Rosja zagraża Grupie Wyszehradzkiej. Propozycje dla polskiego rządu.
Kryzys rosyjski postawił pytanie o celowość funkcjonowania Grupy Wyszehradzkiej. Podmiot, którego jednym z głównych celów miała być obrona przed rosyjskim neoimperializmem, jest bardziej niż kiedykolwiek podzielony wokół stosunku do wschodniego sąsiada. Tylko Polska udzieliła jednoznacznego wsparcia Kijowowi. Stanowisko Węgier można uznać za jawnie prorosyjskie, natomiast Czechy i Słowacja próbują unikać jednoznacznych deklaracji.
Jakie są źródła czeskiej i słowackiej ambiwalencji?
– Po pierwsze pewna niewiara w zachodni system bezpieczeństwa. Międzywojenna Czechosłowacja czuła się bezpieczna jako jedyna w regionie demokracja, związana z Anglią i Francją systemem sojuszy. Traktat Monachijski był totalnym bankructwem tej polityki. Stąd mniejszy entuzjazm dla NATO, mniejsza wiara w gwarancje bezpieczeństwa. Część tamtejszej klasy politycznej wierzy, że można „dogadać się z Rosją” i zapewnić sobie bezpieczeństwo bez liczenia na Zachód.
– Po drugie interesy gospodarcze: czeski i słowacki eksport do Rosji wzrosły radykalnie w przeciągu ostatnich pięciu lat. Czeski eksport na rynek rosyjski wynosi 4% ogólnej wartości. Jednak jego spora część dokonuje się za pośrednictwem innych krajów UE. Rosja stała się zatem jednym z ważniejszych partnerów handlowych, co tłumaczy sceptycyzm wobec sankcji.
– Po trzecie, to Niemcy, a nie Rosja są historycznym wrogiem naszych południowych sąsiadów (w przypadku Słowacji także Węgry). Aż do 1968 roku nie mieli oni bezpośrednich zatargów z Rosją. Co więcej, Czesi widzieli w Rosji wyzwolicielkę Słowian. Czechy były jednym oprócz Rosji miejscem w Europie, gdzie powstał zorganizowany ruch słowianofilski.
Dodajmy jeden czynnik specyficznie słowacki:
– po 1989 roku nie było jednomyślności w kwestii marszu na Zachód czy nawet ku liberalnej demokracji. Rządy Vladimira Meciara, a potem pierwszy gabinet Roberta Fico szukały „trzeciej drogi” tak w polityce zagranicznej, jak gospodarczej. Zwłaszcza za Meciara oznaczało to postrzeganie Rosji jako potencjalnej przeciwwagi dla wpływów zachodnich.
I jeden czynnik specyficznie czeski:
– nowy socjaldemokratyczny gabinet szuka innej formuły polityki zagranicznej. Od 1989 roku wyznacznikiem była w niej wizja Vaclava Havla, zakładająca bezwzględny prymat wartości, zwłaszcza praw człowieka. Obecnie mówi się o większym nacisku na prawa socjalne i kulturowe niż na wolności stricte polityczne. Zdaniem niektórych obserwatorów pod przykrywką nowej strategii może kryć się dążenie do uznanie za demokrację takich krajów jak Rosja czy Chiny. Bo przecież są to państwa deklarujące przestrzeganie właśnie praw socjalnych.
Z drugiej strony jednak zarówno gabinet Bohuslava Sobotki, jak i rząd Roberta Fico dążą do umocnienia pozycji swoich krajów w europejskim twardym jądrze. A zatem nie należy się spodziewać, by Praga czy Bratysława prowadziły na dłuższą metę politykę idącą pod prąd europejskiemu mainstreamowi. Mogą jednak próbować dążyć do zmiany europejskiej polityki wobec Moskwy.
A jak Polska może zachować jedność Grupy Wyszehradzkiej?
– Przekonywać o potencjalnej sile regionu. Wizje jedności środkowoeuropejskiej cieszyły się zawsze w Czechach i na Słowacji dużym zainteresowaniem. Aby realizować tę wizję, Polska musi wyjść poza koncepcję „europejskiego twardego jądra” i respektując interesy Wspólnoty próbować kreować politykę regionalną, która przy świadomości wspólnych europejskich interesów broniłaby także interesów regionu. A te nie zawsze są zgodne z decyzjami Berlina i Paryża.
– Kontynuować działania na rzecz dywersyfikacji dostaw surowców, tak by pragmatycznie myślące elity Pragi i Bratysławy nie bały się energetycznej katastrofy.
– Dążyć do nadania współpracy regionalnej także wymiaru ekonomicznego, co częściowo równoważyłoby utratę rynku rosyjskiego.
– Próbować budować formułę V4+ tak, by jeszcze bardziej zwiększyć potencjał regionu. Alians państw dotychczas tworzących V4+, np. Rumunii, państw Bałkanów Zachodnich czy wreszcie państw bałtyckich, radykalnie zwiększyłby siłę Europy Środkowej. A kto wie, może w przyszłości realne stanie się poszerzenie tego forum o państwa obecnie tworzące Partnerstwo Wschodnie.
Współpraca regionalna naprawdę ma sens. Nie tylko Czechy, Węgry i Słowacja zapominały o tym w ostatnich latach. Nie jest jednak za późno. Trzeba uzmysłowić sobie, że podziały nikną przy korzyściach, jakie może dać potencjalna współpraca. A korzyści na arenie międzynarodowej idą zasadniczo w dwóch kierunkach. Po pierwsze silniejsza pozycja wobec Rosji, która nie mogłaby już tak dowolnie rozgrywać regionu. Po drugie zaś zdecydowanie lepsza pozycja na arenie europejskiej. Niektóre kraje „starej UE” najchętniej widziałyby nasz region podzielony. Na przykład Niemcy, choć generalnie Europa Środkowa należy do obszaru ich zainteresowań, chciałyby dobrych relacji dwustronnych z każdym z państw z osobna, ale zgodnych z własną wizją tych relacji. Tymczasem Europa Środkowa to region z potencjałem, by być jednym z głównych rozgrywających europejskiej polityki, a nie tylko przedmiotem cudzych gier.