Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
dr Grzegorz Lewicki  19 lutego 2015

Powrót Jagiellonów

dr Grzegorz Lewicki  19 lutego 2015
przeczytanie zajmie 6 min

W dobie toczących się na Ukrainie wydarzeń należy ponownie przemyśleć nasze geopolityczne położenie. W tym celu warto sięgnąć do myśli zapomnianego polskiego geopolityka Oskara Haleckiego. Witajcie w środkowoeuropejskiej wspólnocie soft power.

Oskar Ritter von Halecki urodził się w Wiedniu jako syn zniemczonego generała i Chorwatki. W rodzinie miał przedstawicieli prawie wszystkich narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Ojciec rozbudził  w nim zainteresowanie Polską i wysłał na studia historyczne do Krakowa w latach 1909–1914. Magia Krakowa zrobiła swoje. Jako student Halecki dokonał wolnego wyboru i w duchu ejdetyzmu został Polakiem. Odtąd starał się być polskim  głosem za granicą, gdziekolwiek przebywał.

Poglądy na periodyzację historii Europy i podziały geograficzne Halecki wyłożył w niewielkiej książce The Limits and Divisions of European History, która ukazała się po polsku dzięki lubelskiemu Instytutowi Europy Środkowo-Wschodniej. Czym jest dla Haleckiego historia europejska? To przede wszystkim historia narodów Europy potraktowanych łącznie, jako jedna wspólnota. To Europa jako „zrozumiałe pole badań historycznych”, a więc obszerny teren geograficzny w rozumieniu Arnolda Toynbee’ego, który trzeba analizować w całości, by zrozumieć interakcje zamieszkujących go wspólnot.

Co ciekawe, mówiąc o Europie, Halecki nie lubi stosować terminu „cywilizacja zachodnia”, bo słowo „zachodni” może mieć niedobre skojarzenia. Pół biedy, że fraza „cywilizacja zachodnia” wyraża punkt widzenia obserwatora patrzącego na mapę Eurazji i decydującego, że Europa leży na zachód od Azji. Większym problemem dla Haleckiego jest to, że „cywilizacja zachodnia” budzi skojarzenia z „zachodnią częścią Europy” i może wykluczać z zainteresowań badawczych państwa europejskie leżące na wschodzie kontynentu. W ten sposób „cywilizację zachodnią” można rozumieć jako „zachodnioeuropejską”.

Cywilizację naszą można nazwać także łacińską lub chrześcijańską, ale – rozumuje Halecki – ten pomysł też jest niedobry, bo chrześcijaństwa nie da się połączyć z żadną tradycją lub kulturą. Lepszą nazwą będzie po prostu „cywilizacja europejska”, bo to Europa jako wspólnota historyczna, przy całej swojej różnorodności, potrafiła stworzyć wspólne tradycje i zasady kulturowe.

Gdy myślimy o Europie, trzeba unikać dzielenia jej na Wschód i Zachód.

Halecki nie przeczy, że regionalne warunki  geograficzne w dużym stopniu uwarunkowały kultury europejskie, ale położenie na wschodzie czy zachodzie kontynentu nie powinno być pierwszym czynnikiem determinującym zainteresowanie historyka Europy. Tym czynnikiem powinna być charakterystyka danej kultury. W tym miejscu widać u Haleckiego intuicję bliską także Toynbee’emu, że kultura składa się w pierwszej kolejności z intelektualnych cegiełek filozoficzno-religijnych, które dopiero razem wzięte budują przynależność kultury do danego kręgu cywilizacyjnego.

Dużo uwagi poświęca zdefiniowaniu „Europy Wschodniej” i „Europy Zachodniej”. Kolebką Europy Zachodniej jest rzymska strefa w świecie śródziemnomorskim, poszerzona w wyniku podbojów o Italię, Półwysep Iberyjski, Galię, większość Brytanii i część ziem germańskich na północ od linii Ren – Dunaj. Później ta część Europy poszerzyła się o pozostałą część Brytanii oraz o germański wschód – za czasów prób wskrzeszenia imperium zachodniego w roku 800 i 962. W momencie przejścia Skandynawii na chrześcijaństwo – bez udziału Germanów – również te ziemie włączono do Europy Zachodniej. Tak rozumianej – roboczo – Europie Zachodniej Halecki przeciwstawia zachodnią część Europy Wschodniej, czyli katolickie królestwa Polski i Węgier oraz Chorwacji, które próbowały się stawać przyczółkami kultury zachodniej ze źródeł łacińskich, ale z ominięciem wpływów germańskich.

Mamy już więc naszkicowany podział Europy: Zachodnia, romańsko-brytyjsko- germańska, i Wschodnia – w większości słowiańska. Oprócz tego można jeszcze mówić o Europie Środkowej. Tylko gdzie jej szukać?

W gruncie rzeczy można mówić o dwóch Europach Środkowych. Zachodniej, czyli niemieckiej, i wschodniej, czyli słowiańskiej.

Europa Środkowo-Wschodnia w koncepcjach niemieckich była strefą zamierzonych intensywnych wpływów  politycznych, okazała się jednak dla Niemców nazbyt odmienna, nazbyt różnorodna etnicznie  i kulturowo. Jak pisze Halecki, podejmowane przez Niemcy strategie ujednolicenia kulturowego regionu, takie jak wygnanie, eksterminacja czy germanizacja, nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.

Nie tylko sama koncepcja Europy Środkowej, ale też idea dzielenia jej na część wschodnią i zachodnią, ma według Haleckiego głęboki sens, bo dzięki temu możemy stopniowo wychwycić i opisać różnice między tymi regionami. Jedną z tych różnic są inne modele ekspansji. Podczas gdy Europa Środkowo-Zachodnia próbowała podporządkowywać sobie sąsiadów na wschodzie (Halecki poświęca dużo miejsca pangermanizmowi), Europa Środkowo-Wschodnia deklarowała, że nie zamierza podporządkowywać sobie strony zachodniej. Wobec różnic w wojowniczości te dwie części Europy Środkowej współistniały najczęściej w duchu rywalizacji, zwalczania się i równoważenia.

Czym jest dzisiaj Europa Środkowo- Wschodnia? Obecnie obejmuje „wszystkie dwanaście krajów, łącznie z Austrią, które w latach międzywojennych istniały jako państwa niepodległe między Skandynawią, Niemcami i Włochami na zachodzie a Związkiem Sowieckim na wschodzie”. Nie są to państwa jednolite etniczne, a więc ich potencjalny ściślejszy związek byłby możliwy najwyżej w formie federacji.

Jak się ma myśl Haleckiego do współczesności? Oczywiście, czasy się zmieniły. Imperializmów militarnych w Europie  już nie ma. Rywalizacja  rozgrywa się na poziomach wywiadowczym i ekonomicznym. Trauma II wojny światowej spowodowała, że wyrosło pokojowo nastawione pokolenie Niemców, powstała Unia Europejska zmieniająca zasady międzynarodowych gier w regionie. Poza tym postęp techniczny spowodował, że idea bezpośredniego najazdu militarnego straciła na znaczeniu. Dostępność technologii rakietowych i rozwój lotnictwa spowodowały, że alianse polityczne mogą być bardziej rozproszone geograficznie, a mimo to skuteczne.

Ale reguły zmieniły się tylko częściowo. Ekonomiczno-dyplomatyczny alians między Berlinem a Moskwą trwa, a Polska jest krajem relatywnie słabym, który w dodatku nie potrafi chronić swoich elit, co dobitnie pokazała katastrofa w Smoleńsku. Z jednej strony otwartość polityczna Niemiec sugeruje, że jagielloński projekt budowania koalicji państw Europy Środkowo-Wschodniej jest mniej oczywisty niż  w przeszłości. Z drugiej  strony dotychczasowe wysiłki polityczne, by Niemcy traktowały nas jako równorzędnego partnera w polityce międzynarodowej, najwyraźniej spełzają na niczym. Relacje z Rosją są trudne.

Dlaczego więc nie spróbować budowania dyplomatycznej koalicji z państwami Europy Środkowo-Wschodniej? Nie musi chodzić o jakieś wielkie sojusze, ale o delikatny soft-power, krok po kroku uzupełniający naszą politykę, tworzący więzy dyplomatyczne korzystne dla wszystkich zainteresowanych.

Oczywiście, bardzo trudno zharmonizować interesy krajów Europy Środkowo- Wschodniej. Polska nie ma karty przetargowej w postaci pełnego skarbca, a poza tym kraje takie, jak zależne od Rosji Czechy czy Bułgaria, mogą mieć inne zapatrywania na stosunki międzynarodowe. Poza tym kraje bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia – z jednej strony czują dominację Rosji, ale z drugiej strony boją się wpływów polskich. Kraje skandynawskie z kolei były kiedyś chętne do  współpracy, ale nasza dyplomacja od nich się odwróciła.

Według publicysty „Teologii Politycznej” Mateusza Matyszkowicza Polacy postrzegają dziś siebie jako zakleszczonych między Wschodem a Zachodem. Nie tak było w przeszłości, choćby w okresie jagiellońskim. Dziś ze względów historycznych nie traktujemy już jednak Wschodu jako szansy, ale jako miejsce złowieszcze: „Dla szlachty czasów Rzeczpospolitej Wschód to ziemia obiecana, od XIX wieku – miejsce zsyłki” – pisze Matyszkowicz.

W III RP pojawił się pomysł pośredni, między Wschodem jako „szansą” i „zagrożeniem”: mianowicie Polska jako „pomost” między Wschodem a Zachodem; pomysł może nie do końca podmiotowy, ale obiecujący Polsce czerpanie korzyści ekonomicznych z położenia geopolitycznego.

Według Matyszkowicza Polska jako taki kraj tranzytowy była może i ciekawą wizją w okresie odtwarzania polskiej niepodległości, ale dzisiaj można marzyć bardziej odważnie, szczególnie że taka koncepcja nie przewiduje funkcji Polski jako samodzielnego gracza geopolitycznego.

Według publicysty „Teologii Politycznej” prowadzimy obecnie mało ambitną politykę „piastowską” – w tym sensie, że zależy nam tylko na utrzymaniu wpływów kraju w jego etnicznych granicach. Powinniśmy  powrócić do polityki jagiellońskiej, ale nie w jej stereotypowej, karykaturalnej formie, w której chodzi o jednoczenia ziem na wschodzie. Należałoby obrać także dodatkowy kierunek na południe: „Jagiellonowie nie kierowali się bowiem wyłącznie na wschód. Powiększywszy stosownie Wielkie Księstwo, obrali kierunek  na zachód i przede wszystkim na południe. Zawarli unię z Polską, by następnie prowadzić aktywną politykę dynastyczną na południu. Mówić o polityce jagiellońskiej jako wyłącznie polityce wschodniej jest okaleczeniem najważniejszego dziedzictwa Jagiellonów. To tak, jakby wykreślić z historii Rzeczpospolitej królową Bonę i polski Renesans – niezwykle udaną syntezę kultury uniwersalnej przejętej z południowej Europy z całkowicie autonomicznym własnym wyrazem – politycznym i estetycznym”.

Wybór między Niemcami a Rosją jest w dalszym ciągu jakimś wyborem dla Polski, ale wobec sojuszu tych dwóch państw poszerzanie portfela działań strategicznych ma głęboki sens. Choćby ze względu na to, że każde  kolejne narzędzie w ręku zawsze daje dodatkowe możliwości działania. Tylko trzeba nauczyć się marzyć. Zamiast trwać w cieniu myśli geopolitycznej wykuwanej u naszych sąsiadów, może powinniśmy się rozglądnąć za cieniem przenikliwego Haleckiego?

Całość artykułu do przeczytania w XXX-XXXI tece Pressji.

 

Spodobał Ci się ten artykuł? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 4 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

Klub Jagielloński

Nr konta: 16 2130 0004 2001 0404 9144 0001
W tytule: „darowizna na cele statutowe: jagiellonski24”
Dziękujemy!