Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Alicja Brzyska, Tomasz Makowski  23 kwietnia 2016

Makowski: Biblioteki muszą być większe i ładniejsze niż urzędy gminy

Alicja Brzyska, Tomasz Makowski  23 kwietnia 2016
przeczytanie zajmie 11 min

Trzeba sprawę postawić jasno: stan czytelnictwa stanowi wyznacznik rozwoju społecznego. I dopóki wszyscy tego nie zrozumiemy, dopóty starania środowisk zajmujących się książką na co dzień, czy to są wydawcy, księgarze, bibliotekarze czy pisarze, nie przyniosą rewolucyjnych zmian, a społeczeństwo nieczytające dalej będzie społeczeństwem słabo rozwiniętym. Zarówno bowiem poziom gospodarczy, jak i polityczny czy kulturowy kraju zależy od świadomości jego obywateli. Zwiększenie poziomu czytelnictwa to więc inwestycja w nasz kapitał społeczny. O czytaniu w polskim społeczeństwie z dr. Tomaszem Makowskim, dyrektorem Biblioteki Narodowej, rozmawia Alicja Wielgus.

Polacy czytają coraz mniej – taki wniosek nasuwa się po przeczytaniu najnowszego raportu o stanie czytelnictwa sporządzonego przez Bibliotekę Narodową. Problem jest o tyle narastający, że w badaniach zmieniamy formułę pytań. Nie wystarczy już sprawdzać, czy czytamy książki. Obecnie w raporcie pytania dotyczą przeglądania lub czytania we fragmentach książek, a także czytania trzech stron tekstu. Malujemy trawę na zielono?

W naszych badaniach pytania nie tyle ulegają zmianie, co uściśleniu. W trakcie sondażu skupiamy się na definiowaniu, co oznacza przeczytanie książki dla respondentów, tak aby nie mieć co do tego wątpliwości. Dla jednego oznacza to bowiem przeczytanie od początku do końca, a dla drugiego we fragmentach. Zmiana dotyczyła też książek elektronicznych, których wcześniej nie brano pod uwagę. Badanie nie miało na celu poprawianie wyniku, tylko ustalenie faktycznej grupy czytających.

Natomiast przedmiotem interpretacji może być na pewno kwestia (badamy deklaracje), czy książki rzeczywiście zostały przeczytane. Oczywiście zadajemy pytania, które sprawdzają, czy deklaracje są zgodne z prawdą. Jednym z nich jest, czy w ostatnim miesiącu respondent przeczytał dłuższy tekst niż trzy ekrany komputera lub trzy strony papierowe. To też uzupełnienie, ponieważ chcemy się dowiedzieć, czy ktoś nie czyta książek, bo nie ma czasu, ale może czyta pogłębione, dłuższe analizy w Internecie. Zastanawia nas bardzo duży spadek czytelnictwa u osób z wyższym wykształceniem. Kiedyś wśród tej grupy czytający stanowili 98%, czyli prawie wszyscy absolwenci szkół wyższych czytali, natomiast w tej chwili aż 1/3 absolwentów szkół wyższych nie czyta. Stąd pytanie, czy ci ludzie nie czytają w ogóle, czy chociaż czytają dłuższe teksty?

Z naszych badań jasno wynika, że czytanie nie zostało w ostatnim czasie porzucone, ale absolutna większość nie-czytelników przyznaje, że nigdy nie czytała albo nie robiła tego bez przymusu szkolnego. I to dotyczy zwłaszcza osób starszych, czyli tych wychowanych przed erą internetową i przed wejściem otwartego rynku pokus w 1989 roku, który może być potraktowany jako poważny konkurent dla zwyczajów czytelniczych. Dla nas ta informacja, że są to osoby nieczytające od zawsze albo nieczytające od czasów szkoły, jest informacją bardzo istotną. Oznacza to przede wszystkim, że notujemy spadek poziomu wstydu przed przyznaniem się przed ankieterem, ale też przed samym sobą do nie czytania. To jest dużo gorsza wiadomość, niż gdyby odpowiadający przestali faktycznie czytać. Bo to oznacza, że nie tylko nie czytają, ale też przełamali tabu. Przyznają, że można być człowiekiem, nawet kulturalnym, nie czytając książek. To jest znak, że jeśli się nie wstydzą do tego przyznać, to nie będą się wstydzić braku książek w domu czy nie wymagać czytania książek od dzieci. Ostatnie badania jasno pokazują zasadę kumulacji – jeśli czytamy książki, to czytamy także gazety i korzystamy z Internetu. Po prostu jesteśmy aktywni. Druga zasada dotyczy tego, że czytelnicy wywodzą się zazwyczaj z grupy innych czytelników. Kulturowo dziedziczymy zwyczaj czytania. Jeśli nasze otoczenie nie czyta – nie robią tego rodzice czy grupa rówieśnicza, to jest niemal pewne, że my również nie będziemy czytać. I analogicznie – jeśli w naszym otoczeniu są osoby z autorytetem, które zagłębiają się w lekturze – to my również będziemy czytać. Tak jest dzisiaj.

Brak wstydu przed przyznaniem się do nieczytania to bardzo niepokojące zjawisko, oznaczające zmniejszanie się grupy między zdecydowanymi stałymi czytelnikami i zdeklarowanymi nie-czytelnikami, niestety na korzyść tej drugiej. Badania BN pokazują negatywną tendencję do powiększania grupy zdecydowanie oświadczających brak jakiejkolwiek aktywności czytelniczej – jeszcze niedawno osoby mówiące, że nigdy nie czytały, stanowiły dużo mniejszy odsetek, być może jeszcze wahały się przed samymi sobą. Dzisiaj te deklaracje są bardzo stanowczo wypowiadane.

Z jednej strony załamujemy ręce nad obecnym niskim stanem naszego czytelnictwa, ale z drugiej strony wciąż słychać głosy twierdzące, że zastępujemy czytanie innym uczestnictwem w kulturze. Oglądamy seriale, które są po części literackie, przyswajamy treść poprzez kulturę obrazu. Można powiedzieć, że wciąż się rozwijamy, tyle że wykorzystujemy do tego inne środki.

W niewielkiej części jest to prawda, ale badania pokazują, że osoby, które uczestniczą w kulturze, to osoby czytające. To kwestia aktywności społecznej czy kulturalnej. Osoby, które czytają, dużo częściej chodzą do kina, do teatru, odwiedzają muzea, czy nawet, jak się okazuje, a to pokazują akurat inne badania, uprawiają sport. Są to osoby dużo bardziej świadome.

Kwestia czytania/czytelnictwa powinna być rozpatrywana przynajmniej w dwóch perspektywach – pierwsza to perspektywa piśmienności. Wszyscy Polacy czytają i piszą, a prawdopodobnie dzięki powszechnej technologii cyfrowej piśmienność jest również powszechna. Piszemy sms-y, korzystamy z komunikatorów, które opierają się oczywiście w części na emotikonach, ale przede wszystkim składają się z tekstu pisanego. W porównaniu z XIX wiekiem i wcześniejszymi jest to niewątpliwie ogromny postęp. Dzisiaj niemal każdy z nas, chcąc włożyć jak najmniej trudu i energii w pisanie sms-a, zastanawia się, jak swoją myśl do przekazania sformułować, żeby była najtrafniejsza i najkrótsza. Kiedyś podobna zabawa intelektualna w skali masowej nie występowała.

Natomiast drugą perspektywą i to nas bardziej interesuje, i to też ma szczególne znaczenie, jest kwestia czytelnictwa książek, nieważne czy cyfrowych czy papierowych. To stanowi świadectwo, czy w naszym czasie wolnym jesteśmy w stanie się oderwać po to, żeby się zająć lekturą. Czy w wyborach o wykorzystaniu czasu wolnego decydujemy się na bardziej wyrafinowaną formę aktywności, jaką jest czytanie, czy zadowalamy się prostymi przyjemnościami. Najważniejsze w czytaniu jest to, że nikt nie wchodzi między nas a litery; to jest przestrzeń bardzo intymna. Jeśli pozbawimy się tego azylu dla naszej psychiki, słabiej będziemy się wewnętrznie rozwijać. Czytanie zmniejsza stres, poprawia koncentrację i pamięć. Osoby czytające mniej obawiają się przyszłości, są bardziej aktywne społecznie, odpowiedzialne i empatyczne, ale też częściej podejmują ryzyko zmiany pracy na lepszą. Poznając inne światy, zapoznając się z innymi bohaterami, nie ograniczają swojego życia wyłącznie do tych osób zdarzeń, sytuacji, które znają bezpośrednio w swoim otoczeniu, z telewizji lub Internetu. Co ciekawe, w sieci najczęściej wchodzimy na te same portale i w związku z tym nasz świat jest bardzo ograniczony. Scenariusz, w którym uczestniczymy w kulturze, ale odrzucamy czytanie książek, jest mało prawdopodobny.

Wspominał Pan o tym, że tych, którzy otwarcie i zdecydowanie przyznają się do tego, że nie czytają, jest coraz więcej. Nie wstydzimy się tego, że nie czytamy, nie wstydzimy się też tego, że nie czytamy dzieł uznawanych za arcydzieła. O tym też pisze Ryszard Koziołek w swojej najnowszej książce Dobrze się myśli literaturą. Okazuje się, nawet osoby, które czytają, niekoniecznie znają dzieła Orzeszkowej, Sienkiewicza czy Prousta. Zmienia się więc nasz kanon, a może nawet dochodzi do jego dewaluacji?

Zmienia się nasza lista lektur i to jest naturalne, tak jak było dawniej. To oczywista perspektywa, nie czytamy dzisiaj wielu powieści, które czytano w XIX wieku i które wychodziły w ogromnych nakładach. Z literatury XIX-wiecznej przekazaliśmy sobie rzeczy konstytutywne dla naszego kodu kulturowego. Uznaliśmy, że dzieła Sienkiewicza, Mickiewicza czy Słowackiego kształtują nas jako wspólnotę narodową i państwową. Dla mnie nie ma sprzeczności w zachowaniu kanonu i dopuszczeniu książek współczesnych. Każdy z nas powinien się bez trudu odwołać do Pana Tadeusza czy chociażby najpopularniejszego do dzisiaj, patrząc na nakłady, Sienkiewicza. Ale świat nie stoi w miejscu, rodzą się i tworzą nowi autorzy, którzy z właściwą nam wrażliwością opisują rzeczywistość, czy podejmują tematy, które w 2016 roku są ważne. I nie wiemy, czy oni wytrzymają próbę czasu i czy za 20 czy 100 lat będą czytani, ale dla wielu w tym momencie są istotni. Jestem zwolennikiem kanonu literackiego, który powinien być jednak zmienny. Kochanowski do dzisiaj jest częścią takiego kanonu, wytrzymuje próbę czasu już ponad 400 lat, nadal w części kształtuje naszą wyobraźnię literacką. Trudno wyobrazić sobie kogoś, kto nie zna tekstu Bogurodzicy.Takie treści pozostaną, ale też warto żeby do naszych lektur dochodziły książki ważne dzisiaj.

Czy rzeczywiście sytuacja wygląda tak, że liczba tekstów do przeczytania jest tak wielka, że rozminiemy się i będziemy żyć w naszych niszach kulturowych, nie mogąc się porozumieć, bo nie będziemy mogli się odwoływać do tych samych toposów, tych samych bohaterów, do tych samych tekstów? W to nie wierzę.

Natomiast co do samych intensywnych czytelników, tych którzy czytają w dużych ilościach, w ostatnich latach wielu ubyło. Mamy tylko 10% tzw. czytelników codziennych, którzy czytają więcej niż 7 książek rocznie. To bardzo niewielka grupa, bo jeszcze kilka lat temu to było 20%. Jedyny dobry znak w tych badaniach jest taki, że te osoby, które czytają intensywnie, czytają coraz więcej.

10% intensywnych czytelników to ci, którzy odpowiadają za rozwój społeczny? Jak w takim razie wypadamy na tle innych państw, czy tam, gdzie poziom czytelnictwa jest duży wyższy, czytelników codziennych jest więcej? I jak przedstawia się korelacja między rozwojem społecznym a czytelnictwem? Czy to pierwsze wynika z czytania przez społeczeństwo książek, czy może to wysoko rozwinięte społeczeństwa czytają więcej, bo mają ku temu warunki, czy pieniężne czy związane z czasem wolnym.

Czy mamy większą, czy mniejszą grupę czytelników intensywnych? Odpowiedź jest nieoczywista, bowiem niektóre kraje, w których czytelnictwo sytuuje się na wysokim poziomie, mają podobną grupę czytelników intensywnych. W Czechach, w których czytelnictwo jest na poziomie 84%, przypomnę u nas to 37%, a w których stosuje się podobną metodologię badawczą, grupa codziennych czytelników to również poziom 10%.

Natomiast co jest pierwsze? Oczywiście to mechanizm ze sobą sprzężony. Społeczeństwa czytające dużo, to jednocześnie społeczeństwa dużo bogatsze, w których obywatele mają więcej czasu na czytanie. To jest też kwestia gospodarowania czasem wolnym, jeden wybierze oglądanie telewizji, drugi spacer, trzeci jeszcze coś innego. Podstawowy wskaźnik w naszych badaniach (poziom czytelnictwa w 2015 r. 37 %) – pytamy o przeczytanie/przejrzenie przynajmniej jednej książki rocznie. Wierzę, że na 365 dni, nawet jeśli wybieramy inne aktywności, powinien znaleźć się przynajmniej jeden dzień na lekturę. Dla nas twierdzenia, że od bogactwa, od czasu wolnego obywateli zależy czytelnictwo, nie do końca są uprawnione, bo badamy nie ostatnie miesiące, a cały rok. Oczywiście jest tak, że społeczeństwa, które inwestują w książki, siłą rzeczy będą się rozwijały szybciej, dlatego że są bardziej kreatywne, mają dużo większe zaufanie w ogóle do otaczającej rzeczywistości, do przyszłości, to są osoby, które czują, że mają wpływ na swoje życie. To się przekłada na kreatywność, innowacyjność, na odwagę w podejmowaniu nowych wyzwań, także tych o charakterze kulturalnym czy biznesowym. Wysokie czytelnictwo występuje u kierowników i specjalistów, są to w większości osoby, które wykazują się pomysłowością, otwartością i podejmowaniem ryzyka przy zachowaniu rozwagi. Czy one czytają dlatego, że mają większe pensje, mają więcej czasu wolnego? Nie sądzę. Często właśnie dlatego osiągnęły sukces, że czytały, miały tę przewagę nad innymi. To możemy rozpatrywać w perspektywie poszczególnych osób, ale też w perspektywie społeczeństwa. Społeczeństwo, które więcej czyta, jest dużo bardziej kreatywne i innowacyjne, i to zresztą pokazują badania w skali europejskiej na poziomie innowacyjności i kreatywności w różnych krajach Europy. To w dużym stopniu pokrywa się z poziomem czytelnictwa. Należy więc mówić o czytelnictwie w tej perspektywie – inwestycji w naszą kreatywność, również zawodową.

Wiemy w takim razie, że czytelnictwo jest związane z rozwojem społecznym. Próbujemy zachęcać społeczeństwo do czytania poprzez różne akcje mające na celu promocję literatury, czy to poprzez organizowane festiwale literackie, nagrody dla pisarzy czy targi książki. A i tak z roku na rok obserwujemy spadek czytelnictwa.

Nie ma jednej przyczyny nieczytania, stąd też nie ma jednego narzędzia, które by czytelnictwo podniosło. Festiwale literackie czy nagrody są skierowane do tej elitarnej grupy odbiorców literatury, intensywnych czytelników, raczej mniej przyciągną nieczytających. Ale mają znaczenie dla utrzymania bądź powiększenia tej grupy czytających intensywnie. Inaczej mówiąc, gdyby nie było tych propozycji, to prawdopodobnie z tej grupy odpłynęłoby dużo więcej osób, niż to się dzieje teraz. Ale na pewno nie mają wpływu ani nagrody literackie, ani festiwale na nieczytających. Działania powinny pójść w kierunku tej grupy. Jedni nie czytają z powodów finansowych, inni z braku czasu. Z naszych badań też wynika, że większość tych, którzy nie czytają, twierdzą, że czytanie nie jest im potrzebne. Nikt nie wyrobił w nich nawyku – za to odpowiedzialna jest przede wszystkim szkoła i rodzice. Czytelnictwo jest tak naprawdę kulturowo dziedziczone. Jeżeli mamy jednego z rodziców czytających i posiadamy w domu książki, to będziemy kojarzyli dorosłość z czytaniem. Jeśli nie widzimy dorosłych z książką, to będzie dla nas oczywiste, że książka stanowi wyłącznie element życia szkolnego czy dzieciństwa. Nie jesteśmy w stanie zmusić rodziców, żeby nagle zaczęli czytać, ale możemy wprowadzić w szkołach lekcje czytania cichego, jak jest w wielu krajach o wysokim poziomie czytelnictwa. W ramach lekcji każde dziecko przynosi lub dostaje książkę, którą spokojnie czyta samodzielnie przez 20 min czy 45 min. To czas, w którym dziecko nie powinno zajmować się niczym innym, tylko czytaniem książki dla przyjemności. Jest wielce prawdopodobne, że prędzej czy później trafi na taki tekst, który je zafascynuje i wciągnie do swojego świata, a później będzie chciało tę przygodę powtórzyć.

To jest jedna rzecz, druga to biblioteki publiczne. Powinny być atrakcyjne jako budynki, jako przyjazne miejsca związane z prestiżem. Tak jest w krajach skandynawskich, w których biblioteki są większymi budynkami, bardziej reprezentacyjnymi niż urzędy gmin. Ale też powinny posiadać książki, które przyciągną osoby dorosłe. Inaczej mówiąc, chłopiec, który zobaczy dorosłych mężczyzn pożyczających książki w bibliotekach publicznych, będzie kojarzył dorosłość z książkami. Dzisiaj biblioteki są bardzo słabo zaopatrzone w nowości wydawnicze, bo samorządy nie przeznaczają odpowiednich środków, a kupowane książki to w głównej mierze lektury szkolne czy popularne czytadła – romanse, kryminały. Kupuje się za mało książek, a te, które są, nie przyciągają osób dorosłych, co powoduje, że młodzi nie widzą w bibliotekach starszych. Tym samym nie wykształca się u nich nawyk chodzenia do biblioteki po ukończeniu szkoły.

Przyczyn nieczytania jest oczywiście wiele. Najmniej czytają osoby starsze, 50+, które były wychowane przed ‘89 rokiem. Najwięcej czytają ludzie młodzi w wieku 15-19 lat, ale niestety wśród nich obserwowany jest spadek, co powoduje, że za 20, 30 czy 50 lat będą jeszcze mniej czytać niż obecni 50, 70-latkowie.

Spadek czytelnictwa mogą zahamować kampanie społeczne? Przeznaczone są bowiem właśnie dla grupy nieczytających w odróżnieniu, jak Pan wspominał, od tych form działalności, jak festiwale czy targi książki, które są przeznaczone głównie dla grupy czytającej.

Zależy, które kampanie. Bo kampania „Cała Polska czyta dzieciom” miała duże znaczenie dla przyciągnięcia czytelników. Natomiast wiele kampanii społecznych, zwłaszcza facebookowych, ma charakter środowiskowy. Utwierdzą grupę czytających przy pozostaniu przy czytelnictwie. Dotychczasowe kampanie społeczne nie miały zasadniczego znaczenia dla podniesienia poziomu czytelnictwa. Jeśli nie będzie dobrych bibliotek lub jeśli książki nie będą tańsze, to nic się nie zmieni. Możemy zrobić świetną akcję promocyjną sklepu, ale jeśli tam nie ma towaru, który nas interesuje, to więcej nie przyjdziemy. Tak jest trochę z czytelnictwem.

Przy okazji warto może obalić jeszcze jeden mit. Mit mówiący o tym, że w Polsce wydaje się za dużo książek. Otóż jest dokładnie na odwrót – w Polsce wydaje się za mało książek. Nie tylko nakłady są niskie, ale też liczba tytułów jest dużo niższa niż proporcjonalnie w innych krajach. Powinnyśmy wydawać dwa lub trzykrotnie więcej tytułów. Wtedy możliwe, że osoby, które do tej pory nie czytały, po któryś z tytułów by jednak sięgnęły. Książki o piłkarzach, o ich drodze do sukcesu, który osiągnęli dzięki ciężkiej pracy, chłopcy chętnie czytają. Powinnyśmy po prostu zaproponować dużo więcej tytułów, a przy tym przeznaczyć pieniądze dla bibliotek publicznych i szkolnych na zakup nowości. W krajach, w których czytelnictwo nie spada, bardzo mocno inwestuje się w zakupy do bibliotek.

Z jednej strony więc odbiorcy nie sięgają po książki, bo nie czują takiej potrzeby, ale też istnieje druga strona medalu – książek, jak Pan mówi, jest w Polsce za mało. Kryzys rynku wydawniczego, na którego temat raporty sporządza Polska Izba Książki, sprawia, że sam proces docierania książki do współczesnego odbiorcy jest trudny i skomplikowany.

Kryzys rynku wydawniczego opiera się przede wszystkim na tym, że kupuje się za mało książek. Polski rynek wydawniczy oceniany na 2,5 mld złotych to jest rynek małego kraju, powinniśmy mieć rynek na poziomie 6 mld złotych. Tajemnica tkwi w poziomie czytelnictwa, jeśli czyta tylko 37%, a kupuje jeszcze mniej, to się przekłada siłą rzeczy na rynek książki. Jeśli Polacy nie będą czytać książek, to żaden księgarz-wydawca się nie utrzyma.

Czy zamrożenie ceny książki wpłynie jakoś na jej lepszą dystrybucję, tego nie jestem pewny. Są bardzo różne zdania na ten temat. Państwa, w których wprowadzono ustawy o jednolitej cenie książki przyniosły różne efekty, nie tylko dobre. Mieliśmy okazję o tym mówić w zeszłym roku, kiedy dyskutowano w Sejmie projekt ustawy o książce. Na pewno nie powinna być to ustawa, która spowoduje jeszcze większy spadek sprzedaży, a jest taka obawa. Jestem jednak otwarty na dyskusję w tej sprawie. Ale zasadniczą kwestią nie jest brak ustawy. Po prostu tajemnica tkwi w tym, że powinniśmy stworzyć większy rynek. Jeśli będziemy kupować więcej książek czy dla siebie, czy choćby nawet na prezenty, to sytuacja ulegnie zmianie. Wciąż nie rozumiem, czemu z różnych okazji kupujemy kwiaty, które szybko tracą wartość, a nie książki. Ta prosta zmiana nawyków zdecydowanie poprawiłaby obecną sytuację polskiego rynku książki. Podsumowując, jeśli wśród Polaków więcej będzie tych czytających, to jednocześnie zwiększy się liczba kupujących książki, a tym samym kondycja naszego rynku wydawniczego się poprawi. A nasze badania pokazują już bezsprzecznie, że korzystający z bibliotek kupują dużo więcej książek.

Rozmawiała Alicja Wielgus.