Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Krzysztof Jankowski  13 sierpnia 2015

Gmina (jeszcze) bez dyskontu

Krzysztof Jankowski  13 sierpnia 2015
przeczytanie zajmie 3 min

Kolorowe wstęgi, baloniki, półki pełne produktów. Sprawa trafia obowiązkowo do lokalnych mediów; na otwarciu pojawiają się tysiące klientów, na których czekają powitalne promocje. W następnym polskim miasteczku powstaje kolejny zagraniczny dyskont. Radość jest powszechna. Mało kto myśli o lokalnych sklepikach, dla których nadchodzą złe czasy.

Sierakowice to gmina licząca około 18 tys. mieszkańców, na których przypada około 200 lokalnych sklepów oraz dwa razy w tygodniu targowisko. Gmina ma charakter rzemieślniczo-handlowy. Małe sklepy w zupełności zaspokajają potrzeby miejscowych, zapewnia w wielu udzielanych wywiadach wójt Tadeusz Kobiela. Sierakowice zablokowały ekspansję dyskontów poprzez maksymalne wykorzystanie jedynego z dostępnych gminom narzędzi, jakim jest miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, oraz poprzez rozmowy wójta z właścicielami gruntów przeznaczonych pod sklepy wielkopowierzchniowe, by zrezygnowali ze sprzedaży. W konsekwencji dotychczas jedynym przyczółkiem „dyskontowej ofensywy” była sieć sklepów Pepco, oferująca ubrania, artykuły gospodarstwa domowego oraz przeróżne drobiazgi. Wszystko bardzo tanie oraz made in China. Niestety, do czasu.

Mimo licznych sprzeciwów, apeli oraz wniosków o kontrolę inwestycji na terenie gminy trwa budowa pierwszej Biedronki. Wójt nie przewidział, że taki sklep może zostać otwarty w budynku już istniejącym i posiadającym odpowiednie zezwolenia.

Gospodarz Sierakowic uważa, że trwająca właśnie przebudowa obiektu, związana z uzyskaniem stosownych zgód, odbywa się z pogwałceniem procedur – i to przez starostwo powiatowe w Kartuzach. Wytyka mu m.in. odmowę uznania gminy za stronę w sprawie, mimo iż reprezentuje ona interes publiczny, a do tego ze sklepem graniczy należąca do gminy działka stanowiąca park kulturowy.

Czy ta historia mogła mieć inne zakończenie? Jak najbardziej. Musiałyby jednak zostać spełnione pewne warunki. Po pierwsze, Tadeusz Kobiela nie znalazł sojuszników w wójtach sąsiadujących gmin. Konsekwencje były oczywiste: ci, którzy chcieli robić zakupy w marketach, jechali do otaczających Sierakowice miejscowości. A same Sierakowice stały się ostatnią wyspą na otaczającym morzu dyskontów. Druga, istotniejsza kwestia dotyczy niewystarczających narzędzi prawnych, jakimi dysponują wójtowie, którzy chcieliby pójść w ślady Tadeusza Kobieli i podjąć walkę ze sklepami , które dzięki swojej wielkości i efektowi skali z łatwością eliminują z lokalnego rynku małych, rodzimych sklepikarzy. 

Protekcjonistyczna mrzonka i życzeniowe myślenie? Przyjrzyjmy się więc rozwiązaniom prawnym obowiązującym w krajach UE. W Niemczech na budowę super i hipermarketów  kontroluje znacznie rozbudowana i skomplikowana ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym. Lokalne władze radzą sobie z tym problemem dość dobrze, każdy projekt budowy sklepu wielkopowierzchniowego jest poddawany publicznemu osądowi (w formie konsultacji społecznych). W przypadkach newralgicznych władze lokalne kierują sprawę  do oceny lokalnego sądu. Poza tym ograniczenia wprowadza federalny kodeks budownictwa, uniemożliwiając budowę super- i hipermarketów w miastach o liczbie mieszkańców nie przekraczającej 100 000. Można uzyskać zgodę na taką budowę na peryferiach poprzez komisje ds. planowania przestrzennego, w skład której wchodzą przedstawiciele interesów publicznych, mieszkańców sąsiednich regionów, przedstawiciele izb przemysłowo-handlowych, urzędu kontroli handlu, urzędu budowy dróg i ochrony środowiska.

We Francji wprowadzona została ustawa, która ogranicza powstawanie sklepów wielkopowierzchniowych w miastach poniżej 40 tysięcy mieszkańców.

By taki obiekt mógł powstać, zgodę musi wyrazić komisja departamentalna ds. zagospodarowania przestrzennego, w skład której wchodzą mer gminy, przedstawiciel publicznego przedsiębiorstwa współpracy między gminami, merowie dwóch najbardziej zaludnionych gmin sąsiednich, prezes lub przedstawiciel izby rzemiosła, prezes lub przedstawiciel izby handlowo-przemysłowej oraz przedstawiciel stowarzyszeń konsumentów.

Jeszcze bardziej restrykcyjna w kwestii dyskontów jest Portugalia, w której to odpowiedni minister wydaje zgodę na budowę sklepu powyżej 2 tys. metrów kwadratowych, lecz dopiero po wcześniejszej akceptacji odpowiednika UOKiK. Nie łatwiej jest w Belgii, w której od dwóch dekad obowiązuje prawo, zgodnie z którym kraj podzielono na dwie strefy pod względem wielkości zurbanizowania. Działają w nich specjalne komitety społeczno-ekonomiczne, składające się z ekspertów z ministerstw gospodarki i pracy oraz przedstawicieli danego regionu. Biorą oni pod uwagę nie tylko potrzeby konsumenckie, lecz też potencjalny wpływ nowego obiektu na sektor MSP. W każdym przywołanym kraju za uregulowaniami stoi jeden cel: by w maksymalnym stopniu ochronić lokalny handel i przedsiębiorcę.

Przykład Sierakowic pokazuje, jak nowatorska jak na polskie warunki polityka antydyskontowa pozwoliła zatrzymać na dość długi okres rozrastanie się molochów handlowych. Nie udało się do końca, lecz możemy wyciągnąć z tego wnioski. Włodarze gmin niewątpliwie boją się wprowadzać innowacyjne rozwiązania w swoich miastach. Prawdopodobnie dla wielu gmin bardziej liczy się prestiż, z jakim kojarzą się dyskonty, niż rozwój lokalnych firm, z których kapitał pozostawałby w gminie, a nie zasilał zagraniczne konta.