Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Karol Kleczka  31 stycznia 2016

Choć odrobinę bardziej ludzki. O „Synu Szawła” László Nemesa

Karol Kleczka  31 stycznia 2016
przeczytanie zajmie 4 min

Niedawno przez przypadek trafiłem na dyskusję zamieszczoną pod jednym z postów na fanpage’u Marszu Niepodległości. Post dotyczył pomysłu znakowania uchodźców w Wielkiej Brytanii czerwonymi opaskami. Samo rozwiązanie jest przerażające, lecz jeszcze bardziej zszokowały mnie komentarze „polskich patriotów”, wśród których stale przewijał się wątek, który moglibyśmy wyrazić skrótowo jako „numerować i do baraków”. Wszystkim tym państwu, jak i panu od palenia kukły Żyda we Wrocławiu, chłopakom od „Auschwitz-Birkenau sialalalala” i każdemu, kto nie wstydzi się używania antysemickich podtekstów polecam wycieczkę do piekła. Drogo nie kosztuje, wystarczy kupić bilet kinowy.

Uwaga! Recenzja zdradza zakończenie filmu.

Bo gdy oglądasz nominowany do Oscara film László Nemesa, to czujesz się właśnie tak jakbyś znajdował się w samym jądrze ciemności, co zdążyło już podkreślić wielu recenzentów. Nemesowi udało się osiągnąć ten efekt w przede wszystkim dzięki szeregowi technicznych zabiegów, które, ukazując głównego bohatera filmu, Szawła Ausländera, jak i cały świat przedstawiony, wciągają widza siłą w rzeczywistość prezentowaną na ekranie. Kadr 4:3, w którego centrum przez cały czas znajduje się Szaweł, szczątkowe i nieostre tło, śledząca bohatera kamera oraz właściwie niedostrzegalny montaż, który zwiększa już i tak szalone tempo filmu – to wszystko działa jak wir. Widz, który przychodzi do sali kinowej, w jednym momencie ląduje w środku obozu koncentracyjnego. Ale nie tylko dlatego „Syn Szawła” jest tak mocnym przedstawieniem zbrodni Holocaustu.

Film opowiada historię dwóch dób z życia członka Sonderkommando w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Szaweł Ausländer pracuje przy obsłudze krematoriów, gdy w pewnym momencie natrafia na ciało chłopca, w którym rozpoznaje swojego syna. Podstawowym zadaniem, jakie stawia przed sobą główny bohater filmu, jest wyprawienie pogrzebu, godnego pochówku dziecku. W tym celu potrzebuje znaleźć rabina, który mógłby przeprowadzić wszystkie istotne czynności przygotowawcze. Rozpoczyna straceńcze poszukiwania, przechodząc przez rozmaite strefy w obozie, pokonując je niczym kolejne kręgi piekielne.

Poszukiwania rabina wymagają stałego przemieszczania się, które nie może być swobodne – zawsze przyjmuje jakąś formę pracy. Ilość tej pracy jest przerażająca, bo Szaweł właściwie rzecz biorąc pracuje cały czas, mozolnie przemieszczając się z jednego rejonu obozu do drugiego. Trudno sobie wyobrazić większe możliwe doświadczenie depersonifikacji przez pracę, która nie przynosi żadnego owocu, bo jedynym „produktem”, który wytwarzają naziści w fabrykach zagłady, jest śmierć. Szaweł nie jest człowiekiem, podmiotem. Jest uprzedmiotowiony jako tryb machiny, który w pewnym momencie zostanie zabity i wyrzucony. Choć bohater jest więźniem „wyróżnionym” poprzez bycie przydzielonym do specjalnego oddziału, to przecież pozostaje w sytuacji równie tragicznej jak inni.

Szaweł właściwie nie ma nazwiska, bo Ausländer, które podaje, znaczy tyle co „obcy”, a to przecież lustrzane odbicie „każdego”.

Trudno doszukiwać się w tak zarysowanej sytuacji jakiejkolwiek etyczności. Właściwie nie ma tutaj akcentów pozytywnych, są tylko pewne odcienie negatywności, zaś odczłowieczenie dotyczy każdego bohatera. Rabini spotkani przez Szawła nie są zainteresowani udzieleniem pomocy, ponieważ się boją, bądź też uważają prośbę Szawła za absurdalną. Między pozostałymi więźniami nie można dostrzec stosunków przyjacielskich, relacje społeczne sprowadzają się głównie do handlu błyskotkami skradzionymi z ubrań zagazowanych współwięźniów. Ma miejsce pewna współpraca, związana zwłaszcza z organizacją buntu w obozie, który faktycznie miał miejsce w październiku 1944 roku, ale trudno doszukiwać się w niej wielkiej idei. Szczególnie dojmująca jest scena, w której Szaweł trafia do magazynów Kanady, gdzie kobiety sortują dobytek przybyłych do obozu więźniów. Jedna z bohaterek pozwala sobie na czułość i dotknięcie jego ręki. Szaweł zdecydowanie ją odtrąca, choć kobieta patrzy na niego z niewyobrażalnym przejęciem. Widz zastanawia się, czy było coś między nimi kiedyś, co łączy tą parę. Być może nie było nic, dlatego to odtrącenie jeszcze mocniej boli i podkreśla, jak bardzo rzeczywistość obozu potrafiła niszczyć człowieczeństwo w jednostce ludzkiej.

Szaweł jednak walczy o to człowieczeństwo, starając się o pochówek dla syna. Bohater kierowany prywatną, osobistą potrzebą zorganizowania pogrzebu, zostaje przez pozostałych potraktowany jako dziwak, czy wręcz jednostka niebezpieczna, narażająca ich powstańcze plany. Podkreśla to jeszcze bardziej fakt, że dla widza pozostaje do końca niejasne, czy dziecko było właściwie synem Szawła, co podważają inni członkowie Sonderkommando. Tak naprawdę nie jest to właściwie w ogóle istotne, bo wydaje się, że poszukiwanie rabina jest dla Szawła szansą na odzyskanie swojej podmiotowości, z którego został ograbiony przez nazistowską machinę śmierci.

Szaweł jest ojcem dopóki może zająć się ciałem syna. Będąc nawet wyimaginowanym tatą, nabiera jakiejś treści, która różnicuje go w sytuacji brutalnego ujednolicenia, sprowadzającej człowieka do niewolnika, skazanego na „maszynowe” realizowanie rozkazów komendantów.

Szawłowi nie udaje się pochować chłopca, ale to nie oznacza całkowitej porażki. Podczas ucieczki z obozu traci ciało syna, a na końcu wraz z pozostałymi więźniami, zostaje rozstrzelany przez Niemców. Trudno sobie wyobrazić bardziej przerażający scenariusz, zwłaszcza gdy połączymy go ze sposobem prezentacji filmu. Jednak wydaje się, że Szaweł wygrywa swoją prywatną bitwę o sens i choć umiera, to znajduje jakąś wolność w celowości ostatnich godzin życia. Szaweł odzyskuje człowieczeństwo. Wierzę, że właśnie dlatego Syn Szawła powinien być pozycją obowiązkową dla każdego, komu nie przeszkadza powtarzanie, że „Hitler miał swoje sposoby”, kto posiada w sobie choćby kroplę antysemityzmu. Niech choć przez chwilę zobaczy, jakim miejscem był obóz koncentracyjny, w którym lądowali sąsiedzi jego dziadków, a i sami dziadkowie mogli się tam znaleźć. Niech się przestraszy i może stanie się choć ciut bardziej ludzki, co udało się bohaterowi filmu Nemesa. Z tą różnicą, że człowieczeństwo Szawłowi zabrano, zaś polscy antysemici odbierają je sobie sami.