Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
dr Mateusz Tondera  19 listopada 2015

Poza logikę liberalnej demokracji. Sprawa Mariusza Kamińskiego

dr Mateusz Tondera  19 listopada 2015
przeczytanie zajmie 4 min

Wczorajsza decyzja prezydenta Andrzeja Dudy budzi odruchowy sprzeciw. Wydaje się, że bulwersuje nawet nie ze względu na jej ewentualną (i wątpliwą) bezprawność, lecz raczej przez rażącą niezgodność z „duchem demoliberalizmu”, duchem, w którym większość z nas, niezależnie od poglądów politycznych, została ukształtowana i wychowana.

Już sama instytucja prawa łaski jest często krytykowana (co zabawne krytykował ją również Mariusz Kamiński) jako specyficzny relikt przed-liberalnego myślenia o państwie i o prawie, swoista niechciana furtka ze sfery polityki do sfery sądownictwa, wyłom w idei ścisłego trójpodziału władzy. Gdy ta instytucja zostaje dodatkowo wykorzystana do swoistego załatwienia bieżącego problemu politycznego, ułaskawianym jest czynny polityk z tego samego obozu, a cały proces odbywa się w atmosferze de facto otwartego wyzwania rzuconego przez nową władzę sądownictwu, to szok moralno-estetyczny musi być ogromny. Decyzja Andrzeja Dudy nie była zamachem na demokrację, ale na demoliberalne poczucie przyzwoitości – była rodzajem politycznego bluźnierstwa.

Nie lekceważę tego odczucia i do pewnego stopnia sam je podzielam. Spodziewam się też błyskawicznego powstawania kolejnych, głównie internetowych, inicjatyw w obronie podstawowych zasad demokratycznego państwa prawa przed „brutalnym zawłaszczaniem i deptaniem ich” przez nową władzę. Mimo gwałtownych zmian geopolitycznych i wyraźnie odczuwalnej zmiany paradygmatów w filozofii polityki i praktyce politycznej demokracja liberalna oraz jej instytucje nadal stanowią zasadniczy punkt odniesienia a także wzór „odpowiedniego modelu” dla instytucji politycznych i praktyki rządzenia. W Polsce tego rodzaju myślenie jest dodatkowo wzmacniane nadal silnym w niemal wszystkich środowiskach politycznych przekonaniem o konieczności adaptowania naszych instytucji do wzorców zachodnich. Instytucje demokratycznego państwa prawa są wartością podstawową, a ich pełna i bezwarunkowa akceptacja jest podstawą dla jakiegokolwiek publicznego kompromisu. Na to, racjonalne przecież, przekonanie o charakterze głównie aksjologicznym nakłada się jednak pewien „mit liberalizmu politycznego”, który w interesujący sposób stanowi analogię do „mitu liberalizmu gospodarczego”. Ten drugi, szeroko w Polsce diagnozowany, to przekonanie, że instytucje liberalnej gospodarki wystarczy „nałożyć” na dowolny stan rzeczy, by po jakimś czasie uzyskać wszystkie pożądane i opisywane w modelach teoretycznych skutki. „Mit liberalizmu politycznego” zakłada, że na dowolną sytuację społeczno-polityczną wystarczy nałożyć demoliberalne instytucje, by podmiotowe społeczeństwo obywatelskie i sprawnie działające państwo powstały „automatycznie”. Nie potrzeba dziś sięgania do przykładów z Bliskiego Wschodu czy Afryki by zauważyć, że takie magiczne myślenie o instytucjach liberalnych jest po prostu fałszywe.

W III RP większość podstawowych instytucji charakterystycznych dla demoliberalnego modelu państwa, w tym niezawisłe sądownictwo, w ogromnej mierze nie spełniło pokładanych w nich oczekiwań, a mechanizmy mające w liberalnym modelu państwa chronić ich niezależność i autonomię zdecydowanie zbyt często stawały się szańcem obrony przed jakimikolwiek próbami reform i zwalczaniem patologii. Liberałowie wierzą, że państwo można naprawiać wyłącznie w ścisłych ramach liberalnych procedur. Rzecz w tym, że ani znaczna część społeczeństwa, ani PiS w to nie wierzą. Co więcej, partia Jarosława Kaczyńskiego nie ukrywa swojej niewiary w tym względzie, a jego zwycięstwo wyborcze nie jest efektem doskonałej mimikry jako typowa partia demoliberalna, lecz – przynajmniej w znacznym stopniu – wynika z narastającego w społeczeństwie przekonania, że „szarpnięcie cuglami” jest niezbędne, a uderzenie w pozycje i interesy wielu uprzywilejowanych grup (które dzisiaj wyjątkowo często kryją się za parawanami instytucji demoliberalnych właśnie) pożądane.

Oczywiście można żywić obawy co do realnych celów PiS-u, można przywoływać historyczne przykłady uzasadniające niepokój, można wreszcie stwierdzić, że lekarstwo jest w tym momencie gorsze od choroby. Wydaje się jednak, że ignorowanie stanu w jakim znajduje się polskie sądownictwo, a przede wszystkim poziomu społecznej nieufności do wymiaru sprawiedliwości, nie pozwala spojrzeć na decyzje Dudy (Kaczyńskiego) w odpowiednim świetle. I nie chodzi mi tylko o aspekt wizerunkowy. Decyzja o wyjściu poza logikę demoliberalnych procedur to decyzja racjonalna i konsekwentna tak długo, jak przyczyna dla jakiej została podjęta uzasadnia aż tak gwałtowny krok. Nie znam stanu polskich służb specjalnych i nie rozumiem, dlaczego Mariusz Kamiński musiał zostać ich koordynatorem od razu. Niewykluczone, że strzelono z armaty do wróbla. To, co wydaje mi się istotne, to konieczność rezygnacji z oceniania takich wydarzeń przy pomocy ograniczonego i często nieadekwatnego instrumentarium. Przykładem takich ocen są wszelkie próby zbudowania prostych analogii między wczorajszą decyzją prezydenta Dudy a niegdysiejszą decyzją prezydenta Kwaśniewskiego o ułaskawieniu Zbigniewa Sobotki. Te analogie są oczywiste, gdy stosuje się wyłącznie „logikę proceduralną”, ale rezultaty opartych na takiej logice analiz zupełnie rozmijają się z rzeczywistością („TKM”, „kolesiostwo”). Paradoksalnie to właśnie „zwyczajni” obserwatorzy polityki z łatwością dostrzegają, gdzie leży „treść” politycznych decyzji, gdy prawnicy i politolodzy fiksują się na ich „ramach”. Ułaskawienie „pisowskiego Katona i Robespierre’a”, który był może nazbyt gorliwy, jest zasadniczo odmienne od ułaskawienia kolegi ze styku polityki i biznesu o mętnej reputacji. Nawet jeśli oba oceniamy negatywnie – nawet jeśli oba oceniamy pozytywnie. Po prostu.

Polityczność wróciła i zmusza nas do patrzenia na coś więcej niż liberalne ramy. Zawsze obecna, ale zwykle głęboko przed opinią publiczną ukrywana, decyzjonistyczna logika uprawiania polityki (szczególnie w okresach w jakiś sposób przełomowych) objawiła się nam z szokującą bezpośredniością. Nawet przeciwnicy PiS-u powinni być za to wdzięczni Dudzie i Kaczyńskiemu. PiS rozpoczyna swój plan zmiany państwa. Możliwe, że zamierza rozepchnąć demoliberalne ramy, by wreszcie ustanowić nad Wisłą Rzeczpospolitą. Może przyświecają mu – jak twierdzą jego przeciwnicy – mroczne i antydemokratyczne cele. Może też zdarzyć się, że ponownie decydującą rolę w kolejnych latach odegra w polskiej polityce chaos i inercja. Obserwujmy i rozliczajmy, ale wychodźmy w swoich ocenach poza – słabo przystający do dzisiejszych wyzwań – „demoliberalny katechizm” i ufundowane na nim lęki.