Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  29 października 2014

Czy możliwa jest dojrzała rewolucja?

Piotr Kaszczyszyn  29 października 2014
przeczytanie zajmie 5 min

Wczoraj komuny, wolna miłość, kwiaty w lufach karabinów. Dziś Twitter, iPhone’y, okupowane place i ulice. Czy możliwy jest dojrzały bunt?

Analizując rewolucję ’68, można wyróżnić trzy elementy. Pierwszy to poziom ideowy. W przypadku „dzieci kwiatów” była to wizja „cywilizacji libidalnej”, o jakiej pisał filozof „szkoły frankfurckiej” Herbert Marcuse. Za tym pojęciem kryło się przekonanie o niezbędności rewolucji seksualnej, wyzwolenia się z moralnych okowów burżuazyjnego społeczeństwa; niechęć do porządku kapitalistycznego, pragnienie poszukiwania własnego autentycznego „ja” w oparach narkotyków, które miały nas doprowadzić do nowych, niezwykłych i dotychczas niedostępnych poziomów jaźni. Ten ideowy poziom był jednocześnie najważniejszym z wszystkich trzech poziomów rewolucji ’68. Przyjęcie postulatów „cywilizacji libidalnej” mobilizowało jej entuzjastów i praktyków do tworzenia alternatywnych instytucji życia społecznego, jakimi były hipisowskie komuny.

Poziom polityczny to postawa głębokiej antypolityczności. W pierwszej kolejności przejawiała się ona w całkowitej awersji oraz odrzucaniu istniejących instytucji partyjnej i zhierarchizowanej polityki. Takie nastawienie pociągało za sobą niezdolność stworzenia spójnego programu politycznego, który mógłby być następnie realizowany za pomocą klasycznych narzędzi polityki. Najbardziej skrajni z lewicowców gotowi byli nawet posuwać się do aktów regularnego terroryzmu, jak to było choćby w przypadku grupy Baader-Meinhof.

Trzeci z poziomów to płaszczyzna ekonomiczna, czyli głęboki antykapitalizm, któremu brakowało jednak dobrze przemyślanego i ugruntowanego programu alternatywnego porządku gospodarczego. Hippisowski antykapitalizm był bowiem przede wszystkim pochodną przyjętej filozofii wolności, wynikającej z lektur Marcuse’a.

Idealistyczne hasła „dzieci kwiatów” zostały szybko zweryfikowane przez rzeczywistość. Dawni hipisi zamienili pacyfki na garnitury, a z ideałów „cywilizacji libidalnej” zostali tylko bohaterowie „Warsaw Shore” i automaty z prezerwatywami w brytyjskich szkołach. Za symbol tej ewolucji posłużyć może postać Daniela Cohn-Bendita, w ’68 przywódcy studenckiej rewolty w Paryżu, dziś europosła z list Zielonych.

Widmo rewolucji powróciło jednak kilka lat temu wraz z konsekwencjami globalnego kryzysu finansowego.

Zamieszki objęły wiele krajów z różnych kontynentów- ulice Londynu, okupacja placu Tahrir w Egipcie, ruchy Occupy w Hiszpanii. W barwny i wciągający sposób wszystkie te rewolucje opisał dziennikarz Paul Mason. Z lektury książki pt. „Skąd ten bunt?” wyłania się obraz protestów, które powielają błędy poprzedników z maja ’68.

Poziom ideowy jest dziś niezagospodarowany. Mimo, iż na kartach wspomnianej książki pojawiają się nazwiska takich myślicieli jak Foucault, Negri czy Hardt, to niemożliwe jest stworzenie spójnej ideologii łączącej wszystkich protestujących, jak było to w przypadku utopijnej wizji „cywilizacji libidalnej”. Na poziomie politycznym mamy powtórzenie zasadniczej niechęci i odrzucenia istniejących instytucji i procedur politycznych. Kluczową rolę odgrywa za to płaszczyzna ekonomiczna. Jak przekonuje Mason, protestujący wypracowali spójną i wiarygodną interpretację przyczyn kryzysu ekonomicznego. Co więcej, autor na przykładzie Hiszpanii wskazał na próby tworzenia alternatywnego porządku gospodarczego, takie jak różnego rodzaju spółdzielnie, kooperatywy czy zagospodarowywanie opuszczonych farm. Tym samym widzimy, że w przypadku współczesnych rewolucjonistów to aspekt ekonomiczny mobilizuje ich do kreatywnego tworzenia własnych instytucji i rozwiązań, tak jak w 1968 r. miało to miejsce na płaszczyźnie ideowej i organizowanych spontanicznie komunach.

Inspirujące jest wyodrębnienie przez Masona trzech grup społecznych, których sojusz jest niezbędny do przeprowadzenia efektywnej i skutecznej rewolucji.

Odwołując się do rewolucji roku 1848, dziennikarz wskazuje na młodych inteligentów (dzisiaj bezrobotnych i sfrustrowanych absolwentów studiów wyższych), których drogi rozwoju zawodowego i samorealizacji zostają zablokowane, miejską biedotę oraz zorganizowaną klasę robotniczą. W przekonaniu Masona to właśnie wspólne działanie tych trzech grup stoi choćby za skutecznością obalenia Hosniego Mubaraka w Egipcie.

Najciekawiej jednak robi się dopiero na kilku ostatnich stronach, kiedy autor, dotychczas wyraźnie zafascynowany rewolucjonistami z Twittera, wskazuje na zasadnicze źródło słabości oraz nieskuteczności ich działań w dłuższej perspektywie. Jest nim niechęć i niezdolność do stworzenia hierarchicznej organizacji partyjnej, wyposażonej w spójny program polityczny, gotowej do podjęcia walki politycznej o realną zmianę istniejącego systemu. Na drodze do stworzenia takich organizacji stoją cechy, które Mason, powołując się na prace światowej sławy socjologa Manuela Castellsa, w poprzednich rozdziałach mocno chwalił: amorficzność, brak hierarchii, sprawność w wykorzystywaniu Internetu, wielość poglądów, idei i spojrzeń. Stawkę tej gry pokazał przykład Egiptu, gdzie samo obalenie Mubaraka nie zagwarantowało zwycięstwa i objęcia władzy przez buntowników z iPhone’ami w kieszeniach.

Nie wystarczą więc choćby najbardziej szczytne hasła i idee. Nie wystarczy sama diagnoza istniejących problemów. Nie wystarczy również tworzenie małych enklaw alternatywnego porządku, jak hipisowskie komuny czy kooperatywy spożywcze.

Bez odrzucenia antypolitycznej postawy oraz zaangażowania w budowę struktur partyjnych, zdolnych do wyartykułowania idei przekutych na spójny program polityczny oraz walki o ich realizację poprzez istniejące instytucje polityczne, na czele z parlamentem i samorządem, nie mamy co marzyć o prawdziwej rewolucji. Dojrzała rewolucja nie oznacza bowiem tysięcy protestujących, swędu palonych opon, efektownych transparentów, lecz lata żmudnej i systematycznej pracy u podstaw. Jak wskazywał Jan Rokita, polityka wciąż rozgrywa się tradycyjnymi kanałami i metodami. 140 znaków w żadnym nie wypadku nie zastąpi skutecznie działającej organizacji partyjnej.

Nie znaczy to, że potencjalni dojrzali rewolucjoniści muszą bezrefleksyjnie sięgać po, często rzeczywiście mniej lub bardziej patologiczne, wzorce istniejących partii politycznych.

Ciekawą alternatywą wydaje mi się zaczerpnięcie z doświadczeń XIX-wiecznych partii masowych, a z czasów nam bliższych – Francuskiego Frontu Narodowego, o czym pisałem w tekście „Potrzebujemy nowych partii masowych”. Te nowe ugrupowania w funkcjonowaniu nawiązałyby do dwóch zasadniczych cech dawnych partii masowych. Po pierwsze, umożliwiłyby większy stopień zaangażowania członków oraz sympatyków, również (albo raczej przede wszystkim) poza okresami wyborczej mobilizacji. Po drugie, prócz regularnych struktur lokalnych, opierałyby się na sieci organizacji stowarzyszonych, afiliowanych oraz sympatyzujących z partią. Tak zorganizowana partia, zwiększając liczbę frakcji wewnątrz ugrupowań oraz podmiotowość poszczególnych członków, mogłaby doprowadzić do stopniowego (choćby i częściowego) przekształcenia obecnych partii wodzowskich w partie wielopodmiotowe, szanujące elementarną niezależność swoich członków, odchodzące od „przekazów dnia” oraz umożliwiające istnienie wewnętrznego pluralizmu i lokalnej czy merytorycznej podmiotowości, gdzie każdy członek ma możliwość pełnego rozwoju i wykazania się w obszarze, którym się zajmuje.

W Polsce obiecującym krokiem w kierunku tak zarysowanej wizji był przyjęty przez Jarosława Gowina na początku tworzenia jego inicjatywy model ruchu społecznego, jakim była „Godzina dla Polski”. Dzisiaj warto trzymać kciuki za nawet połowiczny sukces startujących w wyborach samorządowych działaczy ruchów miejskich.