Duda, Łuczewski, Rojek: Herezja mesjanizmu
25 marca 2013 roku w Warszawie w Franciszkańskim Centrum Duchowości i Kultury odbyła się dyskusja Czy mesjanizm jest herezją? zorganizowana przez kwartalnik „Więź”.
Prowadząca dyskusję Ewa Kiedio rozpoczęła od zacytowania fragmentu Katechizmu Kościoła Katolickiego. „Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele. To oszustwo Antychrysta ukazuje się w świecie za każdym razem, gdy dąży się do wypełnienia w historii nadziei mesjańskiej, która może zrealizować się wyłącznie poza historią przez sąd eschatologiczny. Kościół odrzucił to zafałszowanie Królestwa, nawet w formie złagodzonej, które pojawiło się pod nazwą millenaryzmu, przede wszystkim zaś w formie politycznej świeckiego mesjanizmu, «wewnętrznie perwersyjnego»” (KKK: 675–676). „Czy wobec takiego cytatu – spytała dramatycznie redaktorka „Więzi” – mamy w ogóle jeszcze nad czym się zastanawiać?”.
Czy mesjanizm jest herezją?
Paweł Rojek: To ciekawe, że akurat w dyskusji o mesjanizmie tak chętnie szafuje się oskarżeniami o herezję. Szczególnie często robią to liberalni katolicy, którzy w innych sytuacjach nie są wcale skłonni stać z katechizmem w ręku i oceniać ortodoksyjność swoich i cudzych wypowiedzi. Chciałbym przede wszystkim zauważyć, że przedstawiony fragment katechizmu nie dotyczy po prostu mesjanizmu, lecz „pseudo-mesjanizmu” i „świeckiego millenaryzmu”. Te określenia zmieniają wszystko. Ludzka historia ma wymiar doczesny, w którym wzrasta, oraz wymiar eschatologiczny, nieosiągalny wysiłkami ludzkimi. Polskim mesjanistom chodziło o budowanie Królestwa Bożego na ziemi, co wcale nie wyklucza oczekiwania na Paruzję. Potępiany w katechizmie pseudo- i świecki mesjanizm negują właśnie ten wymiar eschatologiczny.
Warto zwrócić uwagę, że te dwa paragrafy o mesjanizmie są w istocie wymierzone w komunizm i nazizm. Pojawiają się w nich odniesienia do encykliki Piusa XI Divini Redemptoris potępiającej radziecki komunizm i dokumentu Św. Oficjum De Millenarismo piętnującego Trzecią Rzeszę.
Obie te ideologie, podobnie jak niektóre skrajne nurty teologii wyzwolenia, dostrzegały tylko doczesny wymiar historii. Oczywiście taka wizja jest nie do zaakceptowania dla wierzących. Nie można jednak potępić wizji, która uznaje zarówno postęp w dziejach, jak i perspektywę eschatologiczną.
Samo pojawienie się terminów „mesjanizm” czy „millenaryzm” o niczym nie świadczy, bo terminy te mają wiele różnych znaczeń. Nie jest trudno znaleźć takie znaczenia, które będą sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Andrzej Walicki w wielu swoich pracach wskazywał, że polski mesjanizm można traktować jako pewną odmianę millenaryzmu, rozumianego jednak nie jako pojęcie z zakresu herezjologii, lecz historii idei. W takim właśnie sensie używałem tego pojęcia w swoim tekście. Byłoby naiwnością bić na alarm tylko z tego powodu, że takie samo słowo pojawia się na kościelnym indeksie. Najlepszym świadectwem ortodoksyjności millenaryzmu w tym sensie jest to, że według Walickiego II Sobór Watykański miał wyraźnie charakter millenarystyczny, bo postrzegał postęp ludzkości w dziejach jako element budowania Królestwa Bożego .
Sebastian Duda: Muszę zaprotestować. Katechizm w tym miejscu potępia nie tylko świeckie mesjanizmy. Pseudomesjanizm polega na tym, że człowiek uwielbia samego siebie, zamiast Boga i jego Mesjasza. Chrześcijaństwo jest bez dwóch zdań religią mesjańską. Christos to tyle co „namaszczony”, „pomazaniec”, tyle co „mesjasz”. Pseudomesjanizm jest odejściem od do Boga i jego mesjasza do uwielbienia człowieka. Odrzucony został nie tylko świecki mesjanizm, ale także wszelki polityczny millenaryzm. Kościół nie potępia przy tym komunizmu i nazizmu in concreto, ale pseudomesjanizm, który objawia się nie tylko w tych dwóch ideologiach.
Czym jest Królestwo Boże? Chrześcijanie od zawsze mieli kłopot z tym terminem. W Ewangelii św. Marka czytamy na przykład, że „przybliżyłosiękrólestwo Boże” (Mk1: 15), a u św. Łukasza, że „królestwo Boże pośród was jest” (Łk 17: 20–21). Wiemy, że Kościół nie jest tożsamy z Królestwem Bożym, stanowi tylko jego zaczątek. Dość problematyczne wydaje mi się wobec tego mówienie o budowaniu Królestwa Bożego. Skoro ono już jest, to powinno być w pierwszym rzędzie szukane – chodzi o rozpoznanie pewnej rzeczywistości. Ta rzeczywistość nie może mieć jednak politycznego charakteru. Dostrzeganiem realizacji Królestwa Bożego w formach politycznych jest właśnie pseudomesjanizm.
Michał Łuczewski: Myślę, że polscy mesjaniści byliby zdziwieni, gdyby im powiedziano, że mówią to samo co Katechizm Kościoła Katolickiego. Mickiewicz uważał, że czas Kościoła katolickiego się skończył, a dodatkowo próby kodyfikowania wiary w formie katechizmu są jakimś nieporozumieniem. Moim zdaniem nie ma żadnego sporu, czy polscy mesjaniści byli ortodoksyjni czy nie, bo sami się za ortodoksyjnych nie uważali. Sami widzieli mesjasza, a przynajmniej Jana Chrzciciela, w Andrzeju Towiańskim czy Napoleonie. Mało tego, dla Mickiewicza nowy kościół miał być w takim stosunku do Kościoła katolickiego, jak chrześcijaństwo do judaizmu. Na tym można zakończyć, nie da się wymyślić sofizmatu, który by to zmienił. Zgodnie z tym, czego naucza Kościół, mesjanizm, jako próba budowania Królestwa Bożego na ziemi, jest herezją.
Więzienie i posterunek
Paweł Rojek: Obawiam się, że spory pojęciowe i historyczne, jakkolwiek pasjonujące, mogą zakrywać coś, co jest bardzo ważne, co nas obchodzi i co jest autentycznym problemem chrześcijaństwa.
Jednym z najstarszych zabytków piśmiennictwa chrześcijańskiego jest tak zwany List do Diogneta, w którym znajduje porównanie chrześcijaństwa do świata. Chrześcijanie do świata mają się tak, jak dusza do ciała. Pojawia się tam interesujący punkt – autor tego pisma stwierdza, że chrześcijanie są duszą świata i ta dusza jest en tini froura w ciele. Ten dwuznaczny zwrot wzięty jest z platońskiego Fedona. Władysław Witwicki tłumaczy to tak, że dusza jest „jak gdyby w więzieniu”, natomiast Ryszard Legutko – „jak gdyby na posterunku”. Sądzę, że to drugie tłumaczenie jest właściwsze. Chrześcijanie są na posterunku, spełniają pewne zadanie, które postawił przed nimi Bóg. Ich misją nie jest bierne oczekiwanie na wyzwolenie czy wyrzekanie się świata.
To jest właśnie główna idea polskiego mesjanizmu, a nie anegdoty związane z Towiańskim czy Napoleonem. Cała ziemska rzeczywistość ma zostać przeniknięta religią. Ewangelia kończy się wezwaniem do głoszenia Chrystusa aż po krańce ziemi (Dz 1:8). Te słowa można rozumieć w sensie geograficznym, ale także społecznym, politycznym i intelektualnym. Chrześcijaństwo powinno przeniknąć nie tylko do wszystkich narodów, ale także do filozofii, nauki, ekonomii i polityki.
Jest to proces odwrotny od tego, z czym mamy do czynienia od nowożytności. Nowożytność zaczęła się właśnie od uznania, że istnieją sfery – na przykład polityka i ekonomia – które mają pozostać zamknięte na religię. To tak, jakby uznać, że pewne kontynenty powinny być wyłączone z misji chrześcijańskiej. Na szczęście nowożytność się skończyła.
Sebastian Duda: W jaki sposób pierwsi chrześcijanie „stali na posterunku”? Odmawiali służby wojskowej, odmawiali składania ofiar cezarowi. Świat dość szybko uzyskał u nich negatywną konotację. Chrześcijanie raczej odwracali się od niego, a nie przemieniali go. Służbą było tylko głoszenie Ewangelii i budowanie własnej wspólnoty.
Chrześcijańskiej przemiany świata nie można dokonać za pomocą środków politycznych. Jesteśmy zbyt mocno przyzwyczajeni do wizji teokracji, Christianitas, która wcale nie była zawsze obecna w Kościele. W pierwszych trzech wiekach istnienia Kościoła nie było politycznej aktywności chrześcijan, nie było chrześcijańskiej polityczności. A – moim zdaniem – pseudomesjanizm nie jest niczym innym jak właśnie narzucaniem politycznej struktury na orędzie chrześcijańskie.
Michał Łuczewski: Rzeczywiście, we wczesnym chrześcijaństwie popularne było mówienie o chrześcijanach jako milicji, wojsku imperatora-Chrystusa. Niezależnie, czy chodzi o posterunek czy o więzienie – można mieć na myśli to samo. Jeśli Chrystus jest imperatorem, to nie jest takim imperatorem jak August. Chrystus odpowiada Piłatowi: „Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18: 34). Co to znaczy? Że jest męczennikiem. De facto bycie królem, imperatorem oznacza męczeństwo.
Wszystkie figury Chrystusa – król, kapłan, prorok – wiodą do męczeństwa. Trwanie na posterunku to gotowość głoszenia, co w tamtym czasie kończyło się męczeństwem.
To jest nieustanne dawanie świadectwa światu, a nie budowanie partii politycznych. Odwołanie się więc do wczesnego chrześcijaństwa może służyć mesjanizmowi wewnętrznemu, indywidualnemu, niepolitycznemu, którego najwyższym wyrazem jest męczeństwo.
Polityka i struktury zła
To prawda, że poszczególne sfery życia coraz bardziej się autonomizują. Nie możemy się jednak cofnąć i wszystkiego schrystianizować. Katolicka nauka społeczna jest tego świadoma, czego wyrazem jest kategoria struktur zła. Instytucje wypaczają nasze intencje – wchodzimy w nie, chcemy w nich być chrześcijanami, a mimo mechanizmy okazują się silniejsze niż nasza wola. Należy więc zacząć od zastanowienia się, jak te struktury jesteśmy w stanie zmieniać. Być może musimy zacząć wszystko od początku. Zamiast angażować się politykę i ekonomię, musimy przede wszystkim stworzyć silny Kościół, silną rodzinę, silne więzy przyjaźni, które później będą wpływały na politykę i ekonomię, tak jak to miało miejsce dwa tysiące lat temu. Wtedy też święty Paweł żył w strukturach zła i walczył z nimi nie przez stawanie się ich częścią, ale oddzielając się od nich, tworząc Kościół. I ten Kościół dokonał o wiele większej rewolucji.
Mesjanizm staje się niebezpieczny, gdy zaczyna korzystać z przemocy. Jeśli mesjanizm jest naśladowaniem Chrystusa, czymś oddolnym, jeśli tworzy wspólnoty, nie ma żadnego zagrożenia. Jeśli jednak mesjaniści sięgają po władzę i przemoc, muszą zajmować się czymś sprzecznym z nauczaniem Chrystusa. Na przykład projektować czołgi, tak jak Antoni Bukaty. W sumie dobrze, żeby Polska miała czołgi, nie ma jednak nic dalszego od tego, co głosił Chrystus. Myślę, że ani Chrystus, ani święty Paweł nie poszliby do Powstania Warszawskiego. Kościół musiał się jednak jakoś dostosować, ze względu na zwłokę w przyjściu Mesjasza. Dziś nie możemy się zachowywać tak samo, jak pierwsi chrześcijanie.
Paweł Rojek: Istnieją struktury zła, ale istnieją też struktury dobra. Tak samo jak zło może być osadzone w kulturze, tak samo możemy przez stulecia przecierać ścieżki dobra. Mam takie dość konserwatywne przekonanie, że wytworzone przez nas procedury społeczne w wielkiej mierze skłaniają do dobra. Cała ludzka kultura, wszystkie instytucje które tworzymy, począwszy od rodziny, a skończywszy na Kościele, to struktury dobra.
Wciąż dostrzegam pewną niekonsekwencję w sprawie polityki. Wielu zgadza się, że religia powinna przenikać wszystko, ale zarazem czyi wyjątek dla polityki. Wszędzie czają się niebezpieczeństwa, nie zwalniają one jednak z realizacji agendy chrześcijańskiej, także w życiu politycznym. Jest to coraz trudniejsze, być może przyjdzie czas, że trzeba będzie zerwać z tym porządkiem, na razie jednak chyba nie wszystko jest stracone.
Sebastian Duda: Dlaczego nie polityka? Królestwo Boże nie zostało dane ludziom, żeby je budowali, tylko żeby go szukali. Dla Jezusa Ewangelia nie była strukturą polityczną. Co do konserwatyzmu, to właśnie pierwsi chrześcijanie pokazali nam, że nie zawsze konserwatyzm jest czymś dobrym. Pierwszym oczywiście pokazał to święty Paweł. Wszystkie jego listy są świadectwem sporu z konserwatystami. Pojawiają się iudaisantes, chcący utrzymać stary porządek, bo wszystko w Prawie jest dobre, bo struktury, które daje nam kult są dobre. W takim jednak wypadku zagrożona zostaje inkluzyjność.
Konserwatyzm nie powinien być absolutyzowany. W Liście do Rzymian szczególnie widoczna jest ambiwalencja – Prawo jest dobre, ale Prawo powinno zostać właściwie ustanowione także dla tych, którzy teraz do Kościoła przychodzą, inaczej ich stracimy dla Chrystusa.
Trzeba przyznać, że dziś demokracja liberalna to nie jest już tak atrakcyjna dla chrześcijan, jak za czasów Adenauera, kiedy nawet retoryka polityczna była chrześcijańska. Teraz jest achrześcijańska bądź antychrześcijańska. Jaką postawę powinniśmy przyjąć? Czy polityczny, upartyjniony konserwatyzm to jedyna odpowiedź? Sądzę, że nie. Do czasów Konstantyna chrześcijanie stali obok, nie chcieli chrystianizować cesarstwa. To, że cesarz został chrześcijaninem, było zaskoczeniem dla nich samych. Dziś nie żyjemy już w takich czasach. Odejście od Christianitas następuje na naszych oczach.
Każda próba nałożenia politycznych form na mesjanizm chrześcijański zakłada, że jest możliwa polityczność, która ostatecznie przeciw chrześcijaństwu nie wystąpi. Moim zdaniem to złudzenie. Czym innym jest bowiem „oddolne” chrystianizowanie polityki, a czym innym „chrześcijańska polityczność” , czyli polityczna forma i działanie mające na celu (niejednokrotnie siłą i przymusem) chrystianizowanie innych. W takiej „chrześcijańskiej polityczności” autentyczne (to znaczy wolne, wzmacniane łaską) poszukiwanie Królestwa Bożego nie bardzo może się urzeczywistnić.
Michał Łuczewski: Mieliśmy w redakcji pisma „Czterdzieści i Cztery” dyskusję, jak daleko mesjanista może zaangażować się w politykę. Możemy się angażować, ale musimy wiedzieć, w co wchodzimy. Jarosław Gowin mówił nieco żartobliwie, że polityka to przestrzeń demonów. Królestwo Boże to tworzenie wspólnoty, jedności wokół Chrystusa, a polityka oparta jest na nieustannym podziale i walce. Trudno polityce budować jedność. Kościół ma to czynić, ale nawet Kościół się dzieli. Struktury zła – polityka, prawo, ekonomia – wchodzą do samego Kościoła i następnie ten Kościół zaczyna mówić innym językiem niż do tej pory. Dlatego istnieje fundamentalne napięcie między polityką a Kościołem.
Co powinniśmy robić? Przede wszystkim zrozumieć świat w którym żyjemy. Apokaliptyzm to właśnie realne spojrzeniem na rzeczywistość. Kluczowe jest istnienie przemocy. W Polsce widać to bardzo wyraźnie, jesteśmy świadkami małej polskiej apokalipsy, na naszą miarę. Musi zdarzyć się cud, jakieś objawienie, by ludzie, którzy są ze sobą w konflikcie, umieli sobie przebaczyć i stworzyć wspólnotę. Patrzymy realistycznie i czekamy na kogoś, kto skończy ze strukturami zła. Na razie musimy rozpoczynać od samych siebie.
W tekście Sebastiana Dudy pojawia się wątek religii smoleńskiej. Ma on za złe mesjanistom, że się angażują w partie. Mowa na przykład o Wojciechu Wenclu, który przeszedł od mesjanizmu wewnętrznego do mesjanizmu politycznego, w którym Jarosław Kaczyński może nie jest Chrystusem, ale Napoleonem na pewno. Mnie to nie dziwi, że po Smoleńsku retoryka PiS-u staje się coraz bardziej mesjanistyczna, że powracają kwestie obrony chrześcijaństwa w Europie. Partia próbuje budować ruch społeczny, który odwołuje się do religii, bo w Polsce nie da się stworzyć dużego ruchu politycznego bez religii. Kontakt między partią a mesjanizmem jest więc obustronny. Wobec tego zarzut instrumentalizacji polityki nie jest taki mocny, bo politycy sami się mesjanizują.
Paweł Rojek: Być może niepotrzebnie użyłem słowa „konserwatyzm”. Chodziło mi tylko o dostrzeżenie roli wspólnoty i instytucji. Tekst Mesjanizm integralny doczekał się dwóch bardzo ostrych i diametralnie różnych komentarzy. Sebastian Duda w „Więzi” zarzuca mu, że jest prawicowo-konserwatywny, a wcześniej Anna Woźniak z „Nowego Państwa” stwierdziła, że pod płaszczykiem ducha chrześcijańskiego przemyca marksizm. Mesjanistyczny program zmiany rzeczywistości ma oczywiście aspekty konserwatywne w potocznym rozumieniu, ale zawiera także wielki lewicowy patos przemiany świata. Mesjanizm nie jest ani prawicowy, ani lewicowy, wykracza poza proste dychotomie. Za to konserwatywny w negatywnym sensie wydaje mi się apokaliptyzm – jeśli uważamy, że przebywamy na świecie jak w wynajmowanym mieszkaniu, to nie bierzemy za niego żadnej odpowiedzialności. Możemy go zostawić takim, jakim jest. Jest to najbardziej obskurancki i wsteczny konserwatyzm, który zostawia świat na pastwę „zwierzchności”, „władz”, „mocy” i „panowań” (Ef 1,20-23). Religia jest ostatnią nadzieją świata. Jeśli uznamy, że świat nas nie obchodzi, zapadnie zmrok.
Współpraca: Adam Szczupak
Rozmowa pochodzi z ostatniej teki Pressji „Intronizacja: ludowy postsekularyzm”