Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Konrad Chwast  14 lutego 2015

Wiele twarzy Premier Kopacz

Konrad Chwast  14 lutego 2015
przeczytanie zajmie 6 min

Donald Tusk był premierem niezatapialnym nie dlatego, że potrafił skutecznie odbijać wymierzone w niego pociski, ale dlatego, że żaden z pocisków nigdy go nie dosięgnął. Czy usuwając ze stanowiska Iwonę Sulik, Ewa Kopacz przyznała się, że pocisk przebił kadłub jej rządu?

Wie pan, ja jestem kobietą

Gabinet Ewy Kopacz zaczął pracę od budowy nowej narracji. Już podczas prezentacji rządu świeżo ochrzczona premier wielokrotnie akcentowała, że jej ekipa jest mocno sfeminizowana. W odpowiedzi na pytanie dotyczące Ukrainy stanowczo podkreśliła, że jest kobietą.

Strategia mogła być strzałem w dziesiątkę: taka deklaracja z pewnością ucieszyłaby lewicowy elektorat. Zerwałaby z postrzeganiem polityki jako typowo męskiej domeny czy pokazałaby, że nie liczy się płeć, a kompetencje. Tak się jednak nie stało. Ewa Kopacz popsuła plan budowania nowej narracji już na samym początku. Nie akcentowała kompetencji, a wskazywała na osobiste związki z mianowanymi ministrami; nie punktowała ich zasług, a uwypuklała prywatne i bardzo emocjonalne relacje.

Ewa KopaczZnam ją. Potrafi rządzić twardą ręką. (…) Dzisiaj w Europie resorty przypisywane są kobietom. Silnym kobietom. Nasza Piotrowska jest silną kobietą. Da radę.

W powyższej charakterystyce, jak w soczewce, skupia się zasadniczy problem Kopacz, który będzie towarzyszył jej przez kolejne 100 dni: brak konsekwencji. Z jednej strony pokazuje, że resorty siłowe przyznawane są kobietom, przez co sugeruje, że kobiety posiadają cechy różne od mężczyzn, a więc wedle stereotypu m.in. łagodność i empatię. Z drugiej strony punktuje siłę i „twardą rękę”, które utożsamiane są z mężczyznami.

Jednak nie na to zwróciły uwagę media. „Nasza Piotrowska” i „znam ją” nie nadawały rządowi eksperckiego charakteru, a spłycały go do obiegowej opinii, że w życiu publicznym liczą się głównie znajomości i przychylność ważnych osób w państwie. Familiarność pogrzebała przekaz Kopacz. Szybko ruszyły tryby medialne sugerujące, że premier obsadziła resorty koleżankami. Ten element sprawił, że wystąpienie wypadło mało przekonująco.

„Doktor Jekyll i mister Hajs”

Powyższym sformułowaniem rysownik Andrzej Rysuje podsumował konflikt ministra Arłukowicza z Porozumieniem Zielonogórskim. Andrzej trafił w dziesiątkę, bo dokładnie taki przekaz budował minister zdrowia.

Rozmowa w Radiu ZET:

Monika Olejnik: No dobrze, ale z czego to wynika: z tego, że lekarze boją się, że wydadzą dużo pieniędzy i dlatego odmawiają przyjęcia pacjentów, czy są idiotami, z czego to wynika?

Bartosz Arłukowicz: Pani redaktor wolno powiedzieć więcej niż mi. I powiem tylko tyle, że spośród 160 tysięcy lekarzy, (…) w tak dużej grupie znajdują się lekarze, którzy albo lekarzami nie powinni być, albo pomylili zawód (podkreślenie moje – K.C.) I w tych przypadkach sprawdzamy zawsze merytorycznie, zaś oddajemy te sprawy także do samorządu lekarskiego, którego zadaniem jest rozliczanie tych lekarzy i tu warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób samorząd lekarski sam oczyszcza się z takich patologicznych sytuacji.

Monika Olejnik: Pewnie się słabo oczyszcza…

Bartosz Arłukowicz prowadzi rozmowę wyjątkowo pewnie i świadomie. Wie, że jest na przyjaznym gruncie, że Monika Olejnik podtrzyma jego wizję sporu. Odtąd określenie: lekarze, którzy albo lekarzami nie powinni być, albo pomylili zawód, stanie się wyjątkowo często cytowane w mediach.

4 stycznia, kiedy sytuacja zaczyna robić się coraz poważniejsza, minister zdrowia idzie na spotkanie z Ewą Kopacz. Po wyjściu Arłukowicz nie ustępuje, ale wzmacnia przekaz: Jeśli lekarz grozi zamknięciem gabinetu, to pomylił rolę biznesmena z misją lekarza– mówi. Co ważne, Arłukowicz nie wypracowuje swojego wizerunku w tym konflikcie, ale stara się umocnić pozycję, dyskredytując konkurencję. Co jeszcze ważniejsze, nie buduje żadnego pozytywnego przekazu, lecz sugeruje, że jego przeciwnicy doprowadzili do stanu wyjątkowego, a on sam musi wprowadzić bardzo stanowcze rozwiązania, takie jak umieszczanie nazwisk niepokornych lekarzy na stronie Ministerstwa czy wywieszanie list z otwartymi gabinetami w komendach policji i w siedzibach straży pożarnej.

Sprawa ma finał na kilka godzin przed podsumowaniem 100 dni rządu. Już na konferencji premier dziękuje Arłukowiczowi za jegopracę i determinację. Pan Arłukowicz otrzymał zadanie i w pełni je wypełnił – dodaje. Jednak ten fragment nie jest tak znamienny jak przypieczętowanie narracji, którą prowadził minister zdrowia.

Ewa Kopacz: Państwo wiecie, że sama będąc lekarzem rodzinnym, obserwowałam tę sytuację i miałam wrażenie, że ktoś pomylił chyba zawód. Bo ten zawód jest szczególny i w tym zawodzie trudno mówić o wykonywaniu zawodu. Ja zawsze podkreślałam (…), że zawód medyczny to jest przede wszystkim służba.

Trudno mówić o przypadku. Określenie pomylili zawód pojawia się na tyle często, że prawdopodobnie budowa tego komunikatu została przemyślana i rozpisana na role. Wysoka cytowalność, obrazowość i odwoływanie się do emocjonalnych pojęć (służba, misja), skontrastowanych z biznesem, który nastawiony jest na generowanie dochodu, sprawiły, że przekaz stał się bardzo czytelny, a linia rządu spójna.

W całym eskalowaniu konfliktu z lekarzami i budowaniu aury zagrożenia brakuje jednego elementu – bezpośredniego zaangażowania Ewy Kopacz, jako równowagi dla stanowczego Arłukowicza. W tej doskonale przeprowadzonej operacji na otwartym sercu zabrakło pielęgniarki, która mokrą gąbką zwilżyłaby czoło lekarza. Brakuje troskliwej premier, którą poznaliśmy w trakcie prezentacji rządu. Jednak sam przekaz był na tyle silny i spójny, że Arłukowicz mógł odtrąbić zwycięstwo, którego nikt nie zdążył zweryfikować – bo jeszcze na tej samej konferencji Ewa Kopacz, świadomie lub nie, rozpoczęła walkę z górnikami. 

Mam nadzieję, że niedzielę górnicy spędzą w domu

Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy konflikt z górnikami został wykreowany przez speców od politycznego PR. Nie ma ku temu większych przesłanek, ale jak na dłoni widać, że przeprowadzenie takiej operacji nie jest proste.

Zaraz po rozpoczęciu protestów i po pierwszych objawach niezadowolenia Ewa Kopacz wysyła pełnomocnika do górników, a sama udaje się do Paryża, by potępić agresję na czasopismo „Charlie Hebdo”. Rozmowy na Śląsku zostają zerwane; sprawa zaczyna przypominać postępowanie z lekarzami. Pojawia się konflikt, a Ewa Kopacz „wykonanie zadania” zleca komuś innemu. Negocjacje nie przynoszą skutku, lecz pani premier ma czyste ręce.

Pierwszy zgrzyt pojawia się, gdy kryzys zaczyna wychodzić poza proste emocje i antynomie: kształtuje się coś na kształt społecznej debaty. Protesty obejmują nie tylko kopalnie, ale również miasta, których los w znaczniej mierze uzależniony jest od wydobycia. Kiedy żony górników jadą do Warszawy, aby porozmawiać z prezydentem i poprosić go o wsparcie, Komorowski wysyła na spotkanie z kobietami swoją żonę, a sam umywa ręce.

Jak się później okazało, wystarczyło jedenaście dni, aby porozumieć się z górnikami. Już przy pierwszym spotkaniu z Kopacz górnicy stawiają na swoim. Całą sprawę komentował na antenie TVN dr Jacek Sokołowski, twierdząc, że kryzys był elementem budowania politycznej narracji.

Jacek Sokołowski: Jak wyglądało rozegranie ustawy hazardowej czy kwestii dopalaczy? Dobry car odkrył, że źle dzieje się w państwie i jednym ruchem, jedną ustawą rozwiąże problem. To jest wejście w ten model. Być może nie przewidziano aż takiej skali protestu, a być może do tego stopnia Platforma po prostu nie liczy się z tą grupą społeczną [górnikami – przyp. K.C.], dlatego że to nie jest jej elektorat. To nie są ludzie, u których Platforma próbuje uzyskać głosy potrzebne do wygrania wyborów. Może te głosy uzyskać gdzie indziej – u tych, którzy górników nie lubią.

Przekaz, o którym mówił Sokołowski, był wewnętrznie sprzeczny. Początkowy konflikt z górnikami (i pozowanie na Margaret Thatcher) nie pasuje do wieńczącej go kapitulacji. Ewa Kopacz zmieniła narrację o 180 stopni. Zbudowała sytuację, w której wrażliwi społecznie wyborcy nie mogą jej zaufać. A z drugiej strony przeciwnicy licznych górniczych przywilejów (zwykle młodzi ludzie, którzy o takim standardzie socjalnym mogą jedynie marzyć) nie mogą poczuć miecza społecznej sprawiedliwości.

Na ile więc Ewa Kopacz przypomina Żelazną Damę, która cięciami budżetowymi stała się dla wielu Brytyjczyków ucieleśnieniem drapieżnego utylitaryzmu, a dla niektórych politykiem niemal idealnym?

Brzuszki na wykładzinie

Komunikacja publiczna Ewy Kopacz przeszła cztery fazy. Początkowo kreowała się na kobietę troszczącą się o ojczyznę, o relacje w polskiej polityce i zawyżanie społecznych standardów. W trakcie prezentacji rządu można było odczuć powiew świeżości, jednak szybko został on zaprzepaszczony.

Druga to tabloidowa narracja o byciu matką, babcią i przepracowanym lekarzem. Efekt medialnych „ustawek” jest jednak wyjątkowo krótkotrwały. Nie mają znaczenia również relatywnie drobne wpadki; podobny mechanizm zadziałał w przypadku Bronisława Komorowskiego, o którego ortograficznych potknięciach nikt już nie pamięta. Dlatego pozwoliłem sobie pominąć ten etap w powyższych rozważaniach. 

Trzecia koncentrowała się na sile, stanowczości i wierze w słuszność reform. Można zauważyć, że w konflikcie z lekarzami ta strategia sprawdziła się doskonale, ale jej słabe strony uwypuklił finał górniczych protestów. Kapitulacja Kopacz zdewastowała budowany wcześniej przekaz i nic nie wskazuje, aby dało się go odbudować.

Czwarta jest ciągle otwarta. Całkowita klapa narracji i pozbawienie stanowiska Iwony Sulik sprawiły, że Ewa Kopacz musi rozpocząć komunikację od nowa. Żadna z dotychczasowych formuł nie została konsekwentnie przepracowana. Częste zwroty i nieprzewidywalne zachowania sprawiły, że Kopacz straciła autentyczność. Trudno powiedzieć, czy Małgorzata Kidawa-Błońska i Michał Kamiński są dobrymi kandydatami, aby rozpocząć „nowe otwarcie”.

 

Spodobał Ci się ten artykuł? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 4 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

Klub Jagielloński

Nr konta: 16 2130 0004 2001 0404 9144 0001
W tytule: „darowizna na cele statutowe: jagiellonski24”
Dziękujemy!