Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Skąd zło? True Detective i Twin Peaks

przeczytanie zajmie 11 min

To jak to jest z tym złem? Przychodzi z zewnątrz, czy też już znajduje się wewnątrz światów przedstawionych? Posiada jakąś metafizyczną naturę, czy też jest czymś prozaicznym, ludzkim?

Kleczka: Dlaczego w ogóle będziemy zestawiać ze sobą True Detective Twin Peaks? Z jednej strony pchają nas do tego wiadomości o trwających pracach nad dokończeniem historii rozpoczętej 25. lat temu przez Marka Frosta i Davida Lyncha. Z drugiej, ledwie kilka tygodni temu miała miejsce premiera drugiego sezonu Detektywa. Jednak wydaje się, że powinniśmy przywołać trzeci, najważniejszy powód. Bo choć oba seriale to zamknięte, odrębne całości narracyjne, to jednocześnie są one intrygującymi opowieściami o złu, jego pochodzeniu, sposobach przejawiania się w świecie oraz wpływie jaki wywiera na życie ludzi, a także na kształt rzeczywistości, w której funkcjonują. Oblicza zła, z jakimi mamy do czynienia w serialach będących przedmiotem naszej dyskusji często były ze sobą zestawiane.

To jak to jest z tym złem? Przychodzi z zewnątrz, czy też już znajduje się wewnątrz światów przedstawionych? Posiada jakąś metafizyczną naturę, czy też jest czymś prozaicznym, ludzkim?

True Detective

Kaszczyszyn: W przypadku True Detective punktem wyjścia, co na fundamentalnym poziomie determinuje cały przebieg akcji oraz świat, w którym się poruszamy, jest przestrzeń Nowego Orleanu. Świat bagien i mokradeł; ziemia powoli, ale systematycznie odbierana ludziom przez pazerną i zazdrosną naturę, regularnie nawiedzającą i pustoszącą te tereny za pomocą kolejnych powodzi. Uniwersum True Detective to świat rozpadający się, gdzie natura pożera kulturę, roi się, zarasta i anektuje kolejne obszary dotychczas przynależne kapitulującej postindustrialnej cywilizacji: od domów i podwórek, przez kościoły, fabryki, aż po szkoły. Pewnym symbolem kultury, konsekwencją rajskiego przykazania „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, jest porządek. W świecie True Detective  tego porządku nie ma: domy są prowizoryczne; podwórka zabałaganione, pełne gratów i odpadków. Całość przypomina świat przedstawiony przez Czesława Miłosza w wierszu Oeconomia Divina:

(…)
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
(…)

Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek

I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.

Czym więc jest zło w Detektywie? Zło to brak. Po pierwsze brak sensu, który można nadać naszemu życiu.

Z tego zadania już dawno skapitulowała rodzina, szkoła i kościół – instytucjonalne fundamenty porządku społecznego oraz kulturowe nośniki sensu. W serialu są to już przestrzenie spustoszone i wypaczone, zaanektowane przez zło. Jednocześnie, tak jak w wierszu Miłosza, kapituluje język. Zamiast Logosu uciekamy w przestrzeń quasi-katolickich praktyk religijnych, pogańskich rytuałów, których siła wydaje się narastać wraz z rozpadem świata kultury. Tak rozumiane zło, trochę filozoficznie, jest jednak w pewnym sensie syntezą czy też wspólnym mianownikiem zła zewnętrznego i ludzkiego, o którym mówiłeś Karolu.

Drugi wymiar braku, to brak dobra. Przez sporą część serialu miałem wrażenie, że autorzy próbują nadać złu samodzielny ontologiczny status, stworzyć z niego równoprawną konkurencję dla dobra. Po skończonym seansie doszedłem jednak do wniosku, że zło w True Detective jest złem rozumianym w sposób katolicki, jako brak/karykatura czy parodia dobra. Najmocniejszym tego symbolem jest dla mnie antyrodzina jaką stworzył Król w Żółci, żyjący w zniszczonym, zdeformowanym domu , w konkubinacie ze swoją siostrą, torturujący własnego ojca.

Gdzie więc szukać tego sensu? W True Detective to zadanie zostało rozpisane na dwóch bohaterów, będących niczym awers i rewers tej samej monety. Z jednej strony Marty Hart (Woody Harrelson) reprezentujący przywiązanie do tradycyjnego porządku społecznego, religijności i zasad moralnych wynikających już z przyzwyczajenia, nie autorefleksji; łamiący te zasady, ale jednocześnie stojący na straży ich trwania i obowiązywania jako takich. Z drugiej Rusty Cohle (Matthew McConaughey) – sceptyk, agnostyk, racjonalista; krytyczny, ale w głębi serca poszukujący sensu oraz odkupienia za śmierć żony i córki. Jako symbole i nośniki dwóch rożnych postaw filozoficzno-moralnych towarzyszą nam przez te osiem odcinków, aż do kulminacji serialu.

Kluczową sceną dla całej produkcji jest moment, kiedy Rusty wychodzi z labiryntu i dociera do właściwej „kaplicy” Króla w Żółciu. Wówczas dostrzega nad sobą tajemnicze rozgwieżdżone niebo, niczym bramę czy okno na inny świat. W ten sposób widzimy, że zło ma zarówno źródło materialne, wewnętrzne, wynikające ze spaczenia ludzkiej osobowości (Król w Żółci), jak i źródło właściwe – zewnętrzne, metafizyczne. W optyce katolickiej, która jest mi bliska, odczytałem je jako zło demoniczne, serialowy odpowiednik Szatana, rozumianego nie jako metafora, symbol czy filozofia życiowa, lecz żywa istota, nieprzyjaciel i oskarżyciel człowieka.

Kleczka: Nie mogę zgodzić się z takim odczytaniem relacji między dobrem a złem. Dlaczego? Bo w Luizjanie z True Detective nie widzę miejsca na poszukiwanie sensu. Tam dobra nigdy nie było. W serialu obserwujemy taką rzeczywistość, w której zło panuje niepodzielnie, a jakiekolwiek pierwiastki dobra są nieobecne. Zło z Detektywa, wchodząc do tego uniwersum, bierze świat w posiadanie niczym najeźdźca. Wprawdzie pewien promyk nadziei pojawia się, lecz dopiero na samym końcu akcji, w momencie wyjścia Rusta ze szpitala. Król w Żółci został zabity, zło zostało pokonane. Ale czy ostatecznie? Jeśli zwrócimy uwagę na materiał, który Rust ogląda na ekranie szpitalnego telewizora, to takie myślenie byłoby naiwnością.

Dobro pojawia się jednorazowo, jako interwencja z zewnątrz, deus ex machina, chwilowe rozbicie porządku panowania zła. Ale to tylko moment i jedynie w odniesieniu do malutkiego wycinka całego świata.

Pokazuje to jednoznacznie gnostycką wizję jaka stoi za True Detective. Świat znajduje się w panowaniu zła; materia, z którego powstał, została stworzona przez złego boga – Demiurga i jest więzieniem dla ludzkiej duszy. Prawdziwe wyzwolenie czeka nas dopiero po drugiej stronie, czego zapowiedzią mogło być właśnie to rozgwieżdżone niebo, o którym mówiłeś Piotrku. To, czego doświadczył Rust to chwilowe i prowizoryczne dotknięcie dobra. Dotknięcie, które zmienia samego Rusta, choć nie skutkuje przemianą globalną.

Świat True Detective przypomina materialistyczny horror przeniesiony na mały ekran żywcem z twórczości H.P. Lovecrafta. W jego opowiadaniach zło było konkretne,  namacalne. Jak płynąłeś statkiem po morzu, to mogłeś zostać zatopiony przez Krakena albo zmasakrowany przez macki Cthulhu. U Lovecrafta potwory i zło istnieje naprawdę. Podobnie jest w True Detective, gdzie pojawia się Król w Żółci, wątek zaczerpnięty wprost z Lovecrafta. Z jednej strony jest jakimś przedwiecznym mrokiem, lecz z drugiej zostaje zamknięty w obiekcie fizycznym, konkretnej osobie–potworze. To zło, które posiada ciało.

Brzyski: Istotnym wydaje mi się powrót do początku Twojej opowieści, Piotrku. Zwróćmy bowiem uwagę, że Król w Żółci dokonuje swoistego znaczenia terytorium za pomocą tych małych drewnianych niby-domków, które detektywi znajdują w czasie śledztwa. Gdzie on je umieszcza? Właśnie na ruinach kościoła i szkoły. Teraz rodzi się zasadnicze pytanie: czy to Król w Żółci jest odpowiedzialny za destrukcję uporządkowanego świata kultury czy może przyszedł on dopiero jako jego zwieńczenie i objął we władanie terytoria, z których cywilizacja wcześniej się wycofała? A może właściwa odpowiedź bliższa jest naszym intuicjom oraz doświadczeniom i był to proces połączony oraz symultaniczny?

Kaszczyszyn: W moim przekonaniu te niby-domki pokazują reaktywność zła; zła, które żeruje na rozpadającej się cywilizacji, przejmuje kolejne obszary korzystając z kapitulacji kultury. Jednocześnie nie jest zdolne do samodzielnego tworzenia; w swojej reaktywności produkuje tylko karykaturalny antysens i antyporządek.

Zgadzam się Karolu, że świat True Detective jest światem poddanym złu, ale wydaje mi się, że jest to wynikiem dłuższego procesu, procesu, którego początek miał miejsce jakby jeszcze przed pierwszym odcinkiem serialu. Dlatego wkraczamy w taką a nie inną rzeczywistość. Co nie zmienia faktu, że to dobro, owszem pewnie lata temu, ale jednak istniało.

Wracając jeszcze do kulminacyjnej sceny serialu i kontynuując odczytanie w duchu katolickim. Przypuszczam, że to jest już daleko idąca nadinterpretacja, ale jednak spróbujmy.

Czy na pewno morderca, z którym mierzą się detektywi, obleśny i psychopatyczny Errol Childress, jest Królem w Żółci? A zbudowany przez niego labirynt to Carcossa, o której tyle słyszymy przez cały serial? Wydaje mi się, że nie. Kim więc jest Errol? Odpowiednikiem katolickiego kapłana. Z jednej strony mamy Jezusa, który z miłości do człowieka oddał swoje życie na krzyżu. Następnie po Zmartwychwstaniu jest obecny wśród nas dzięki ofierze Mszy Św. i Eucharystii. Jednocześnie czekamy na jego powrotne przyjście i życie wieczne w Nowym Jeruzalem.

Idąc tym tropem, Król w Żółci jest Antychrystem a jego uobecnieniem (antyeucharystią) w świecie jest Errol Childress. Król w Żółci, którego nigdy tak naprawdę w serialu nie zobaczyliśmy, jest istotą odrzucającą miłość, istotą doskonale egoistyczną, która zamiast oddać swoje życie za innych, lubuje się w jego odbieraniu.

Zapowiedzią jego królestwa, Antyjeruzalem (Carcossą) było z jednej strony owe rozgwieżdżone niebo, ale z drugiej cały zdegenerowany i wypełniony morderstwami świat, stworzony przez Errola Childressa, jego naśladowcę (Królestwo Antyboże na Ziemi). Co to oznacza? Samo zabicie Errola nie rozwiązało problemu zła. Król w Żółci jest niedosięgalny, Erroli będzie jeszcze setki. Tak skonstruowanych sezonów serialu mogłoby być jeszcze dziesiątki. Wciąż bez ostatecznego rozwiązania. W ten sposób dostajemy True Detecvtive jako rodzaj przypowieści o złu, moralitet czy raczej opowieść symboliczną i mitologizującą, co według mnie stanowi o jego wielkiej wartości.

Kleczka: Bardzo prawdopodobne, że to nadinterpretacja, ale wciąż intrygująca (śmiech). Idąc Twoim tropem trzeba powiedzieć jasno, że świat True Detective, odczytywany za pomocą narzędzi katolickich, jest paradoksalnie całkowicie niekatolickim.

To świat, w którym nigdy nie nastąpiło Wcielenie i Zmartwychwstanie. Nie było prawdziwego człowieka, który zarówno był Bogiem prawdziwym, nie było odkupienia ludzkości.

Ten promyk dobra, o którym mówiłem wcześniej to pojedyncza zmiana zachodząca w samym bohaterze granym przez McConaugheya, który działał przecież z pobudek niereligijnych. Świat leży w panowaniu zła, które rządzi w nim już od wielu pokoleń, a nie zanosi się na to by ciąg przemocy miał być powstrzymany, choć zginął jeden z jego kapłanów. Nie ma nadziei w Luizjanie.

Twin Peaks

Kaszczyszyn: Tak jak w przypadku True Detective mieliśmy do czynienia ze złem z jednej strony filozoficznym (brak sensu), z drugiej w głównej mierze metafizycznym (zło jako Król w Żółci z innego świata), tak Twin Peaks  to zło postmodernistyczne i patchworkowe. Taka jego konstrukcja wynika w moim przekonaniu z momentu powstania serialu. Koniec Zimnej Wojny, upadek Żelaznej Kurtyny, zwycięstwo Zachodu, koniec historii, a jednocześnie postępujący rozrost konkurujących ze sobą sposobów życia i interpretacji otaczającej nas rzeczywistości.

Podobnie jest w Twin Peaks, gdzie postmodernizm zła polega na tym, że z jednej strony Lynch podsuwa nam tropy sugerujące, że źródłem jego pochodzenia są ludzkie namiętności (zło wewnętrzne, codzienne), z drugiej prawdziwy mix złożony z wierzeń indiańskich, UFO, New Age, Archiwum X (zło zewnętrzne, duchowe). Ale gdzie szukać jednoznacznej odpowiedzi? Chyba jest to niemożliwe.

Kleczka: Ten postmodernizm widoczny jest jeszcze na dwóch innych płaszczyznach. Po pierwsze dotyczy wielowątkowości serialu Lyncha i Frosta. Twin Peaks to opowieść, na którą składają się soap opera, serial kryminalny, obyczajówka, S-F, wątki a’la western. Po drugie wiąże się z właściwie nieskończoną otwartością na interpretację. Tak jak w True Detective, mieliśmy mimo wszystko dość jasno rozdzielone role i wiadomo było kto jest „Tym Głównym Złym”, tak u Lyncha próba odpowiedzi na pytanie dotyczące źródła zła w miasteczku jest ściśle zależna od naszych subiektywnych doświadczeń, przekonań, posiadanej wiedzy czy praktykowanego zawodu. Jeśli na przykład Bartek byłby psychoanalitykiem to prawdopodobnie stwierdziłby, że tajemniczy i przerażający Bob to projekcja gwałconej przez ojca Laury Palmer, która musiała dokonać wyparcia, aby móc w ogóle z ojcem przebywać w jednym pokoju. Jeśli Ty, Piotrku trafiłbyś do Twin Peaks i czytałbyś to, co się tam dzieje przez pryzmat wiary, to mógłbyś sklasyfikować problem Palmerów jako opętanie demoniczne i zgłosiłbyś całą sprawę do lokalnego egzorcysty. Ja natomiast mógłbym stwierdzić, że to zupełnie zwykła mieścina, w której zdarzyła się niewyobrażalna tragedia. To człowiek człowiekowi zrobił to zło, a wszystkie zbrodnie wynikają z ludzkich namiętności i słabości. I która droga jest właściwa? Lynchowski „BOB” jest kompletnie transparentny.

Brzyski: Odnosząc się do Twojego rozróżnienia zła, Karolu, wydaje mi się, że w Twin Peaks, mamy do czynienia z jego gradacją. Najpierw pojawia się to zło codzienne, namacalne, wynikające z ludzkich pobudek, później Lynch wrzuca prawdziwy chaos interpretacyjny związany z różnymi obliczami zła metafizycznego, zewnętrznego wobec człowieka. W moim przekonaniu jest to jednak tylko sztafaż specyficzny dla okoliczności historycznych czy społecznych, o których mówił Piotrek.

Jednak te fabularne dekoracje i fajerwerki nie zmieniają zasadniczej treści. Ostatecznie zło jest sprawą człowieka i to jak próbujemy sobie z nim radzić – czy raczej umieszczamy jego źródło w nas czy projektujemy je na zewnątrz, towarzyszy ludzkości od wieków.

Kleczka: Jednocześnie zło przedstawione w Twin Peaks wydaje mi się złem wbrew pozorom bardziej przerażającym niż w przypadku True Detective. Zgodziliśmy się, że w Detektywie mamy do czynienia ze złem jasno określonym i wskazanym, natomiast u Lyncha jest ono tak naprawdę wszechobecne. Wychodzi ze schludnych domów z dobrze przyciętymi ogródkami, z baru ze smaczną kawą i ciastem, z hotelu dla uśmiechniętych turystów, z tartaku, będącego największym pracodawcą w miasteczku. To zło codzienne, prozaiczne, żerujące na ludzkich uczuciach, słabostkach, marzeniach, infekujące tak naprawdę każdego. Jest złem, przed którym paradoksalnie jest trudniej się bronić niż przed Królem w Żółci.

Różnica między oboma serialami leży także na płaszczyźnie, nazwijmy ją „eschatologicznej”. W Twin Peaks jest jeszcze miejsce na bezinteresowne poświęcenie się z miłości do drugiego człowieka. Kluczowa w tym kontekście jest ofiara agenta Coopera, który jest gotów udać się do Czarnej Chaty i oddać swoje ciało pod panowanie demonicznego Boba, aby uwolnić swoją ukochaną. Tak jak Rust i Marty po prostu wykonują swoją robotę, tak mieszkańcy Twin Peaks tworzą jakieś struktury dobra.

Kaszczyszyn: Zauważmy też, że w Twin Peaks może istnieć jeszcze taka organizacja jak Bookhouse Boys, tajne stowarzyszenie, istniejące od pokoleń, które za cel stawia sobie walkę ze złem. W „odczarowanym” do cna, cynicznym świecie True Detective nie ma miejsca na „Chłopców z Czytelni”. Zostało już tylko dwóch ostatnich sprawiedliwych, niczym w jakimś pokręconym postwesternie.

True Detective i Twin Peaks

Brzyski: Wydaje mi się, Karolu, że warto do Twojego początkowego rozróżnienia dodać jeszcze jeden wymiar zła – zło społeczne, wynikające z upadku lub deformacji instytucji społecznych. W przypadku True Detective chodziło o kościół, szkołę, ale także rodzinę. W Twin Peaks za symbol może posłużyć burdel. Wymiar ten wydaje mi się istotny z tego powodu, że ludzkie działania nie rodzą się w próżni, nigdy nie są też konsekwencją wyłącznie indywidualnej samowiedzy. Zawsze są jakąś wypadkową własnej refleksji i wpływów społeczeństwa oraz jego instytucji. Dlatego też w momencie ich upadku zło ma szersze pole do działania.

Kaszczyszyn: Dodałbym jeszcze do wątku społeczno-instytucjonalnego kwestię samych relacji między jednostką a wspólnotą. Szczególnie w przypadku True Detective widzimy jak mocno zatomizowany jest to świat, pozbawiony nie tylko instytucji życia społecznego. Rozpad wspólnotowości dosięgnął nawet rodziny. W tym kontekście warto zwrócić uwagę również na sposób organizacji życia religijnego. Setki konkurujących ze sobą denominacji, prawdziwy „wolny rynek religii”, gdzie wiara staje się czymś skrajnie zindywidualizowanym, płynnym, zmiennym, podatnym na szybką wymianę, niczym produkty i usługi na normalnym rynku.

Kleczka: Tak jak zgodzę się z powyższą diagnozą w świecie True Detective, tak muszę zaoponować w przypadku Twin Peaks. Prawdziwym fenomenem tego miasteczka jest fakt, że na pierwszy rzut oka działa ono przecież doskonale! Typowa senna amerykańska mieścina z lokalną kawiarnią, posterunkiem policji, idealnie utrzymanymi ogródkami. Szybko okazuje się, że to tylko fasada, a w środku Twin Peaks już dawno było przegnite i zmurszałe. Sprawa morderstwa Laury Palmer była tylko zapalnikiem. Wybuch zmiótł z powierzchni ziemi już kartonowe domki.

Kaszczyszyn: Wydaje mi się, żew tym kontekście symboliczna była scena z pierwszego sezonu, kiedy Audrey Horne podsłuchiwała swoich rodziców stojąc w rodzaju korytarza za ścianą. Korytarza, który był wyłożony właśnie czymś na kształt dykty. Tak jakby znajdowała się w pustej przestrzeni, która nie jest prawdziwym światem; rzeczywistość dzieje się obok. Pokazywało to doskonale pozorność porządku społecznego w Twin Peaks i jego faktyczną hipokryzję i fałszywość.

Brzyski: Gdybym miał pokusić się o rodzaj podsumowania, to wskazałbym na zasadniczo postapokaliptyczny charakter świata w True Detective. Ale jednocześnie jest to prawdopodobny świat Twin Peaks „w dwadzieścia lat później”, nawet jeśli w uniwersum Frosta i Lyncha możliwe było jeszcze poświęcenie się agenta Coopera. Jednak proces upadku wydaje się nie do zatrzymania.

Kaszczyszyn: Szczególnie wymowne w tym kontekście jest zestawienie przekonania „Chłopców z Czytelni”, o tym że walczą oni z odwiecznym złem, którego źródłem jest las otaczający miasteczko, ze słowami Errola Childressa, który po rozmowie z detektywami przesłuchującymi Marty’ego i Rusta, powiedział sam do siebie – wskazując na otaczające go bagna i lasy – że jego rodzina żyła tutaj od wieków. Przed złem nie ma ucieczki, panowie.