Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Ernest Treywasz  9 kwietnia 2016

Polska polityka imigracyjna w siedmiu punktach

Ernest Treywasz  9 kwietnia 2016
przeczytanie zajmie 6 min

Obecny kryzys migracyjny może okazać się dla nas nie tylko zagrożeniem, lecz także szansą. Kwestia przyjmowania przez Polskę potencjalnych imigrantów wpisuje się bowiem w szerszy problem i wyzwanie demograficzne, jakie stoi przed naszym państwem w perspektywie najbliższych dekad. Jak więc powinna wyglądać polska polityka imigracyjna? Mówiąc najkrócej, powinna być oparta na działalności organizacji społecznych i wspólnot parafialnych oraz uwzględniać kryteria kulturowe, natomiast państwo winno stanowić jedynie rozsądne wsparcie.

Własna polityka imigracyjna jest jednym z najważniejszych instrumentów rozwojowych, jakimi posługują się suwerenne państwa. Obecna sytuacja jest dla Polski wyzwaniem, bowiem zasady tej polityki chca nam narzucić – za pośrednictwem UE – Niemcy, co stoi w rażącej sprzeczności z zasadami, na których wspierać się miała Unia. Polityka imigracyjna miała być prerogatywą rządów i parlamentów krajów Unii. Jednym z fundamentów integracji europejskiej miała być natomiast zasada swobody podróżowania wewnątrz strefy Schengen, w ramach ścisłych reguł kontroli granic zewnętrznych strefy, obowiązujących państwa grupy Schengen.

Polska w 2015 r. i w następnych latach potrzebuje odzyskać dynamiczną równowagę wzrostu ekonomicznego, połączoną ze stabilnością społeczną. Naszą obecną sytuację warunkuje kryzys demograficzny, emigracja młodych Polaków w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia do bogatszych krajów Unii, silna zależność stanu i perspektyw naszej gospodarki od decyzji i procesów wobec nas zewnętrznych, na które mamy ograniczony wpływ lub też nie mamy go wcale. Polska ekonomia tkwi w tzw. pułapce średniego rozwoju zaś nasze otoczenie zewnętrzne ulega niekorzystnej z naszego punktu widzenia transformacji.

Bardzo istotnym elementem całości naszych uwarunkowań decyzyjnych, związanych z koniecznością wypracowania narodowej strategii w dziedzinie imigracyjnej, jest sytuacja bezpieczeństwa regionalnego, szczególnie konfliktu na wschodzie Ukrainy i wynikającym z niego ryzykiem zapaści ekonomicznej zarówno Ukrainy, jak i – co jest już może mniej oczywiste, ale nie mniej realne i groźne – narastających problemów ekonomicznych i związanej z nimi nieprzewidywalności Federacji Rosyjskiej.

Dodatkowym istotnym kontekstem jest kryzys politycznej solidarności Zachodu, związany  między innymi z próbami definiowania jej w niedopuszczalny z naszego punktu widzenia sposób. Przyjęcie narzucanych nam niemieckich rozwiązań miałoby bowiem być warunkiem solidarnej z nami postawy krajów UE wobec spodziewanych kłopotów wynikających z kryzysu ukraińskiego.

Takie stawianie sprawy jest nie tylko niemoralne (rozumiemy, że polityczny realizm może mieć – i zwykle miewa – niewiele wspólnego z moralnością), ile bałamutne i niewiarygodne. Jaką bowiem mielibyśmy mieć gwarancję, że dostaniemy ze strony Zachodu solidarną pomoc w przypadku ulegnięcia dziś niemieckiemu dyktatowi, kiedy jutro zjawią się u nas setki tysięcy uciekinierów ze Wschodu lub tym bardziej jeśli spotkamy się z militarnymi prowokacjami lub jawna agresją ze strony Rosji? Możemy być raczej pewni, że dzisiejsza kapitulacja gwarantuje nam, że jutro nikt już się nie będzie z naszym zdaniem liczył. Decyzje będą podejmowane ponad naszymi głowami i przedstawiane nam jako bezalternatywne, tak jak obecnie doświadcza tego poddana presji „formatu normandzkiego“ Ukraina.

Tak nakreślona sytuacja wymusza na nas inne priorytety, niż te których oczekiwałby od nas Berlin czy Bruksela. Polska musi pilnie i bardzo poważnie zwiększyć nakłady na zbrojenia. W szczególności musimy przygotować naszą wschodnia granicę do obrony, zarówno przed wielką falą niekontrolowanej imigracji jak i – w najgorszym możliwym wariancie rozwoju sytuacji – do obrony przed agresją zbrojną ze Wschodu. Musimy też wypracować ambitną i realistyczną strategię rozwojową, której polityka imigracyjna może i powinna być istotną częścią.

1. Polska potrzebuje demograficznego zastrzyku „świeżej krwi“, czyli młodych ludzi gotowych do założenia rodzin, a najlepiej imigracji całych młodych rodzin z dziećmi.

2. Imigranci, których Polska powinna sprowadzać w ramach zaplanowanego, zakrojonego na dużą skalę procesu, muszą charakteryzować się „zdolnością integracyjną“, wynikającą z pokrewieństwa kulturowego (strefa słowiańska) i/lub bliskości w sferze wartości, co oznacza, że imigrantami, których chcielibyśmy w Polsce widzieć, powinni być w pierwszej kolejności i w zdecydowanej większości chrześcijanie.

3. Warunek powyższy nie może być sformułowany w sposób dyskryminacyjny pod względem religijnym lub rasowym (czego zabraniają nam umowy międzynarodowe oraz nasze własne prawo), zatem jego spełnienie musi być osiągnięte poprzez przyjęcie zupełnie innej filozofii politycznego działania niż ta, która jest nam sugerowana i którą a priori zakłada ogólnie przyjęta publicystyczna narracja ostatnich tygodni i miesięcy.

Filozofia obecna narzuca schemat myślenia, zgodnie z którym o tym kto, i na jakich warunkach będzie mógł do Polski przyjechać, ma decydować państwo i ono też ma ponosić pełną odpowiedzialność za to, czy uchodźcy będa w Polsce szczęśliwi, czy też nie i spróbują się z Polski wydostać przy pierwszej okazji.

Jest to myślenie ufundowane na gruncie socjalistycznym, gdzie omnipotentne państwo ma zapewnić poszkodowanym przez los grupom społecznym godziwą egzystencję materialną. To bardzo kosztowny sposób rozwiązywania problemów społecznych, dlatego też większość imigrantów na Zachodzie, skuszona osłona socjalną wcale nie czuje się z tego powodu szczęśliwa (podobnie jak inni biorcy takiej pomocy) i raczej skłonna jest do izolacji lub eskalacji roszczeń. Jeśli jednak udaje się osiągnąć przynajmniej ich częściowe zadowolenie, skutkiem tego jest rosnąca fala imigracyjna zachęconych „dobrym przykładem“ rodaków. W ten sposób problem nabrzmiewa do fazy ostrego kryzysu, wymuszonej nieuchronnymi cięciami funduszy socjalnych. Odpowiedzią na kryzys są zwykle restrykcje w państwowej polityce imigracyjnej, godzące zwykle w tych imigrantów, którzy danemu krajowi mogliby się naprawdę przydać.

Źródłem problemów nie jest zatem imigracja sama w sobie, ale raczej tendencja do angażowania w rozwiązywanie wszelkich problemów społecznych przede wszystkim państwa, co jest grzechem pierworodnym socjalizmu, z którego wszystkie inne grzechy społeczne – łącznie z ksenofobią – wynikają.

4. Jak zatem sprawić, by do Polski przybywały głównie młode, chrześcijańskie rodziny, których Polska bardzo potrzebuje? I co ważniejsze, by chciały u nas pozostać? Odpowiedz jest prosta. Polska gościnność powinna pozostać sferą prywatną, wzbogaconą o element społeczny – czyli stać się sferą aktywności organizacji społecznych, które biorą odpowiedzialność za cały proces integracyjny zapraszanych rodzin, od momentu zaproszenia do pełnej asymilacji. W zadaniu tym konkretne społeczności, zarówno świeckie, jak i religijne różnych wyznań, byłyby wspomagane – w rozsądnych granicach – przez odpowiednie struktury państwa i jego agendy, przy zachowaniu kardynalnej zasady, że gross odpowiedzialności za akomodację imigrantów leży po stronie zapraszających wspólnot.

Podejście to koresponduje zarówno z polską tradycją, z wyrażonym ostatnio życzeniem Ojca Świętego skierowanym do Kościoła, ale jest przede wszystkim racjonalne politycznie, ekonomicznie i społecznie. Nie wzbraniamy bowiem nikomu zapraszać muzułmanów, ale oczekujemy, że każdy, kto zaprasza będzie partycypował w kosztach integracji. Między innymi dzięki temu możemy oczekiwać, że polscy Tatarzy wykażą solidarność ze swymi krymskimi pobratymcami, w czym Rzeczpospolita może im udzielić rozsądnego wsparcia, zgodnie z naszymi narodowymi interesami.

Jest jednak oczywiste, że w przypadku takiego podejścia do zagadnienia imigracji, jego efektem będzie umocnienie, a nie osłabienie, chrześcijańskiej tożsamości Polski oraz tradycyjnego, konserwatywnego modelu naszej kultury, bowiem elementem przyciągajacym do Polski w najbliższych dekadach byłby nie tyle bardzo wysoki (w porównaniu z Zachodem) standard życia mierzony wg. łatwo policzalnych kryteriów materialnym, lecz raczej kultura tradycyjnych, chrześcijańskich wartości oraz wolność gospodarcza i osobista, odpowiedzialność za los własny i rodziny, połączona ze społeczną solidarnością, realizowana jednak nie jak w modelu niemieckim – przez socjalistyczne państwo – lecz przez konkretne, lokalne wspólnoty, które podejmować będa wyzwania gościnności i integracji imigrantów przede wszystkim na własny rachunek, w ramach wolnego wyboru. 

5. Zaletą tego podejścia będzie likwidacja zysków przemysłu przemytniczego i ucywilizowanie całego procesu transferu imigrantów.

6. Problem tego, kto ma w Polsce zostać, a kto wyjechać, przestanie istnieć. W Polsce zostaną ci, którzy się w niej dobrze czują i którzy związali się wzajemnie korzystnymi więzami z zapraszającymi wspólnotami.

7. Tak pomyślany program wymaga znaczącego uzupełnienia, w postaci programu społecznego i ekonomicznego upodmiotowienia lokalnych wspólnot (głównie parafialnych), co jest potężnym zagadnieniem samym w sobie. Stanowi wielkie wyzwanie dla Kościoła katolickiego, ale jednocześnie jego ogromna szansa na wypracowanie modelu, w którym parafialne wspólnoty nie tylko stać bedzie na utrzymanie Kościoła, ale w którym wspólnoty te zdolne będa w niedalekiej przyszłości do przejęcia większości zadań sfery społecznej, takich jak szkolnictwo, ochrona zdrowia, ochrona socjalna etc.

Zapewnienie godziwych warunków dla chrześcijańskich uchodzców i/lub imigrantów może być początkiem takiego procesu. Wymagać on będzie innowacyjnego podejścia do kwestii dostępnego budownictwa mieszkaniowego, planowania przestrzennego i wielu innych zagadnień rozwojowych, lecz przede wszystkim – integracji katolickiego narodu na poziomie lokalnym, wokół konkretnego celu, w ramach szerokiego programu.

Omnia principia parva sunt – początki zawsze są skromne, więc może warto pomyśleć o sieci katolickich, niskobudżetowych hoteli w każdej parafii, w których zatrzymają się nasi goście do czasu, gdy stać ich będzie na zakup małego, taniego i składanego domku w nowych osiedlach miasteczek Polski B.