Radykalizm „Jasnych Koszul“
Po wydarzeniach związanych z obchodami 82. rocznicy powstania Obozu Narodowo-Radykalnego, formacja ta – od zawsze budząca skrajne emocje – stała się jednym z dominujących tematów debaty publicznej. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z utrzymanymi w alarmistycznym tonie głosami o „podnoszącej się brunatnej fali“. Druga strona odpowiadała poparciem dla „wykluczanej przez demoliberalny salon patriotycznej młodzieży“. Co znamienne – „linia frontu“ okazała się w tym przypadku znacznie bardziej skomplikowana niż z reguły, gdy jej przebieg jest do bólu przewidywalny. Kluczowy wpływ na taki stan rzeczy ma – tyleż ciekawy, co budzący liczne kontrowersje – historyczny rodowód wspomnianego ugrupowania.
Powstanie Obozu Nardowo-Radykalnego wiosną 1934 roku było naturalną konsekwencją narastającego w polskim ruchu narodowym fermentu, u którego podstaw leżało niezadowolenie ze zbyt pasywnej, coraz bardziej – zdaniem młodych radykałów – nieadekwatnej do potrzeb chwili i „ducha czasów“ postawy Stronnictwa Narodowego. „Stare“ kierownictwo wspomnianej partii miało tkwić na dawno zdezaktualizowanych pozycjach, okopanych anachronicznymi w połowie lat 30. animozjami, wynikającymi z zamierzchłych endecko-piłsudczykowskich sporów doby walki o niepodległość.
Tymczasem – stwierdzano – Polska osuwa się coraz głębiej w potęgowane patologiczną strukturą społeczno-ekonomiczną, odmęty kryzysu. Jedynej drogi wyjścia z beznadziejnej sytuacji upatrywano w wytworzeniu „nowych metod, nowych haseł i nowych ludzi“. Po nieudanej próbie przejęcia wpływów w SN, głosząc bezcelowość kontynuowania realizowanej przez stronnictwo linii, młodzi działacze zdecydowali się na rozłam, którego następstwem było powołanie nowej organizacji. Kluczowe role odgrywać w niej mieli z jednej strony Henryk Rossman i Jan Mosdorf, z drugiej – bo, co niedługo miało zaważyć na przyszłości obozu, środowisko to nie stanowiło monolitu – niezwykle ambitny działacz akademicki, Bolesław Piasecki.
Poszukiwanie „nowego człowieka“, „innej drogi“, zawód dotychczasowymi stosunkami nie był domeną typową wyłącznie dla młodego pokolenia narodowców. Przeciwnie – był to trend dość wówczas, w obliczu ogromnego kryzysu ekonomicznego, powszechny. Podobne tendencje znaleźć można także w myśli innych nurtów politycznych. Radykalizowali się młodzi socjaliści, ludowcy, co objawiało się m.in. rosnącym antyklerykalizmem, a w sanacyjnym Legionie Młodych pojawiały się tendencje wręcz komunizujące.
Osią narodowego radykalizmu było natomiast dążenie do przeprowadzenia narodowej rewolucji, niezbędnej do obalenia dotychczasowych stosunków i „urzeczywistnienia idei Wielkiej Polski“. 14 kwietnia 1934 roku przyjęta została deklaracja programowa ONR-u.
Postulowano w niej wprowadzenie, opartego na podstawach moralności katolickiej, ustroju narodowego. Rolę jedynego podmiotu politycznego, swego rodzaju monopartii, miała odgrywać wg proponowanej wizji bliżej nieokreślona „hierarchiczna organizacja Narodu, w której każdy Polak na właściwym terenie współdziała w rządach narodowych“. W realizacji tej koncepcji widziano drogę do odrodzenia upokorzonej godności osobistej Polaka, „zdeelitaryzowania“ poprzez przebudowę systemu samorządowego przestrzeni politycznej i przywrócenia praworządności. Równolegle zaś – liczono na zwiększenie potencjału do walki z międzynarodowymi organizacjami komunistycznymi, masońskimi oraz kapitalistycznymi. O tym, jak istotną funkcję spełniała wszechobecna retoryka walki, niech świadczy jeden z punktów deklaracji założycielskiej, w którym stwierdzano, że „Państwo Polskie musi być zbrojną organizacją Narodu, w którym duch żołnierski przenika Naród, a duch narodowy – armję“.
Choć w samej deklaracji wątek ten wybrzmiewa bardzo lakonicznie, podnoszono także konieczność przejęcia przez państwo kompetencji wychowawczych, co miało odpowiednio przygotować młodzież i ułatwić jej płynne wejście w struktury rzeczonej, zupełnie zresztą mglistej, organizacji politycznej Narodu. Była to jednak kwestia różniąca nawet kierownictwo obozu, gdyż jego część obawiała się na tym polu ewentualnego konfliktu z Kościołem. Dyskusja – tocząca się zarówno przed ogłoszeniem dokumentu, jak i potem – dotyczyła jednak nie tyle samej potrzeby istnienia takiej struktury, ile stopnia jej przymusowości.
Zawarty w nazwie nowego ugrupowania radykalizm odnosił się zarówno do bezkompromisowych, dynamicznych form działania, jak i – przede wszystkim – radykalizmu społecznego, charakterystycznego dla założeń programowych ONR. Jak stwierdzano: „szerzący się kryzys oraz pogłębiająca się stale nędza ludności polskiej, domagają się zerwania z obecnym ustrojem i zdecydowanie narodowej polityki gospodarczej“. Źródeł takiego stanu rzeczy doszukiwano się we wpływach żydowskich, a także ingerencji międzynarodowego kapitału. Dlatego droga do uzdrowienia wieść miała poprzez „wywłaszczenie i unarodowienie zakładów użyteczności publicznej“ oraz wielkich przedsiębiorstw należących do kapitału obcego, tym samym zaś – do uniezależnienia się rodzimej gospodarki. Proponowano zatem daleko posunięty interwencjonizm państwowy, nie rezygnując całkowicie z własności prywatnej, którą jednak traktowano „jako podstawę bytu rodziny“, nie zaś, jak dotychczas – źródło wyzysku i nadużyć.
Rozwiązaniem trudnej sytuacji polskiej wsi miała być z kolei reforma rolna, której zasadniczym elementem było rozparcelowanie wielkich majątków ziemskich. Element ten dość wyraźnie odróżniał ONR od Stronnictwa Narodowego, choć także radykalizującego się, ciągle jednak dbającego o poparcie wpływowych kół ziemiańskich. Znamienne, że warunkiem sine qua non uzdrowienia sytuacji gospodarczej, było zdaniem nowopowstałej siły, uprzednie „odżydzenie miast i miasteczek polskich“, a w przypadku wsi – usunięcie pośrednictwa żydowskiego.
Zadanie to – przy czym pamiętać należy, że język ówczesnej debaty był znacznie ostrzejszy, a określenia dziś, z perspektywy doświadczeń kataklizmu wojennego – rażące, wówczas nie budziły aż takich kontrowersji – należało, zdaniem oenerowców, zrealizować poprzez przymusową emigrację. Do tego czasu Żydzi mieli stanowić odrębną kategorię „przynależnych do państwa“, pozbawionych praw obywatelskich. Stosunek ten wynikał z faktu, że w przeciwieństwie do mniejszości słowiańskich, które „godne były stać się współtwórcami cywilizacji polskiej“, z racji czego otrzymać mogły pełnię praw, Żydów uznawano za element obcy na ziemiach polskich. Białorusinów i Rusinów – bo określenia Ukraińcy raczej nie używano – traktowano jako potencjalnie skłonnych do polonizacji; w przypadku Żydów nie widziano ani takiej szansy, ani – co chyba ważniejsze – potrzeby. Byli obcy, a nadto w każdym niemal aspekcie, wpływać mieli rozkładowo na tkankę narodową. Autorzy deklaracji podkreślając sukces, jaki udało im się już osiągnąć w tej materii na niwie akademickiej, zapowiadali podjęcie analogicznych kroków na pozostałych płaszczyznach.
Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że kwestia mniejszości żydowskiej stanowiła poważny problem, który dostrzegały także pozostałe ruchy polityczne II Rzeczypospolitej – włącznie z ugrupowaniami żydowskimi.
Wiązało się to z całym wachlarzem zagadnień, takich jak patologiczna, niekorzystna chyba dla żadnej ze stron, struktura zatrudnienia charakteryzująca się zdominowaniem przez Żydów znacznej części, głównie drobnego, handlu; niechęć do asymilacji przejawiana przez istotny odsetek wspomnianej społeczności; wreszcie – nadreprezentacja w szkolnictwie wyższym, szczególnie widoczna na początku lat 20. Faktem jest też, że nie tylko narodowcy znajdowali rozwiązanie w akcji emigracyjnej. W latach 30. zaczęła dążyć w tym kierunku także sanacja, z jednej strony – szukając porozumienia z podzielającymi konieczność emigracji środowiskami żydowskimi; z drugiej – wcale nie stroniąc od pełnych demagogii antysemickich posunięć, obliczonych na zjednanie sobie za ich pomocą szerokich mas sympatyków, a tym samym – osłabienie zaplecza ruchu narodowego.
Jednak w przypadku żadnej z liczących się formacji dwudziestolecia międzywojennego antysemityzm nie stanowił kwestii tak fundamentalnej, jak w przypadku ONR-u. Zresztą dla nowego tworu, stającego poniekąd w szranki z potęgą Stronnictwa Narodowego – największej ówczesnej partii, bezkompromisowe, radykalne postawienie tej właśnie kwestii stanowiło bardzo atrakcyjne, a przy tym wyróżniające „paliwo polityczne“. „Sztafeta“, oficjalny organ Obozu, niemal na każdym kroku podkreślała źródło toczących kraj problemów, ich rozwiązanie – od sytuacji robotników po stan szkolnictwa wyższego – widząc w aktywizacji walki z żydostwem, do czego nawoływano. O temperaturze podsycanych emocji niech świadczy apel zamieszczony na końcu jednej z ulotek rozprowadzanych przez działaczy Obozu w rocznicę głośnej śmierci wileńskiego studenta Stanisława Wacławskiego, który zginął podczas rozruchów, trafiony kamieniem w głowę: „Domy i przedsiębiorstwa żydowskie, zdobyte krzywdą i śmiercią Polaków, muszą w tym dniu płonąć. Polacy do walki! Do czynu! Śmierć Żydom i pachołkom żydowskim! ONR“. Celnie wytwarzaną atmosferę komentował publicysta „Czasu“ – krakowskiego dziennika o proweniencji konserwatywnej: „Nikt u nas nie może negować, że nastroje antysemickie w naszych masach są niesłychanie silne. (…) Antysemityzm jest z pewnością sto razy u nas silniejszy od antyklerykalizmu, ruchu antykapitalistycznego, czy ruchu za reformą rolną. Bo wszystkie inne hasła radykalne zmuszają jednak do pewnego wysiłku myślowego. A antysemityzm pozwala wcale nie myśleć. Masz krzywy nos – w mordę, co twoje — to moje. I skończona parada“.
Warto też odnieść się do kwestii stosunku narodowych radykałów wobec ugruntowanego już w połowie lat 30. włoskiego faszyzmu oraz święcącego triumfy w Niemczech narodowego socjalizmu. Choć „obozowcy“ sami ostentacyjnie określali się „jasnymi koszulami“, co było oczywistym nawiązaniem do wspomnianych ruchów, równolegle wielkim nieporozumieniem nazywali częste, głównie na lewicy oraz w kręgach żydowskich, przypisywanie im poglądów faszystowskich czy też hitleryzmu. W kontrze do wspomnianych zarzutów podkreślali swój czysto polski charakter i wynikającą z niego odrębną drogę, „drogę trudną, bo samodzielną“.
Niemniej doceniano wiele osiągnięć wspomnianych systemów, w obu zauważając jednak istotne wady, „a nawet grzechy, któremi – jak pisali – obarczać się nie chcemy“. Znamienne, że w przypadku Włoch Mussoliniego było to uwikłanie w relacje z wielkim kapitałem, ale także – niedostrzeganie zagrożenia żydowskiego. Uważano, że brak czujności pod tym względem, będzie kosztował Włochy bardzo wiele i wpływa ujemnie na, ogólnie bardzo dodatnią, ocenę rządów Duce. Podobnych zarzutów nie formułowano wobec Hitlera, który, jak konstatowano: „zrozumiał niebezpieczeństwo żydowskie i rozpoczął z nim ostrą walkę“ (rok 1934 – B.W.). Z dużym uznaniem spoglądano na entuzjazm, jaki tchnął on w naród niemiecki, dostrzegając jednocześnie zagrożenie płynące z tego faktu dla sąsiadów Rzeszy – w tym Polski.
Jednak i ten system obarczony był z perspektywy oenerowskiej zasadniczym – z ówczesnego, przypadającego na połowę lat 30. punktu widzenia – problemem, jakim było niedocenienie ogromnej siły tkwiącej w chrześcijaństwie i zgubna fascynacja starogermańskim pogaństwem.
Pojawienie się na polskiej scenie politycznej ONR-u nie okazało się rewolucją. Po bardzo aktywnej, rzucającej się w oczy i szermującej radykalizmem, a przy tym – ograniczającej się głównie do Warszawy – działalności podjętej tuż po utworzeniu, ugrupowanie zostało w sposób niemal błyskawiczny zdelegalizowane. Pretekstem przyśpieszającym uderzenie w ONR były niesłuszne posądzenia o udział oenerowców w zabójstwie ministra Bronisława Pierackiego, dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich. Wielu spośród czołowych „obozowców“ zostało wówczas osadzonych w Berezie Kartuskiej, utworzonym wtedy miejscu odosobnienia, nazywanym, ze względu na „fundatorów“ dość przewrotnie – „sanatorium“. Ponadto setki działaczy organizacji zostało tymczasowo aresztowanych.
Nie był to oczywiście koniec działalności Obozu, natomiast niewątpliwie był to moment wyraźnego załamania bardzo prężnie – co trzeba przyznać – rozwijającej się organizacji. Z czasem, jako że kary w zdecydowanej większości przypadków nie były wysokie, ONR powrócił do działalności – tym razem na stopie nielegalnej. Charakteryzowało się to jednak jeszcze większą fragmentaryzacją środowiska, która ostatecznie zakończyła się rozłamem na dwie grupy – Bolesława Piaseckiego, zwaną od jego inicjałów „bepistami“ oraz Henryka Rossmana – zwaną analogicznie „rossmanowcami“. Na bocznym torze pozostał z kolei trzeci spośród dotychczasowych liderów – Jan Mosdorf.
Koncepcja Piaseckiego opierała się na ostatecznym odcięciu od Stronnictwa Narodowego, zbliżeniu do kręgów sanacyjnych oraz eskalacji postulowanego radykalizmu.
Tak też się stało. Utworzony niebawem Ruch Narodowo-Radykalny, od swego czołowego pisma nazwany „Falangą“, rzeczywiście wszedł w dość bliskie relacje z władzami sanacyjnymi, które we współpracy tej widziały szanse na przeciągnięcie na swoją stronę, zafascynowanej bojowością i militaryzmem grupy, młodzieży. Zgodnie z założeniami „falangiści“ nie cofali się przed terrorem, poza ekscesami na uczelniach, gdzie cieszyli się dużymi wpływami, dopuszczając się nawet podkładania bomb i podpaleń. „Bepiści“ zmienili również, w stosunku do okresu legalnej działalności ONR, akcenty programu społeczno-ekonomicznego „Falangi“. Z jednej strony podtrzymywali postulat wprowadzenia gospodarki planowej, z drugiej – odchodzili od bezkompromisowej kontestacji sytuacji ekonomicznej. Było to związane z nawiązaniem wspomnianych wyżej stosunków z obozem rządzącym, co musiało ograniczać pole uprawianej krytyki. Nie bez znaczenia mogła być również poprawiająca się stopniowo, acz odczuwalnie koniunktura.
Drugi spośród odłamów, od pisma, wokół którego skupili się jego działacze, określany mianem ONR-ABC, wybrał inną drogę, koncentrując się w sferze publicznej na działalności publicystycznej oraz wychowawczej.
W dyskusjach prowadzonych przez przedstawicieli grupy na łamach prasy widoczne było ograniczenie radykalizmu społecznego, charakterystycznego dla omawianej wyżej deklaracji, na rzecz wyraźniejszego skłaniania się w stronę własności prywatnej, za sprawą której – jak pisał jeden z czołowych publicystów Wojciech Zaleski: „damy Narodowi całe władanie nad życiem gospodarczem“. Oczywiście, w żadnym razie nie miał to być powrót do równie materialistycznego, co znienawidzony komunizm – liberalizmu, lecz własna, polska droga do równomiernego upowszechnienia własności, a tym samym – jeszcze trwalszego zespojenia narodu z państwem. W przeciwieństwie do „Falangi“ nie zdecydowano się też na wprowadzenie modelu wodzowskiego, lecz na możliwie głęboką, wielopoziomową konspirację, co niewątpliwie zdeterminowało formę dalszej aktywności.
W działalności przedwojennego ONR-u znajdujemy zatem szereg elementów, które z perspektywy dnia dzisiejszego budzić muszą, jeśli nie oburzenie, to na pewno istotne kontrowersje. Rozważając je, pamiętać jednak musimy o realiach okresu, w którym działał oraz trendach dominujących w całej niemal Europie.
Formułowanie ocen w oderwaniu od tego, zaś – co nie jest wcale rzadkie – z uwzględnieniem tragedii Holocaustu, jest dość karkołomne, a dla dużej części ówczesnych narodowych radykałów – bez wątpienia krzywdzące. Pamiętać należy też, że mimo demagogii, jaką nurt ten szerzył w okresie lat 30., zdecydowana większość działaczy wywodzących się z obozu, w czasie wojny zdała egzamin, niejednokrotnie – jak w przypadku Jana Mosdorfa zaangażowanego w KL Auschwitz w pomoc Żydom czy Witolda Rościszewskiego – płacąc za swą postawę najwyższą cenę.
Nie sposób jednak również zapominać o społecznych skutkach oenerowskiej propagandy oraz o garstce, która na krótko po rozpoczęciu okupacji zdecydowała się – w dość niejasnych, dodajmy, okolicznościach – na współpracę z Niemcami. Powołali oni Narodową Organizację Radykalną odpowiedzialną za inspirowany najprawdopodobniej przez okupantów, nagrywany przez nich i wykorzystywany propagandowo „pogrom wielkanocny“, który odbył się w Warszawie wiosną 1940 roku. Znamienne i wiele mówiące o specyfice aryjskiego podejścia do „sprawy polskiej“, że lider wspomnianej, przykrej sławy organizacji – Andrzej Świetlicki, został krótko po tym haniebnym wydarzeniu, stracony w Palmirach. Wśród ofiar wspomnianej zbrodni byli inni działacze ONR. Płacili za wybór zupełnie odmiennej drogi.
Tekst powstał ze środków programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Promocja literatury i czytelnictwa”.