Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Wójcik  23 września 2015

Kapitalizm może być egalitarny

Piotr Wójcik  23 września 2015
przeczytanie zajmie 11 min

Obserwując polską debatę publiczną można dostać małej konsternacji – z jednej strony państwa skandynawskie występują w niej jako etatowe przykłady dobrobytu i gospodarczego sukcesu, z drugiej wciąż mocno trzymają się w Polsce mity oparte o ekonomię wolnorynkową, choć model skandynawski z gospodarką leseferystyczną ma bardzo mało wspólnego. Zwolennicy wolnego rynku i na tą sprzeczność znaleźli gotowy zestaw odpowiedzi – otóż rzekomo Skandynawowie zaczęli sprawiedliwie redystrybuować dochód dopiero wtedy, gdy się dorobili, a od momentu gdy zaczęli budować swe państwa opiekuńcze ich rozwój znacznie przyhamował; poza tym za ich sukces odpowiada głównie specyficzna mentalność i kultura, więc ich rozwiązania są nie do powtórzenia w warunkach polskich. Wszystkie te trzy tezy być może i ładnie się prezentują, ale mają jedną wspólną wadę – są nieprawdziwe. 

Szwecja – korona egalitaryzmu

Historia szwedzkiego państwa dobrobytu biegnie równolegle z historią powstałej w 1889 roku Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej (SAP). Od roku 1932, czyli od czwartego wyborczego zwycięstwa, zaczął biec około 70-letni okres dominacji tej partii na scenie szwedzkiej. Wtedy też rozpoczęło się na dobre budowanie zrębów bogactwa szwedzkiego społeczeństwa.

W zasadzie od początku swego istnienia SAP stawiała sobie za wzór model tzw. gospodarki mieszanej, w której sektor państwowy współgra z sektorem prywatnym. Blisko SAP byli ekonomiści ze „szkoły sztokholmskiej”, tacy jak Erik Lindahl, Alf Johansson czy Alva i Gunnar Myrdalowie – niektórzy z nich, tak jak Gunnar Myrdal, zostali zresztą ministrami w socjaldemokratycznych rządach.

Znani byli oni z bezczelnego podważania ówczesnych ekonomicznych dogmatów, które zresztą trzymają się mocno do dziś. Przykładowo w 1934 Johansson zamachnął się na dogmat o rzekomym wpływie wysokich płac na wzrost bezrobocia, a dwa lata wcześniej Lindahl postulował walkę z recesją (trzeba pamiętać, że były to lata Wielkiego Kryzysu) za pomocą inwestycji publicznych oraz aktywną politykę antycykliczną. W 1931 roku późniejszy minister finansów Ernst Wigfors przypuścił atak na przekonanie, jakoby przyczyną recesji były zbyt wysokie płace, postulując postrzeganie płac nie jako koszt produkcji, lecz składnik globalnego popytu. Ze wszystkich tych tez rządy SAP zamierzały sumiennie korzystać.

W 1932 roku pod hasłem „folkhemmet” (czyli dom ludu) Alvin Hansson poprowadził SAP do wyborczego zwycięstwa i sam został premierem. Zgodnie z wyborczymi zapowiedziami przystąpił więc do budowy obiecanego domu dla całego ludu, która rozciągnęła się na wiele lat i wiele rządów. W 1938 roku miało miejsce wydarzenie, którego wagi dla szwedzkiego porządku nie sposób przecenić – w Saltsjobaden zawarto Porozumienie Podstawowe, z udziałem największego związku zawodowego LO i najsilniejszego związku pracodawców SAF.

Na mocy paktu powstała Rada Rynku Pracy, ustalono zasady negocjacji płacowych, zwolnień pracowników oraz rozwiązywania sporów, co na lata ukształtowało formułę relacji między pracownikami i przedsiębiorcami. Bardzo ważny był system negocjacji płacowych, oparty o zasadę płac solidarystycznych – nakazywała taką samą płacę za tę samą pracę, niezależnie od zakładu, co w zasadzie uniemożliwiło przedsiębiorstwom konkurowanie niskimi kosztami pracy, a wymusiło jakością, lepszą organizacją produkcji etc.

Negocjacje płacowe miały charakter dualistyczny – na szczeblu centralnym określano minimalny krajowy wzrost płac, a na szczeblu lokalnym dodatkowy obowiązujący tylko w danym regionie. Ten system obowiązywał bez większych zmian w zasadzie aż do lat 70. gdy związki pracowników administracji wypowiedziały LO zgodę na ich reprezentowanie. Kolejni od stołu odeszli przedsiębiorcy branży metalowej, aż w końcu w 1992 z negocjacji centralnych wycofało się samo SAF, co było gwoździem do trumny systemu w takiej formie. Nie znaczy to jednak wcale, że negocjacje płacowe przestały istnieć – po prostu przeniosły się na szczebel branżowy, co także zapewniało godny wzrost zarobków (o 2% w latach 1994-95, nawet o 6% w roku 1996, czyli dużo więcej niż ówczesny 2-procentowy wzrost produktywności). Obecnie układami zbiorowymi pracy jest objętych w Szwecji ok. 90% pracowników, co bije na głowę średnią unijną (ok. 70%).

Jednak dbałość o godziwe zarobki oraz dochodowy egalitaryzm to nie wszystko, co Szwedzi mają w zanadrzu jeśli chodzi o rynek pracy. Znakiem rozpoznawczym Skandynawów jest tzw. aktywna polityka rynku pracy (ALMP), która w Szwecji funkcjonuje od lat 50., choć jej zręby powstawały dużo wcześniej. Już w 1914 roku powstała Państwowa Komisja Bezrobocia, która miała za zadanie koordynację lokalnych komitetów bezrobocia i pomocy społecznej.

Instytucje rynku pracy są w Szwecji ukierunkowane na możliwie szybki powrót bezrobotnego do pracy, a od lat 90. ewoluują w kierunku egzekwowania konkretnych obowiązków od swych klientów, co jest warunkiem otrzymywania zasiłków, które także nie są wieczne.

W 2001 roku publiczne biura pracy wprowadziły indywidualne plany działania dla każdego bezrobotnego. Postawiono też na rozwój kompetencji wśród bezrobotnych, poprzez organizację kursów oraz szkoleń zawodowych w zakładach pracy. Polityka prozatrudnieniowa ma zresztą w Szwecji charakter kompleksowy i nie ogranicza się jedynie do działań na rynku pracy, lecz obejmuje także odpowiednie kształtowanie innych polityk – edukacyjnej, rodzinnej, społecznej etc.

Najlepszym tego przykładem jest właśnie polityka rodzinna, dzięki której bardzo wyraźnie wzrosła aktywność zawodowa kobiet. Impuls do jej rozwoju miała słynna książka Alvy i Gunnara Myrdalów „Kryzys w kwestii ludnościowej” napisana w 1934 w reakcji na bardzo niską dzietność (co ciekawe jej współczynnik wynosił wtedy w Szwecji 1,7 – gdybyśmy taki mieli obecnie w Polsce, bylibyśmy szczęśliwi). Większość z tamtejszych postulatów znalazło się w ustawach przyjętych w 1937 roku, co było początkiem rozwoju tamtejszej polityki prorodzinnej. Pierwszy urlop macierzyński (3-miesięczny) wprowadzono w roku 1955, a 6-miesięczny w 1962. Obecnie (od 2002 roku) cała dostępna pula wynosi 16 miesięcy, w tym 2 miesiące urlopu tacierzyńskiego. Oprócz tego funkcjonuje bardzo dobrze rozwinięta sieć instytucji opiekuńczych dla dzieci. W 1995 roku ustawowo zagwarantowano dostępność miejsc w placówkach przedszkolnych dla każdego dziecka, a w 2002 roku ustalono maksymalna opłatę za przedszkole w wysokości 3% zarobków (co pokrywa ok. 10% kosztów opieki przedszkolnej, reszta finansowana jest ze środków gminnych). Te wszystkie ruchy sprawiły, że obecny wskaźnik zatrudnienia kobiet w Szwecji jest bardzo wysoki i wynosi ok. 80%, a osiągnął ten poziom już w roku 1981, choć jeszcze w roku 1960 wynosił tylko 30%. Te działania spowodowały też, że obecne bezrobocie wśród kobiet (7,7% w 2012 r.) jest niższe niż wśród mężczyzn (8,2%).

O szwedzkim modelu państwa opiekuńczego można by pisać długo. Jest on wyjątkowo rozbudowany i nie obejmuje tylko standardowych obszarów ubezpieczeń społecznych (bezrobocie, emerytury) i usług publicznych (edukacja, opieka medyczna), lecz także mniej typowe, takie jak niedostosowanie kwalifikacji do rynku pracy czy pomoc w łączeniu obowiązków domowych z pracą. Generalną cechą modelu szwedzkiego jest przeniesienie możliwie jak największej części ryzyk socjalnych na wspólnotę. Inaczej mówiąc, maksymalne uspołecznienie ryzyka, tak by ubezpieczyć osobę ludzką przed zagrożeniami płynącymi chociażby z fluktuacji koniunktury gospodarczej czy innych nieprzewidzianych zdarzeń. Jak się okazuje, wbrew liberalnym wieszczom, taki system nie doprowadził wcale do ubezwłasnowolnienia i rozleniwienia społeczeństwa. Wręcz przeciwnie, aktywność zawodowa Szwedów jest jedną z najwyższych na świecie, natomiast bezrobocie przez lata utrzymywało się na poziomach w zasadzie niespotykanych, może poza „azjatyckimi tygrysami” – dekadę lat 70. Szwecja zaczynała z 1,5-procentowym bezrobociem, a w następnych latach także wielokrotnie spadało ono poniżej dwóch. System ten nie doprowadził też wcale do bankructwa państwa – szwedzkie finanse publiczne żyją i mają się dobrze, co zapewniono m.in. dzięki bardzo wysokim obciążeniom – poziom dochodów szwedzkiego sektora publicznego w latach 1971-2008 średniorocznie wynosił prawie 58% PKB. Owszem, po kryzysie jaki dopadł Szwecję w latach 90. zmodyfikowano pewne jego elementy (np. nie jest już całkowicie uniwersalny i nie wszystkie świadczenia są niezależne od dochodów, a także obcięto wysokość niektórych z nich), jednak jego główne elementy od dziesiątków lat są w zasadzie niezmienne.

Nie jest prawdą również, że Szwedzi stworzyli zręby państwa opiekuńczego, „gdy się już dorobili”.

Gdy Alvin Hansson dochodził do władzy w latach 30. i budowa państwa socjalnego ruszała z kopyta, towarzyszyły temu zamieszki robotnicze, a sytuacja gospodarcza była nie do pozazdroszczenia. Szwedzki PKB per capita w 1932 r. wynosił 3 968 dolarów, co oznaczało, że Szwecja była pod tym względem ówczesnym europejskim średniakiem. PKB per capita brytyjski był w tym czasie wyższy od szwedzkiego o 23%, choć dziś Szwecja Wielką Brytanię dawno pod tym względem wyraźnie wyprzedziła. Jak widać szwedzki „socjal” nie zarżnął konkurencyjności (w rankingu konkurencyjności gospodarek światowych World Economic Forum za lata 2012-2013 Szwecja zajęła 4 miejsce) i innowacyjności (w Global Innovation Index Szwecja jest na 3 miejscu). A panoszące się aktywne państwo wcale nie musi zatruwać życia obywateli – wg wskaźnika rozwoju ludzkiego HDI Szwecja zajmuje 12 miejsce. I wreszcie wszystko to ma miejsce przy bardzo niskim rozwarstwieniu dochodów – szwedzki indeks Giniego jest jednym z najniższych na świecie i wynosi 0,26, przy średniej OECD 0,31.    

Finlandia – państwo dobrobytu v. 2.0

Jeszcze w 1880 roku zaledwie 12% Finów potrafiło pisać. Tymczasem w 2011 r. wg analizy Globaltalent Strategy Finlandia posiadała najlepiej wyedukowaną sile roboczą na świecie. Jeszcze w latach 60. XX w. 70% Finów kończyło naukę na 6-letniej podstawówce. Obecnie 30% z nich ma wyższe wykształcenie. Jeszcze w tej samej dekadzie Finlandia posiadała uniwersytety w 2 miastach. Obecnie ma ich 20 w 10 miastach. Jeszcze w roku 1960 75% wolumenu eksportowego Finlandii stanowiło drewno i produkty papierowe. Obecnie ok. 1/3 eksportu fińskiego to produkty high-tech. Jak tego wszystkiego dokonał ten niewielki lud z północy? No cóż, jak widać edukacja może przynosić spektakularne efekty.

Intensywna przebudowa fińskiego systemu edukacyjnego rozpoczęła się w roku 1972 od przełomowej ustawy wprowadzającej powszechną i obowiązkową 9-letnią szkołę, podzieloną na 6-letnią podstawówkę i 3-letnie gimnazjum. W latach 70. powstały też pierwsze strategie dotyczące dalszych zmian w oświacie i sposobów efektywnego sprzęgnięcia jej z gospodarką. W roku 1998 ustanowiono prawo każdego dziecka w wieku 6 lat do nauki w klasie zerowej, z czego już cztery lata później skorzystało 96% 6-latków. Wszystkie te zmiany złożyły się na ukształtowanie się fińskiego systemu edukacji, który funkcjonuje dziś. Jego główną cechą jest powszechność, co znaczy, że nacisk położony jest (oprócz jakości, rzecz jasna) na maksymalną egalitarność procesu kształcenia i równy dostęp do dobrych szkół dla wszystkich obywateli. W związku z tym edukacja jest w Finlandii darmowa, co oznacza nie tylko brak opłat za naukę (ich pobieranie jest prawnie zakazane), ale też darmowe podręczniki, przybory szkolne, obiady oraz transport. A dla uczniów miewających problemy darmowe zajęcia wyrównawcze. Oprócz powszechności, ważna jest także ustawiczność kształcenia i tą Finowie również zapewniają – w systemie nie ma poziomów, z których nie można kontynuować nauki. A więc nic nie stoi na przeszkodzie, by się uczyć przez całe życie i to nie tylko na swych błędach. A gdy się już młody Fin wystarczająco wyedukuje, wtedy dopiero zaczyna się poważna zabawa.

Omawianie fińskiego szkolnictwa wyższego musi się skończyć omówieniem fińskiego systemu wspierania innowacji. Jak zostało wyżej powiedziane, Finlandia posiada 20 publicznych i bezpłatnych uniwersytetów w 10 miastach, które są wyraźnie zorientowane na technologię – nawet ok. 30% studentów studiuje nauki ścisłe. Fińskie uniwersytety jednak nie są odizolowanymi bytami uczącymi dla samego uczenia. Nie są też zakładami, których głównym zadaniem jest zatrudnianie profesorów i doktorów. Nawet kształcenie kompetentnej kadry dla fińskich firm wciąż nie wyczerpuje palety funkcji, które spełniają fińskie uniwersytety.

W murach tamtejszych uniwersytetów wre praca badawcza i to też nie dla samej pracy badawczej, lecz dla wynajdywania przedsiębiorstwom rozwiązań z zamierzeniem by je wdrożyć, a nie jedynie schować do szuflady.

W całym tym procesie fińskie uczelnie blisko współpracują nie tylko z rodzimymi przedsiębiorcami (w latach 1994-96 aż 53% fińskich firm miało podpisane umowy o współpracy z uczelniami), ale też z całym systemem fińskich publicznych instytucji wspierających badania i rozwój. Sieć fińskich uczelni (najważniejsze z nich to Helsiński Uniwersytet Technologiczny i Uniwersytet Techniczny w Tampere) jest koordynowana przez powstałą w 1987 roku Radę Polityki Naukowej i Technologicznej, natomiast o ich należyte finansowanie dba Akademia Fińska. Radą formalnie kieruje premier, a więc jest odpowiednio umocowana politycznie, ale posiada tez niezbędną niezależność i jest to w zasadzie cecha wszystkich instytucji badawczych w Finlandii – z jednej strony są kontrolowane politycznie, ale z drugiej zadbano o niezależność podejmowanych przez nie decyzji. Rada skupia ośmiu kluczowych ministrów, 10 przedstawicieli uniwersytetów, a także reprezentantów przedsiębiorców, pracowników oraz Akademii Fińskiej. Jak widać jest ona platformą dyskusji między wszystkimi zainteresowanymi stronami. Rada ma nie tylko formalne relacje z władzą, ale też faktyczne – jej zalecenia znajdują odzwierciedlenie w polityce rządu. Natomiast nadzorowana przez resort edukacji Akademia Fińska ma za zadanie przede wszystkim wspierać uczelnie finansując badania podstawowe. Środki, które rozdysponowuje, stanowią około 15% wszystkich publicznych nakładów na B+R. Jedną z pierwszych instytucji rozwojowych w Finlandii jest Narodowy Fundusz Badań i Rozwoju (SITRA), powstały już w roku 1967.

SITRA wspiera finansowo przede wszystkim raczkujących przedsiębiorców podejmujących ryzykowne i nowatorskie projekty, a więc jest czymś na kształt funduszu venture capital, tylko że o publicznym charakterze. Podlega bezpośrednio parlamentowi.

Największym z funduszy jest Narodowa Agencja Technologiczna (TEKES), która dysponuje 30% środków na B+R. Wspiera ona badania zarówno w placówkach publicznych, jak i podmiotach prywatnych. W zasadzie z jego wsparcia korzystała każda odnosząca sukcesy fińska firma technologiczna (łącznie z Nokią) na jakimś etapie swojej działalności. TEKES promuje działalność sieciową – większe wsparcie mogą uzyskać te projekty, które są przygotowywane we współpracy wielu podmiotów. Podlega ono Ministerstwu Handlu i Przemysłu, jednak decyzje alokujące środki podejmuje niezależnie. A trzeba powiedzieć, że owe środki, którymi dysponuje TEKES i reszta instytucji są rzeczywiście niebagatelne. W 1982 roku rząd zadecydował o podniesieniu nakładów na badania i rozwój z 1,2% PKB do 2,2% w 1992 roku, co zostało zrealizowane. Kolejnym celem było osiągnięcie nakładów wysokości 2,9% PKB w 1999 roku, co udało się osiągnąć już rok przed terminem. W 2010 roku fińskie środki na B+R wyniosły 3,87% PKB i jest to wynik zupełnie bezkonkurencyjny w skali świata.

Wg powszechnego mniemania, szybki rozwój technologiczny musi pociągać za sobą także postępujące rozwarstwienie ekonomiczne. W takich warunkach najbardziej zdolnym jednostkom otwiera się wiele możliwości dużego zarobku, za to spada popyt na najniżej wykwalifikowanych pracowników, co odbija się na ich sytuacji. Przypadek Finlandii zadaje kłam tej teorii. Mierzący rozwarstwienie ekonomiczne wskaźnik Giniego spada w tym kraju od lat 60. a więc dzieje się to równolegle z szybkim postępem technicznym. Obecnie Finlandia jest jednym z najmniej rozwarstwionych państw świata (Gini 0,26) i gwałtowny rozwój w niczym temu nie przeszkadzał. Stan ten uzyskała ona za pomocą rozbudowanego państwa opiekuńczego, które zapewnia wysoką jakość powszechnych i darmowych usług publicznych, a także przede wszystkim wysoki poziom zabezpieczenia społecznego. Ten poziom zabezpieczenia (chociażby od bezrobocia) umożliwia funkcjonowanie elastycznego rynku pracy i to przy akceptacji silnych w tym kraju związków zawodowych. Dzięki tej kombinacji czynników, pracownicy nie boją się zwolnienia, gdyż wiedzą, że otrzymają w takim wypadku odpowiednie wsparcie (zarówno czysto materialne, jak i względem znalezienia nowego zatrudnienia), a pracodawcy działający często w nowatorskich i w związku z tym niepewnych branżach nie mają obiekcji przed zatrudnianiem nowych pracowników, gdyż wiedzą, że nie będą mieli problemu z ich zwolnieniem.

Oczywiście ci pracodawcy godzą się także, że w zamian za elastyczny rynek pracy muszą partycypować w utrzymaniu rozbudowanego systemu zabezpieczeń płacąc wysokie podatki.

A więc coś za coś – o regule tej niestety zapomina się w Polsce, podczas dyskusji nt. rynku pracy. Państwo opiekuńcze koegzystuje z kulturą innowacyjności w jeszcze jeden sposób. Mianowicie jest ono platformą wdrażania wielu innowacji – dzięki temu z jednej strony jest usprawniane, a z drugiej nowe pomysły mogą zostać znakomicie przetestowane przed ewentualną komercjalizacją. Przykładem może być np. wdrażany przez Ministerstwo Zdrowia projekt Macro Pilot umożliwiający zdalną opiekę nad chorym w jego własnym mieszkaniu, wyeliminowanie papieru z obiegu w opiece medycznej (elektroniczne recepty) czy możliwość internetowej łączności między lekarzami, co eliminuje konieczność chodzenia od specjalisty do specjalisty.

Dzięki powyższym (i nie tylko) rozwiązaniom Finlandia przeżyła boom gospodarczy w latach 80., a także bardzo szybko wyszła z głębokiej recesji, w której znalazła się w latach 1990-1993 (jej PKB spadł aż o 14%), w dużej mierze nie z własnej winy (głównie z powodu upadku ZSRR, z którym utrzymywała intensywne relacje handlowe, a także deregulacji rynków finansowych, co umożliwiło m.in. ataki spekulacyjne na fińską walutę). W latach 1995-2001 rozwijała się już z średnioroczną prędkością 3,3%, a druga połowa lat 90. była okresem rozkwitu jej gospodarki i sukcesów wielu fińskich przedsiębiorstw (oprócz Nokii- Soner, Elis, Elcoteq). Tempo wzrostu utrzymała w XXI wieku i w latach 2000-2008 była jednym z najszybciej rozwijających się wysoko rozwiniętych państw OECD (średni roczny wzrost 3,09%), co czyniła przy bardzo wysokich podatkach (dochody sektora finansów publicznych w tym okresie stanowiły przeciętnie 53% PKB). Obecnie jest jednym z najbardziej rozwiniętych państw na Ziemi. W rankingu najbardziej konkurencyjnych gospodarek świata w latach 2012-2013 wg WEF zajęła 3 miejsce. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu, gdy Finowie byli dosyć zacofanym i słabo wykształconym społeczeństwem drwali,  wydawało się to niemożliwe.

Bliższe spojrzenie na państwa skandynawskie pozwala obalić mity, które próbują upowszechniać przeciwnicy modelu norden. Jak widać państwo opiekuńcze może być motorem rozwoju, a nie jego hamulcem, a dochód należy sprawiedliwe redystrybuować już na wczesnych etapach rozwoju. Natomiast za sukces gospodarczy nie odpowiada wcale w głównej mierze specyficzna mentalność czy krąg kulturowy, lecz właściwie stworzone instytucje. I właśnie w zakresie tworzenia tych instytucji możemy się wiele od Skandynawów nauczyć. Oczywiście nauka ta powinna być podmiotowa i kreatywna, a nie odtwórcza.   

Pisząc artykuł korzystałem z:

Anioł Włodzimierz., Szlak Norden, Warszawa 2013

Castells Manuel., Społeczeństwo informacyjne i państwo dobrobytu, Warszawa 2009

Kowalik Tadeusz., Współczesne systemy ekonomiczne, Warszawa 2000