Kim byli Wyklęci?
Jeszcze dekadę temu problem ten interesował tylko wąskie grono historyków, budząc zresztą wśród nich liczne kontrowersje. Dziś dzieje powojennego podziemia antykomunistycznego to temat cieszący się ogromną, stale rosnącą popularnością. Warto jednak pamiętać, że za zbiorczym pojęciem „żołnierzy wyklętych” kryją się różne ugrupowania militarno-polityczne, proponujące konkurencyjne względem siebie wizje niepodległej Polski.
W krótkim czasie losy „Wyklętych” stały się nie tylko wiodącym – obok powstania warszawskiego – zagadnieniem dyskusji historycznej, ale również katalizatorem pewnego zjawiska, które śmiało możemy dziś określić mianem „wyklętej popkultury”. Poświęcono im dziesiątki płyt, nakręcono wiele filmów, zrealizowano szereg spektakli teatralnych. W całej Polsce organizowane są, bardzo często oddolnie, obchody rocznic, biegi pamięci, a furorę robi proponowana przez kilku już producentów „odzież patriotyczna”, w dużej mierze oparta właśnie na symbolice związanej z „Wyklętymi”. Jednak wizja powojennego podziemia w tego rodzaju masowym wydaniu, mimo niewątpliwie atrakcyjnej formy, pełna jest niebezpiecznych uproszczeń i niemal całkowicie pozbawiona krytycyzmu.
Z jednej strony podejście apologetyczne to naturalna reakcja na dekady deprecjonowania, zakłamywania charakteru i motywów powojennego podziemia przez piszących „po linii i na bazie” autorów partyjnych.
Mimo to, nad kwestią złożoności zjawiska warto się głębiej zastanowić. W dominującej od kilku lat narracji zauważalna jest tendencja ujednolicania powojennego podziemia. Przedstawiane jest jako jeden organizm nastawiony antykomunistycznie i niepodległościowo, może i różniący się pod pewnymi względami, ale tylko w kwestiach drugorzędnych. Czasem też wprost nadaje mu się charakter narodowy i prawicowy. Tymczasem rzeczywistość była znacznie bardziej skomplikowana. Podziały wewnątrz samego podziemia dotyczyły spraw kluczowych, sięgały okresu okupacji niemieckiej i sporów na linii trzech największych ugrupowań – dominującej Armii Krajowej, która stanowiła część Polskich Sił Zbrojnych, a także ”wojsk partyjnych”: Batalionów Chłopskich podległych Stronnictwu Ludowemu oraz Narodowych Sił Zbrojnych będących wojskową organizacją środowisk narodowo-radykalnych.
Po fiasku Planu „Burza” i tragedii powstania warszawskiego w podziemiu zapanował chaos. Jednak część władz politycznych i wojskowych Polskiego Państwa Podziemnego wyszła z Warszawy uniknąwszy niewoli i przystąpiła do obudowy struktur, a także organizowania zaprojektowanej już wcześniej organizacji „NIE” („Niepodległość”). Miała ona być kontynuacją w dużej mierze zdekonspirowanej już Armii Krajowej. Plan ten legł jednak w gruzach wskutek aresztowania przez Sowietów generałów Fieldorfa i Okulickiego, odpowiedzialnych za realizację tej, po dziś dzień dość enigmatycznej, koncepcji.
W międzyczasie z Armii Krajowej wyodrębniły się oddziały o proweniencji narodowej, tworząc z końcem 1944 r. Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Była to już druga, obok wyraźnie osłabionych Narodowych Sił Zbrojnych, organizacja odwołująca się do idei narodowo-katolickiej. Obie formacje, stojąc na gruncie niepodległości i radykalnego antykomunizmu, odrzucały postulowany przez kierownictwo Polskiego Państwa Podziemnego ustrój demokratyczny, dążąc do przejęcia władzy i podporządkowania sobie całego życia politycznego. W projektowanej przez przywództwa obu ugrupowań Polsce nie było miejsca dla mniejszości narodowych: mniejszości słowiańskie miały ulec polonizacji, Niemcy i ocalali z zagłady Żydzi zaś – zostać wysiedleni. Ponadto, co charakterystyczne dla tego nurtu, ogromną rolę w państwie miał odgrywać Kościół katolicki, na co zresztą wskazują proponowane przez narodowo-radykalnych ideologów nazwy – Katolickie Państwo Narodu Polskiego bądź Wielka Polska Katolicka.
Plany kreślone przez podziemie narodowe wyraźnie kolidowały z jednoznacznie demokratycznym programem i postulatami kierownictwa tak Delegatury Rządu na Kraj, jak i Rady Jedności Narodowej, będącej podziemnym odpowiednikiem parlamentu.
Sytuacja z ich perspektywy była niekorzystna, bo w lasach pozostawały setki pozbawionych kontroli oddziałów poakowskich. Istniało zagrożenie, że podporządkują się one formacjom podziemia narodowego, chwilowo lepiej zorganizowanym. W tych okolicznościach powołana została Delegatura Sił Zbrojnych pod dowództwem płk Jana Rzepeckiego, przez cały niemal okres wojny kierującego Biurem Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Co znamienne, był on zdeklarowanym przeciwnikiem linii politycznej Narodowych Sił Zbrojnych. Podobnie zresztą rzecz miała się z większością kierownictwa Delegatury.
Formacje narodowe nieugięcie negowały porozumienia jałtańskie i widziały konieczność dalszej walki zbrojnej, ale Delegatura Sił Zbrojnych, wątpiąc w prawdopodobieństwo kolejnego konfliktu, szukała alternatywy. Wyraźną dezaprobatę budziła w niej także postawa Rządu RP na wychodźstwie. Pewne jego posunięcia odbierane były w kraju jako „wręcz szkodliwe”, na przykład głośne wyrzeczenie się przez premiera Arciszewskiego Szczecina i Wrocławia, które miało być demonstracją przywiązania do granic przedwojennych, mogło zostać jednak zrozumiane opacznie. O nastrojach panujących wśród kierownictwa DSZ niech świadczy fragment depeszy do Naczelnego Wodza, gen. Bora-Komorowskiego: „Wskutek uznania TRJN autorytet rządu Arciszewskiego bardzo nikły. Spadnie do zera jeśli polityka Mikołajczyka przyniesie wolności obywatelskie. Delegatura Sił Zbrojnych nabiera cech pełnej negacji. Okopy Świętej Trójcy w których ludzie nie chcą umierać wraz z NSZ, choć trwają z obowiązku. Nie chcąc zaskakiwać proszę o wolną rękę w sprawie rozwiązania Delegatury.” Wspomniane rozwiązanie nastąpiło na początku sierpnia 1945 r. i było momentem, w którym podziemie poakowskie rozpoczęło zupełnie samodzielną politykę.
Jej wynikiem było powołanie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. O kierunku i charakterze tego, zdecydowanie najliczniejszego, ugrupowania wiele mówi jego pełna nazwa – Ruch Oporu Bez Wojny i Dywersji „WiN”. Jego kierownictwo zdominowali ludzie związani z PPS „Wolność – Równość – Niepodległość”, a program był wyraźnie demokratyczny. Zasadniczą koncepcją ugrupowania było stopniowe „rozładowywanie lasów”, co miało doprowadzić do przerodzenia się „WiN-u” w zbudowaną na bazie AK siłę społeczno-polityczną, będącą wsparciem dla Mikołajczyka i jego PSL. Jednak już w listopadzie 1945 r. aresztowany został stojący na czele I Zarządu zrzeszenia płk. Rzepecki, jak się zdaje – architekt wspomnianego kierunku. Jego następca, płk. Niepokólczycki, wobec narastającego terroru ograniczył akcję rozwiązywania oddziałów zbrojnych, na płaszczyźnie politycznej nadal wspierając ludowców. Kierunek ten utrzymano przez blisko rok, do momentu rozbicia przez UB także II Zarządu „WiN”. Kolejne kierownictwo, wyraźnie bliższe ideowo podziemiu narodowemu, zaczęło odchodzić od pierwotnych koncepcji. Z jednej strony założenia te faktycznie ograniczały liczbę ofiar, z drugiej natomiast – czemu nie sposób zaprzeczyć w świetle „wyników” referendum, a następnie wyborów – okazały się nieskuteczne, przeceniając możliwości PSL.
Dopiero przełom lat 1946 i 1947 przyniósł pewne zbliżenie pomiędzy dwoma największymi nurtami antykomunistycznego podziemia.
Z powodu odbierającego wiarę fałszerstwa wyborczego i ogłoszonej niemal natychmiast po nim amnestii był to już okres wyraźnego osłabienia i spadku liczebności. Wcześniej oba te obozy reprezentowały diametralnie różne kierunki, a pomiędzy ich oddziałami zbrojnymi – jak choćby w okresie poprzedzającym referendum czerwcowe 1946 roku – dochodziło nawet do walk.
Warto zatem pamiętać, że „Żołnierze Wyklęci” to kategoria znacznie szersza i bardziej złożona niż mógłby sugerować dominujący od pewnego czasu przekaz. Ludzie ci, walcząc o Polskę niepodległą i wolną od Sowietów, walczyli jednocześnie o jej konkretne wizje, które wzajemnie się wykluczały. Ta świadomość jest potrzebna, przybliża nas bowiem do rzeczywistości tamtych tragicznych dni i dylematów, oddalając tym samym od pozornie tylko korzystnej mitologizacji.