Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Wójcik  12 lutego 2015

Nauczmy się liczyć

Piotr Wójcik  12 lutego 2015
przeczytanie zajmie 4 min

Trudno sobie wyobrazić mniej skuteczną pomoc ludziom ubogim niż podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Nie po raz pierwszy okazało się, że wydawać pieniądze trzeba umieć.

Kwota wolna od podatku wynosi w Polsce 3091 zł rocznie, a więc 258 zł miesięcznie. Oznacza to, że dochody powyżej tego są opodatkowane. Posłowie Twojego Ruchu wnieśli, by zwiększyć kwotę wolną do 6253 zł rocznie, czyli 521 zł miesięcznie, co mogłoby odciążyć osoby najmniej zarabiające. Zamiar bardzo szczytny; problem w tym, że kilkukrotnie niższym kosztem można by wesprzeć kilkukrotnie bardziej.

Istnienie kwoty wolnej na poziomie 3091 zł powoduje, że wszystkie osoby zarabiające rocznie co najmniej równowartość płacą roczny podatek zmniejszony o 556 zł – to 18% (dolna stawka PIT) z 3091. Miesięcznie zostaje więc w ich portfelach 46 złotych więcej niż w sytuacji, gdyby tej kwoty nie było. Po podniesieniu, kwota zmniejszająca podatek wynosiłaby 1126 zł, a więc 94 zł miesięcznie.

Inaczej mówiąc, dzięki proponowanym zmianom w kieszeniach wszystkich podatników, których roczny dochód przekraczałby lub byłby równy kwocie wolnej, zostałoby miesięcznie więcej o dodatkowe 48 zł (proponowane 94 zł minus obecne 46), a rocznie o 576 zł (proponowane 1126 zł minus obecne 556).

Cała ta operacja zmniejszyłaby roczne dochody budżetowe o bagatela 14 miliardów zł (według wyliczeń posłów). Nie chcę negować faktu, że 48 zł miesięcznie (lub 576 zł rocznie) dla wielu osób ubogich to kwota znacząca – problem w tym, że bardzo duża część z tej ogromnej, 14-miliardowej kwoty trafiłaby do osób, które takiej pomocy w ogóle nie potrzebują. Tymczasem za kilka miliardów można stworzyć najprostszy program socjalny, przy pomocy istniejących struktur, który pomógłby nieporównanie bardziej.

Według najnowszych danych GUS w Polsce 2,8 mln osób żyje poniżej minimum egzystencji. Wypłacenie dodatkowego zasiłku wysokości 92 zł miesięcznie (1152 zł rocznie), czyli dwukrotnie wyższej niż zysk pochodzący z podniesienia kwoty wolnej, kosztowałoby ok. 3,5 miliarda zł.

Czterokrotnie mniejszym kosztem można dwa razy bardziej wspomóc. Nawet gdybyśmy grupę beneficjentów rozszerzyli do 5 mln najuboższych, a wypłacana kwota wynosiłaby 1728 zł rocznie, czyli byłaby trzy razy wyższa niż korzyść z proponowanego podniesienia, i tak wszystko kosztowałoby tylko 8,64 mld zł.

I nawet gdybyśmy jeszcze przyjęli drastycznie czarny scenariusz, według którego program pochłonąłby koszty administracyjne w wysokości 350 mln zł (co jest niemożliwe, gdyż całe roczne koszty administracyjne NFZ wynoszą ok. 700 mln), wciąż zamknęlibyśmy się w kwocie ok. 9 mld zł. Reasumując, najprostszy program wsparcia dla 5 mln najbiedniejszych Polaków, który pomógłby im trzy razy bardziej niż odrzucone podniesienie kwoty wolnej, i tak kosztowałby o 5 mld zł mniej.

Kwota wolna od opodatkowania to zwykła ulga podatkowa.

System podatkowy oparty o ulgi jest z reguły niesprawiedliwy, gdyż większość ulg premiuje tych, którzy mają więcej – żeby skorzystać z jakiejś, trzeba mieć najpierw środki ku temu.

I tak korzyść z ulgi budowlanej trafia do tych, których stać na budowę domu (a ci, których stać na budowę droższego domu, dostaną wyższy zwrot). Korzyść z tytułu odkładania na indywidualnych kontach zabezpieczenia emerytalnego trafia do tych, których stać na oszczędzanie – ci, którzy więcej odłożą, dostaną większa ulgę. Ci, których nie stać ani na budowę domu, ani na oszczędzanie w IKZE, nie dostaną nic.

Podobnie z kwota wolną: żeby z niej skorzystać, trzeba najpierw zarobić co najmniej jej wysokość.

Osoby, które nie osiągają dochodów, siłą rzeczy z niej nie korzystają. A przecież ich sytuacja jest najtrudniejsza. W wyniku podniesienia kwoty wolnej strumień publicznych środków popłynąłby w dużej mierze do osób, które wcale pomocy nie potrzebują, za to szerokim łukiem ominąłby tych, którzy potrzebują jej najbardziej, gdyż są długotrwale bezrobotni. Oni byliby poszkodowani w dwójnasób: po pierwsze nie dostaliby ani grosza z puli 14 mld; po drugie budżet odczułby ten ubytek tak bardzo, że środków mogłoby zabraknąć na wspierające bezrobotnych instytucje i zasiłki. A co najlepsze, wszystko to zostałoby wprowadzone pod hasłem… pomocy najuboższym.

Głównym problemem Polaków nie są wysokie obciążenia, ale bardzo niskie płace przed opodatkowaniem.

Dodatkowe 48 zł miesięcznie nie sprawi, że przestaniemy być tanią siłą roboczą Europy. Za to pytaniem jest, czy na pewno tych 48 zł byłoby wystarczającą korzyścią dla osób najmniej zarabiających, w sytuacji gdy finanse publiczne schudłyby o 14 mld zł, w związku z czym usługi publiczne byłby jeszcze bardziej niedofinansowane – a z nich korzystają w dużej mierze właśnie najubożsi. Bogatsi stosunkowo częściej korzystają z usług prywatnych lekarzy, posyłają dzieci do prywatnych szkół, jeżdżą prywatnymi samochodami etc. Ich brak tych 14 mld zupełnie nie dotknie, za to z drugiej strony 48 zł, które przecież również dostaną w wyniku podniesienia kwoty wolnej, nawet nie zauważą. 

W krajach, w których porządek społeczny jest najbardziej sprawiedliwy, a rozwarstwienie najmniejsze, kwota wolna od opodatkowania odgrywa zupełnie marginalną rolę.

W Szwecji wynosi ona ok. 5 proc. średniego wynagrodzenia, w Holandii 6 proc., w Norwegii ok. 9 proc., w Danii 10 proc. Jej wysokość względna rośnie w krajach anglosaskich (Wielka Brytania 38 proc., Irlandia 25 proc.), w których sprawiedliwością społeczną nigdy się jakoś specjalnie nie przejmowano. Kwotą wolną Polska (6,5 proc.) przypomina bardziej kraje północnej Europy, choć oczywiście żadnych innych standardów w naszym kraju nie da się porównać z tymi ze Skandynawii. Ale podwyższenie kwoty wolnej w żaden sposób do sprawiedliwego porządku nas nie zbliży.

Dużo lepiej byłoby znacznie obniżyć podatek VAT, który zawsze obciąża proporcjonalnie bardziej osoby ubogie (im ktoś ma mniej pieniędzy, tym większą ich część wydaje na bieżącą konsumpcję, gdyż na co innego już ich nie starcza).

Powstały ubytek można zrekompensować chociażby poprzez proporcjonalne w stosunku do osiąganych dochodów oskładkowanie przedsiębiorców i samozatrudnionych, którzy obecnie płacą stałą składkę w wysokości ok. 1100 zł, nawet gdy ich dochód wynosi setki tysięcy złotych miesięcznie; zniesienie liniowego podatku PIT dla przedsiębiorców (ochoczo korzystają z niego świetnie zarabiający samozatrudnieni, którzy żadnymi przedsiębiorcami nie są) i wstawienie w jego miejsce skali, czy też większe obciążenie dochodów kapitałowych, które są w Polsce opodatkowane wyjątkowo nisko (19 proc., tymczasem w Niemczech 25%, a w Skandynawii ok. 30%). Możliwości zmiany naszego drastycznie niesprawiedliwego systemu podatkowego, w którym im ktoś jest bogatszy, tym mniej obciążony, jest mnóstwo – podwyższenie kwoty wolnej jest najmniej skuteczną z nich.