Czy wyleczymy bolący ząb w polskiej szkole?
Mamy nadal duże problemy, aby zrozumieć prostą zasadę – lepiej zapobiegać niż mierzyć się z konsekwencjami. Zasłanianie się brakiem pieniędzy na działania prewencyjne, w rzeczywistości oznacza odwlekanie problemu, który po czasie uderzy przecież ze zdwojoną siłą. Pojedyncze przykłady, jak gmina Brwinów, pokazują, że nie wszyscy chowają głowę w piasek. O co chodzi? O opiekę dentystyczną w polskich szkołach.
Państwo działa bardzo selektywnie. Dobiera obszary, w których łatwo mu interweniować i narzucać gotowe rozwiązania obywatelom, a zupełnie umywa ręce, kiedy przychodzi zmierzyć się z dużo trudniejszymi problemami. Szkolnictwo jest tego świetnym przykładem. Łatwo sfinansować podręcznik, łatwo ustawą narzucić obowiązek posyłania dzieci do szkoły, albo zakazać im coś jeść lub pić. Trudniej zbalansować szkolnictwo ponadgimnazjalne, aby dostosować je do potrzeb rynku pracy, albo przestać zrzucać kolejne szkolne problemy z poziomu krajowego na samorządy. Ale o tym nie warto nawet wspominać, jeżeli od tylu lat głosy rodziców i specjalistów nie potrafiły zmienić sytuacji, w której państwo nie może zapewnić dzieciom w szkołach odpowiedniej opieki zdrowotnej. Dane są przerażające w Polsce zepsute zęby ma ponad 85 proc. 6-latków i 95 proc. 18-latków.
Obecnie, zapewnienie dzieciom do 18. roku życia opieki dentystycznej spoczywa na samorządach, zresztą to samo na niedawnej konferencji potwierdziła premier Ewa Kopacz mówiąc, że będzie apelować do samorządów, by przynajmniej w ramach profilaktyki podpisywały umowy ze stomatologami. Chociaż w ostatnim czasie do pomocy włączył się także NFZ. Zarządzenie prezesa Funduszu wprowadza zmianę w kontraktowaniu gabinetów dentystycznych. Dodatkowo punktowana będzie ta oferta, która zawiera punkt o prowadzeniu gabinetu stomatologicznego w szkole. Prezes NFZ mówi o „ukłonie ze strony funduszu”.
I faktycznie jest to raczej gest dobrej woli, niż realna zmiana, bo za decyzjami Funduszu nie pójdą większe pieniądze. Obecnie w ramach kontraktu z NFZ w szkołach działa 646 gabinetów dentystycznych.
Najlepiej radzi sobie Lubelszczyzna, gdzie współpraca NFZ z samorządami funkcjonuje od dłuższego czasu a gabinetów jest tam 162. Trzeba uczciwie przyznać, że nie są to imponujące liczby.
Nie zawsze jednak chodzi o pieniądze, ale także o proste zmiany przepisów. Jak na przykład o możliwość leczenia dziecka bez opieki rodzica, albo o możliwość funkcjonowania gabinetu niezależnie od pracy samej szkoły. Na przykład w Gminie Brwinów poradzono sobie z tym problemem, prosząc zainteresowanych rodziców o złożenie do gminy zgód na monitorowanie i leczenie przez stomatologa stanu zdrowia dzieci. W Węgrowie dentystka przyjmuje dzieci w szkole, chociaż odpłatnie, bo NFZ odmówił jej kontraktu. Rodzice zmuszeni się więc do płatnych wizyt, tyle, że odbywają się one na miejscu.
Należy sobie powiedzieć jasno – opieka zdrowotna przerasta same szkoły. Nie są one w stanie udźwignąć przede wszystkim jego ciężaru finansowego.
Opieka dentystyczna, ale nawet obecność w szkole pielęgniarki, może w realiach niżu demograficznego sprawiać, że będą one wybierane przez rodziców chętniej niż inne placówki. To powoduje, że dyrektorzy szkół powinni wywierać większy nacisk na samorządy. O tym, że samorząd ma możliwości zadbania o opiekę dentystyczną przekonywał na przykład Robert Biedroń, który sprowadzi do Słupska dentobus Fundacji Wiewiórki Julii, która za 15 tys. zł. ma jednorazowo przeprowadzić u dzieci przeglądu stomatologicznego. Ale to raczej przyklejanie plastra a nie leczenie rany.
Funkcjonowanie stomatologów w szkołach to nie tylko kontrola samych zębów, ale także monitorowanie wad zgryzów, czy edukacja w zakresie higieny. Dzisiaj wielu rodziców nie wyobraża sobie braku opieki logopedy w szkole. Trudno nie mieć wrażenia, że nie chodzi w całym przedsięwzięciu o pieniądze a wolę: parlamentarzystów, samorządowców i pracowników NFZ. Populistyczne hasła, na przykład „świeckiej szkoły” w rodzaju „zdrowe zęby zamiast pacierza”, służą walce ideologicznej czy politycznej, a nie rozwiązaniu problemu. Warto z tego miejsca zaapelować do decydentów, którzy chwaląc się rozlicznymi inwestycjami zapomnieli, że najlepszą inwestycją stanowią te w ludzi. W ich zdrowie i wykształcenie. Patrząc jednak na zatrważające dane, trzeba przyznać, że mało kto dziś o tym pamięta.