Prawica spod znaku Palikota
Incydent, który miał miejsce podczas wiecu prezydenta Komorowskiego stał się dla części pozaparlamentarnej prawicy symbolem sprzeciwu wobec polityki Komorowskiego. I jak to bywa z wszelką symboliką- nieraz jest wybitnie głupia. Tymczasem czyn młodego działacza Unii Polityki Realnej to nic więcej niż budzący zażenowanie happening spod znaku Janusza Palikota.
Lista gaf, które zaliczył urzędujący prezydent jest niepokojącą długa. Błędy ortograficzne, freudowskie przejęzyczenia o wyjściu z NATO czy nazywane gen. Kozieja szogunem. Z pewnością każdy z czytelników jest w stanie z łatwością przywołać ze swojej pamięci kolejne. Taka nadmierna niezgrabność prezydenta stanowi ogromną szansę dla jego rywali aby pokazać , że w kontrze do tego typu lapsusów to właśnie oni są w stanie godnie reprezentować Polaków.
Jednak ostatni incydent pokazał, że prawicowa gawiedź liczy na co innego. Na happenerstwo spod znaku Janusza Palikota. To zresztą nie pierwszy raz kiedy przedstawiciel środowiska związanego z Korwinem-Mikke w sposób bezpardonowy wprowadza tego typy praktyki do przestrzeni publicznej. Pamiętamy doskonale sprawę innego działacza KNP, który podczas Woodstocku wszedł na scenę i uderzył pięścią dziennikarza TVN-u Grzegorza Miecugowa.
Oczywiście część z nas może oburzać tak gwałtowna reakcja sił porządkowych, ale musimy pamiętać że zadaniem policji czy Biura Ochrony Rządu nie jest ocena gdzie kończy się żart, a zaczyna się zagrożenie. Zadaniem tych organów jest natychmiastowa reakcja na grożące prezydentowi nawet potencjalnie niebezpieczeństwo. Nadawanie zatrzymaniu Marka M. rangi świadectwa opresyjności państwa kierowanego przez sitwę z Platformy, jest po prostu niepoważne.
Język Korwina oraz części środowisk prawicy, wliczając niestety do tego grona cześć polityków PiS-u jest wybitnie ostry.
Słuszna i rzetelna krytyka to przywilej opozycji i nikt nie ma prawa go odebrać, ale sytuacja kiedy każde posunięcie rządu jest uznawane za zdradę, a autorytet państwa nieustannie jest podważany rodzi społeczne przekonanie, że przedstawiciele państwa stanowią zagrożenia dla obywateli.
Władza jest czymś narzuconym z góry, czym społeczeństwo musi gardzić – nie może się z nią identyfikować w związku z tym nie jest zdolne do wypełniania swoich obowiązków wobec państwa. Dlatego nie dziwą tego typu ekscesy jakie miały miejsce w Krakowie. Atmosfera niepokoju, braku zaufania pada na podatny grunt, a politycy korzystają z niej pełnymi garściami, jednak do czasu.
Każdy kij ma dwa końce i wydaje się, że logika, której przyklaskuje cześć polityków i prawicowych środowisk medialnych obróci się przeciwko nim samym. Przecież to oni pretendują do zajmowania najwyższych stanowisk w państwie, biorą udział w procedurze demokratycznych wyborów, a przedstawiciele określonych środowisk medialnych chcą przejąć „rząd dusz” w ramach publicznej debaty. Schody zaczną się w momencie, kiedy role się odwrócą – kiedy to oni zajmą miejsce swoich politycznych przeciwników. Wymiana elit nie jest tak skomplikowanym przedsięwzięciem jak zmiana nastawienia do nich społeczeństwa. Bez szacunku, zaufania i powagi nie da się zbudować poważnego państwa, które będzie się liczyło realnie w polityce międzynarodowej czy przeprowadzało głębokie reformy.