Czy Uber naprawdę jest lepszy?
Odkąd w 2014 roku aplikacja Uber pojawiła się na polskim rynku, nieustannie słychać głosy o jej niekonkurencyjności względem licencjonowanych przewoźników. Oczywiście, kierowcy korzystający z aplikacji na chwilę obecną mają zdecydowanie bardziej liberalne podejście do przepisów regulujących przewozy osobowe, czego skutkiem jest możliwość oferowania tańszych usług. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której z jednej strony musimy wziąć pod uwagę zadowolonych klientów, zainteresowanych zaoszczędzeniem kilku złotych, a z drugiej strony taksówkarzy, którzy w i tak już konkurencyjnej branży mają do czynienia z bardzo silnym przeciwnikiem, umiejętnie balansującym na granicy prawa i zdobywającym przy tym w naszym kraju 10% rynku.
Początki działalności firmy sięgają roku 2009, a jej założycielami byli Garrett Campa i TravisKalanick. Początkowo kierowcy UberCab (tak brzmiała początkowa nazwa przedsiębiorstwa) pracowali w San Francisco i używali ekskluzywnych samochodów (zwanych potocznie „blackcars”) typu Lincoln Town Car, CaddilacEscalade, BMW serii 7 oraz Mercedes-Benz S550. W swojej działalności firma oferowała limuzynę wraz z kierowcą, a od innych korporacji różniła się jedynie sposobem zamawiania usługi. Jednak po roku 2012 uruchomiono UberX, który pozwalał na korzystanie z bardziej przystępnych samochodów m.in. ToyotyPrius, co pozwalało zdobyć klientów mniej zamożnych oraz poszerzyć portfolio. Tego samego roku w Chicago przedsiębiorstwo wprowadziło również możliwość rezerwacji samochodów oraz kierowców, którzy nie byli licencjonowanymi pracownikami firmy Uber, co było wiele tańsze w porównaniu z konkurencją. Tym sposobem rozpoczęła się międzynarodowa ekspansja firmy, która budzi kontrowersje na całym świecie. Mimo to Uber funkcjonuje w ponad 400 miastach na całym świecie i cieszy się wielką popularnością, głównie wśród ludzi młodych. Aktualnie firma jest wyceniana na 67,5 miliarda dolarów będąc jednocześnie najdroższym start-upem na świecie.
Uber jest mobilną aplikacją, która pozwala kojarzyć potencjalnych pasażerów z prywatnymi osobami posiadającymi samochód. Aby rozpocząć korzystanie z jej usług wystarczy pobrać ją na smartfona oraz dokonać rejestracji. Oprócz podstawowych danych, które będziemy musieli udostępnić (imię i nazwisko) musimy również podać numer karty kredytowej lub debetowej. Jest to związane ze sposobem płatności, ponieważ po zakończonym przewozie, należne środki są bezpośrednio pobierane z naszej karty, a nie przez kierowcę, jak ma to miejsce u innych przewoźników. Warto tutaj zaznaczyć, że w momencie płatności, Uber pobiera 20% swojej prowizji, reszta natomiast trafia w późniejszych etapach do kierowcy. Aby natomiast zostać „przewoźnikiem” korzystającym z aplikacji wystarczy posiadać sprawny samochód, którego wiek nie przekracza 10 lat, posiadać ważne OC i przegląd techniczny oraz przedstawić aktualne zaświadczenie o niekaralności i pisemną informację z policji o wykroczeniach drogowych. Następnie po rejestracji należy się spodziewać rozmowy kwalifikacyjnej oraz szkolenia. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pozostaje zainstalować aplikację i rozpocząć pracę. Co ciekawe, w naszym kraju do współpracy zgłasza się miesięcznie aż 3,5 tysiąca kierowców zainteresowanych współpracą.
Tak w skrócie wygląda sam proces korzystania z aplikacji. Wiele osób uważa jednak, iż taka działalność jest niezgodna z prawem. Od samego początku start-up spotyka się z ogromną niechęcią i atakami zarówno ze strony polityków, ale przede wszystkim licencjonowanych taksówkarzy. Wiele strajków, petycji do władz oraz pikiet doprowadziło do wycofania się firmy m.in. z Hiszpanii czy Indii, a o przetrwanie walczy w Japonii, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Niemczech. Kontrowersje wokół całej działalności start-upu występują również w naszym kraju, gdzie na ulicach Warszawy kilka dni temu doszło do ataków na kierowców firmy Uber.
Uber na świecie
Aktualnie Uber funkcjonuje w ponad 60 krajach i ponad 400 miastach na całym świecie. W prawie wszystkich największych miastach spotyka się z oporem przede wszystkim ze strony taksówkarzy. Miało to miejsce m.in. w Wielkiej Brytanii, gdzie kierowcy HackneyCarriage (blackcab) oraz członkowie Związku Licencjonowanych Kierowców Taxi zablokowali ruch drogowy w mieście. Niestety na niewiele to się zdało, ponieważ burmistrz Londynu sam stwierdził, iż problem ze zdefiniowaniem telefonu jako taksometru powinien rozstrzygnąć sąd. Kolejnym państwem gdzie start-up miał problemy była Francja. Po licznych strajkach ostatecznie udało się jednak zakazać działalności UberPop, wprowadzając nowe prawo, które zabrania wszelkich form car-poolingu, podczas którego przewożona osoba musi uiścić opłatę. Ponadto dwóch przedstawicieli przedsiębiorstwa zostało zatrzymanych i czeka ich proces sądowy. Podobna sytuacja miała miejsce również we Frankfurcie, gdzie tamtejszy sąd zakazał działalności aplikacji na terenie całego kraju. Dosyć ciekawym rynkiem dla amerykańskiego przedsiębiorstwa są Chiny. W Państwie Środka aplikacja ma jednak dużo konkurencję w postaci miejscowej firmy DidiKuaidi, która wspierana jest przez chińskie firmy internetowe Alibabę i Tencent.
Oprócz silnego rywala nie milkną również głosy zwykłych taksówkarzy, którzy podobnie jak ich europejscy odpowiednicy twierdzą, iż kierowcy Ubera nie spełniają formalnych wymogów do prowadzenia przewozów osobowych. Wobec powyższych przeszkód przedsiębiorstwo zanotowało miliard dolarów straty w Państwie Środka.
Uber w Polsce
W Polsce każdego dnia z usług taksówek korzysta 420 tysięcy osób, zaś w samej Warszawie swoją działalność prowadzi 11 tysięcy taksówkarzy. Przedsiębiorstwo rozpoczęło swoją działalność w naszym kraju w sierpniu 2014 roku i obecnie funkcjonuje w siedmiu miastach: Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Gdyni, Sopocie, Wrocławiu, Poznaniu, a w planach jest uruchomienie usługi w Katowicach oraz Łodzi.
„Obecnie jesteśmy trzecim największym rynkiem firmy w UE. Tylko w Warszawie w każdym miesiącu ponad 10 tysięcy osób rejestruje się w aplikacji firmy, umożliwiającej korzystanie z usług przewozowych” – powiedział dyrektor Ubera w Polsce, Kacper Winiarczyk.
Aplikacja spotkała się z dużą popularnością wśród Polaków, co sprawiło, iż w ciągu pierwszego roku działania usługi, tempo wzrostu było szybsze niż w Londynie, Paryżu, Amsterdamie czy Sztokholmie.
Faktycznie taniej?
Przewoźnik chwali się dużo niższą ceną w porównaniu z konkurencją, co moim zdaniem nie do końca jest prawdą. Faktycznie w porównaniu z „taksówkarzami”, których każdy z nas kojarzy stojących cały dzień w centrum miasta i czekających na klienta gotowego zapłacić sporą sumę za przejazd, można oszczędzić sporo pieniędzy. Ale kiedy np. w Krakowie porównamy cenę z niektórymi korporacjami (nie podaję nazw), stawki klarują się na bardzo podobnym poziomie.
Opłata startowa wynosi 5 zł i każdy następny kilometr kosztuje nas 1,40 zł. Niestety to nie koniec opłat, ponieważ dodatkowo przewoźnik nalicza nam 0,30 zł za każdą minutę przejazdu. Dla porównania przejazd jedną z korporacji w Krakowie kosztuje średnio około 2 zł za kilometr plus 6 zł opłaty początkowej. Ostatecznie cały kurs kosztuje nas bardzo podobnie, o czym przekonałem się wielokrotnie na własnej skórze.
Niestety istnieje jeden minus transportu za pomocą aplikacji. Przelicznik rośnie bowiem wraz ze wzrostem natężenia ruchu. W weekendy oraz święta, gdzie spotykamy się z dużym zainteresowaniem osób chcących skorzystać z aplikacji, cały przejazd może nas kosztować dużo więcej. O koszcie związanym z przewozem jesteśmy jednak informowani na początku, jeszcze przy zamówieniu pojazdu (podawane są widełki cenowe).
Stawka za przejazd za pomocą aplikacji jest więc konkurencyjna, ale dodatkową zachętę zastanowią kody promocyjne oraz metoda poleceń, dzięki czemu każda osoba może dostać całkowicie za darmo 10/20/40 złotych do wykorzystania na przejazd za pomocą Ubera.
Zgodnie z prawem?
Aby świadczyć usługi taksówkowe w Polsce należy spełnić szereg wymogów oraz przepisów. Każda osoba chcąca rozpocząć taką działalność musi m.in. odbyć szkolenie związane z transportem drogowym taksówką, potwierdzone zdanym egzamin ze znajomości topografii miasta, czy posiadać zaświadczenie o braku przeciwwskazań zdrowotnych i psychologicznych do pracy. Oprócz tego każdy taksówkarz zobowiązany jest do prowadzenia działalności gospodarczej, co jest jednoznaczne z opłacaniem składek ZUS czy podatkiem dochodowym (w zależności od przyjętej formy, najczęściej jest to karta podatkowa). Warto również wspomnieć, iż taksówkarze mają obowiązek zainstalowania kasy fiskalnej, wydając pasażerowi paragon potwierdzający wykonanie usługi po każdym przejeździe.
Nie dziwi mnie więc fakt, że w całej Europie, również w Polsce wszyscy licencjonowani przewoźnicy mają pretensje zarówno do kierowców Ubera, jak i osób rządzących. Jak wspominałem wcześniej, aby świadczyć przewozy za pomocą aplikacji wymogi są zdecydowanie bardziej liberalne niż w przypadku taksówkarzy. Zjawisko to ma miejsce w związku z pojęciem, które znajduje się w ustawie o transporcie drogowym (art. 18), a mianowicie „ transportu okazjonalnego”. To właśnie on miałby stanowić lukę prawną, na którą powołują się kierowcy Ubera.
4a. Przewóz okazjonalny wykonuje się pojazdem samochodowym przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu powyżej 7 osób łącznie z kierowcą.
Zgodnie z punktem 4a ustawy przewóz okazjonalny można wykonywać jedynie pojazdem do przewozu powyżej 7 osób. Według mojej interpretacji już w tym punkcie przewoźnicy świadczący usługi w ramach aplikacji łamią prawo. Większość z samochodów, których używają w Polsce konstrukcyjnie przeznaczona jest do przewozu 5 osób.
4b. Dopuszcza się przewóz okazjonalny:
1) pojazdami zabytkowymi,
2) samochodami osobowymi:
a) prowadzonymi przez przedsiębiorcę świadczącego usługi przewozowe albo zatrudnionego przez niego kierowcę,
b) na podstawie umowy zawartej w formie pisemnej w lokalu przedsiębiorstwa,
c) po ustaleniu opłaty ryczałtowej za przewóz przed rozpoczęciem tego przewozu; zapłata za przewóz regulowana jest na rzecz przedsiębiorcy w formie bezgotówkowej; dopuszcza się wniesienie opłat gotówką w lokalu przedsiębiorstwa
– niespełniającymi kryterium konstrukcyjnego określonego w ust. 4a i będącymi wyłączną własnością przedsiębiorcy lub stanowiącymi przedmiot leasingu tego przedsiębiorcy.
Kolejną kwestią , naruszającą prawo jest fakt, iż mimo zapewnień dyrektora Kacpra Winiarczyka, większość z kierowców nie prowadzi własnej działalności gospodarczej. Nie spełnia więc punktu 4b ustawy, który wyraźnie wskazuje, iż w celu prowadzenia przewozów okazjonalnych samochodem osobowym, kierowca powinien prowadzić własną działalność gospodarczą.
5. Przy wykonywaniu przewozów okazjonalnych w krajowym transporcie drogowym pojazdem przeznaczonym konstrukcyjnie do przewozu nie więcej niż 9 osób łącznie z kierowcą zabrania się:
1) umieszczania i używania w pojeździe taksometru;
2) umieszczania w sposób widoczny i czytelny z zewnątrz pojazdu oznaczeń z nazwą, adresem, telefonem, adresem strony internetowej przedsiębiorcy lub innych oznaczeń mających na celu identyfikację przedsiębiorcy, a także reklam usług taksówkowych i przedsiębiorców świadczących takie usługi;
3) umieszczania na dachu pojazdu lamp lub innych urządzeń technicznych.
Tutaj również istnieje możliwość naruszenia prawa przez przewoźników Ubera. Zgodnie z podpunktem 1. kierowcy zabrania się używania taksometru. Czy taksometrem można więc nazwać smartfona, który nalicza opłatę oraz wskazuję drogę dojazdu? Problem zdefiniowania tych urządzeń pozostawię jednak w kwestii sądów, chodź wielokrotnie rozszerzały one zakres tego pojęcia do wszystkich podobnie działających.
Pomijając ustawę o transporcie okazjonalnym, istnieje dużo większy problem, który moim zdaniem jest tutaj decydujący. Mianowicie, działalność wykonywana przez kierowców Ubera jest działalnością typowo zarobkową. Nie można tutaj mówić o ekonomii współdzielenia jak ma to miejsce np. w BlaBlaCar. Kierowca nie zmierza bowiem w tym samym kierunku, co pasażer, lecz to od osoby przewożonej zależy, w jakie miejsce odbędzie się przewóz.
Swoje stanowiska w tej kwestii wyraziło Ministerstwo Finansów:
„W związku z rosnącą popularnością aplikacji mobilnej Uber Ministerstwo Finansów informuje, że dochody osób fizycznych uzyskane z tytułu świadczenia usług transportowych z wykorzystaniem tej aplikacji podlegają opodatkowaniu podatkiem dochodowym od osób fizycznych na zasadach przewidzianych w ustawie z dnia 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych (Dz. U. z 2012 r., poz. 361 z późn. zm.).”
Uważam jednak, że każda forma transportu, pozwalająca obniżyć koszty z tym związane powinna być dostępna dla klienta. Należy jednak przestrzegać pewnych zasad, w których wszyscy konkurenci (taksówkarze/przewoźnicy) powinni mieć jednakowe obowiązki oraz podlegać tym samym regulacjom. Albo wszyscy płacą podatki i składki albo nikt, albo każdy musi posiadać licencje albo nikt, albo wszyscy korzystają z kasy fiskalnej albo nikt. Przy takim rozwiązaniu problemu nikt nie będzie mieć do nikogo pretensji.
Jak zaznacza tutaj sama firma, jest ona tylko dostawcą aplikacji i nie bierze udziału w całym procesie przewozowym.
Kto więc bierze odpowiedzialność za jej działania? Jak widać na przykładzie naszego kraju odpowiednie służby (Inspektorat Transportu Drogowego i Urząd Skarbowy) biorą na celownik jedynie kierowców korzystających z aplikacji. Potrzebne są jednak zdecydowane rozwiązania systemowe, które pozwolą wyrównać szanse wszystkich podmiotów działających w tej branży. Nawet jeśli uda się przyłapać kilku kierowców i ukarać ich kilkutysięcznym mandatem, nie odstraszy to innych, zainteresowanych współpracą, których, jak wcześniej wspomniałem, jest 3,5 tysiąca miesięcznie. Uber pobiera środki należne za przejazd z naszej karty kredytowej, które trafiają w przypadku naszego kraju na konto w Holandii, pobierając przy tym 20% prowizji dla siebie. Uczestniczy więc w każdym odbywającym się przejeździe. Gdyby start-up sprzedawał swoją aplikację, za co pobierałby jednorazową kwotę od kierowców, jego stanowisko mówiące o nim jako jedynie dostawcy aplikacji byłoby słuszne i prawdziwe.
Szanse muszą być wyrównane
Nie podoba mi się metoda, którą obrali licencjonowani taksówkarze w celu walki z aplikacją. Wśród naszego społeczeństwa postrzegani się jako osoby, które zawyżają stawki za przejazd, często bywają niemiłe, a stan ich pojazdów pozostawia wiele do życzenia. Pierwszym elementem walki były strajki, czyli korkowanie Warszawy oraz Krakowa, co frustrowało innych kierowców poruszających się w tym czasie po drogach. Czy uprzykrzanie życia innym uczestnikom ruchu, którzy nie mają nic wspólnego z Uberem, jest właściwym rozwiązaniem? Zamiast strajkować radziłbym rozpocząć prawdziwą konkurencję na rynku przewozów osobowych. Obniżyć stawki, zadbać o komfort pasażerów, wykazać się czymś, czym osoby, które nie zajmują się przewozami zawodowo od kilkunastu lat, nie mogą. Osobiście chciałbym dać możliwość zarobku licencjonowanemu taksówkarzowi, który w miłej atmosferze i w porównywalnej cenie, opowiadając mi historię poszczególnych ulic (raz udało mi się rozmawiać z mężczyzną, który wiedział o Krakowie chyba wszystko) dostać się do centrum miasta, gdzie przewoźnicy Ubera nie mogą dotrzeć ponieważ nie posiadają licencji. Nie zmienia to faktu, że kluczowe są systemowe rozwiązania prawne, które zapewnią uczciwą konkurencję, odbierając kierowcom Ubera nieuczciwy „handicap” w postaci omijania opodatkowania, a tym samym pośrednio obniżając koszty korzystania z ich usług.
I co dalej?
Zadaje sobie pytanie, w jakim celu powołujemy co cztery lata nowe rządy ? Kwestią podstawową powinna być obrona polskich przedsiębiorców, którzy w sposób legalny próbują funkcjonować na naszym i tak już wystarczająco trudnym rynku. Być może chodzi o silny lobbing, który funkcjonuje w celu ochrony Ubera. Nie można zapomnieć, że w start-up zainwestowali tacy giganci jak Goldman Sachs oraz Google Venture. Pierwszy z nich jest nazywany „bankiem wszystkich banków” już w przeszłości odpowiedzialny był m.in. za spekulacje dotyczące polskiej waluty.
Póki co, aplikacja korzysta z niewydolności aparatu państwowego i to nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Musi dojść do sytuacji, w której przedsiębiorstwo zacznie konkurować na równych zasadach z licencjonowanymi przewoźnikami i jeśli wtedy oferowane stawki będą nadal niższe, będziemy to mogli nazwać zdrową konkurencją, która pozytywnie wpłynie na całą gospodarkę. Aktualnie aplikacja przynosi stratę rzędu pół miliarda dolarów rocznie i wszystko wygląda tak, jakby za wszelką cenę chciała zlikwidować konkurencję, każdym kosztem, by dopiero wtedy zacząć notować zyski.