielkimi, jak Hannah Arendt, Ernst i Georg Jünger czy cały ród Mannów, jednak doceniony został dopiero po II wojnie światowej. Był pisarzem zaangażowanym, co charakteryzowało wielu niemieckojęzycznych twórców jego epoki.
Współcześnie Schmitt czytany jest zarówno przez lewicę, jak i prawicę. Niemniej jego dorobek budzi ambiwalentne odczucia. Dlaczego? Nie sposób nie wspomnieć o etapie nazistowskim w biografii niemieckiego pisarza. Jednakże powody, dla których Schmitt „wspierał” reżim Adolfa Hitlera, po dziś dzień nie są do końca znane.
Dla jednych Schmitt jawi się jako oportunista i karierowicz, który w chwili upadku Republiki Weimarskiej i powstania III Rzeszy – kolokwialnie mówiąc – przeszedł na ciemną stronę mocy, co zapewniło mu spokój i możność dalszej pracy naukowej. Inna hipoteza mówi o tym, że Schmitt – będący w okresie międzywojnia już uznanym teoretykiem – chciał sprawdzić jak w praktyce zafunkcjonują jego teoretyczne rozważania, a czym lepszym dla teoretyka może być sprawdzenie swoich założeń w rzeczywistości? Najbardziej radykalna teza mówi o tym, że Schmitt otwarcie wspierał nazizm i hitleryzm – wszak w kieszeni trzymał legitymację NSDAP. Być może tak Schmitt rozumiał patriotyzm? Wspieranie legalnego – bo naziści władzę zdobyli na drodze prawa – ustroju, nawet jeśli mógł on budzić grozę wśród części europejskich państw. Na potwierdzenie hipotezy ostatniej warto wspomnieć, że jeszcze w czasach Weimaru, Schmitt działał na rzecz delegalizacji rosnącej w siłę NSDAP, ponieważ uważał ją za zagrożenie dla istniejącego ustroju.
Zanim jednak wybuchła pożoga II wojny światowej, Schmitt został zadenuncjowany. Na jaw wyszły jego nieudane próby delegalizacji NSDAP; oskarżono go o pozorowany antysemityzm. Tym samym z koronnego jurysty III Rzeszy Schmitt stał się zwykłym profesorem akademickim. Po wojnie przez rok był internowany przez wojska amerykańskie. Później wrócił do rodzinnej miejscowości, gdzie zmarł w sędziwym wieku w 1985 roku.
Nie ma dyktatury bez demokratycznej legitymizacji
Instytucja dyktatury nie ma dobrej sławy. Powszechnie uważa się dyktaturę za ustrój zwyrodniały, gdzieś pomiędzy tyranią a anarchią. Tymczasem, jak wskazuje Carl Schmitt, już od początków istnienia tej instytucji – przypomnijmy, że zaczęło się w Republice Rzymskiej – instytucja ta, miała na celu przywrócenie stanu normalności, który mógł być zagrożony przez jakiś nadzwyczajny kryzys, np. wojnę.
Tym samym w ramach prawa mianowano na okres maksymalnie sześciu miesięcy osobę, której władza była nieograniczona. Dobrym zwyczajem było złożenie tego urzędu przed upływem wyżej wymienionego terminu. W ciągu istnienia Republiki na to stanowisko powołani byli m.in. Sulla czy Gajusz Juliusz Cezar. Ten ostatni jednak władzy się nie zrzekł, co doprowadziło do końca republiki, a w późniejszych latach, do przekształcenia państwa w cesarstwo. Tyle, jeśli idzie o powstanie samej instytucji.
Dyktatura, która składa się z sześciu rozdziałów i jednego aneksu jest próbą uchwycenia ujęcia systemowego tytułowej instytucji. Już na początku Schmitt wyjaśnia, że dyktatura – na co wskazuje jej źródłosłów – jest instytucją jednoosobową, a nie kolegialną, tym samym wewnętrznie logicznie sprzeczne jest na przykład pojęcie dyktatury proletariatu, ale nie to jest najistotniejsze.
Dyktatura rozumiana „jako osobiste panowanie jednostki”, zasadniczo zasadza się na dwóch elementach: powszechnej zgodzie ludu, a więc demokratycznej legitymizacji oraz na silnie scentralizowanym aparacie rządzenia. Równocześnie jednak dyktatura nie jest celem samym sobie, ale środkiem. „Nastawienie na dyktaturę – złożone z trzech elementów: racjonalizmu, techniczności i egzekutywy – stoi u początku nowożytnego państwa”.
Dyktatura komisaryczna
Przez poszczególne epoki w oparciu o najważniejszych myślicieli epoki, Schmitt prowadzi nas przez rozwój dyktatury, która w różnych czasach i różnych ustrojach była rozumiana inaczej. Rozpoczynając od Jeana Bodina, wskazuje na rozróżnienie między suwerenem a dyktatorem – „suweren zawsze pozostaje panem w stosunku do każdego poddanego”, tym samym dyktator będąc poddanym, posiadając nawet sporą władzę, podlega suwerenowi. To ważna informacja, ponieważ Schmitt w swoim rozumowaniu wyróżnia dyktaturę komisaryczną oraz dyktaturę suwerenną.
Przykładem takich dyktatorów-komisarzy byli przedstawiciele władzy w Prusach, Francji, Austrii czy Anglii w państwach absolutnych, którzy początkowo owszem byli na usługach suwerena, a ich zadania obejmowały różne dziedziny, od wojskowości poczynając. W XVIII-wiecznej Francji komisarz był oficjalnie tytułowany jako komisarz przydzielony Jego Wysokości w prowincjach i okręgach generalnych królestwa oraz do wykonywania rozkazów króla. To musiało, i jak pokazała rzeczywistość, stanowiło iskrę zapalną między komisarzem a lokalnymi władzami. Dla Monteskiusza instytucja dyktatora-komisarza uderzała w istotę trójpodziału władzy na czele z zasadą równowagi, ponieważ taki reprezentant władz centralnych częstokroć mógł podejmować decyzje wbrew lokalnym samorządom. Monteskiusz zalecał by „dyktaturę przewidzieć w konstytucji”, aby nie stała się ona despotyzmem.
Świadomy faktu, że dyktatura komisaryczna mogłaby wyrwać się spod kontroli, Ferdynand II Habsburg w pracy Princeps in compendio z 1632 roku przestrzegał przed przyznaniem jakiemukolwiek generałowi „wolnej i nieograniczonej władzy”. U wielkiej trójki: Rousseau, Locke’a i Hobbesa powoli widać już przejście do woli generalnej, której jednostka ma być podporządkowana (mimo indywidualistycznych zapędów u Locke’a i Rousseau). Tym samym jest to przejście od dyktatury komisarycznej do suwerennej. Dyktatura dalej oznacza „nadzwyczajne upoważnienie, przewidziane konstytucyjnie do usunięcia trudnej sytuacji i udzielane na krótki czas”. Powołując się na Umowę społeczną, oczywistym staje się też fakt, że jeżeli dyktator jest komisarzem, „jemu samemu w wewnętrznym stosunku również trzeba dyktować”. Tu powstaje problem stanu wyjątkowego, bo jeśli prawodawca jest „przed i poza konstytucją”, a dyktatura „jest konstytucyjnie przewidzianym zawieszeniem istniejącego stanu prawnego”, to jak w tym wszystkim odnaleźć miejsce dla prawodawcy i dyktatora, jeśli dalej ich nie utożsamiamy.
Dyktatura suwerenna
Zmiana dokonała się za sprawą rewolucji i Oświecenia. Jeśli dyktaturę komisaryczną definiujemy jako opartą na upoważnieniu pochodzącym od ustanowionego organu zgodnie z konstytucją, to jak rozumieć dyktaturę suwerenną? W średniowieczu taki problem nie istniał, ponieważ łatwo było zdefiniować i wskazać ten ustanowiony organ: Boga, później papieża, czy w końcu ideę zsekularyzowanego władcy. Cytując Schmitta: „Dyktatura suwerenna cały istniejący porządek uznaje za stan, który pragnie usunąć za pomocą swoich działań. Nie zawiesza istniejącej konstytucji na mocy prawa opartego na konstytucji, a zatem z nią zgodnego, lecz dąży do zaprowadzenia stanu umożliwiającego konstytucję, którą uznaje za prawdziwą. Nie powołuje się na istniejącą konstytucję, lecz na tę, którą należy wprowadzić”. Idąc tym tokiem rozumowania oraz powołując się na pierwsze słowa Teologii politycznej: „Ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym, jest suwerenny”. To sprzężenie – bycie jednocześnie twórcą, wykonawcą, ale zarazem ponad konstytucją – definiuje dyktaturę suwerenną, która tym samym jest suwerenna w swej istocie, czego nie można było powiedzieć o dyktaturze komisarycznej, która osadzała się na wiążącej decyzji ustanowionego organu.
Carl Schmitt majstruje przy Trybunale
Lektura ponad 300-stronnicowego opracowania dotyczącego historii dyktatury przekonuje, że Schmitta czytać warto, ponieważ aktualność jego refleksji i przemyśleń jest wartością dodaną w jego twórczości.
Powstaje równocześnie pytanie, czy Dyktatura Schmitta i zawarte w niej idee mają jakiekolwiek przełożenie na współczesne czasy. Istotą książki Schmitta wydaje się próba odpowiedzi na pytanie, kto tak naprawdę posiada władzę. W tym momencie dochodzimy do jakże aktualnych w naszej sytuacji politycznej inspiracji czy odczytań Schmitta. Czy ostateczną instancją suwerenną ma być parlament, jako wyraziciel woli ludu w systemie demokracji przedstawicielskiej? Jaką rolę do odegrania ma mieć Trybunał Konstytucyjny – ciało de facto polityczne, ale ukrywające swój polityczny charakter za zasłoną eksperckości i sędziowskiej niezależności? Władza stricte polityczna czy władza ukryta, zewnętrzna, umieszczona w ciałach eksperckich, regulacyjnych – o to tak naprawdę toczy się dzisiaj spór dotyczący TK.
Autor Dyktatury nie ucieka też od krytyki demokracji. Sam Schmitt był naocznym świadkiem wydarzeń wzlotów i upadków Republiki Weimarskiej. Widział, jak demokracja legitymizuje Adolfa Hitlera. Dlatego rola suwerena – tego, który wprowadza stan wyjątkowy po to, aby przywrócić normalność – jest tak istotna. Dzisiaj chętnie przyczepia się łatkę dyktatora Jarosławowi Kaczyńskiemu czy Viktorowi Orbanowi, ale w myśl doktryny Schmitta nie są oni tak pojmowanymi suwerenami.