Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paweł Grzegorczyk  22 kwietnia 2016

Z dużej chmury mały deszcz

Paweł Grzegorczyk  22 kwietnia 2016
przeczytanie zajmie 3 min

PiS zapowiadał rewolucyjny projekt ustawy medialnej. Tymczasem zarówno w Ustawie o mediach narodowych, jak i Ustawie o składce audiowizualnej poza symboliką, znajdziemy rozwiązania, które nie powinny budzić dużych kontrowersji. 

Pierwsza, najistotniejsza zmiana to nowy model finansowania mediów publicznych. Dotychczasowe 21,50 złotych abonamentu miesięcznie zastąpione zostanie składką audiowizualną w kwocie 15 złotych na miesiąc, która będzie pobierana razem z rachunkiem za prąd. W praktyce oznacza to, że danina na media publiczne zostanie obniżona, a jednocześnie ma szansę stać się realnie ściągalną. Poza wymiarem finansowym taki ruch prawdopodobnie zlikwiduje niekorzystne z punktu widzenia państwa prawa zjawisko istnienia powszechnie nieegzekwowanego obowiązku opłacania abonamentu.

Warto przypomnieć, że Polska pozostaje jedynym krajem w Europie, który telewizję publiczną utrzymuje w większości z działalności komercyjnej.

W 2014 roku zaledwie 7,4% gospodarstw domowych opłaciło odbiornik RTV w terminie, co sprawiło, że w przypadku Telewizji Polskiej abonament pokrył jedynie 29% wydatków (444 mln zł), a resztę wpływów dostarczyły reklama i sponsoring.

W konsekwencji media publiczne borykają się z problemami finansowymi i nie mogą w pełni realizować swojej misji, co wynika zarówno z ograniczonych środków, jak i niegospodarności. Europejskim standardem jest utrzymywanie nadawców publicznych z abonamentu bądź publicznych dotacji. Tymczasem według wyliczeń ekspertów Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji do utrzymania mediów publicznych już dziś potrzeba około 2 mld zł, a kwota ta z roku na rok będzie rosnąć. W tych okolicznościach zaproponowane rozwiązanie nie powinno  dziwić: od wielu lat zgodni są co do niego wszyscy byli kierownicy Telewizji Polskiej i Polskiego Radia.

Warto pamiętać jednak, że taka formuła finansowania mediów może nie spodobać się Polakom. Jak wynika z badań Centrum Badań Opinii Społecznej z 2013 roku większość badanych nie chce płacić za media publiczne i skłania się ku finansowaniu ich z reklam. Z drugiej strony należy też przypomnieć, że aż 59% respondentów jest przeciwnych nawet częściowej prywatyzacji mediów publicznych, a większość twierdzi, że media publiczne w obecnym kształcie powinny istnieć.

Drugą istotną zmianą zaproponowaną w opublikowanych projektach jest utworzenie Rady Mediów Narodowej: nowej instytucji mianowanej przez Sejm, Senat i Prezydenta (po dwóch członków), która wedle nowej ustawy ma kontrolować media publiczne, wybierać ich kierownictwo i przyjmować sprawozdania z działalności. Można to rozwiązanie interpretować na dwa sposoby. Z jednej strony PiS powołał dedykowaną instytucję, by nie musieć zmieniać Konstytucji i nie martwić się starymi członkami Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, wybranymi jeszcze przez poprzednią ekipę. W tym wymiarze takie rozwiązanie budzi wątpliwości.

Z drugiej jednak strony istnieje promowana również przez rząd członków rządu Prawa i Sprawiedliwości koncepcja połączenia KRRiT, UKE i UOKiK-u i stworzenie silnego regulatora inspirowanego modelem brytyjskim. Jeżeli utworzenie RMN ma być pierwszy krokiem w kierunku takiej zmiany, to może być ruchem w dobrą stronę: wówczas RMN pozostawałaby instytucją odpowiedzialną jedynie za media publiczne, a pozostałe kompetencje KRRiT przejąłby nowy regulator.

Gołym okiem widać korektę w poczynaniach ekipy rządzącej. Jeszcze w trakcie kampanii wyborczej z ust głównie Krzysztofa Czabańskiego i Jarosława Sellina słychać było znacznie odważniejsze pomysły. Mówiono m.in. o wprowadzeniu na rynku medialnym przepisów antymonopolowych, wprowadzeniu procentowego ograniczenia udziału reklam w czasie antenowym, próbach ograniczenia udziału kapitału zagranicznego na  rynku medialnym czy finansowaniu mediów publicznych za pośrednictwem składki zbieranej od mediów komercyjnych na media publiczne. Fakt, że żaden z tych pomysłów nie znalazł się w sejmowym projekcie sprawia, że zaproponowane zmiany oznaczają trudno uznać za rewolucję. Warto zwrócić też uwagę, że nie ma w niej też choćby rozwiązań dotyczących Internetu. W tym kontekście trzeba przypomnieć, że niestety projekty trafiły do Sejmu z inicjatywy posłów, co budzi wątpliwości co do realnego miejsca ich powstania, jak i jest formą obejścia rządowej ścieżki konsultacyjnej i uzgodnień międzyresortowych. Odważniejsze pomysły na reformę mediów publicznych powinny być zaś owocem takich szerokich i prawidłowo przeprowadzonych konsultacji.

Podsumowując: przepisy podobne do tych zaproponowanych w ustawach medialnych PiS-u istnieją w całe rożnych państwach europejskich. Reforma ma szansę poprawić kondycję finansową publicznych nadawców, jednak to nie rozwiązania prawne i finansowe ostatecznie decydują o jakości mediów i np. dbałości o pluralizm informacyjny, a praktyka i kultura polityczna obowiązująca w danym kraju. Nawet najlepsze prawo nie rozwiąże naszych dzisiejszych problemów, choć może to znacznie uprościć.