Bądźmy dla Białorusi jak Donald Trump
Projekcja sylwetki Donalda Trumpa na polską politykę zagraniczną, a tym bardziej na polską politykę wschodnią, wydaje się zabiegiem dość pokrętnym i naginanym. Jeśli zaś odnieść konserwatywnego kandydata na prezydenta USA do polskiej polityki wobec Białorusi – ktoś mógłby pomyśleć: „niedorzeczne!”. A jednak. Gdyby autorowi niniejszego artykułu zadano proste pytanie: „jaka powinna być polska polityka wobec Białorusi”, odpowiedziałby: „powinna być jak Donald Trump”.
1. Zanim Trump ogłosił zamiar ubiegania się o fotel prezydenta USA, zadbał o własny majątek i sukces osobisty.
Dorobił się milionów, działając w branży budowlanej oraz hotelarskiej. Sam określa te gałęzie gospodarki mianem „biznesu w starym stylu” – opartego o wartość zabezpieczoną realnymi dobrami i odznaczającego się zdolnością pobudzania rynku do wzrostu. Tak też powinna postąpić Polska. Zanim przystąpimy do snucia wielkich (neokolonialnych) planów odbudowy Międzymorza czy (postkolonialnych) demokratyzacji Białorusi, musimy zastanowić się, czy mamy z czego pokryć ich koszty. Im mniejszą część inwestycji będą stanowić środki własne (i im mniej trwałe one będą), tym mniej na zwrocie z niej zarobi polska racja stanu.
Nie jest to odpowiedni moment do rozprawy nad mankamentami polskiej gospodarki. Dość wspomnieć, że o Polsce zbudowanej na dotacjach unijnych, niskich kosztach pracy oraz preferencyjnych warunkach dla inwestycji bezpośrednich trudno stwierdzić, by była gospodarczo silna i niezależna. Tak jak dobrobyt wielu polskich miast, gmin i powiatów stał się funkcją łaski i niełaski zagranicznych inwestorów, tak polska polityka wobec Białorusi pozostanie zaledwie refleksem chimerycznej polityki unijnej, dopóki nie oprze się jej o solidne, autonomiczne fundamenty gospodarcze.
Jak dotychczas, nie sposób nie zauważyć, że okresy odwilży w relacjach polsko-białoruskich za każdym razem (tj. również obecnie) pokrywają się z odwilżami w relacjach białorusko-unijnych. Analizując dwie dekady stosunków Mińsk-Warszawa mamy pełne prawo przypuszczać, iż ulegną one ponownemu ochłodzeniu, gdy tylko w Berlinie znów zaczną grzmieć nad „ostatnim dyktatorem Europy”.
2. Trumpa interesuje tylko deal i zarabianie pieniędzy
Świat budowany co do zasady według postulatów Donalda Trumpa byłby podły i niesprawiedliwy. Środowisko międzynarodowe jest jednak podłe i niesprawiedliwe i bez Donalda Trumpa, stąd jest to doskonałe miejsce, w którym „trumpizm” miałby okazję się sprawdzić.
Donald Trump (zupełnie niesłusznie) postrzegany jest jako izolacjonista. Tymczasem jak sam podkreśla, nie jest przeciwnikiem zaangażowania USA w jakimkolwiek miejscu na świecie. Podkreśla jedynie, że nie należy pochopnie wplątywać się w sytuacje, na których Ameryka nie jest w stanie nic ugrać. W każdym ze swoich wystąpień powtarza konsekwentnie, że nie ma takiego przywódcy ani państwa, z którym nie chciałby się dogadać jako prezydent USA. Grunt, aby każdy deal podyktowany był interesem materialnym, nie zaś pobudkami ideologicznymi.
Czy i jaki konkretnie deal możliwy jest między Polską a Białorusią? Mamy pełne prawo oczekiwać odpowiedzi na te pytania po zapowiedzianej przez ministra Waszczykowskiego wizycie wicepremiera Morawieckiego w Mińsku. Póki co, w ubiegłotygodniowym spotkaniu stanęło na wymianie zapewnień o najlepszych intencjach w sprawach polskiego cmentarza wojskowego, ułatwień wizowych oraz polityki Białorusi wobec rodzimej mniejszości polskiej. Każdy z tych problemów jest oczywiście niezmiernie ważny, jednak rozwiązanie żadnego z nich nie przyczyni się do wzmocnienia pozycji międzynarodowej któregoś z państw.
3. Trump wychodzi przed szereg
Takich przywódców zwykło się w Stanach nazywać mianem game changer. Bez względu na to, czy ma on realną szansę na sukces w wyborach prezydenckich w USA, już sam jego start oraz dotychczasowe osiągnięcia pozostawią głęboki ślad na amerykańskiej i światowej mapie politycznej. Na naszych oczach kontrowersyjny polityk staje się symbolem oporu wobec liberalnego konsensusu porządkującego myślenie Zachodu przynajmniej od 1968 roku. Uosabia więc wszystko to, czego Polsce brakuje do osiągnięcia sukcesu w polityce wobec Białorusi.
Jeśli polska polityka wobec Białorusi miałaby być Donaldem Trumpem, warto by przyjąć zasadę: zmiany kierunku wiatru w Berlinie i Brukseli nie powinny być wyznacznikiem słuszności czy niesłuszności akcji podejmowanych wobec Mińska przez Warszawę. Polska potrzebuje dobrych i trwałych relacji z Białorusią o wiele bardziej niż Niemcy czy Francja, choćby ze względu na wspólną granicę czy ułożenie geopolityczne najważniejszych regionalnych szlaków komunikacyjnych. Ochrona interesów wynikających z tego twierdzenia wymaga niekiedy wyjścia przed szereg i wypowiedzenia głośnego „tak” wobec wszechobecnego „nie”. Zwłaszcza jeśli mamy świadomość, że nasze „tak” wypowiadane jest w trosce o przyszłość, a europejskie „nie” głównie przez wzgląd na potrzebę chwili.
4. Trump osiąga maksimum efektu przy minimalnym nakładzie środków
Kandydat w jego „kategorii wagowej” nie ma w zasadzie innego wyboru. Jest jak dotąd najgłośniejszym i najczęściej wspominanym w mediach pretendentem do fotela prezydenta USA. Na jego wystąpienia, tezy i niekiedy kontrowersyjne zachowania reaguje cały świat. Tymczasem, wbrew temu co zwykł rozpowiadać, nie zalicza się nawet do trójki kandydatów z najwyższym budżetem na kampanię wyborczą. Braki w zasobach nadrabia temperamentem, wyrazistością oraz (nad)aktywnością w mediach społecznościowych – słowem: wszystkim, co nie kosztuje (bądź kosztuje niewiele).
Dotychczasowe zaangażowanie Polski na Białorusi jest dość kosztochłonne. W niewielu krajach Rzeczpospolita zainwestowała tak ogromne środki (publiczne czy prywatne) na projekty nienastawione na przyniesienie określonego zysku ekonomicznego, tj. na projekty polityczne. Program Kalinowskiego, telewizja Biełsat, wsparcie społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi – to milionowe inwestycje. Niestety, ich rezultaty pozostają poza horyzontem weryfikacji i nie zapowiada się, aby kiedykolwiek było nam dane je ujrzeć.
Problem pojawia się już na poziomie dookreślenia podstaw polskiej strategii wobec Białorusi: czy finansowane przez polskiego podatnika działania prodemokratyczne w tym kraju są środkiem do osiągnięcia wyższego celu, czy może celem samym w sobie? Trudno oprzeć się wrażeniu, że wobec braku wymiernych efektów bliższą prawdy jest druga odpowiedź.
Oczywiście nie wszystkie przyczyny znikomej skuteczności polskich programów „prodemokratycznych” leżą po zachodniej stronie Bugu. Niemniej jednak, to Warszawa powinna zdecydować czy naprawdę warto? Póki co obraliśmy strategię wprost przeciwną do przyjętej przez Donalda Trumpa.
5. Donald Trump posłużył w tym artykule jedynie za wspornik osobliwej figury retorycznej
Symbolizuje osobę zaangażowaną, konsekwentną i nastawioną na osiąganie zamierzonych rezultatów za wszelką cenę. Jako „krwawego biznesmena” interesuje go tylko moment wejścia (input) i wyjścia (output) z inwestycji. Wszystko, co dzieje się pomiędzy tymi punktami pozostaje poza zakresem jego zmartwień tak długo, jak długo całym procesem zarządzają profesjonaliści i jak długo efekty są zadowalające. Najsłabszym ogniwom w łańcuchu nie waha się obwieścić „you’re fired”, po czym szybko wymienia je na nowe, lepsze, sprawniejsze.
Dla Polski również nastał najwyższy czas, aby zrewidować swoją strategię w polityce zagranicznej, zwłaszcza wobec Białorusi. I niech nawet Trump będzie wzorcem, byleby działało.