Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Natalia Mecner  1 kwietnia 2016

Czterech panów i ich poglądy

Natalia Mecner  1 kwietnia 2016
przeczytanie zajmie 8 min

Było ich czterech, zostało trzech. Kim są kandydaci ubiegający się o nominację Partii Republikańskiej w prawyborach prezydenckich? Jakie są ich poglądy na kwestię imigrantów, sprawy światopoglądowe, poziom podatków, polityką zagraniczną? Przedstawiamy sylwetki kandydatów partii ze słoniem w logo.

Marco Rubio

Marco Rubio, senator z Florydy, wydawał się być dość bezpiecznym wyborem dla konserwatywnych wyborców, starając się zjednoczyć establishment republikański. Nie udało mu się jednak dotrzeć do docelowego elektoratu; wycofał się zostawiając za sobą 163 delegatów zadeklarowanych głosować na niego.

Urodził się w kubańskiej rodzinie, a jego rodzice wyemigrowali do USA z powodów ekonomicznych. Był jednym z nielicznych Latynosów w wyścigu o prezydencki fotel. O tak szybkiej i pełnej sukcesów karierze politycznej jak Rubia marzy wielu. Skończywszy prawo na uniwersytecie w Miami, zaczynał jako komisarz, zostając w roku 2000 członkiem Florydzkiej Izby Reprezentantów i awansując tam na przewodniczącego większości, by w roku 2011 objąć stanowisko senatora stanu.

Mimo to jego lista konkretnych osiągnięć, a nie wyłącznie piastowanych stanowisk, jest dość znikoma.

Najważniejszym osiągnięciem Rubia w Senacie jest ustawa o reformie imigracyjnej, którą przygotował będąc częścią „Gang of Eight” (dosł. „Gangu Ośmiu” [senatorów]). Kandydat milczał o niej przez większą część kampanii, pomimo tego, że ten ponad tysiąc stronicowy dokument pokazał, jak Rubio wyobraża sobie kwestie imigracji w swojej ojczyźnie oraz stworzył podwaliny pod Border Security, Economic Opportunity, and Immigration Modernization Act of 2013, który miałby zreformować politykę imigracyjną Stanów Zjednoczonych. Projekt otworzyłby drogę do zalegalizowania pobytu wielu imigrantom i późniejsze otrzymanie obywatelstwa, dodał 40 000 dodatkowych agentów patrolu granicznego, a także zmienił zasady przyznawania wiz; projekt został przegłosowany w Senacie, czy druga izba weźmie go pod obrady, wciąż nie wiadomo). Miał on także wkład w przepchnięcie TTP i późniejsze układy o wolnym handlu oraz lobbował za interwencją USA w Libii.

Jego poglądy zbiegają się w wielu miejscach z ruchem Tea Party, z którym jest związany. Rubio nie wierzy w Waszyngton i „big government” (określenie używane w stosunku do rządu federalnego, który miałby być synonimem korupcji, biurokracji i zabierania kompetencji władzom stanowym), więc gorąco sprzeciwia się wysokim podatkom, popierając inicjatywy wolnorynkowe, takie jak TTP i TTIP.

Jak większość konserwatystów, zajmuje stanowisko pro-life w kwestii aborcji, nie zgadzając się ze słynnym wyrokiem Roe v. Wade; głosował przeciwko legislacji umożliwiającej rozpoznanie małżeństw jednopłciowych oraz przeciwko projektom mającym na celu ochronę środowiska, argumentując, że „ludzka aktywność nie ma nic wspólnego ze zmianami klimatycznymi”.

Rubio jest przeciwny inicjatywom, które gwarantują równe wynagrodzenie kobiet i mężczyzn. Postuluje także usankcjonowanie angielskiego jako jedynego oficjalnego języka, promowanego oraz nauczanego w szkołach. W kwestiach imigracji jest jednakże bardziej liberalny niż większość swoich rywali z partii, prawdopodobnie z powodu swojego pochodzenia. I – mimo iż nie zgadza się na żadną formę amnestii – dałby wizę dzieciom nielegalnych imigrantów i pozwoliłby im zostać w kraju, gdzie czekałyby na przyznanie obywatelstwa. Ciekawostką z pewnością ujmującą mu wiarygodności w kraju, gdzie tak wielką wagę przywiązuje się do religii, są jego zmiany wyznania – urodzony jako katolik, zmienił swoją religię na mormońską, by wrócić do katolicyzmu, następnie zostać wyznawcą Południowej Konwencji Baptystów, by znów wrócić do swej pierwszej religii.

John Kasich

Następnym kandydatem na reprezentanta Partii Republikańskiej jest gubernator z Ohio, John Kasich. Będący czynnym politykiem od 1979, od 26 lat piastuje nieprzerwanie kolejne stanowiska. Oprócz tego, znany jest z konserwatywnej FOX TV, gdzie prowadził program „Heartland with John Kasich”. Chce być uważany za umiarkowanego konserwatystę w stylu Dwighta Eisenhowera. Jako prezydent popierałby interwencje USA na świecie, jednak wybierając miejsca zapalne uważnie, z zasady kierując się interesem narodowym. Wierzy głęboko w „amerykański ekscepcjonizm”, pogląd głoszący, że naród amerykański posiada misję nadaną mu przez Boga i jest on wyjątkowy. Postuluje promowanie zachodnich wartości w celu wygrania „wojny ideowej”, która to miałaby się toczyć między światem demokracji, a światem niedemokratycznym, gdzie religijny fanatyzm i łamanie praw człowieka jest na porządku dziennym. W tym celu chciałby utworzyć agencję rządową, promującą zachodnie wartości na całym świecie.

Kasich ma plan całkowitego zbalansowania budżetu federalnego w ciągu ośmiu lat. Już w swoim rodzinnym stanie, Ohio, bardzo dużo czasu poświęcił reformom podatkowym, dzięki którym udało się podnieść ekonomię tego stanu z kolan. Kiedy obejmował pozycję gubernatora, w Ohio brakowało miejsc pracy, a zadłużenie i bezrobocie na poziomie 9.2% doskwierało jego mieszkańcom. Kasich poprzez swój plan, który obejmował obniżanie podatków, zarówno biznesom, jak i pracującym obywatelom zmniejszył je, według Banku Centralnego,  do poziomu 4.7% w grudniu zeszłego roku. Dzięki temu Ohio wskoczyło na jedno z czołowych miejsc rankingu stanów z najwyższą ilością nowych miejsc pracy.

Teraz Kasich chce przenieść ten plan na poziom federalny. Dług publiczny w tej chwili jest na niewyobrażalnym poziomie ponad 18 bilionów dolarów, które Kasich obiecuje zbalansować w ciągu ośmiu lat.

Jego wizja przypomina bardzo projekt z Ohio: cięcia podatków, rezygnacja z wielu programów federalnych dotyczących transportu i edukacji oraz delegowanie odpowiedzialności za te obszary z powrotem do stanów miałyby po ośmiu latach wyrównać różnice między przychodami i wydatkami państwa.

Szczególnie ciekawe jest jego stanowisko w sprawie opieki zdrowotnej i programu Medicaid, który był przez niego popierany i rozwinięty (mimo przeciwnej temu legislacji) w Ohio w 2013 roku. W kampanii prezydenckiej proponuje jednak cięcia kosztów tego programu, jednocześnie oferując konkretną sumę na każdą osobę przeznaczoną na wszystkie kategorie opieki oraz większą elastyczność samego programu (m.in. możliwość dzielenia kosztów leczenia dla tych, których na to stać czy większy udział prywatnych ubezpieczycieli w całym systemie). Plan ten jest nie tyle rewolucyjny, co bardzo konkretny i szczegółowy, nie jest populistycznym ogólnikiem i – co najważniejsze – został już raz wykonany, mimo iż na mniejszą skalę. Kasich skupiając się na ekonomii, na cięciach podatkowych i przywracaniu władzy stanom, wydaje się być najbardziej tradycyjnym i bezpiecznym z republikańskich kandydatów, którzy pozostali w wyścigu.

Ted Cruz

Następny kandydat, Ted Cruz, zebrał dotychczas 465 delegatów, plasując się na drugim miejscu w wyścigu o nominację. Nie jest do końca jasne, czy formalnie może on zostać prezydentem z racji bycia urodzonym w Kanadzie. Jego ojciec pochodził z Kuby i walczył w rewolucji Fidela Castro, a matka-Amerykanka ma irlandzkie korzenie.

Skończywszy prawo na Harvardzie i Princeton, był doradcą ds. wewnętrznych za pierwszej kadencji George’a W. Busha. W latach 2003-2008 piastował funkcję Prokuratora Generalnego Teksasu, zdobywając taki tytuł jako najmłodsza osoba w historii kraju. Od 2013 roku jest senatorem Teksasu. Do jego osiągnięć należy aż dziewięciokrotna obrona spraw przed Sądem Najwyższym, w tym obrona kontrowersyjnych słów „a nad nim [narodem] Bóg” w oficjalnym Ślubowaniu Wierności.

Cruz ma bardzo konserwatywne poglądy. Jak większość Republikanów, szczególnie należących do Partii Herbacianej, sprzeciwia się prawu do aborcji, ograniczeniom w dostępie do broni; Cruz był jednym z głównych odpowiedzialnych za głośny kryzys rządowy i „government shuttdown” w 2013 roku podczas sporu nad Obamacare, za które potem winił samego prezydenta. Jest przekonany, że ludzkość nie ma wpływu na zmiany klimatyczne. Uważających inaczej porównuje do wierzących niegdyś w płaskość ziemi. Sprzeciwia się także małżeństwom jednopłciowym i paradom gejowskim, aktywnie podpierając to działalnością legislacyjną – w 2015 roku zaproponował projekt nazwany State Marriage Defense Act, który zabroniłby rządowi federalnemu używać słów „małżeństwo” i „małżonek” w odniesieniu do związków innych niż tradycyjne. Ponadto głosował przeciwko programom mającym na celu polepszenie sytuacji mniejszości i kobiet oraz jest przeciwnikiem „net neutrality” – zasady, zgodnie z którą wszystkie dane w Internecie są traktowane jako równowartościowe, nie dyskryminując ani nie nakładając opłat ze względu na użytkownika, platformę, zawartość czy sposób komunikacji; zgodnie z nią Internet byłby klasyfikowany jako użyteczność publiczna, podobnie jak elektryczność, woda czy gaz.  

Jednym z głównych postulatów Cruza jest zatrzymanie napływu nielegalnych imigrantów i rozwiązanie problemu z tymi, którzy już teraz przebywają w granicach państwa. Proponuje natychmiastowe zakończenie amnestii wprowadzonej przez Baracka Obamę oraz polityki „złap i wypuść”, czyli aktualnej sytuacji w Ameryce, kiedy to nielegalni imigranci są zatrzymywani, a następnie w oczekiwaniu na rozprawę wypuszczani na wolność. Ponadto jego prezydentura zakłada także budowę muru oraz potrojenie środków bezpieczeństwa na granicy z Meksykiem.

Jest zwolennikiem prostego podatku liniowego, równego dla małych firm i korporacji, który ustawiłby na poziomie 10% oraz zlikwidowania IRS-u, agencji rządowej USA zajmującej się ściąganiem podatków. Twierdzi, że dzięki takiemu rozwiązaniu stworzy w ciągu dekady 4 861 000 dodatkowych miejsc pracy oraz podniesie płace o ponad 12%.

Jest zwolennikiem umacniania pozycji USA na arenie międzynarodowej, inwestowania w wojsko, by móc efektywnie walczyć z Państwem Islamskim oraz bronić własnego terytorium. Jest też bardzo proizraelski. Obiecuje, że ani jeden dolar z pieniędzy amerykańskiego podatnika nie pójdzie do Palestyny, a USA uzna Jerozolimę za jedyną i niepodzielną stolicę Izraela, gdzie też przeniesie amerykańską ambasadę.

Donald Trump

Ostatnim kandydatem jest biznesmen z Nowego Jorku, Donald Trump, który, pomimo kontrowersji ze względu na swoje radykalne poglądy, jest zdecydowanym faworytem wyborców swojej partii. Jest również najbogatszym pretendentem do Gabinetu Owalnego w historii Stanów Zjednoczonych. Sporą część swojego majątku przejął po rodzicach, jednakże już za czasów studenckich zaczął własną karierę w biznesie – w firmie swoich rodziców zajmującej się nieruchomościami. W miarę postępowania jego kariery biznesowej, która, wyłączając nieliczne wyjątki, udała mu się niesamowicie, zaczął się interesować polityką. I choć nigdy nie został wybrany na żadne stanowisko publiczne, często pojawiał się w mediach w roli komentatora spraw bieżących i ekonomicznych. Sławę także przyniósł mu jego reality show, oceniający umiejętności przedsiębiorcze uczestników, „The Apprentice”, który prowadził w latach 2005-2015.

Wbrew powszechnej opinii, Donald Trump nie zawsze głosił takie poglądy, jakie przyniosły mu popularność w roku 2016. Trump deklarował się kolejno jako Republikanin, Niezależny, Reformista, Demokrata i znów Republikanin. W latach 2001-2009 był zarejestrowanym Demokratą, popierającym swoją obecną rywalkę, Hilary Clinton. Zmieniał też stanowisko w sprawach takich jak opieka zdrowotna, opodatkowanie bogatych czy prawo do aborcji.

Rok 2016 nie jest także jego pierwszym podejściem do wyścigu o fotel prezydencki. Po raz pierwszy startował on bowiem szesnaście lat wcześniej, z ramienia Partii Reformatorskiej, kiedy to głównym elementem jego programu był uczciwy handel, powszechna opieka zdrowotna i eliminacja długu publicznego. Atakował swojego rywala jakim był paleokonserwatysta Pat Buchanan za ostrą retorykę i za jego „uwielbienie dla  Hitlera”, co dzisiaj niektóre środowiska zarzucają samemu Trumpowi.

Hasłem przewodnim kampanii biznesmena jest „Make America Great Again” –  przywrócenie Ameryce dawnej mocy. Chce to zrealizować głównie poprzez reformę imigracyjną. Postuluje zbudowanie muru na granicy z Meksykiem, za który zapłaci Meksyk (motywując to faktem, że kraj ten, wraz z innymi państwami Ameryki Łacińskiej, używa Stanów do „eksportowania biedy i przestępczości”) oraz całkowity zakaz wjazdu muzułmanów do Stanów Zjednoczonych. Wyeliminowałby, tak jak Cruz, politykę „złap i wypuść” oraz wzmocnił znacząco straż przygraniczną. Opowiada się za umacnianiem sojuszu amerykańsko-izraelskiego oraz za twardą renegocjacją stosunków handlowych z Chinami, które według niego unilateralnie zalewają Stany własnymi produktami, broniąc się przed napływem w drugą stronę. Ponadto jest zwolennikiem niewielkiej interwencji USA za granicą i zaangażowania w działania NATO, która według niego się po prostu nie opłaca, gdyż środki przeznaczone na misje lepiej wydane byłyby poprzez inwestycje w infrastrukturę; nie chce przyjmować uchodźców z Syrii, uważa, że to Rosja powinna zająć się walką z ISIS, a Niemcy obroną Ukrainy. Jak każdy Republikanin proponuje cięcia podatków, jednakże proponując podatek progresywny mający cztery widełki: 0%, 10%, 20% i 25%. Ci, którzy nie zapłacą podatku, czyli osoby zarabiające miej niż 25 000 dolarów lub mniej niż 50 000 dolarów, mieliby dostać nowe, jednostronicowe zeznanie podatkowe, na którym mają napisać „Wygrałem!”.

Poglądy są okraszone agresywną retoryką w stronę wszystkich, z którymi kandydat się nie zgadza – ośmieszając i wyrzucając protestujących zwolenników innych kandydatów na wiecach czy to otwarcie nazywając wrogami Chiny, za prezydentury Baracka Obamy – jednego z najważniejszych sojuszników USA.

Podsumowując, w grze zostało już tylko trzech kandydatów partii Republikańskiej, z których znaczną przewagę posiada Donald Trump i nic nie zapowiada, żeby mogło się to zmienić. Mimo iż sondaże pokazują potencjalną sporą przewagę Hilary Clinton w krajowych wyborach, jest jeszcze dużo za wcześnie, by można było przewidzieć, nawet w przybliżeniu, wynik tych wyborów. Czy w dzisiejszej Ameryce, głodnej wymiany establishmentu politycznego, zmiany statusu quo i realnej poprawy sytuacji, wygra miliarder o kontrowersyjnych poglądach, czy pałeczkę po Obamie przejmie równie przewidywalna żona byłego prezydenta, czy zdarzy się coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego, dowiemy się już w nadchodzących miesiącach, gdyż ten wyścig aż do listopada będzie głównym tematem wiadomości pochodzących z tamtego regionu.