Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paweł Wiejski  29 marca 2016

Nowa twarz amerykańskiej lewicy

Paweł Wiejski  29 marca 2016
przeczytanie zajmie 5 min

Kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych obfituje w niespodzianki. Jedną z nich jest Bernie Sanders, senator polsko-żydowskiego pochodzenia, który poważnie zagroził pewnej zwycięstwa Hillary Clinton. Mimo że prawdopodobnie przegra, jego wpływ będzie odczuwalny również po naszej stronie oceanu.

Kiedy Bernie Sanders ogłaszał swoją kandydaturę na prezydenta Stanów Zjednoczonych w maju zeszłego roku, niemal nikt z komentatorów nie wróżył mu sukcesu. Nic dziwnego – istniało wiele powodów, dla których jego nominacja w prawyborach Demokratów wydawała się nieprawdopodobna. Gdyby został wybrany, byłby najstarszym prezydentem obejmującym urząd w historii USA. Do niedawna nie był szczególnie znany poza swoim stanem. Co prawda ma za sobą bogatą polityczną karierę – był burmistrzem Burlington, zasiadał w Izbie Reprezentantów i w Senacie – ale we wszystkich dotychczasowych wyborach startował jako niezrzeszony. Jego pozycja wśród establishmentu Demokratów jest więc bardzo słaba.

Socjalizm według Sandersa

Wydawało się jednak, że te wszystkie przeszkody to drobnostki w porównaniu do poglądów Sandersa. Senator z Vermontu określa sam siebie jako socjalistę. Podobnie jak w Polsce, w USA taka deklaracja jeszcze do niedawna wydawała się politycznym samobójstwem. Tak się nie stało. Inspirowany skandynawskim modelem państwa dobrobytu „socjalizm” nie tylko nie przeszkodził Sandersowi stać się największą, obok Donalda Trumpa, niespodzianką prawyborów. Więcej nawet, właśnie dzięki swojej wizji demokratycznego socjalizmu Sanders wyrósł na najpoważniejszego konkurenta Hillary Clinton.

Zwalczanie nierówności społecznych to najważniejszy postulat Sandersa. Chce go zrealizować przez inwestycje w infrastrukturę inspirowane programem „New Deal” Franklina D. Roosevelta, podniesienie płacy minimalnej, podwyższenie podatków dla najbogatszych i walką z wyprowadzaniem podatków za granicę.

Zwiększone wpływy do budżetu mają sfinansować budowę amerykańskiego państwa dobrobytu, z powszechną opieką zdrowotną, nieodpłatną edukacją wyższą na publicznych uniwersytetach oraz wzmocnioną pomocą społeczną. Sanders promuje też przeciwcykliczną politykę dotyczącą sektora finansowego, polegającą na rozbiciu banków zbyt dużych, by upaść, oraz na przywróceniu zakazu łączenia bankowości komercyjnej i inwestycyjnej (tzw. Glass-Steagall Act, wprowadzony w 1933 w odpowiedzi na Wielki Kryzys, praktycznie zniesiony w 1999, co zdaniem niektórych ekonomistów było jedną z przyczyn niedawnej recesji).

Polityka zagraniczna zajmuje w programie Sandersa znacznie mniej miejsca niż wewnętrzne postulaty. Jako senator głosował on przeciwko wojnie w Iraku oraz apelował o nieprzedłużanie interwencji w Afganistanie. Antywojenna retoryka dominuje jego podejście do problemów Bliskiego Wschodu. Nie jest to jednak izolacjonizm – Sanders podkreśla rolę USA w poszukiwaniu dyplomatycznej drogi rozwiązywania konfliktów. Wspiera więc niedawną umowę z Iranem oraz popiera zaangażowanie Stanów w pokojowe rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. W aspekcie gospodarczym Sanders od lat 90. aktywnie zwalcza umowy o wolnym handlu, ostatnio również TPP i TTIP (odpowiednio transpacyficzna i transatlantycka umowa o wolnym handlu). Na styku polityki wewnętrznej i zagranicznej, senator popiera otwartą politykę imigracyjną, odwołując się do własnych imigranckich korzeni (jego ojciec urodził się w Słopnicach). Proponuje też, aby Stany Zjednoczone przyjęły rolę lidera w globalnych staraniach o ograniczanie zmiany klimatu. 

Od internetowego fenomenu do poważnego kandydata

Kampania wyborcza Sandersa jest niecodzienna. Szczególnie jeśli chodzi o obecność w mediach społecznościowych. Ignorując wszelkie podręcznikowe zalecenia, komunikaty wysyłane odbiorcom przez Facebooka są długie i poważne. Zdjęcie senatora z zafrasowaną miną służy zazwyczaj jako tło dla haseł o pazerności bankierów z Wall Street, nierównościach społecznych czy ubóstwie wśród amerykańskich dzieci. Społeczne postulaty, stałość poglądów i ekscentryczny wizerunek zyskały mu rzesze zwolenników, szczególnie wśród młodych ludzi. Rozpowszechniane oddolnie memy z Sandersem w roli głównej cieszyły się równie dużą popularnością, co oficjalne komunikaty.

Popularność w Internecie przyniosła bardzo realne skutki. Na spotkania wyborcze Sandersa przychodzą tłumy. Senatorowi udało się zebrać ponad 96 milionów dolarów. Ta niewyobrażalna suma pochodzi w większości z niewielkich indywidualnych dotacji, średnio o wysokości 27 dolarów. Te statystyki są często wykorzystywane w atakach na Hillary Clinton, która swoje oszałamiające 195 milionów zebrała w dużej mierze dzięki dużym indywidualnym dotacjom (od 200 do 2700 dolarów) oraz tzw. Super PAC – komitetom pozwalającym zbierać dotacje bez ograniczeń co do ich wysokości i pochodzenia, pod warunkiem, że będą one wykorzystane „niezależnie” od głównej kampanii prowadzonej przez kandydata. Amerykański system finansowania komitetów wyborczych jest ciekawym (a raczej złowrogim) przykładem tego, jaka może być alternatywa dla finansowania partii z budżetu państwa.

Czy Sanders może wygrać?

W efekcie Sanders zmniejszył przewagę Clinton w sondażach z ponad 50% w maju zeszłego roku, do 10% na dzisiaj. Prawybory u Demokratów, podobnie jak właściwe wybory, są pośrednie. Oznacza to, że w poszczególnych okręgach wybierani są delegaci, którzy z kolei głosują na kandydatów na prezydenta. Jest też grupa „superdelegatów”, reprezentantów, którzy nie są związani głosami wyborców. To przede wszystkim obecni i dawni partyjni oficjele, jak również senatorowie, gubernatorzy i członkowie Izby Reprezentantów. Spośród 715 superdelegatów, 469 już zadeklarowało, że poprze Clinton. Sandersowi takiego poparcia udzieliło zaledwie 29 (wliczając jego własny głos, który przysługuje mu jako senatorowi).

Obecnie Clinton ma przewagę nie tylko wśród superdelegatów. Z 35 stanów, w których odbyły się prawybory, była pierwsza dama wygrała w 20. Nie oznacza to jednak, że wyścig o demokratyczną nominację się zakończył. Zostało jeszcze wiele stanów, szczególnie na zachodzie, w których Sanders cieszy się dużym poparciem. Nierozstrzygnięte jest też pytanie, kto wygra w stanie z największą liczbą delegatów – Kalifornii. Sondaże zdają się również niedoszacowywać Sandersa – w stanie Michigan, w którym udało mu się nieznacznie wygrać, wskazywały na ponad dwudziestoprocentową przewagę Clinton. Ostatnio Sanders odniósł też imponujące zwycięstwo na Alasce, Hawajach i w Waszyngtonie, zdobywając ponad 70% głosów we wszystkich trzech stanach. Niemniej jednak, przynajmniej zdaniem bukmacherów, szanse senatora z Vermontu są niewielkie.

Nowa nowa lewica

Nawet jeżeli Bernie Sanders nie uzyska nominacji, można już śmiało stwierdzić, że wywarł ogromny wpływ na politykę w Stanach Zjednoczonych. Odczarował słowo socjalizm, nadając mu zupełnie nowe znaczenie.

Na marginesie, wzbudziło to nieśmiały protest akademików (z Noamem Chomskim na czele), zarzucających mu niewłaściwe użycie tego terminu. Sprawił, że dyskurs w szeregach demokratów skoncentrował się na nierównościach społecznych, o których musiała zacząć mówić również Clinton. Skanalizował też społeczny gniew, który wcześniej ujawnił się pod postacią ruchu Occupy. Wedle niedawnego sondażu 33% zwolenników Sandersa deklaruje, że nie zagłosuje na Clinton, jeśli ta wygra prawybory. Niewykluczone więc, że Sanders dostanie propozycję teki wiceprezydenta.

Coś zmienia się na lewicy, nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Bernie Sanders to kolejny lewicowy polityk, który nawołuje do zakończenia romansu socjaldemokracji z neoliberalizmem. On i Jeremy Corbyn, nowy lider partii Pracy w Wielkiej Brytanii, przypominają nieco Billa Clitona i Tony’ego Blaira. Ci dwaj politycy pod hasłem „Trzeciej Drogi” doprowadzili do sytuacji, w której lewica zostawiła ekonomię i kwestie społeczne, a skoncentrowała się na kwestiach obyczajowych i kulturowych. Być może Sanders i Corbyn odwrócą ten trend. Podobną retorykę możemy już dziś znaleźć w programach nowych lewicowych partii, od hiszpańskiego Podemosu po rodzime Razem. Niezależnie od poglądów, warto się temu fenomenowi przyglądać.