Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartłomiej Orzeł  25 listopada 2014

Spółka ze społeczną odpowiedzialnością

Bartłomiej Orzeł  25 listopada 2014
przeczytanie zajmie 5 min

Przedsiębiorcy w Polsce to źli wyzyskiwacze i uciskacze, nierespektujący praw pracowniczych. Dodatkowo nie ma z nich żadnych korzyści społecznych – to teza powtarzana wielokrotnie przez środowiska lewicowe gospodarczo, reprezentowane nie tylko przez osoby takie jak Piotr Szumlewicz czy Piotr Ikonowicz, ale również ludzi mających znacznie bardziej trzeźwe i realne propozycje na zmianę świata niż 95% podatek dochodowy dla najbogatszych.

Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w dzisiejszym świecie przewagę konkurencyjną oraz niezależność państw budują przedsiębiorstwa. Czym byłyby Niemcy bez Volkswagena lub BASF, Japonia bez Toyoty czy Nikona, Włosi bez Fiata, Szwedzi bez Ikei, a Stany Zjednoczone bez niezliczonej ilości ponadnarodowych korporacji? I to nie tylko pod względem gospodarczym i zamożności „ludu pracującego”, ale również pod kątem innowacyjności, bezpieczeństwa i pozycji wśród państw globu. Rolę tę bardzo mocno podkreśla Jan Filip Staniłko w raporcie „W poszukiwaniu dynamiki i skali”, gdzie analizuje polskie przedsiębiorstwa. Jest jednak jeszcze jeden czynnik – czysto społeczny – który wskazuje na to, jak bardzo wszyscy potrzebujemy prawdziwych przedsiębiorców

W ostatnim czasie (a zwłaszcza w okresie embargo na polskie warzywa i owoce) bardzo modny stał się termin patriotyzmu gospodarczego, eksploatowany do granic możliwości i odmieniany przez wszystkie przypadki zarówno przez przedsiębiorstwa, polityków, jak i konsumentów-amatorów polskości. Jest to oczywiście zjawisko jak najbardziej pozytywne, jeśli nie jest prawnym ingerowaniem w wolnorynkową konkurencję. Większa sprzedaż produktów przekłada się na wyższe pensje dla pracowników, stabilizację sytuacji rynkowej, a przede wszystkim na rozwój przedsiębiorstwa.

Pod chwytliwym hasłem patriotyzmu gospodarczego kryje się jednak znacznie więcej niż tylko nawoływanie do kupna rodzimych produktów – istnieje również druga strona medalu, czyli odpowiedzialność przedsiębiorców za ojczyznę. Niezależnie, czy w skali makro – a więc za Polskę, czy mikro – za gminę, miejscowość, osiedle lub nawet ulicę.

Właściciele firm w dużej mierze mają problem ze zrozumieniem istoty tego problemu. Wynika to z tego, że często pojmują prowadzenie biznesu jako coś bardzo egoistycznego, nie mając poczucia wspólnoty, a co za tym idzie, nie rozumieją własnego potencjalnego wpływu na otaczającą przestrzeń. Tymczasem na nich spoczywa naprawdę duży ciężar odpowiedzialności za społeczeństwo.

Oczywiście, większość z Was powie – odpowiedzialność i rola biznesu kończy się tam, gdzie odcinek bankowy od pensji pracownika i podatku CIT. To zrozumiałe podejście. Reszta to rola administracji publicznej, szkół, szpitali, stowarzyszeń, fundacji i tym podobnych instytucji. Jasnym jest również to, że nie neguję ich prawa do wypracowanych zysków – ciężka praca i litry potu to ich pieniądze. Jednakże przedsiębiorca mający w sobie poczucie więzi z otoczeniem zdaje sobie sprawę z własnego znaczenia w kwestii rozwoju najbliższej przestrzeni i osób, które są bliższymi lub dalszymi sąsiadami.

Istnieją naturalnie właściciele firm, którzy swoją funkcję doskonale rozumieją i można przedstawiać ich jako wzorce społecznej odpowiedzialności biznesu.

Realizują się w naprawdę przeróżnych dziedzinach i wspierają liczne inicjatywy – począwszy od działalności typowo charytatywnej, poprzez sport, zakończywszy na rozbudowie infrastruktury.

Nie jest trudno zgadnąć, że największą popularnością cieszą się pierwsze działania– firmy chętnie przekazują domom dziecka świąteczne paczki, a lokalni sklepikarze pozwalają na zbiórki towarów na rzecz biednych rodzin (często zwiększając przy tym zyski). Zasadniczo to najłatwiejszy sposób pomocy, a co za tym idzie, najbardziej popularny; jednocześnie ciągle bardzo potrzebny w naszym społeczeństwie.

Sponsorowanie czy wręcz całościowe utrzymywanie lokalnego klubu sportowego to najczęściej domena osób mocno zapalonych do danej dyscypliny, a przy okazji stosunkowo majętnych. Jednocześnie oprócz zaspokajania w ten sposób własnych ambicji, pozwalają oni młodym ludziom realizować się i szukać szczęścia w czymś trochę innym niż kolejna butelka Żubra otwarta pod klatką schodową. Gdzie byłaby teraz Legia Warszawa bez pieniędzy ITI, a obecnie Bogusława Leśniodorskiego? Lech bez Adama Kadzińskiego, właściciela spółki Amica? Czy gdyby nie ogromne pieniądze włożone przez właścicieli klubów w rozwój akademii piłkarskich, w dorosłej reprezentacji graliby Linetty, Żyro czy Łukasik? Bez Dariusza Miłka, właściciela CCC, młode dziewczęta w Polkowicach raczej nie mogłyby marzyć o grze w ekstraklasie koszykarek, podobnie jak dzieciaki z Będzina nie miałyby szansy zakosztować siatkówki na najwyższym poziomie bez Banimexu. Nie miałyby żadnej motywacji, żeby w pocie czoła trenować, zamiast chodzić na dyskoteki i zażywać narkotyki. A to tylko przykłady z najwyższych klas rozgrywkowych – ale przecież i w niższych ligach istnieją kluby takie jak Skalnik Bogdański Kamionka Wielka czy KS Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie.

Bardzo wiele inicjatyw natury patriotycznej i społecznej nie miałoby szansy doczekać się realizacji bez pieniędzy, ale przede wszystkim bez chęci i wewnętrznych wartości osób takich jak prezes PKO Zbigniew Jagiełło, który zakochał się w idei Akademii Nowoczesnego Patriotyzmu, czy Marek Jakubiak, który wykłada środki na portal Kresy.pl. Wiele imprez kulturalnych nie istniałoby, gdyby nie sponsorzy, zazwyczaj bardzo drobni i lokalni – festiwale i przeglądy sztuki, konkursy, wernisaże, festyny czy wystawy. Pamiętam, że kiedy jeszcze uczyłem się w rodzinnym Nowym Sączu, corocznie odbywała się wycieczka do jednego z krakowskich teatrów. Pewnie do dziś to się nie zmieniło – głód kultury był wśród młodych (i nie tylko młodych) sądeczan naprawdę spory, a jedyne, co miasto miało do zaoferowania, to amatorska grupa Teatru Robotniczego, która dawała przedstawienia bardzo rzadko. Jednakże dzięki wielu lokalnym przedsiębiorcom, takim jak Fakro czy Koral, rokrocznie udaje się ściągnąć najlepsze teatry z całej Polski na deski sądeckiego Miejskiego Ośrodka Kultury, tak, aby nie trzeba było jechać do stolicy województwa, by zakosztować sztuki.

Szerokim łukiem są póki co omijane projekty inwestycyjne w systemie partnerstwa publiczno-prywatnego, chociaż ich popularność rośnie. Nie jest to jednak coś, co można traktować w kategorii budowania wspólnoty i odpowiedzialności za otoczenie – inwestor po prostu uzyskuje korzyści finansowe, jest to więc kolejny sposób działania biznesowego. Trzeba jednak docenić, że dzięki temu rozwiązaniu możemy jeździć po równych drogach, korzystać z rond i podziemnych parkingów, na które miast i gmin często nie byłoby stać.

Warto zwrócić uwagę na pewne działania firm, które dokonują zmian w najbliższej sobie przestrzeni. Kilka lat temu można było przeczytać o kilku przedsiębiorcach z nadmorskiej gminy, którzy postanowili na własny koszt wyremontować ulicę prowadzącą również do jednego z osiedli. Doprowadzanie nowych dróg czy remonty tych wiodących do fabryk, przebudowa skrzyżowań i rond, budowa chodników w pobliżu inwestycji to tylko kilka przykładów, jakim torem ta współpraca może i powinna iść, aby naprawdę zaspokajać potrzeby wszystkich stron – sfer publicznej, prywatnej i społecznej. Przedsiębiorcy powinni poczuć odpowiedzialność za wspólnotę i zrozumieć, że to, co należy do ich działań, nie kończy się na ogrodzeniu zakładu produkcyjnego czy murach galerii handlowej, a wychodzi znacznie dalej – chociażby na pobliskie blokowisko. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby właściciel prywatnego przedszkola udostępniał plac zabaw wszystkim dzieciom z pobliskiego osiedla domków jednorodzinnych. Do tego jednak nie mogą go zmuszać przepisy (obecnie zresztą takie nie istnieją) – on musi chcieć sam z siebie zrobić to dla sąsiadów.

Oczywiście to wszystko to też w większości przypadków czysty biznes – zwykły sponsoring. Większość działań odbywa się na zasadzie ja Ci daję pieniądze, a Ty w zamian umieścisz nazwę firmy lub moje nazwisko.

Jednakże nie ma wątpliwości, że wśród właścicieli firm znajdziemy bardzo wielu prawdziwych zapaleńców i ideowców, którzy robiąc coś, co sami uważają za słuszne, przyczyniają się do rozwoju naszej ojczyzny.

Takich przedsiębiorców potrzebuje Polska, żeby stawać się coraz lepszą.     

Artykuł powstał w ramach projektu „Przyszłość Europy zależy od młodzieży” finansowanego ze środków programu Erasmus Plus.