Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

„500+” to nie socjal

przeczytanie zajmie 5 min

Kluczowa dla dokonania „skoku demograficznego” jest zmiana dominującego w Polsce modelu rodziny 2+1 na 2+2. Wszystkie badania, którymi dysponujemy, w tym badania osób niespecjalnie przychylnych programowi „500+”, mówią o tym, że kluczowe bodźce ekonomiczne występują w sytuacji, gdy mamy już pierwsze dziecko i zastanawiamy się czy zdecydować się na drugie. Przy pierwszym dziecku chodzi raczej o światopogląd, wybór ścieżki życiowej czy problemy z zajściem w ciążę. A kwota wolna od podatku? Za jej pośrednictwem nie da się uzyskać efektu uniwersalności i powszechności świadczenia. Pamiętajmy, że w Polsce, szczególnie na terenach wiejskich, żyje bardzo wielu ludzi, którzy nie rozliczają się za pomocą PIT-ów. Obserwując strukturę wydatków w związku z „500+” możemy zauważyć, że na 23 miliardy złotych, aż 11 wyląduje na wsi. Z Bartoszem Marczukiem, wiceministrem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej rozmawia Piotr i Karolina Olejak.

Bartosz Marczuk przed pojawieniem się w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej znany był ze swoich „urzędniczosceptycznych” i wolnorynkowych poglądów. Czy stwierdził więc Pan, że lepiej będzie, gdy tym urzędnikiem zostanie Pan, a nie ktoś inny, czy jednak część działań ze strony państwowej biurokracji jest uzasadniona?

Z perspektywy „makro” wolnościowe poglądy nie stoją w sprzeczności z ideą wspierania młodych osób i rodzin przez państwo. Krytyka patologii biurokracji to jedno, dogmatyzm ideowy to drugie. W kontekście polityki prorodzinnej polecam zawsze przeprowadzenie pewnego eksperymentu intelektualnego. Gdy mówimy, że wydajemy na koleje, drogi, infrastrukturę czy budownictwo, to nazywamy te wydatki „inwestycjami rozwojowymi”. Tymczasem, kiedy pojawia się rodzina, to „inwestycje rozwojowe” zastępuje „marnotrawstwo publicznych pieniędzy”. Takie podejście jest niepoważne. Z perspektywy przyszłej kondycji państwa nie ma lepszej inwestycji niż w ludzi. Drugą kwestią jest moje głębokie, wieloletnie przekonanie, że polityka społeczna jest w naszym kraju odwrócona plecami do młodych ludzi. Program „500+” zmienia ten stan rzeczy. Tak wygląda moje aksjologiczne uzasadnienie pojawienia się w ministerstwie.

Zajmując to stanowisko starałem się oczywiście w miarę możliwości wpływać na kształt programu, tak aby maksymalnie ograniczać rządowy paternalizm. Stąd właśnie wypłata w gotówce, a nie w jakichkolwiek formach znaczonych. Co do zasady wierzę, że to rodzice są najlepszymi przyjaciółmi swoich dzieci i to oni najlepiej zainwestują te pieniądze. Dlatego to oni, nie urzędnicy mają decydować o przeznaczeniu świadczenia. Byłem także przeciwnikiem wprowadzenia górnego kryterium dochodowego, gdyż rozumiem politykę prorodzinną jako politykę inwestycyjną, nie socjalną. „500+” nie ma odgrywać roli kolejnego narzędzia socjalnej redystrybucji, bo utożsamianie polityki prorodzinnej z socjalną jest pomieszaniem porządków.

Potrzeba prowadzenia polityki prorodzinnej to jedno, pytanie o właściwe narzędzia to drugie. W tym kontekście rodzą się wątpliwości na ile wybór bezpośredniego świadczenia w gotówce był podyktowany przekonaniem o największej efektywności tego rozwiązania, a na ile wynikał on z politycznych pobudek. Czy tańszym i lepszym rozwiązaniem nie byłoby proste podniesienie kwoty wolnej od podatku?

Sama formuła nie jest żadną polityczną fanaberią – na 32 państwa UE, Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Szwajcarii, 21 wypłaca świadczenia rodzinne bez testu dochodowego. Ten system pod względem organizacyjnym i obsługowym jest tak naprawdę dość tani – mówimy tutaj o sytuacji, gdy koszt obsługi wynosi 1,5% całości transferowanej sumy. Jeśli chodzi o rozwiązania pronatalistyczne, doskonale celuje w oczekiwania Polaków, którzy od lat w badaniach deklarują chęć posiadania licznego potomstwa, a wśród powodów, które ich do tego zniechęcają, gremialnie wskazują na niezadowolenie z własnej sytuacji ekonomicznej. Kolejnym bardzo ważnym zadaniem programu jest likwidacja biedy wśród najmłodszych Polaków. Polska bieda ma bowiem twarz dziecka, o czym rzadko się mówi w debacie publicznej. W ten sposób otrzymujemy trzy zasadnicze cele programu „500+” : efekt pronatalistyczny, inwestycja w rodziny, czyli kapitał ludzki oraz walka z biedą wśród najmłodszych.

Z kwotą wolną od podatku jest jeden zasadniczy problem – za jej pośrednictwem nie da się uzyskać efektu uniwersalności i powszechności świadczenia. Pamiętajmy, że w Polsce, szczególnie na terenach wiejskich, żyje bardzo wielu ludzi, którzy nie rozliczają się za pomocą PIT-ów. Obserwując strukturę wydatków w związku z „500+” możemy zauważyć, że na 23 miliardy złotych, aż 11 wyląduje na wsi. Nasza miejska perspektywa zniekształca nam obraz całości. Tymczasem nie zapominajmy o innych formach rozliczania się jak choćby ryczałt ewidencjonowany.  Do tego dochodzą ci, którzy nie są aktywni zawodowo i nie mieliby od czego odliczyć tej ulgi oraz osoby pracujące na umowę o dzieło. Bezpośrednie wypłacenie świadczenia pozwala uzyskać największy efekt skali z dostępnych narzędzi.

W książce Nie daj sobie wmówić. 20 mitów, którymi władza ogłupia wśród największych zagrożeń dla naszej demografii wskazuje Pan emigrację zarobkową Polaków. Jak ta teza ma się do zapowiedzi premier Szydło, że programem mieliby być objęci również Polacy mieszkający poza granicami naszego kraju?

Mamy tutaj do czynienia najprawdopodobniej z pewnym nieporozumieniem. Te osoby nie będą objęte programem „500+”. Działa tutaj bowiem zasada tzw. koordynacji, która mówi, że pierwszym miejscem, gdzie pobiera się świadczenie rodzinne jest miejsce pracy rodzica. Tak więc w przypadku, gdy rodzina wyjeżdża np. do Wielkiej Brytanii, to na miejscu dostaje od brytyjskiego rządu tzw. child benefit. W Polsce tych 500 zł już nie otrzyma. Nawet w sytuacji, kiedy jeden z rodziców wyjeżdża, a w domu zostaje drugi niepracujący. Jedyny przypadek transferu z polskich środków to sytuacja, gdy świadczenie w kraju, gdzie obecnie przebywa nasz rodak jest niższe niż w naszym państwie. Wówczas Polska wypłaca tylko różnicę w tych świadczeniach, ale takie sytuacje to margines.

rozmowie z Magdaleną Rigamonti stwierdził Pan, że kluczowa jest zmiana obecnie najbardziej rozpowszechnionego modelu rodziny w Polsce 2+1 na model 2+2. Rozpatrując tę kwestię pod kątem powszechności świadczenia, a przede wszystkim pod kątem maksymalizacji efektu pronatalistycznego, zastanawiamy się czemu nie skupić się na pierwszym dziecku i zaproponować przejście także z modelu 2+0 na 2+1. Zgodnie z badaniami GUS-u, w Polsce 25% rodzin to małżeństwa bez dzieci. To naprawdę spory „rezerwuar” dla demograficznego skoku.

Z tym że wszystkie badania, którymi dysponujemy, w tym badania osób niespecjalnie przychylnych programowi „500+”, np. profesor Ireny Kotowskiej, mówią o tym, że kluczowe bodźce ekonomiczne występują w sytuacji, gdy mamy już pierwsze dziecko i zastanawiamy się czy zdecydować się na drugie. Przy pierwszym dziecku chodzi raczej o światopogląd, wybór ścieżki życiowej czy problemy z zajściem w ciążę. Tymczasem problem zastępowalności pokoleń w Polsce dotyczy właśnie przejścia z modelu 2+1 na 2+2. Dzisiaj 53% rodzin posiadających dzieci ma tylko „jedynaka”. Pod tym kątem program zapewniający rodzinom, bez kryterium dochodowego, 110 tysięcy zł na dziecko do ukończenia przez nie 18 roku życia wydaje się całkiem precyzyjnie trafiać w oczekiwania Polaków.

Obok „500+” znajdziemy także inne istniejące już narzędzia polityki prorodzinnej jak zmodyfikowane przez byłego ministra Kosiniaka-Kamysza „becikowe”, zasiłki rodzinne, czy ulgi podatkowe na dzieci. Czy ministerstwo pracuje nad ujednoliceniem tych narzędzi? Chaotyczność polskiej polityki prorodzinnej jest często podnoszonym zarzutem w debacie publicznej.

Pierwszym problemem, z którym musimy się zmierzyć dotyczy mnogości kryteriów dochodowych, jakie trzeba spełnić przy różnego rodzaju narzędziach. Przy „500+” mamy dwa, świadczenia rodzinne dwa, fundusz alimentacyjny kolejny. Stąd zapis w ustawie, że najpóźniej za 12 miesięcy dokonamy przeglądu wszystkich świadczeń rodzinnych pod kątem ujednolicenia tych kryteriów. Trzeba także przejrzeć cały system finansowego wspierania rodzin.

Obok ujednolicenia pojawia się pytanie o pożądany kształt instytucjonalny prowadzonej polityki prorodzinnej. We Francji istnieje dedykowane jej ministerstwo. Czy rząd myśli o stworzeniu podobnego resortu w Polsce? A może właściwsze będzie po prostu powołanie odpowiedniego zespołu międzyresortowego, koordynującego takie kwestie, jak wypłacanie świadczeń z jednej strony, a opiekę przedszkolną z drugiej?

Moim zdaniem obecnie istniejąca struktura jest optymalna. Tak naprawdę takie ministerstwo już w Polsce istnieje i powstało w listopadzie zeszłego roku, wraz ze zmianą nazwy i pojawieniem się słowa „Rodzina” jako pierwszego członu – Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Priorytety są jasne. Cieszę się z takiej instytucjonalnej zmiany, gdyż oznacza ona przeniesienie odpowiedzialności za rodzinę z różnego rodzaju pełnomocników rządowych na osobę ministra z konstytucyjnym umocowaniem.

Przytoczył Pan wcześniej badania, które wskazują na to, że przy decyzji o pierwszym dziecku główną rolę odgrywają głównie czynniki psychologiczne, a naszym zdaniem w ogromne znaczenie ma poczucie dostępności infrastruktury opiekuńczo wychowawczej. Tymczasem dzisiaj opieką przedszkolną objęte jest 75% dzieci, na co rocznie wydajemy 10,9 mld zł. Wystarczyłoby 2 mld więcej, aby ten wskaźnik wzrósł do 100%. 2 mld do 23 mld przeznaczanych na „500+”.

Jeśli chodzi o opiekę instytucjonalną nad małym dzieckiem mamy w obecnie w Polsce trzy jej główne etapy. Pierwszy rok życia dziecko „pokrywa” roczny urlop rodzicielski. Od 3 roku życia wchodzi nam opieka przedszkolna gwarantowana przez państwo. Konieczność inwestycji w przedszkola jest argumentem nieustannie podnoszonym przez środowiska lewicowe, tylko szkoda, że nie ma on oparcia w faktach. Tak naprawdę rok 2017 to początek finalnego etapu zamykania luki w brakach tych miejsc. Od roku 2015 gminy mają obowiązek przyjęcia wszystkich dzieci od 4 roku życia, w 2017 ten obowiązek zostanie rozszerzony także na 3-latki.

Zapisy ustawowe to jedno, rzeczywistość to drugie.

Ostatnie badania GUS- u pokazują, że 95% pięciolatków jest w przedszkolach, wśród czterolatków ten odsetek wynosi 85%, trzylatki to 65%. Teraz naszym zadaniem jest finalne dokończenia procesu, który toczy się już od 2013 r. i jest finansowany ze środków budżetu państwa wspierających gminy. W tej sytuacji zostaje nam 24 miesiące między ukończeniem  pierwszego roku życia a trzecim rokiem życia i tutaj właśnie program „500+” ma być ogromnym wsparciem dla rodziców.

Nie wszystkie kobiety chciałyby oddawać swoje pociechy do przedszkoli, niekoniecznie takie rozwiązanie jest także korzystne dla rozwoju samych dzieci. W tym kontekście intrygującym pomysłem wydaje się postulat Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris wprowadzenia bonu wychowawczego, stanowiącego równowartość kosztów pobytu dziecka w przedszkolu. Takie rozwiązanie pozwoliłoby upodmiotowić matki, dając im możliwość wyboru czy chcą opiekować się dzieckiem same w domu, czy raczej posłać je do przedszkola. 

Póki, co nie przewidujemy wprowadzenia podobnych rozwiązań. Do pewnego stopnia rolę tego bonu może pełnić program „500+”, który daje matkom wolność dysponowania otrzymywanymi środkami, które będą mogły przeznaczyć na opłacenie usług opiekuńczych.

Inny rodzajem wsparcia dla matek wychowujących dzieci byłyby zmiany przy systemie emerytalnym – wliczanie pracy domowej do emerytury, czy skracanie wieku przechodzenia na emeryturę w zależności od liczby dzieci.

Takie rozwiązania wymagałyby całościowych zmian systemowych, na które nie ma jeszcze czasu. Natomiast sam byłbym ostrożny z propozycją skracania wieku, gdyż obawiałbym się niskiej wysokości otrzymywanych świadczeń. Właściwsza wydawałyby się tutaj gratyfikacja w formie podnoszenia wysokości otrzymywanej emerytury.

To wszystko instrumenty finansowe i infrastrukturalne, ale wydaje się, że warto pamiętać także o wymiarze kulturowym czy politycznym. W tym kontekście prowokacyjnym, ale jednocześnie „przemeblowującym” w pewnym stopniu publiczne postrzeganie rodziny i jej roli w życiu państwa, pomysłem jest koncepcja głosowania rodzinnego – trójka dzieci = trzy dodatkowe głosy dla rodziców.

Dzisiaj może to się wydawać egzotyką, ale w nadchodzących dekadach uważam, że będzie to pomysł jak najbardziej zasadny do dyskusji. W sytuacji zmieniających się proporcji demograficznych i rosnącego elektoratu ludzi starszych kosztem młodych czekają nas także przekształcenia w polityce. Polityka opieki stanie się coraz bardziej kosztowną pozycją w budżecie państwa, a elektorat 60+ czy 70+ stanie się bardziej atrakcyjny dla polityków. I będzie się to odbywać oczywiście kosztem ludzi młodych. Polityczną odpowiedzią na taką formę gerontokracji, czy „dyktatury staruszków” może być właśnie głosowanie rodzinne.

Abstrahując już od kontrowersji dotyczących samego oddawania głosu za swoje dzieci, pojawia się zawsze argument dyskryminacji osób bezpłodnych czy z powodów światopoglądowych decydujących się na życie bezdzietne bądź singli.

Planując politykę społeczną musimy myśleć o dużych grupach społecznych, interesie państwa i narodu. Polsce zwyczajnie opłaca się inwestować w rodziny z dużą liczbą dzieci, ponieważ to kapitał, który będzie się przekładał na późniejszy rozwój państwa i dobrobyt jego obywateli. Także tych bez dzieci.

Rozmawiali Piotr Kaszczyszyn i Karolina Olejak.