Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Rafał Gawlikowski  25 października 2015

„Demon”. Prawdziwe zmyślenie

Rafał Gawlikowski  25 października 2015
przeczytanie zajmie 3 min

Demon jest jak najbardziej czymś fizycznym. Czymś, co jest w nas i wokół nas. Nie tak wcale odległym, ale mocno zapomnianym. Podobno leży na śmietniku historii, ale tak naprawdę stoi tuż obok ciebie. Nie wyrzucisz go z pamięci, on sam nie odejdzie, bo nie może. On przypomina o tym, o czym chcielibyśmy zapomnieć.

Najnowszy, i niestety ostatni już, film Marcina Wrony to ambitna próba zmierzenia się z fundamentalną dla nas kwestią: „Czym właściwie jest polskość?” Nie poznamy rozwiązania tego problemu. Możemy za to spodziewać się odpowiedzi na pytanie, czym ona nie jest.

Sam zwiastun filmu pokazuje nam kierunek, jaki wyznaczył sobie Wrona. Zawarte w nim sceny z filmu można skojarzyć z Weselem Smarzowskiego, a nawet z dramatem Wyspiańskiego o tym samym tytule. Wódka lejąca się strumieniami, mordobicia, a do tego gdzieś podskórnie wyczuwana mroczna, skrzętnie ukryta, niewygodna prawda. Tu nie chodzi tylko o znany motyw chocholich tańców (na marginesie, ma miejsce analogiczna scena z Wesela Wyspiańskiego). Wszystko to już znamy, posługiwał się tym Wyspiański, następnie Smarzowski, a teraz Wrona. Jednak symbole nie służą tu po to, aby coś pokazać czy wyjaśnić. Wręcz przeciwnie: mają ukryć tajemnicę, która zduszona i zapomniana leży na dnie zbiorowego sumienia.

Niewygodną prawdą jest fantazmatyczna koncepcja polskości. Narodu bez skazy i winy, zawsze sprawiedliwego i wiernego pryncypiom.

Mówiąc wprost, Demon wpisuje się w narrację prezentowaną przez Ledera w Prześnionej rewolucji. Chodzi o ukazanie tego, co zostało wyparte celowo i skrupulatnie.

A wyparte być musiało, bo zbiorowy ciężar odpowiedzialności zbyt mocno przygniata i powoduje całkowitą dezorientacje polityczną, społeczną, a w konsekwencji też życiową.

Oczywiście, gdy piszę o wyparciu to myślę o kwestii żydowskiej i wyrzucenia ze świadomości tego, skąd wzięły się we władaniu Polaków opuszczone żydowskie domy i majątki. W filmie ta postawa jest ukazana bardzo szczegółowo. Mamy trzy główne postacie, które w sposób bezpośredni odnoszą się do wydarzeń z czasów Polski powojennej: gospodarz (ojciec panny młodej), lekarz (przedstawiciel inteligencji) oraz ksiądz. Dwaj ostatni sprawiają wrażenie uświadomionych, ale niekoniecznie zainteresowanych przyznawaniem się do swojej wiedzy. Kapłan usilnie prosi przy każdej możliwej okazji o odwiezienie go do domu, nie chce uczestniczyć w demonicznym weselu, mimo że sprawia wrażenia postaci, która jako jedyna można znać rozwiązanie tego ambarasu. Lekarz natomiast ochoczo zabawia się z ludem, zaznaczając przy tym, że on tak naprawdę nie uczestniczy w weselu, bo przecież nie pije. Wygłaszanie takich deklaracji absolutnie nie przeszkadza mu w dyskretnym, a potem coraz śmielszym, pociąganiu z butelki.

Jednak najważniejszą z tych trzech postaci jest gospodarz wesela, czyli ojca panny młodej reprezentujący tych, którzy bezpośrednio skorzystali w latach powojennych na eksterminacji Żydów. Emblematyczne jest końcowa mowa, w której przekonuje on wszystkich gości, że to, co się stało na weselu nigdy nie miało miejsca, ba samo wesele nie miało miejsca, a pary młodej nigdy nie było. Jego zaprzeczenie nie wynika z celowego wyboru zła, wręcz przeciwnie – jego intencje są jak najbardziej szlachetne. Musi ochronić gości przed straszną prawdą, nie może doprowadzić do tego, żeby goście weselni dowiedzieli się, czego tak naprawdę byli świadkami.

I tu dochodzimy do tez, które lansuje środowisko lewicy w Polsce. To wcale nie jest tak, że ta wstydliwa prawda wyzwoli i pozwoli na to, żebyśmy doznali zbiorowego katharsis.

Ona zostanie niezauważona, poruszy sumienia niektórych, ale nie będzie miała znaczenia, tak jak w końcowej mowie gospodarza, gdzie obserwujemy  rekurencje zmyślenia, bo sala, do której przemawia gospodarz, jest pusta.

Na całe szczęście Demon to nie powtórka z Pokłosia. Nie wywoła podobnego skandalu, bo nie obnaża niczego tak bezpośrednio jak film Pasikowskiego. Robi to umiejętnie i dyskretnie, nie przesadzając wprost o stopniu przyczynienia czy zawinienia. Myślę, że jest to dobry prognostyk dla polskiego kina, które podejmuje tematy ambitne, robiąc to delikatnie i z klasą. Mam nadzieję, że w interpretacjach nie popadniemy w dychotomię – my i oni. To zupełnie niepotrzebne. Szukajmy lepiej odpowiedzi na to, czym polskość jest, a czym nie jest. Patrzmy życzliwym okiem na odpowiedzi, które podsuwa nam lewa strona. Bo bardzo prawdopodobne, że jest to tylko zmyślenie, ale jak pisał Marek Hłasko, może jest to aż prawdziwe zmyślenie?