Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Joanna Warchał  21 marca 2015

Kiedy sztuka religijna umiera

Joanna Warchał  21 marca 2015
przeczytanie zajmie 5 min

W obliczu postępującej desakralizacji wielu kościołów chrześcijańskich w Europie, relacje łączące sztukę i religię nie są wcale jednoznaczne i jednostronne. Według niektórych, współczesna sztuka jest tylko substytutem odrzuconego Boga, a w Muzeum Sztuki Azji w San Francisco przed rzeźbą boga Ganesha ofiary ku jego czci pojawiały się spontanicznie.

W ostatnim tygodniu przez Kraków przetoczyła się fala świętego oburzenia. „Świętego” dosłownie, ponieważ zostało wywołane przez decyzję Kapituły Metropolitalnej na Wawelu o nieprzedłużeniu umowy z Fundacją św. Włodzimierza Chrzciciela Rusi Kijowskiej, której Kapituła użyczała kamienicy przez ostatnie 25 lat.

Jakkolwiek nikt nie podważał praw Kapituły do rozporządzania swoim majątkiem, tak niedelikatne potraktowanie zasłużonej fundacji zasmuciło, a plany desakralizacji i przenosin małej kaplicy, znajdującej się w budynku, wielu zszokowały i zmobilizowały do działania.

Grekokatolicką Kaplicę św. Borysa i Gleba zaprojektował bowiem dla Fundacji znany i lubiany Jerzy Nowosielski. To on zadecydował o ścianach w kolorze ciemnego indygo, o podłodze z jasnego drewna, o czerwonych lampkach. Zaznaczał, że pragnie, by w tym miejscu mógł pomodlić się każdy, niezależnie od wyznania. Podarował wspólnocie ikony ze swojego zbioru i specjalnie namalował krzyż ołtarzowy. Takiej przestrzeni nie da się przenieść, do czego szczęśliwie udało się przekonać Kurię Krakowską, która zgodziła się kaplicę zachować.

W dyskusji padało wiele kuriozalnych argumentów, ale chyba najbardziej zaskakująca okazała się lekkość mówienia o desakralizacji oraz sugestia, że ikony będzie można wystawić w planowanym muzeum Nowosielskiego. Ikony, które oddają przecież cześć temu samemu Bogu, co przedstawiciel Kapituły. W muzeum zostaną odarte ze swojej funkcji religijnej. Czy w laicyzującym się świecie, warto tak strzelać sobie w kolano?

Postępująca desakralizacja kościołów chrześcijańskich w Europie jest faktem. Niszczejące budynki przerabia się na mieszkania, biura, a nawet kluby czy warsztaty samochodowe. A jednak wizja wstawienia komputerów do Kaplicy Nowosielskiego przeraziła krakowian. Dlaczego?

Intuicyjną odpowiedzią byłaby oczywiście religijność Polaków, ale i u nas tego typu przekształcenia mają miejsce. Stary kościółek św. Mikołaja w Słupsku jest obecnie Miejską Biblioteką Publiczną; kościół ewangelicki św. Trójcy w Toruniu przerobiła na swoją siedzibę Fundacja TUMULT, chroniąc go przed losem domu handlowego; imponującą przebudowę przechodzi Fara w Gubinie, by wkrótce stać się miejskim centrum kultury i komunikacji. Niewątpliwie do najbardziej kontrowersyjnego polskiego przekształcenia należy organizacja festiwalu muzyki techno w klasztorze w Lubiążu, jedna ze scen zlokalizowana jest w dawnym kościele, z didżejką zamiast ołtarza. Wszystkie wymienione przykłady łączy to, że świątynie były opuszczone i zrujnowane w momencie nadania im nowego zastosowania. Nie pełniły funkcji religijnych, nie było w nich życia. W przeciwieństwie do interesującej nas kaplicy, w której, nie aż tak dawno temu, modlił się papież.

Nadawanie nowych funkcji zrujnowanym obiektom jest samo w sobie szlachetne i pozwala na ich renowację, na zachowanie sztuki dla sztuki, nie dla religii sztuki, która już przestała być religijna. Te działania powinny jednak zawsze odbywać się w duchu szacunku dla przeszłości, na pewno nie być rodzajem spełnienia perwersyjnych fantazji o libacji w świątyni z rozpustnymi zakonnicami.

Co ciekawe, zupełnie inne podejście do miejsc kultu prezentuje Islam. Zgodnie z zasadą „raz meczet, zawsze meczet”, świętych miejsc nie można ani burzyć, ani zmieniać ich funkcji. Nawet jeśli popadają w ruinę lub wręcz pozostało po nich kilka kamieni.

Jest to o tyle interesujące, że meczet jest teoretycznie „tylko” miejscem modlitwy, podczas gdy katolicy wierzą w realną obecność Bożego Ciała w swoich świątyniach. A jednak to meczety nigdy nie umierają.

Jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania malarstwa, rzemiosła artystycznego i rzeźby religijnej w sterylnej atmosferze muzeów, a warto zastanowić się, co musiało się wydarzyć, żeby te obiekty przeniosły się do galerii sztuki. W jednym z rozdziałów swojej kontrowersyjnej pracy, Utrata Środka, Hans Sedlmayr podjął się próby odpowiedzi na to pytanie. Postawił on tezę, że we współczesności po raz pierwszy społeczeństwo nie jest zorganizowane przez religię.

Tron dotychczas zajmowany przez Boga jest pusty i człowiek za wszelką cenę stara się go wypełnić bóstwem wybranym lub stworzonym przez siebie.

Jednym z takich nowych bóstw staje się sztuka:

Uważane za świątynię, nie jest muzeum świątynią jednego konkretnego Boga, ale Panteonem Sztuki, w którym wytwory najróżniejszych epok i ludzi są ustawione w szeregu, tak samo głośno domagając się naszej uwagi. Ten stan rzeczy jest możliwy tylko dzięki wcześniejszemu odbóstwieniu bogów, dla których dzieła zostały oryginalnie stworzone. «Konieczne było, aby Herakles i Chrystus stali się braćmi, a ich boskość została uznana za należącą do przeszłości, żeby mogli być oni oglądani w świątyni sztuki, jako przejawy bóstwa, które pochłonęło wszystkie inne».

Ten duch tolerancji jest fundamentalną charakterystyką «estetycznego kościoła» i w pewien sposób w zgodzie z nim, do pewnego stopnia, obok obrazu reprezentującego Chrystusa, powinien znaleźć się inny z martwą naturą, a obok niego z kolei portret lub pejzaż.*

Tak więc bogowie przeszłości muszą zostać „odbóstwieni”, dzieła muszą całkowicie utracić swoją funkcję religijną, by móc służyć Sztuce. W swoim fantastycznym dokumencie o rzeźbie afrykańskiej, Posągi też umierają, Alains Resnais i Chris Marker mówią wprost, że tylko martwy obiekt kultu może znaleźć się w muzeum. Te sformułowania mogą wydawać się radykalne, ale wystarczy wyobrazić sobie reakcje religijnego chrześcijanina na ten sam obraz Chrystusa w kościele i w muzeum, aby uzmysłowić sobie ich prawdziwość. W pierwszym przypadku naturalną reakcją byłaby modlitwa, w drugim ocena pod względem estetycznym. Jeden Chrystus żyje, a drugi umiera. Ikony Nowosielskiego pozostały przy życiu i cieszmy się z tego.

Oczywiście dzieła sztuki religijnej wciąż będą znajdować się w muzeach i w celebracji ich warstwy estetycznej nie ma przecież niczego nagannego, choć dekontekstualizacja jest problemem nie tylko dla wyznawców danej religii, ale też dla miłośników sztuki.

Inny jest odbiór obrazu w ciemnym kościele, oświetlonym jedynie światłem świec, a inny, kiedy wisi on odosobniony na przysłowiowej „białej ścianie” muzeum. Dlatego też warto robić wszystko, by zachowywać dzieła sztuki w ich oryginalnej lokalizacji.

Czasami zdarza się też tak, że sztuka nie chce umrzeć. W San Francisco, w Muzeum Sztuki Azji, pierwszym obiektem, z którym ma styczność zwiedzający, jest piękna rzeźba boga Ganesha. Rzeźby hinduskie teoretycznie różnią się bardzo od katolickich. Po specjalnej ceremonii otwarcia im oczu mogą zostać „aktywowane” i stać się ziemskim domem dla bóstwa, a nie jedynie jego wizerunkiem. Mimo to, w praktyce są wystawiane w muzeach na świecie i w samych Indiach, jak każde inne dzieło sztuki. Oczywiście dopóki taki bóg nie upomni się o należną mu cześć.

W San Francisco zwiedzający zaczęli spontanicznie przynosić Ganeshy w darze jedzenie, świece, kwiaty… Muzeum poradziło sobie z tą śliską sytuacją i zamontowało obok figury skarbonkę na ofiary na cele charytatywne.

Prawdziwa sztuka (religijna) obroni się sama?