Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Michał Gawriłow  16 lutego 2015

Matki i córki „Solidarności”

Michał Gawriłow  16 lutego 2015
przeczytanie zajmie 3 min

Czy można zrobić w Polsce film o „Solidarności”, który zachwalają zarówno Barbara  Labuda, jak i Jadwiga Staniszkis? Czy można wyprodukować obraz, którego pokazy zorganizują „Krytyka Polityczna”, ZHR i Kluby Gazety Polskiej? Można.

Tytuł „Solidarność według kobiet” może sugerować kino feministyczne, lewicowe. To jednak mylące skojarzenie. „Solidarność…” nie mieści się w kliszach. To dynamit, który rozsadza nasze wyobrażenia o Solidarności, a równocześnie film delikatny, wręcz empatyczny. Z jednej strony dowartościowuje doświadczenie kobiet Solidarności, opowiada ich poruszające i zapomniane historie. A z drugiej –  zmusza do pytań o koszty transformacji i o dziedzictwo Sierpnia.

Opowiadając o kobietach przez pryzmat losów konkretnych bohaterek –  robotnic, inteligentek, żon i matek – film ukazuje zupełnie zapomniane (wyparte?) oblicze polskiego zrywu. Można by powiedzieć, że pisze kolejny rozdział jego historii, gdyby nie to, że ten rozdział ma objętość i wagę drugiego, równoprawnego tomu. Pod stosem dotychczasowych, drażniąco jednostronnych historii i narracji o latach 1980-1989, autorzy odnajdują prawdziwy skarb Solidarności.

Obraz Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego to kino zaangażowane w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Od pierwszych minut daje się odczuć, że historia, którą opowiadają, aż kipi od emocji, a przecież twórcy nie uciekają do płytkiego sentymentalizmu. To dokument, który wciąga i angażuje. Śledzi się go jak dobre kino sensacyjne, w którym stawką jest prawda, odkrycie zapomnianych heroin solidarnościowej rewolucji.

Jest w tym filmie kilka scen-perełek. Autorzy rozmawiają z niektórymi świadkami wydarzeń jako pierwsi, docierają do unikalnych nagrań. Sekwencja, w której kobiety internowane w obozie w Gołdapi urządzają manifestację na oczach zagranicznych reporterów i zdezorientowanych strażników, robi wrażenie. W pewnym momencie pojawia się płachta z napisem Solidarność, a kobiety pod przewodnictwem Anny Walentynowicz zaczynają śpiewać: A Solidarność / Od Gdańska do Piasta / Blada, bosa, ale czysta/ Przesłoni złą gwiazdę. Są w tym filmie niepublikowane nigdy wcześniej wypowiedzi Anny Walentynowicz i Ewy Ossowskiej. Jest pełna ciepła rozmowa z małżeństwem Gwiazdów. Są dyskusje z Heleną Łuczywo czy Henryką Krzywonos. Poruszająca jest rozmowa z najdłużej przetrzymywanym więźniem stanu wojennego, Ewą Kubasiewicz. Jest jeszcze kilka elementów, które sprawiają, że jest to film ważny.

Empatia – widać, że autorzy naprawdę starają się zrozumieć swoje bohaterki. To film zrobiony z miłości i chęci oddania sprawiedliwości uczestniczkom solidarnościowego zrywu.

Uczciwość – okazuje się, że wychodząc od feministycznej czy lewicowej wrażliwości, można zrobić w Polsce film, który stara się oddać sprawiedliwość wszystkim stronom historycznego sporu. Nie tylko opowiada historię Solidarności z perspektywy kobiet, które dzisiaj reprezentują różne opcje ideowe czy polityczne, lecz także pokazuje punkt widzenia Gdańska czy Neapolu, a nie jedynie Warszawy. Poznajemy historię według profesor Jadwigi Staniszkis i redaktor Heleny Łuczywo, a także według suwnicowych i działaczek społecznych. Może dlatego autorzy filmu otrzymali wsparcie crowdfundingowe i promocyjne zarówno od osób związanych ze środowiskami feministycznymi, jak i prawicowymi. W tym filmie najnowsza historia Polski jawi się wreszcie jako coś, co łączy, a nie dzieli. 

Zaangażowanie – autorzy nie bali się pytać o dalsze losy bohaterek po 1989 roku, o upadające fabryki i emigrację za chlebem na Zachód. Nie zamykają historii z dniem 4 czerwca, lecz poruszają problem jej współczesnego znaczenia. Moment, kiedy reżyserka wraz z jedną z bohaterek spaceruje po opuszczonej, trochę postapokaliptycznej scenerii niszczejącej Stoczni Gdańskiej, robi ogromne wrażenie. 

Forma – twórcy zdecydowali się na dwa zabiegi formalne, które dają ciekawy efekt. Po pierwsze autorzy ujawniają się podczas wielu scen: widzimy jak Marta Dzido towarzyszy swoim bohaterkom, rozmawia z nimi, słyszymy zadawane pytania, widzimy reakcje rozmówców. Po drugie ważną rolę w fabule odgrywają poszukiwania Ewy Ossowskiej, jednej z uczestniczek strajków sierpniowych. Ten zabieg dynamizuje narrację i pozwala autorom zbudować suspens.

Zdjęcia  i dokumenty – niezależnie od tego, czy będzie nam odpowiadała teza i forma filmu,  na pewno warto zobaczyć go dla zdjęć i nagrań, które udało się odnaleźć autorom. Wielokrotnie są to materiały pokazywane po raz pierwszy, posiadające olbrzymią wartość archiwalną. Tak jest w przypadku zdjęć i nagrań Anny Walentynowicz czy wspomnianego materiału z Gołdapi.

Oczywiście „Solidarność…” nie jest filmem bez wad.

Pewne wątki zostały pominięte, niektóre są tylko wspomniane. Nie dowiemy się nic o kwestiach agenturalnych czy obyczajowych. Wydaje się jednak, że to świadoma decyzja twórców, dzięki której w ogóle udało się spiąć film fabularnie. Na pewno forma „reportażowa”, rozmów Marty Dzido z bohaterkami, nie wszystkim musi się podobać.

Podsumowując – to film ważny, odważny  i potrzebny. Stawia ważne pytania i sprawia, że Solidarność staje się tematem, o którym chcą rozmawiać (oby i ze sobą) ludzie o wrażliwości zarówno konserwatywnej, jak i lewicowej.

 

Spodobał Ci się ten artykuł? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 4 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

Klub Jagielloński

Nr konta: 16 2130 0004 2001 0404 9144 0001
W tytule: „darowizna na cele statutowe: jagiellonski24”
Dziękujemy!