Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Łukasz Kołtuniak  19 marca 2015

Ukraina jako partner z konieczności

Łukasz Kołtuniak  19 marca 2015
przeczytanie zajmie 3 min

Wbrew mainstreamowemu przekazowi, stosunek Polaków do konfliktu ukraińskiego nie jest jednoznaczny. Zarówno na prawicy, jak i po lewej stronie politycznego spektrum, istnieje silna grupa „ukraino-sceptyków”. W świetle tego poglądu to ukraiński nacjonalizm, a nie rosyjski imperializm, stanowi zagrożenie dla Polski. Tymczasem ta dyskusja trwa już od  międzywojnia.

Było to jeszcze zanim 150 tysięcy naszych rodaków zginęło z rąk ukraińskich nacjonalistów. Polska zajmowała wtedy tereny dziś określane jako zachodnia Ukraina. Dla ukraińskich mieszkańców Galicji czy Wołynia to właśnie państwo polskie, a nie stalinowska Rosja, uchodziło za główne zagrożenie dla ich niepodległości. Tymczasem polski obóz narodowo-demokratyczny negował istnienie narodu ukraińskiego. W publicystyce endeków mówiło się o Rusinach, czyli zrusyfikowanych Polakach. Endecy wierzyli także w asymilacyjne rozwiązanie problemu ukraińskiego.

Z drugiej strony niektórzy piłsudczycy, jak na przykład Leon Wasilewski, zajmowali stanowisko idealistyczne, wierzyli w pojednanie między naszymi narodami i wspierali ukraiński ruch wolnościowy, tyle że zwrócony przeciwko Rosji. Pogląd ten został nazwany prometeizmem, z czasem, w kręgach niechętnych Ukrainie, słowo prometejski stało się swego rodzaju epitetem.

Na tym tle nietuzinkowością wyróżniał się myśliciel, dziś w Polsce niemal kompletnie zapomniany, Włodzimierz Bączkowski. Począwszy od 1933 roku aż do wybuchu wojny, wydawał Biuletyn Polsko-Ukraiński. Pismo to stanowiło forum, na którym tak polscy, jak i ukraińscy intelektualiści, drukowali artykuły o treści przekonującej do pojednania naszych narodów, oczywiście na tyle, na ile pozwalała ówczesna cenzura. Jednak kluczem do zrozumienia pro-ukraińskich sympatii Bączkowskiego nie jest miłość do Ukrainy.

To ogromna niechęć do Rosji, Bączkowski bowiem nie uważał tego kraju za państwo europejskie. Jego zdaniem w kulturze rosyjskiej dominują pierwiastki azjatyckie.

Swój stosunek do wschodniego mocarstwa publicysta wyłożył w przedwojennym eseju Uwagi o istocie siły rosyjskiej oraz napisanej już po wojnie, bardzo popularnej na Zachodzie, książce Towards and understanding Russia. W dziełach tych Bączkowski przedstawiał Rosję jako największe egzystencjalne zagrożenie dla Polski. Posunął się nawet do twierdzenia, iż na tle stosunków polsko-rosyjskich, nasze sąsiedztwo z Niemcami to tysiącletni przykład pokojowego współistnienia. Rosja nie podbija jednak, jak dowodził, sąsiednich narodów w wyniku otwartej agresji. Do perfekcji wykorzystuje natomiast ich wewnętrzny rozkład.  Ostatnie trzysta lat to okres nieustannej ekspansji Rosji i ciągłego kurczenia się Polski.

Przed Polską lat 30-tych Bączkowski widział możliwość powstrzymania ZSRR, tudzież Rosji (państwo Stalina było dla niego po prostu kolejną mutacją odwiecznego rosyjskiego imperializmu). Kluczem do zwycięstwa nad Moskwą jest Ukraina. Sojusz polsko-ukraiński stał się jego idée fixe.

Nie miał  być to jednak związek motywowany głęboką sympatią do Ukrainy. Ukrainę kochamy, jak pisał, „do głębi kieszeni własnej”.

Nie negował też do końca tezy Dmowskiego, iż „niepodległa Ukraina będzie międzynarodowym domem publicznym”. Ripostował jednak mniej więcej w taki sposób: „przed międzynarodowym domem publicznym obronią nas zasieki policji obyczajowej, przed rosyjskim imperializmem takie zasieki nie wystarczą”.Sojusz polsko-ukraiński miał być sojuszem geopolitycznym, motywowanym twardą grą polityczną. Nie znaczy to, że publicysta był niechętny Ukrainie. Co więcej, uważał iż sojusz polityczny doprowadzi z czasem do zbliżenia obu narodów także na płaszczyźnie kulturowej. Ale przede wszystkim sojuszu polsko-ukraińskiego wymaga nasza polska raison d’etat.

Okres publicystyki Bączkowskiego na łamach Biuletynu to lata stalinowskich czystek w ZSRR. Bączkowski uważał, że bezprecedensowe osłabienie ZSRR, wywołane szaleństwem dyktatora, stwarza Polsce okazję do akcji prometejskiej. Przez akcję prometejską publicysta rozumiał rozczłonkowanie przez Polskę ZSRR, przy wykorzystaniu dążeń niepodległościowych ciemiężonych przez Rosję narodów. Polska powinna podjąć tę akcję sama, choć niewykluczone byłoby współdziałanie z Niemcami. Aż do 1938 roku Bączkowski, najogólniej rzecz ujmując, chwalił politykę Hitlera.

Uważał bowiem, iż rząd narodowosocjalistyczny przezwyciężył odwieczne dążenie Rzeszy do sojuszu z Rosją. Dla Polski nastał, jego zdaniem, historyczny moment, by wykorzystując wrogość byłych zaborców rozwiązać problem zagrażającego nam rosyjskiego imperium.

Bączkowski był piłsudczykiem. O Józefie Piłsudskim nie pisał inaczej niż „wielki marszałek”. W obozie piłsudczykowskim polityka prometejska miała wielu zwolenników, jak choćby Leona Wasilewskiego, Tadeusza Hołówko, Bronisława Pierackiego. Bączkowski wyróżniał się realizmem, brakiem motywów idealistycznych w stosunku do Ukrainy. W jego publicystyce międzywojennej znajdziemy wiele elementów kontrowersyjnych, jak na przykład niechęć do demokracji. Jednak trochę żal, że po 1989 roku ten dorobek nie został w Polsce szerzej przypomniany. Dzieła recepcji jego myśli podjęli się w zasadzie tylko Paweł Kowal i Jacek Kłoczowski. Tymczasem jeżeli nie podziwiamy Ukraińców za ich walkę o wolność, to może chociaż w obliczu rosyjskiego zagrożenia, powinniśmy ją kochać „do głębi kieszeni własnej”. 2014 rok był niejako rokiem Włodzimierza Bączkowskiego, rokiem, który przypomniał aktualność koncepcji tego wybitnego publicysty.