Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Maria Libura  17 listopada 2015

Samo współpłacenie nie skróci kolejek

Maria Libura  17 listopada 2015
przeczytanie zajmie 3 min

Wydaje się bardziej niż wątpliwe, by problem kolejek do specjalistów w Polsce generowała nadmierna konsumpcja. Podaż na te usługi ograniczają już limity NFZ. Należy się raczej przyjrzeć strukturze wydatków NFZ, w szczególności niedofinansowaniu ambulatoryjnej opieki specjalistycznej i polityce kontraktowania świadczeń.

Długi czas oczekiwania na wizytę u lekarzy specjalistów stanowi jedno z podstawowych źródeł niezadowolenia z funkcjonowania publicznego systemu ochrony zdrowia w Polsce. Cyklicznie powraca też pomysł, by problem ten rozwiązać, wprowadzając współpłacenie pacjentów za tego rodzaju świadczenia zdrowotne. Choć istnieje wiele modeli tego mechanizmu, ogólna idea sprowadza się do tego, że pacjent ponosi bezpośrednio część kosztów danego świadczenia. Czy rzeczywiście wprowadzenie do systemu opłat uiszczanych przez pacjentów z własnej kieszeni byłoby, jak sugerują niektórzy eksperci, „lekiem na kolejki”? A przede wszystkim, czy byłoby to korzystne dla polskich pacjentów?

Zanim odpowiemy na to pytanie, warto przypomnieć, jakim celom ma służyć tak rozumiane współpłacenie pacjentów.

Wbrew wyrażanym czasem opiniom, współpłacenie nie stanowi istotnego źródła dodatkowych nakładów na ochronę zdrowia – wynika to z faktu, że opłaty pobierane od pacjentów, z opisanych dalej przyczyn, nie mogą być zbyt wysokie.

Otóż z założenia jest to mechanizm, który ma poprawić efektywność systemu ochrony zdrowia poprzez ograniczenie „pokusy nadużycia” (ang. moral hazard). Polega ona na tym, że podmiot chroniony przed ryzykiem (np. poprzez ubezpieczenie zdrowotne) zachowuje się bardziej ryzykownie niż w sytuacji, gdy tej ochrony nie ma. W odniesieniu do pacjentów, pokusa nadużycia ma dotyczyć przede wszystkim domagania się nieuzasadnionych potrzebami medycznymi świadczeń (wizyt i badań diagnostycznych).  Jeżeli usługa jest „darmowa”, pojawia się ryzyko nadmiernej konsumpcji. Wprowadzenie współpłacenia każe się pacjentowi zastanowić, czy rzeczywiście jest przekonany, że danego świadczenia potrzebuje, co w teorii prowadzi do zredukowania sztucznego popytu na usługi zdrowotne. Jest to więc narzędzie dyscyplinujące pacjentów.

Wydaje się bardziej niż wątpliwe, by problem kolejek do specjalistów w Polsce generowała nadmierna konsumpcja. Podaż na te usługi ograniczają już limity NFZ, który od lat traktuje ambulatoryjną opiekę specjalistyczną (czyli wizyty w u lekarzy specjalistów w poradniach) po macoszemu.

W planach finansowych NFZ na rok 2015 na ten segment przeznaczono nieco ponad 8%, podczas gdy na leczenie szpitalne – 44,36%, a podstawową opiekę zdrowotną – ok. 12%. To stanowczo za mało. W rezultacie pacjenci w razie potrzeby korzystają z usług w sektorze prywatnym. Z danych GUS wynika, że w ostatnim kwartale 2013 r. co piąta objęta badaniem osoba była u lekarza specjalisty, z czego aż 40,2% zapłaciło za wizytę z własnych środków. Jeżeli taki odsetek chorych decyduje się ponieść 100% kosztów porad specjalistycznych, trudno mówić o rozbuchanym popycie na darmowe porady.

Poza tym z wielu badań wynika, że współpłacenie jest mechanizmem ryzykownym społecznie. Jak wskazują doświadczenia krajów, w których współpłacenie funkcjonuje od wielu lat, obniżenie popytu dotyczy bowiem zarówno świadczeń zbędnych, jak i niezbędnych, co może znacząco odbijać się na stanie zdrowia populacji, gdyż ogranicza korzystanie z usług zdrowotnych z inicjatywy własnej pacjenta. Uderza więc w profilaktykę, co musi prowadzić do wzrostu wydatków w dalszej perspektywie, szczególnie przy obecnych trendach demograficznych. W szczególności okazuje się barierą dla osób starszych i mniej zamożnych, a także określonych grup ryzyka, m.in. osób zagrożonych chorobami serca. Do tego dochodzi zjawisko substytucji świadczeń – te bez dopłat stosowane są przez chorych zamiast świadczeń objętych współpłaceniem, np. pacjent udaje się na izbę przyjęć zamiast do lekarza rodzinnego. We Francji opisano wyraźne różnice w korzystaniu ze świadczeń ambulatoryjnych pomiędzy grupami o różnym statusie ekonomicznym. Tych różnic nie ma w przypadku hospitalizacji.

Obszarem, w którym w Polsce obowiązuje współpłacenie, są tzw. leki na receptę (czyli farmakoterapia ambulatoryjna); co więcej, Polska należy do tych krajów Unii Europejskiej, w których poziom współpłacenia jest najwyższy. Z badań przeprowadzonych przez Naczelną Izbę Aptekarską wynika, że z realizacji recepty rezygnuje co trzeci pacjent.

Polski system ochrony zdrowia nie zlikwiduje kolejek dodatkowo obciążając pacjentów. Należy się raczej przyjrzeć strukturze wydatków  NFZ, w szczególności niedofinansowaniu ambulatoryjnej opieki specjalistycznej i polityce kontraktowania świadczeń.