Jak upodmiotowić obywateli. Propozycja Dnia Referendalnego
Wyborczo-partyjne zamieszanie wokół kolejnych referendów może zniechęcać do tego narzędzia demokracji bezpośredniej, ale nie warto wylewać dziecka z kąpielą. Odpowiednio zmodyfikowane, referendum ma szansę stać się wartościowym uzupełnieniem dla czynnego prawa wyborczego. Wybór parlamentarzystów to jedno, narzucanie im tematów, problemów i propozycji ich rozwiązania to drugie. I tym właśnie powinno być referendum. Narzędziem dalszego upodmiotawiania obywateli w ich własnym państwie.
Przyglądając się konstrukcji polskiego mandatu parlamentarnego możemy wyróżnić trzy jego cechy. Posiada on charakter: generalny (wyraża wolę całego narodu), nieodwołalny (parlamentarzysta nie może został odwołany w trakcie trwania kadencji) i niezależny (posła nie obowiązują instrukcje poselskie). Inaczej wyglądało to w czasach demokracji szlacheckiej, gdzie deputowani do Izby Poselskiej wybierani byli przez sejmiki ziemskie, które wyposażały ich w dokładne wytyczne jak mają głosować w określonych sprawach (mandat imperatywny).
Przy specyfice współczesnego państwa, trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie podobnego, terytorialno-zależnego systemu, z dzisiejszym sejmikiem wojewódzkim wysyłającym swoich radnych na kolejne posiedzenia Sejmu. Nie o wierną adaptację rozwiązań formalnych tutaj jednak chodzi, ale o oddanie „obywatelskiego ducha” kryjącego się za takim modelem.
Są takie sprawy, które dla obywateli są ważne a politycy ich nie zauważają; są kwestie przez posłów i senatorów pomijane celowo, z koniunkturalnych pobudek; są wreszcie rozwiązania przez Sejm forsowane, które spotykają się ze sprzeciwem setek tysięcy obywateli.
W tych okolicznościach możemy wyróżnić trzy kroki. Pierwszy to wybór przedstawicieli (czynne prawo wyborcze), którzy przynajmniej z założenia nie będą nam płatali takich nieprzyjemnych figli. Krok trzeci to kandydowanie w wyborach, aby samodzielnie zadbać o istotne dla nas kwestie (bierne prawo wyborcze). A krok drugi? Tutaj właśnie pojawia się referendum, którego dzisiejsze zasady działania wymagają jednak modyfikacji, aby skutecznie wywiązać się z przypisywanej mu roli.
Obecnie polska konstytucja dopuszcza referendum ogólnokrajowe w trzech przypadkach: ratyfikacji umowy międzynarodowej, na mocy której przekazujemy organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach; zmiany konstytucji, jeśli dotyczy to przepisów rozdziału I, II lub XII; oraz w sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa. Nas najbardziej interesuje ostatni z tych przypadków, gdyż to właśnie w nim pojawia się możliwość samodzielnej inicjatywy ze strony obywateli.
Co ciekawe, w samym artykule 125. Konstytucji nie pojawia się grupa obywateli jako podmiot uprawniony do inicjowania referendum. Pojawiają się dopiero w ustawie o referendum ogólnokrajowym, która to ustawa, zgodnie z zapisami Konstytucji, określa zasady i tryb przeprowadzania takiego referendum. Zgodnie z ustawą, wniosek referendalny musi uzyskać poparcie co najmniej 500 tys. osób., a o przeprowadzeniu samego referendum decyduje Sejm. Także w kompetencji posłów znajduje się następnie ustalenie treści pytań lub wariantów rozwiązania w sprawie poddanej pod referendum. Wynik referendum jest natomiast wiążący w przypadku, kiedy wzięła w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania. Następnie, właściwe organy państwowe podejmują niezwłocznie czynności w celu realizacji wiążącego wyniku referendum zgodnie z jego rozstrzygnięciem przez wydanie aktów normatywnych bądź podjęcie innych decyzji– jak mówi o tym art. 67. ustawy o referendum ogólnokrajowym. Co istotne, kroki te mają zostać podjęte nie później niż w terminie 60 dni od dnia ogłoszenia uchwały Sądu Najwyższego o ważności referendum w Dzienniku Ustaw RP.
Na czym mają więc polegać zmiany w proponowanym Dniu Referendalnym?
Najpierw to co zmianie nie ulega, czyli wymagana liczba podpisów do zgłoszenia wniosku. Kwota 500 tys. daję nam sporą gwarancję, że rzeczywiście chodzi o sprawę ważną z punktu widzenia polskiego państwa i jego obywateli, a nie referendum ws. „ukarania zdrajców Narodu Polskiego”.
Następnie taki wniosek nie trafiałby już do Sejmu, od którego widzimisię zależy obecnie los obywatelskich inicjatyw, lecz na ręce Prezydenta, który sprawdzałby go wyłącznie pod kątem poprawności formalnej oraz zgodności z trzema obostrzeniami, jakie znajdziemy w zapisach ustawy o referendum ogólnokrajowym a które mówią, że referendum obywatelskie nie może dotyczyć: wydatków i dochodów, w szczególności podatków oraz innych danin publicznych; obronności państwa; amnestii.
Dodatkowo, którąś z dwóch już istniejących w Kancelarii Prezydenta komórek- albo Biuro Dialogu i Inicjatyw Obywatelskich albo Biuro Interwencyjnej Pomocy Prawnej- zostałyby wykorzystane do zapewnienia obywatelom podstawowego zaplecza instytucjonalnego oraz niezbędnej pomocy prawnej, aby odrzuceń wniosków z powodów formalnych było jak najmniej.
Zmianie uległaby także procedura ustalania pytań bądź wariantów rozwiązań. Zamiast Sejmu, zajmowałby się tym pełnomocnik danej inicjatywy referendalnej wraz z Prezydentem.
Najważniejsza z nowości to wprowadzenie jednej, stałej daty, kiedy wszystkie zaakceptowane wnioski poddawane byłyby pod głosowanie.
Sam termin pozostaje do ustalenia: 3 maja, 11 listopada, 31 sierpnia, 27 maja (na pamiątkę pierwszych w pełni wolnych wyborów po transformacji ustrojowej- wyborów samorządowych 27 maja 1990 r.) a może całkiem nowa data i nowe Święto Obywatela (minusem byłaby konieczność „zrobienia go” dniem wolnym od pracy)?
Ostatnia ze zmian dotyczy ważności referendum. Zamiast konieczności udziału więcej niż połowy uprawnionych do głosowania, warto zastanowić się czy uczciwszym rozwiązaniem nie byłoby powiązanie ważności z frekwencją wyborczą w ostatnich wyborach parlamentarnych. Dlaczego bowiem dla ważności referendum ma być potrzebna większa liczba obywateli niż do wyboru naszych przedstawicieli w Sejmie i Senacie?
Na końcu warto doprecyzować jeszcze kwestię możliwych wariantów referendum. Ustawa dopuszcza dwa rozwiązania: albo ogólne pytanie z możliwością odpowiedzi pozytywnej lub negatywnej albo dokonanie wyboru między zaproponowanymi wariantami rozwiązań. I tak jak jasny wydaje się sposób wcielania w życie rozstrzygnięć drugiego z rodzaju referendów, tak pierwszy z nich wymaga chyba doprecyzowania.
Załóżmy więc, że na karcie do głosowania widnieje pytanie Czy jesteś za zmianą obecnego systemu finansowania partii politycznych w Polsce? W przypadku, gdy referendum okaże się ważne a obywateli w większości zagłosują za nowym systemem, to wówczas do gry wchodzą partie polityczne zasiadające w Sejmie. Ich obowiązkiem w nadchodzącym roku (do następnego Dnia Referendalnego) jest przygotowanie propozycji ustawy na nowo regulującej sposób finansowania. Dodatkowo, są zobowiązani do dostarczenia do PKW 1-stronnicowego podsumowania ich propozycji, które to „ściągi” byłyby dołączane do kart głosowania w Dniu Referendalnym. I to właśnie w jego trakcie, oprócz głosowania nad nowymi inicjatywami, obywatele wybieraliby również pożądany przez nich sposób rozstrzygnięcia finansowania partii. Pytanie czy takie obywatelskie rozstrzygnięcie powinno posiadać automatycznie moc wiążącą dla parlamentu czy raczej wskazywać tylko posłom i senatorom kierunek myślenia Polaków, pozostawiam otwarte. Aby zdyscyplinować same ugrupowania do przygotowania takich ustaw na czas, można by wprowadzić karę utraty 20% rocznej subwencji z budżetu.
Jakie plusy wynikają z Dnia Referendalnego?
1. Eliminacja z procedury Sejmu i jego „zamrażarki” zwiększa skuteczność i sprawczość podejmowanych przez obywateli inicjatyw.
2. Wprowadzenie jednego, stałego terminu przeprowadzania referendum, który „zbiera” kilka inicjatyw rocznie na jednej karcie do głosowania, zmniejsza koszty całego przedsięwzięcia i czyni je przewidywalnymi dla budżetu państwa.
3. Zebranie kilku pytań w jednym głosowaniu zwiększa szansę na osiągnięcie niezbędnego progu ważności.
4. Stały, coroczny termin daję szansę na bardziej merytoryczną kampanię referendalną, pozbawioną kontekstu wyborczego.
5. Dzień Referendalny może zachęcić również inne podmioty- Sejm, Senat, Prezydenta RP, poszczególne partie polityczne- do częstszego sięgania po opinie obywateli w różnych sprawach bez narażania się na zarzuty marnowania publicznych pieniędzy.
6. Kampanie referendalne, sam proces zbierania podpisów, kwestie brane przez organizatorów „na sztandary”, mogą okazać się skutecznym narzędziem i stać się alternatywną drogą dla tworzenia się nowych inicjatyw politycznych, być może bardziej oddolnych i obywatelskich niż obecne partie.
Dzień Referendalny nie ma być rozwiązaniem z repertuaru demokracji bezpośredniej przeciwstawianym „złej” i „zepsutej” demokracji przedstawicielskiej. Chodzi o znalezienie równowagi między sprawnym funkcjonowaniem demokracji przedstawicielskiej a częstszym i bardziej regularnym (niż wrzucanie co cztery lata kart do urny wyborczej) wpływem obywateli na kształt państwa. Tylko tyle i aż tyle.