Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Katarzyna Nowicka  13 października 2015

Klasa średnia potrzebna od zaraz?

Katarzyna Nowicka  13 października 2015
przeczytanie zajmie 8 min

Liberalni ideologowie od dobrych dwudziestu lat wieszczą pojawienie się nowego segmentu polskiego społeczeństwa – klasy średniej. Dla celów badawczych niektórzy są skłonni uznawać jej istnienie a priori, natomiast co ostrożniejsi twierdzą, że już niebawem owa grupa wyrośnie na wreszcie kapitalistycznym gruncie. Problem jednak w tym, że tej specyficznej klasy nie da się wyhodować sloganami, a przeszłość gospodarcza Polski raczej uniemożliwiała, niż sprzyjała, jej wyodrębnieniu.

Jedynej próby historycznego ujęcia procesu powstania klasy średniej w Polsce podjął się Andrzej Leder w Prześnionej rewolucji, jednak ta analiza jest obciążona moralnym postulatem nabycia przez tę grupę podmiotowości. Wydaje się, że termin „klasa średnia” istnieje bardziej w praktykach dyskursywnych niż w realnych praktykach społecznych. Zamiast analizować jednostki i arbitralnie łączyć je w grupy społeczne, jak robią to polscy badacze, można spróbować opisać zbiorowe wyobrażenia na temat wspomnianej klasy. Wtedy się okaże, że klasa średnia jest bytem dopiero dyskursywnie konstruowanym, który buduje się z wyłączeniem lub zdeprecjonowaniem elementów polskiej tożsamości.

Władza w słowach

W wyczekiwaniu polskiej klasy średniej nie ma nic dziwnego. Jest to logiczna konsekwencja wprowadzenia zachodniego modelu gospodarki do kraju odrzucającego realny socjalizm, bo skoro w ciągu roku udało się wprowadzić kapitalizm, to na modernizację społeczeństwa również nie trzeba długo czekać, wręcz jest ona nieuchronna. Wieszczono nie tylko dokonanie się zmiany w strukturze zawodowej i płacowej, ale także odmianę tożsamości – Polak w latach dziewięćdziesiątych miał stać się samodzielnym przedsiębiorcą, któremu obce byłyby nietolerancja, stereotypy i polska historia.

Ten ostatni element zupełnie nie pasował do liberalnej nowoczesności, postulującej odrzucenie narodowego doświadczenia i przejęcie europejskiego stylu życia i wartości kultury. Ambasadorowie Zachodu, przekonujący Polaków do zmodernizowania swojej duszy, utożsamiali narodową historię z koleinami polskiej głupoty, które należy przekroczyć w drodze do normalności. Polska klasa średnia miała być ucieleśnieniem pragnień liberalnych ideologów o społeczeństwie, które nie potrzebuje uczestniczyć w zbiorowych, narodowych świętach, tylko wreszcie może skupić się na prowadzonych na modłę europejską dyskusjach o jedzeniu, alkoholach, wakacjach, słowem – na dobrobycie.

Porzucając na chwilę pragnienia sugerowane nam przez ideologów, warto zastanowić się nad siłą oddziaływania wyobrażeń przekazywanych w dyskusji publicznej, którym większość społeczeństwa się podporządkowuje. Za Pierre’em Bourdieu w każdej wymianie językowej można dostrzec „teoretyczną możliwość aktu władzy”, czyli dyspozycję narzucenia pożądanych znaczeń przez instytucjonalnie silniejszych uczestników dyskursu. Do analizy tego mechanizmu przydatne jest posłużenie się terminem społecznych imaginariów, który Charles Taylor definiuje „jako sposoby, w jakie ludzie wyobrażają sobie swoją społeczną egzystencję, jak przystosowują się do innych; także oczekiwania, które zwykle się spełniają, oraz głębsze normatywne koncepcje i obrazy, leżące u ich podstaw, (…) to wspólne rozumienie spraw, umożliwiające wspólne praktyki i powstanie poczucia prawomocności podzielanego przez szerokie grupy społeczne”. Te wyobrażenia mogą być fałszywe, czyli mogą przesłaniać pewne znaczące fakty, które nie pasują do narzucanych znaczeń, przez co stają się ideologiczną świadomością. Nie można ich jednak sprowadzić tylko do ideologii, a to ze względu na moc wyobrażeń do czynienia z praktyk, zarówno tych realnych, jak i tych dyskursywnych, działań powszechnie naśladowanych. Proces przekształcania imaginarium polega na reinterpretacji uprzednio podzielanego powszechnie zbioru przekonań. Gdy nowe teorie promowane przez ideologów zaczynają przenikać imaginarium społeczne, ludzie podejmują się nowych praktyk, improwizują je. Idee zostają wprzęgnięte w nowe ramy nadające praktykom sens, a i sama narzucana teoria konkretyzuje się w działaniach. Ten niejednostronny proces dobiega końca, gdy nowe rozumienie spraw staje się oczywiste na tyle, że nie warto już nawet o tym dyskutować.

Właśnie ten mechanizm doprowadził do zaakceptowania przez polskie społeczeństwo istnienia w nim klasy średniej. Ta fantomowa klasa, dopieszczana publicystyką i badaniami, powstała na zgliszczach historycznego zacofania Polski.

Paweł Śpiewak określił ideologów sprawujących władzę nad językiem moralistycznymi agresorami. Ich celem jest wykluczenie ze wspólnoty tych, którzy nie zgadzają się z narzucanymi im poglądami. Instytucjonalna przewaga agresorów nad innymi podmiotami polega na tym, że mają dostęp do mediów, w których wypowiadają się jako głos narodowego czy nawet demokratycznego sumienia. Odbiorców swoich treści muszą sobie dopiero wytworzyć, dlatego starają się przypodobać pewnej grupie społeczeństwa, określając jej członków jako racjonalnych i normalnych. Tak tworzone są praktyki godne naśladowania, które przyjmuje się z niekwestionowaną oczywistością.

Klasa idealna?

Co takiego pozwala wiązać z klasą średnią ogromne oczekiwania i polegać na jej potencjale modernizacyjnym? Faktycznie, jest ona przedstawiana jako zwornik wielu grup zawodowych, czasem jednostek, które łączy pewien wzorzec racjonalnej obywatelskości. To oznacza umiarkowane zaangażowanie w sprawy społeczne, przejawiające się w akceptowaniu poglądów ideologów, a w dalszej kolejności postulatów publicystów i badaczy. Akceptowanie moralnych rozróżnień, wizji historii i narracji politycznej, czyli całego imaginarium społecznego, wiąże się z praktykami wyborczymi, właściwym stylem życia i całą masą innych działań podlegających modom. Klasa średnia ma spełniać ideał zachodniego obywatelstwa, warto więc zastanowić się nad jej kształtem w krajach Europy Zachodniej.

Ponieważ obracamy się w sferze dyskursu, wartościowym ruchem będzie skrótowe przyjrzenie się historii klasy średniej przez analizę ewolucji znaczenia tego terminu, jaką zaproponował Reinhart Koselleck w Semantyce historycznej. Niemiecki autorściśle łączy pojawienie się w angielskich, francuskich i niemieckich słownikach terminu „klasa średnia” z pojęciem obywatelskości i narodowego społeczeństwa obywatelskiego. Jednocześnie Koselleck stwierdza, że posługiwanie się terminami w sposób rzekomo nowoczesny nie pozwala na zignorowanie dawnych segmentów znaczeniowych, co w tym przypadku oznacza twierdzenie Arystotelesa o stabilizującej roli warstw średnich. Ta cecha jest podstawą analiz socjologicznych, utartą i traktowaną jako coś oczywistego.

Stabilizowanie się znaczenia klasy średniej było związane z publiczną dyskusją toczoną w XVIII i XIX w. o rozszerzaniu praw wyborczych, przy czym w Anglii, Francji i Niemczech jej przebieg, co naturalne, wyglądał całkiem inaczej. To powoduje, że ogólnoeuropejska tradycja społeczeństwa obywatelskiego zostaje uzupełniona o wątki narodowe, skutkując trzema różnymi drogami dojścia do klasy średniej. W Anglii klasa średnia była grupą zróżnicowaną pod względem dochodów i wykonywanych zawodów, którą spajało niedoreprezentowanie w Izbie Gmin Z kolei nad francuskim pojmowaniem klasy średniej zaciążyła rewolucja 1789 r., po której burżuazja określała się przez świadomość mieszczańską i dysponowanie majątkiem. Jednocześnie broniła swojej przywódczej roli w społeczeństwie, wyraźnie odgradzając się od innych grup, odmawiając niższym warstwom praw wyborczych. Przy okazji istniało napięcie między pojęciami obywatela i burżuja – to pierwsze stopniowo i niechętnie było rozszerzane także na niższe grupy, czego dowodem jest tytuł książki Eugena Webera Peasants into Frenchmen. Klasa średnia rozumiana po niemiecku składała się z mieszczan, czyli głównie mieszkańców miast i przedstawicieli określonych zawodów. Swoim istnieniem miała łagodzić społeczne sprzeczności, a jej samoświadomość wyrażała się w dumie z własnych dokonań. Siłą rzeczy w obrębie tych trzech języków istniały trudności z przekładem terminu „klasa średnia”. Koselleck stwierdza, że dopiero odkrycie przez warstwy średnie narodowej tożsamości pozwoliło zbliżyć do siebie te trzy odmienne samoświadomości.

Wszystkie trzy definicje brzmią atrakcyjnie, również obecne rozumienie warstwy średniej zasadza się na połączeniu możliwie dużej liczby pięknych cech. Przynależność do tej sfery pozwala więc na pobudzenie dumy z osiągnięć, co stymuluje dalszą aktywność. W klasie średniej wątpliwości są szybko uśmierzane – sprawy toczą się swoim oczywistym torem. Z drugiej strony klasa średnia kulturowo i ekonomicznie znacznie odbiega od elit, które traktują ją z pobłażaniem i wyższością. Według Bourdieu jej sytuacja jest najbardziej tragiczna ze wszystkich innych klas, ponieważ naśladując praktyki i styl życia elit, popada tylko w śmieszność, bo jej kapitał kulturowy i ekonomiczny pozwala wyłącznie na parodiowanie zachowań klasy wyższej, przy czym sama tego nie dostrzega. Subiektywnie klasa średnia może więc czuć się zadowolona, jednak obiektywnie jest poddawana kulturowej dominacji elit.

Polskość nieidealna

Badania jednostek wskazują, że od 1992 r. do klasy średniej zalicza się coraz więcej Polaków. Według badań CBOS w 2004 r. prawie 60% ankietowanych przypisało się do klasy średniej. Media swobodnie posługują się tą kategorią, w zależności od tytułu prasowego dokonuje się klasyfikacji polskiego społeczeństwa ad hoc ze względu na zarobki, wykonywany zawód lub prowadzony styl życia. Niedawne badania pod kierunkiem Macieja Gduli i Przemysława Sadury miały być ortodoksyjnym odczytaniem teorii Bourdieu i jej przyswojeniem na gruncie polskim. Badacze a priori założyli istnienie klas, arbitralnie wytyczyli między nimi granice i zbadali stosunek jednostek do zwierząt, pracy i jazdy na rowerze. W ten sposób okazało się, że pewne różnice występują, a badacze uznali je za potwierdzenie istnienia klas. Henryk Domański w pracy Czy są w Polsce klasy społeczne? jest dużo ostrożniejszy w formułowaniu jednoznacznych tez. Badacz co prawda niekonsekwentnie posługuje się terminem „klasa średnia”, jednak stwierdza wprost: „nazwy klasa wyższa, średnianiższa (…) pozostają w dalszym ciągu raczej abstrakcyjnymi nazwami i posługiwanie się nimi wynika głównie z potrzeby zamanifestowania nowoczesnego stylu i mody. W Polsce nie kryją się za nimi określone kategorie społeczne, które ludzie są w stanie zidentyfikować, tak jak w krajach zachodnich”.

Postulowane pojawienie się klasy średniej jest też utrudnione ze względu na to, że przez okres PRL istniał podział na społeczeństwo i nomenklaturę partyjną, która stanowiła około 1% mieszkańców. Do tego dochodził wątek próżni socjologicznej, która była antytezą społeczeństwa obywatelskiego, tak ważnego w rozwoju klasy średniej.

Trudno widzieć w przeszłości długotrwałe procesy, które by sprzyjały wyłonieniu się samoświadomej klasy, zdolnej do artykułowania swoich interesów. Andrzej Leder, choć stwierdza, że ten stan jest obecnie najsilniejszy w Polsce, to nie przyznaje mu przymiotu podmiotowości. Uważa, że może ją nabyć tylko poprzez zaakceptowanie czynnego udziału przodków w rewolucji dokonującej się w latach 1939-1956.

Ta recepta na podmiotowość wydaje się jednak pułapką: czy na uznaniu zbrodni będzie można zbudować wspólnotę obywateli dumnych ze swoich osiągnięć? Czy tak zorganizowana podmiotowość będzie mogła być źródłem obywatelskości? Odpowiedź wydaje się negatywna, o czym „Pressje” pisały już z resztą jakiś czas temu.

Polscy ideologowie od racjonalnych obywateli domagają się uznania koślawości w polskości. Ma ona być ciężarem, sumą klęsk, które można zrekompensować sobie tylko rojeniami o dawnej (też domniemanej) wielkości. Wiąże się to z postulatem odbudowy polskiej tożsamości, którą proponują elity, a podmiotem ma być polska klasa średnia. W warunkach demokracji paternalistycznej, w której elity z pozorną troską dbają o niewychodzenie poza dozwolone ramy bycia Polakiem, łącząc nadmierną gorliwość z zaściankowością, zostało zbudowane całkiem nowe społeczne imaginarium. To raczej wyobrażenia niż faktyczna podmiotowość przesądzająca o zaistnieniu klasy średniej.

Podmiotem można być tylko wtedy, gdy pewne sprawy coś dla nas znaczą. Narodowe kategorie, tradycje i praktyki nie są istotne dla budowania fikcyjnej klasy średniej. Skoro ta sfera społeczna została przedstawiona jako zgrupowanie ludzi sukcesu, to nic dziwnego, że Polacy chętnie deklarują do niej przynależność. Jednak fakt takiej autoklasyfikacji przesądza tylko o tym, że człowiek chce przed sobą dobrze wypaść, ale nie jest to równoznaczne z posiadaniem tożsamości, którą Taylor określa jako zorientowanie wobec jakiegoś dobra. Klasie średniej nie przedstawia się pozytywnego wzorca, jej przedstawicielom podaje się zaledwie pełną dowolność moralną oraz negatywnie zaopiniowaną polskość. To wyklucza tworzenie narodowej wspólnoty, co pozbawia tę domniemaną klasę średnią ważnego elementu tożsamości. Taylor stwierdza, że współczesne społeczeństwa są wykorzenione w tym sensie, że jego członkowie są w stanie wyobrażać sobie swoją egzystencję poza konkretnym kontekstem. Poszerzenie możliwości związanych z porzuceniem pracy, religii i narodowości przy zachowaniu obywatelstwa jest „miarą naszego wykorzenienia”.

Kanadyjski filozof posłużył się bardzo obrazową metaforą, wartą przytoczenia w kontekście tworzenia w Polsce klasy średniej. Zbudowanie przekonania, że człowiek może w sobie odnaleźć właściwy sposób postępowania jest konsekwencją niczym nieskrępowanego indywidualizmu. To powoduje, że wszystko to, z czego się wyrasta, można odrzucić jak kółka od dziecięcego roweru – bo się nie przyda, a poza tym wreszcie się już dorosło. W efekcie jednak przedstawiciele klasy średniej to samotni, niepotrafiący ze sobą współpracować kolarze. A jak dobrze wie każdy kibic kolarstwa, to w peletonie tkwi prawdziwa siła.

Tekst pochodzi z 40-41 teki „Pressji” pt. „Chcemy więcej”. Zachęcamy do wyboru jednej z trzech opcji prenumeraty pisma.