Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Grzegorz Tarnowski  23 marca 2016

W (bez)nadziei poszukiwania sensu

Grzegorz Tarnowski  23 marca 2016
przeczytanie zajmie 3 min

Fundamentalne pytanie, które powinno towarzyszyć każdemu ludzkiemu działaniu, brzmi: „po co?” Co chcieli uzyskać młodzi ludzie o arabskim korzeniach, odwołujący się do islamu, wysadzając się na brukselskim lotnisku czy w metrze? Zakończenia międzynarodowej operacji przeciw Państwu Islamskiemu? Rozumiem (w sensie racjonalności działań) Palestyńczyków, którzy wysadzając się w Tel-Awiwie czy Jerozolimie walczą o swoje państwo. Bo ta walka ma (teoretyczne) szanse powodzenia. Ale bojowników ISIS dokonujących aktów terroru w Europie trudno mi zrozumieć.

Państwo Islamskie jest z założenia tworem przejściowym i niejednorodnym. Jedyną tożsamością, która je łączy, jest religia (oraz, a może przede wszystkim, pieniądze). Przyszłość tego tworu uzależniona jest całkowicie od wypadkowej działań głównych graczy obecnych w regionie – Turcji, Iranu, Arabii Saudyjskiej i Rosji, a w ostatecznym rozrachunku także USA i Chin. Można nawet zaryzykować tezę, że Daesh jest narzędziem rozgrywanym przez regionalne mocarstwa. W rezultacie obecnie nie jest prowadzona żadna międzynarodowa operacja stricte przeciwko Państwu Islamskiemu, a walka z nim jest wtórna wobec rozgrywki o dominację w regionie. Co jednak najważniejsze, w tej rozgrywce UE oraz poszczególne państwa europejskie nie biorą udziału i nie mają nic do powiedzenia. Dlatego zamach na madrycki dworzec Atocha w marcu 2005 roku miał sens (Hiszpania wycofała się po nim z Iraku), a wtorkowy zamach w Brukseli – nie. Realnymi „beneficjentami” ataków na brukselskie lotnisko i metro jest bowiem Turcja (UE będzie jeszcze bardziej skłonna do koncesji przy rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego) oraz Rosja (rozchwianie nastrojów politycznych w Europie).

Jednocześnie postawienie tezy, że za Salahem Abdeslamem i jego towarzyszami stoi Ankara albo Kreml, wydaje się jednak absurdalne. Co zatem skłania młodych Europejczyków (a dokładniej urodzonych w Europie potomków arabskich imigrantów) do wysadzania się w powietrze? Dlaczego dają się zwieść? Przecież oni sami stają się tragicznymi ofiarami zamachów.

Jedynym powodem, który dostrzegam, jest chęć nadania sensu swojemu życiu. Sensu, bez którego nie można żyć (albo wręcz bez którego się naprawdę nie żyje). Sensu, który dawno utracili. Nie znajdują go w rodzinach (bo się zdegenerowały), życiu zawodowym (bo nie mają szans na dobrze płatną pracę) czy życiu społecznym (bo są na marginesie). Znajdują go w idiotycznie rozumianej religii, która na nieszczęście Europejczyków nie jest „związana rozumem” tak jak chrześcijaństwo i grecki Logos (nie rozstrzygam, czy islam jest religią pokoju czy nie). Co gorsze, masowy napływ imigrantów/uchodźców będzie to poczucie alienacji zwiększał, bo dlaczego nowi przybysze mieliby znaleźć lepszą pracę i uzyskać wyższy status społeczny niż muzułmanie, którzy są w Europie od dwóch pokoleń?

Nie-muzułmanie będą uciekali w przemoc kryminalną. A że radykalny islam ma specyficzny sposób na nadanie sensu życia młodych ludzi (sensu, którego nie potrafią znaleźć gdzie indziej), zamachów będzie coraz więcej. Nie łudźmy się, że Europa jest się w stanie przed nimi obronić.

Przecież belgijskie służby były od kilku tygodni w stanie najwyższej gotowości. Imigranci sprzątają europejskie dworce i lotniska, obsługują nas w barach i restauracjach, a nawet kontrolują nas na lotniskach. Są ich miliony – wystarczy, że rocznie „sens” swojemu życiu będzie chciało w tak osobliwy sposób nadać kilkanaście osób. A co najgorsze, każdy kolejny zamach będzie skutkował dalszym wzrostem antyislamskich nastrojów oraz alienacji imigrantów. Błędne koło, lub jak mawiają Niemcy − teufelkreis (dosłownie „diabelski krąg”).

Trzeba sobie zatem odpowiedzieć na pytanie – czy jesteśmy w stanie nadać sens życiu młodych imigrantów? Nie wiem. Nie wydaje mi się to jednak realne. Wspólnota muzułmańska w Europie nie jest w stanie tego zrobić. Podobnie europejskie państwa czy społeczeństwa.

Nawoływanie prawicowych komentatorów, że chrześcijanie mają odbić Europę, też wydają mi się utopijne, A to oznacza, że po prostu musimy nauczyć się z tym żyć.

W Ewangelii według św. Łukasza jest taki fragment:

„W tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».

Ofiary brukselskich zamachów nie zasłużyły sobie na śmierć. Miały pecha znaleźć się w niewłaściwym miejscu i czasie. Jak owych osiemnastu. Po latach spokoju Europejczycy na powrót muszą nauczyć się żyć ze świadomością ryzyka, czasem bezsensownej, śmierci, która jest integralną częścią naszego życia. Jeśli szukać gdzieś nadziei i sensu, to nie w działaniach antyterrorystów (choć wszystkim nam zależy, żeby byli możliwie jak najbardziej skuteczni), ale w doświadczeniu Zmartwychwstania i życia po śmierci, które chrześcijanie będą wspominać za kilka dni. Zamknięcie się w więzieniu doczesności i strachu przed śmiercią będzie nas wszystkich wpychać w bezsens, nienawiść i przemoc, nawet jeśli nie wysadzimy się za rogiem.