Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Łukasz Kołtuniak  10 stycznia 2016

Gdzie szukać partnerstwa z Czechami?

Łukasz Kołtuniak  10 stycznia 2016
przeczytanie zajmie 4 min

Wizja polityki zagranicznej Republiki Czeskiej była po 1989 roku dość jednoznacznie związana z koncepcją Vaclava Havla i jego opartej na moralnych pryncypiach zasady wspierania demokracji. Obecnie rządząca koalicja socjaldemokratycznej CSSD (Czeska Partia Socjaldemokratyczna) oraz populistycznej partii ANO miliardera Andreja Babisza próbuje tę politykę przedefiniować. Pojawia się zatem pytanie, jak wyglądają możliwości współpracy polsko-czeskiej w chwili, gdy oba państwa redefiniują swoją pozycję na arenie międzynarodowej. Czy jest dziś w Europie Środkowej miejsce na praktyczną realizację koncepcji Międzymorza?

Havlizm vs Antyhavlizm

Havel był chyba największym, może oprócz Tadeusza Mazowieckiego, orędownikiem nowej środkowo-europejskiej „polityki wartości”. Republika Czeska podobnie jak Polska doświadczyła na własnej skórze obu totalitaryzmów XX wieku. Dlatego też w świetle idei swojego pierwszego prezydenta miała być bastionem wolności; państwem, które będzie angażować się po stronie narodów uciskanych i ciemiężonych.

Nasuwa się zatem pytanie, czy havlizm nie był przypadkiem takim pewnego rodzaju neokonserwatyzmem po czesku? Otóż istnieje tu zasadnicza różnica. Dla czeskiego przywódcy demokracja i prawa człowieka były wartościami samymi w sobie. Nie było natomiast mowy o rozprzestrzenianiu jakiegoś „czeskiego najlepszego modelu demokracji”, bo i sam Havel nie był specjalnie z tego modelu dumny.

Jeśli obecnie w Czechach poddaje się krytyce koncepcje Havla, to nikt, uwzględniając nawet Komunistyczna Partię Czech i Moraw, nie krytykuje samej idei praw człowieka. W zeszłym roku Podsekretarz Stanu w MSZ, Petr Drulak próbował sformułować doktrynę, która miała zerwać z tym „nieznośnym duchem havlizmu” w polityce zagranicznej. Drulak sugerował, iż, owszem, należy wspierać w świecie prawa człowieka, ale trzeciej generacji. Koncepcja finezyjna tym bardziej, iż prawa człowieka trzeciej generacji są zdaniem byłego szefa praskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych bardziej przestrzegane w Chinach i Rosji niż USA. Cóż, chyba mało kto, nie wyłączając nawet przełożonego Drulaka, ministra Lubomira Zaoralka, łudził się, iż chodzi o coś więcej niż uzasadnienie doraźnego zwrotu politycznego w kierunku zacieśnionej współpracy gospodarczej z Rosją i Chinami.

UE – przykra konieczność

Dlatego bardziej zasadnicza niż spór o prawa człowieka, wydaje się czeska dyskusja wokół miejsca Republiki w UE. Tu natomiast ściera się koncepcja łącząca Havla oraz rządzących obecnie socjaldemokratów z jednej, oraz wizja Vaclava Klausa z drugiej strony. Ci pierwsi uważają, iż Republika Czeska wraca do Europy, która daje jej szanse uzyskania upragnionego bezpieczeństwa oraz cywilizacyjnego skoku. Ta koncepcja trafia w Pradze na podatny grunt, gdyż Czesi zawsze mieli tendencje, by bagatelizować swoje znaczenie na arenie międzynarodowej. Jednak po Monachium i Praskiej Wiośnie mało kto nad Wełtawą uwierzy w międzynarodowy system sojuszy. I tu otwiera się pole do popisu dla polityków takich jak Vaclav Klaus.

Klaus widział Czechy jako samodzielnego niezależnego gracza w polityce międzynarodowej, posiadającego sojusznika tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Do pewnego momentu był też najbardziej cenionym przez europejską opinię publiczną krytykiem kształtu obecnej UE. Zdawało się, iż Klaus przełamuje pewien czeski fatalizm, każący myśleć: „jesteśmy mali, słabi, musimy siedzieć cicho”.

To był jednak Klaus – prezydent. Klaus, który mówiąc językiem dzisiejszego Internetu „masakrował” Daniela Cohn-Bendita, gdy ten mówił w Pradze „albo pański kraj podpisze Traktat Lizboński albo precz z UE”. Klaus po odejściu z urzędu, jednoznacznie wspierający Rosję w konflikcie na Krymie stał się cieniem czy raczej parodią samego siebie.

Matuszka czy macocha Rossija?

I tu właśnie dochodzimy do sedna drugiego sporu – czeskiego sporu o Rosję. Z jednej strony po brutalnym stłumieniu praskiej wiosny mit wyzwolicielki Słowian nieco jakby prysnął. Z drugiej jednak ciągle są złudzenia, że z Rosją można się dogadać. I że Rosja obroni nas Czechów przed zakusami ze strony Niemiec. Bo gdzie jak gdzie, ale nad Wełtawą Hupka i Czaja są wiecznie żywi. Czego niejednokrotnie dowodził urzędujący prezydent.

Tym niemniej Polska może znaleźć w Czechach politycznego partnera. Bo jeśli liberalno- nowoczesna opozycja będzie chciała płynąć w głównym nurcie, socjaldemokraci z chęcią popłyną razem z nią. A jeśli obecny obóz rządzący będzie chciał toczyć romantyczną walkę o reformę UE w duchu demokratycznego konserwatyzmu, czeska prawica z pewnością udzieli moralnego wsparcia. I nawet Vaclav Klaus poświęci tej heroicznej walce kilka artykułów na swojej stronie internetowej. Tym niemniej istnieją obszary, na których możemy realnie współpracować.

Jednym z nich jest na pewno sprzeciw Republiki Czeskiej wobec nadmiernej federalizacji UE i ruchu w kierunku tworzenia „Paneuropy”. Czesi jako mały naród bardzo boją się utraty podmiotowości na rzecz europejskiego superpaństwa i także niechętny eurofederalizmowi rząd Prawa i Sprawiedliwości może tę niechęć wykorzystać.

Również wszelkie próby budowy „jeszcze lepszej Unii”, czyli jakiegoś zinstytucjonalizowanego „twardego jądra” natrafią na opór naszych południowych sąsiadów. Niektóre czeskie partie skłonne są poprzeć polskie stanowisko w kwestii polityki klimatycznej. No i łączy nas wspólny sprzeciw wobec „kwot na imigrantów”. Tu przydałoby się jednak wypracowanie wyszehradzkiego kontrprojektu, który, wobec silnej wbrew pozorom niechęci do polityki rządu Angeli Merkel (w tej sprawie) widoczny w całej Europie, mógłby bardzo podnieść prestiż wyszehradzkiej czwórki.

Czy jednak możliwy jest szerszy sojusz polsko-czeski? Tak modna na polskiej prawicy koncepcja Międzymorza nie znajduje w Pradze szerszego odzewu. Nie tak dawno publicysta Czeskiej Telewizji napisał: „między polską a niemiecką dominacją Czesi zawsze wybiorą niemiecką gdyż przynajmniej osiągną w ten sposób korzyści ekonomiczne”.Tak więc na razie możliwe są raczej doraźne sojusze polsko-czeskie. Praga musi najpierw sama określić swoje miejsce w globalnej i europejskiej grze. Warszawa natomiast powinna pokazać sąsiadom, iż Międzymorze nie jest polską wersją projektu Mittleeuropy.