Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Pawlik  2 marca 2015

Legislacyjna biegunka

Marcin Pawlik  2 marca 2015
przeczytanie zajmie 2 min

Trzeba to wreszcie powiedzieć. Cnotami niewolnika nie są ani heroizm, ani wrodzone poczucie sprawiedliwości – głowę można stracić mając takie przymioty. Niewolnikowi wystarczy spryt, dzięki któremu czasem pana wykiwa, a czasem lepszą pryczę dostanie.

Nie ma co się dziwić, że przeciętny Polak w nosie ma prawo. Pan ustanawia coraz więcej i więcej zasad, ale właściwie co to niewolnika obchodzi? Dopóki nie zadrze z kimś większym i nie zaburzy hierarchii na plantacji, może robić co chce. Nie pamięta przecież czasu wolności. Urodził się pływając już w kisielu – nie ważne, czy pierwsze kroki stawiał przed, czy po 1989 roku. Konstytucja z 1997 roku oszukuje już w drugim artykule.

Firma Grant Thornton wyliczyła, że w 2014 roku w Polsce weszło w życie łącznie 25 634 stron maszynopisu nowego prawa.

Jesteśmy więc lepsi niż Francja (22585) i Włochy (15249), nie mówiąc już o naszych sąsiadach z południa, którzy wyprodukowali tylko 4 tysiące stron. Gierek i Jaruzelski mogą czuć się zawstydzeni przez elitę III RP, która wyprodukowała o wiele więcej kisielu niż oni w szczytowym momencie.

Gdyby przedsiębiorca chciał przeczytać wszystkie wchodzące w życie akty prawne, musiałby na to poświęcać średnio 206 minut każdego dnia. Jak mówi Tomasz Wróblewski – przedstawiciel firmy: „…rok 2014 był pod tym względem rekordowy – przyniósł aż 25,6 tys. stron nowego prawa. To kilkakrotnie więcej nawet niż w latach 90., kiedy zmienialiśmy cały ustrój państwa. O ile wielkie korporacje mogą sobie pozwolić na to, aby śledzić tak potężne zmiany przepisów, o tyle mikro-, małe i średnie przedsiębiorstwa nie są w stanie poruszać się w tym legislacyjnym gąszczu”.

Jasne, pojawiają się dziś ruchy w kierunku normalności, jak choćby inicjatywa depenalizacji przechodzenia przez jezdnię na czerwonym świetle. Problem w tym, że pacjent ma tyfus i boli go głowa, a my mamy tylko stoperan. Dzień po dniu armia urzędników produkuje nikomu  niepotrzebne zapisy, których nikt nie zna i nikt nie respektuje. Ale jeśli tylko wyniknie potrzeba zniszczenia twojej firmy, wtedy oczywiście znajdzie się właściwy  przepis i przysłuży się ogółowi społeczeństwa, do tej pory deprawowanemu przez przedsiębiorstwo wyjęte spod prawa. Nasz zupełnie realny „Układ zamknięty”.

Naród kochał przecież Aleksandra Kwaśniewskiego, choć jego dyplom magistra istniał (jak państwo polskie) tylko teoretycznie – fajny gość, kumaty, dobrze kombinował. Willę kupił ładną, i o kumplach nie zapomniał. Wszystko wskazuje na to, że Polak akceptuje kombinacje dopóki nie dotkną go bezpośrednio.

Chyba, że mówimy o polityce: tutaj wybacza dużo. Komisja sejmowa podczas afery Rywina dała przykład, i nikt już później nie popełnił błędu transparentności, nie próbował udawać państwa prawa – afery hazardowej wszak wcale nie było. A jeśli nawet była, to została wykasowana przez Ministerstwo Prawdy.

Grant Thornton ogłosił, że lada moment wystartuje z nowym projektem. Co kwartał chce publikować dane statystyczne pokazujące liczbę nowych aktów prawnych. Wyniki będą prezentowane na stronie barometrprawa.pl. Trzymam kciuki za to przedsięwzięcie i liczę, że media głównego nurtu szybko podchwycą temat. Żartuję. Tak właściwie to nie mam nadziei.