Nobliwi obrońcy robotników
Kiedy myślimy o Komitecie Obrony Robotników, do głowy przychodzą nam takie nazwiska jak Jacek Kuroń, Zbigniew Romaszewski czy Antoni Macierewicz. Tymczasem w ich cieniu skrywają się wiekowe już wówczas postacie, choćby działacze przedwojennego PPS-u, których autorytet, doświadczenie oraz zagraniczne kontakty odgrywały ogromną rolę w procesie powstawania opozycji, wydatnie ułatwiając działalność młodszym dysydentom.
Niewiele jest dat w najnowszej historii Polski, które miałyby wagę porównywalną z 25 czerwca 1976 r.. To wtedy, w proteście przeciw kolejnym podwyżkom, na ulice wyszli robotnicy Radomia i Ursusa, a w mniejszej skali także innych miast, symbolicznie kończąc tym samym peerelowską belle epoque, jak trafnie określił pierwsze lata panowania Edwarda Gierka, prof. Andrzej Paczkowski. Pozornie sytuacja została opanowana znacznie szybciej niż chociażby sześć lat wcześniej na Wybrzeżu, jednak konsekwencje robotniczych wystąpień miały okazać się bardzo poważne.
Niebagatelną rolę odegrała tu bezprzykładna spirala represji, rozpętana wobec protestujących przez wyrazicielkę ich interesów – władzę ludową. W zakres podjętych działań weszły cieszące się ponurą sławą ścieżki zdrowia, zwolnienia z pracy, spontaniczne – niczym podczas wypędzania syjonistów do Syjamu – spędy na stadionach i placach wielu miast „potępiające warchołów z Radomia“, a wreszcie procesy, w których „wina“ nie odgrywała większej roli, a wyroki w skrajnych przypadkach sięgały nawet… 10 lat więzienia. Dochodziło przy tym do tak kuriozalnych sytuacji jak skazywanie osób przebywających w czasie „gorących“ dni czerwca w szpitalu. Najlepiej o wytwarzanej przez władzę atmosferze świadczą słowa wypowiedziane wówczas przez samego Gierka: Trzeba załogom tych czterdziestu paru zakładów, które strajkowały, powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem […] – tym lepiej dla sprawy.
Jednak działania te, mające na celu zastraszenie podnoszącego głowę społeczeństwa, choć bardzo dotkliwe, okazały się impulsem do pojawienia się zjawiska niespotykanego dotąd w historii PRL, jakim było zawiązanie się na gruncie pomocy represjonowanym jawnie działającej struktury opozycyjnej – Komitetu Obrony Robotników. Jego trzon tworzyli ludzie o różnych poglądach i doświadczeniach, by wspomnieć młodych wówczas działaczy harcerskich: Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego, blisko pięćdziesięcioletniego socjalistę o przeszłości akowskiej – Jana Józefa Lipskiego, czy Jacka Kuronia, dysydenta-rewizjonistę krytykującego posunięcia Partii z perspektywy lewicowej.
Niestety owa wielonurtowość, będąca wówczas – jak się zdaje – siłą tego wyjątkowego, od początku do końca swej działalności bezpardonowo atakowanego i nienawidzonego przez władze, zespołu, dziś jest podstawą do kolejnego wątku narodowego sporu, przebiegającego wzdłuż dość przewidywalnej linii podziału.
W efekcie, tematyka KOR powraca od jakiegoś czasu głównie w kontekście dywagacji na temat tego czy większy wpływ na kształt komitetu odciskał Macierewicz, czy może Kuroń. Miejsca na ewentualny kompromis w sporze tym już nie ma. Nie jest moim celem odnosić się do niego, a tym bardziej opowiadać się po którejś ze stron. Dla wykazania złożoności sytuacji, tak obcej z perspektywy dzisiejszych czarno-białych świadectw, warto jednak przytoczyć wypowiedź zmarłego przed rokiem Zbigniewa Romaszewskiego, który w wywiadzie udzielonym przed śmiercią Piotrowi Skwiecińskiemu wspominał o mającym miejsce na pewnym etapie funkcjonowania komitetu, wymierzonym w rosnące wpływy Kuronia, taktycznym sojuszu Antoniego Macierewicza z Adamem Michnikiem.
Niestety w cieniu owych sporów o tożsamość KOR-u pozostają tak zwani Starsi Państwo, a więc grupa wybitnych postaci, które mimo podeszłego wieku zaangażowały się w prace Komitetu, wspierając młodszych opozycjonistów swoją wiedzą i doświadczeniem, ale także – co było chyba najistotniejsze – stanowiąc rolę swego rodzaju „parasola ochronnego“ i podnosząc swą obecnością prestiż środowiska.
Były to nazwiska niosące za sobą duży autorytet, tak w kraju, jak i – w niektórych przypadkach – za granicą, z czym ekipa Gierka musiała się liczyć choćby przez wzgląd na liczne zobowiązania finansowe. Mowa tu o znanych ludziach nauki, jak profesorowie Edward Lipiński, Adam Szczypiorski i Jan Kielanowski; wywodzacych się z PPS wieloletnich obrońcach w procesach politycznych – Anieli Steinsbergowej i Ludwiku Cohnie; dowódcy warszawskiego Kedywu Armii Krajowej – dr Józefie Rybickim; kapelanie Szarych Szeregów – ks. Janie Ziei; Wacławie Zawadzkim czy wreszcie o Antonim Pajdaku, którego życiorys wybija się nawet na tle tak znamienitych postaci.
Ów oficer legionów, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, znany działacz PPS i wiceprezydent Krakowa został w czasie okupacji zastępcą Delegata Rządu na Kraj. Po wojnie pojmany wraz z 15 pozostałymi przywódcami Polski Podziemnej został wywieziony do Moskwy, gdzie jednak „ze względu na hardość w śledztwie“ nie sądzono go wraz z pozostałymi. Urządzono mu natomiast osobny proces, w wyniku którego skazano go na 5 lat więzienia, po odbyciu których został… zesłany na Syberię. Powrócił stamtąd dopiero w połowie lat pięćdziesiątych. Kiedy angażował się w działalność Komitetu miał już ponad 80 lat. Mimo to, w sytuacji gdy pierwsze grupy korowców jeżdżących na procesy radomskich robotników okazywały się być na miejscu bite i szykanowane, w kolejnym wyjeździe zdecydował się wziąć udział osobiście. Wspomniany już „parasol“ zadziałał i wrócono bez przeszkód. Zresztą z czasem wsparł on również inną powstałą krótko po Czerwcu ’76 organizację – Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Pewnym dopełnieniem tego pięknego, aczkolwiek tragicznego życiorysu, świadczącym zresztą o wściekłości i niemocy jaką budził swoją postawą, jest fakt, że ostatni raz pobity i zrzucony ze schodów przez „nieznanych sprawców“ został w marcu 1981 r., na krótko przed prowokacją bydgoską. Miał wówczas 87 lat.
Jednak przykład Antoniego Pajdaka jest tu dość szczególny.
Standardowa działalność Starszych Państwa sprowadzała się raczej do kwestii takich jak sygnowanie dokumentów, równoznaczne z wzięciem na siebie odpowiedzialności za ich treść, udostępnianie lokali, a także – w niektórych przypadkach – kontakty z zagranicą. Istotnym w tym względzie czynnikiem był fakt, że niemal połowa środowiska owych patronów KOR-u wywodziła się z PPS, co ułatwiało nawiązanie kontaktów z zachodnią lewicą i związkami zawodowymi.
Dość wyjątkową inicjatywą, w skład której weszli Starsi Państwo, była Komisja Helsińska. Jednym z jej zasadniczych celów było przygotowanie tzw. Raportu Madryckiego, zawierającego bardzo krytyczną analizę sytuacji dotyczącej przestrzegania praw człowieka w Polsce, do czego władze PRL zobowiązały się podpisując Akt Końcowy KBWE w 1975 r.. Pewnym ewenementem była z kolei podjęta przez wszystkich będących na siłach nobliwych członków KOR, akcja rozdawania ulotek na ulicach Warszawy w 60. rocznicę odzyskania niepodległości. Nigdy wcześniej ani potem sytuacja taka się nie powtórzyła.
Jak wielokrotnie podkreślali młodsi działacze komitetu – bez autorytetu i doświadczenia Starszych Państwa, często ucinających, innym razem łagodzących spory targające środowiskiem, komitetowi groziłby rozpad. Tak się jednak nie stało, a jego rozwiązanie nastąpiło w poczuciu osiągnięcia celu na I Krajowym Zjeździe Delegatów „Solidarności”. Dokonał go zresztą oficjalnie sam nestor komitetu – prof. Edward Lipiński, liczący sobie wówczas 93 lata. Znamienne, że swą aktywność polityczną rozpoczynał jeszcze u progu rewolucji 1905 r. walcząc o nic innego, jak… związki zawodowe.