Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  27 września 2014

Polska tysiąca gwardii narodowych

Piotr Kaszczyszyn  27 września 2014
przeczytanie zajmie 7 min

Sto pięćdziesiąt lat temu, w czasie powstania styczniowego, polskim dowódcom towarzyszyli oficerowie szwajcarskiej armii. Obserwując pierwsze polskie państwo podziemne, szwajcarscy wojskowi przenieśli wzorce jego funkcjonowania do rodzimej armii. Dziś nadszedł czas na odwrócenie kierunku inspiracji. Potrzebujemy nowego modelu armii i nowego sposobu myślenia o obronności.

Dojrzała polityka obronna, a co za tym idzie – określony model armii, powinna być wypadkową naszego geopolitycznego położenia, o czym kilka dni temu pisał Bartosz Brzyski. Doskonałym przykładem takiego sposobu myślenia jest przyjęty przez państwo izraelskie model społeczeństwa zmilitaryzowanego.

Rozpatrując pod tym kątem ostatnie ćwierćwiecze polskiej historii, nie sposób nie wskazać decyzji o całkowitym uzawodowieniu armii jako jednej z najgorszych w polskiej polityce obronnej. Reforma Bogdana Klicha, nadająca polskiej armii charakter stricte ekspedycyjny, stanęła w zupełnej sprzeczności z polskimi doświadczeniami geopolitycznymi.

Tymczasem wydarzenia ostatnich miesięcy ostatecznie obnażyły naiwność koncepcji części zachodnich intelektualistów o anielskiej polityce bez przemocy, czemu nie mogli zaprzeczyć nawet publicyści „Gazety Wyborczej”.

W tych okolicznościach nie warto jednak porywać się na następną rewolucję w naszej armii, tym razem od armii zawodowej ponownie ku modelowi poborowemu. Rozwiązaniem może stać się armia hybrydowa, której sercem będą żołnierze zawodowi, a resztą ciała przeszkoleni rekruci z cywila. Pierwsze dwa komponenty już mamy. To zasadnicza armia zawodowa i Narodowe Siły Rezerwy. Trzecim składnikiem powinny zostać rozlokowane w całym kraju gwardie narodowe, które zastąpiłyby dawnych żołnierzy z poboru oraz zlikwidowane w 2008 r. Wojska Obrony Terytorialnej.

Armia zawodowa                                                               

Armia zawodowa miałaby do spełnienia dwa zasadnicze cele. Po pierwsze, ze względu na swój charakter ekspedycyjny, służyłaby w misjach poza granicami kraju, stanowiąc militarne przedłużenie naszej polityki zagranicznej oraz wypełniała zobowiązania sojusznicze, przede wszystkim te wynikające z naszego członkostwa w NATO. Drugi cel jest oczywisty i prozaiczny. Żołnierz zawodowy to żołnierz profesjonalny, stale podnoszący swoje kwalifikacje, zdecydowanie lepiej przygotowany do obrony naszego kraju od żołnierza poborowego.

Dzisiejsza armia zawodowa stoi przed trzema wyzwaniami. Pierwszym z nich jest konieczna modernizacja posiadanego potencjału obronnego. W pierwszej kolejności chodzi o Marynarkę Wojenną oraz wojska rakietowe. W tych okolicznościach cieszą więc planowane zakupy uzbrojenia opiewające na sumę 100 mld złotych w przeciągu następnych 10 lat. Miejmy tylko nadzieję, że nasz interes nie przegra z naciskiem lobbystów, a kupiony sprzęt będzie mógł być serwisowany w Polsce, co miałoby kluczowe znaczenie w momencie potencjalnego konfliktu.

Drugim z wyzwań jest niezwykle niekorzystny stosunek kadry dowódczej do oddziałów szeregowych. W roku 2012 wynosił on 1:3. W około 100-tysięcznej armii zawodowej na jednego oficera przypadało ledwie trzech żołnierzy z bezpośredniego pola walki.

Trzecim z nich jest absurdalny zapis art. 13 ustawy o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych, zgodnie z którym żołnierze korpusu szeregowych po 12 latach służby muszą pożegnać się z pracą. Tylko nieliczni z nich mogą liczyć na awans na stanowiska podoficerów czy oficerów i uniknięcie w ten sposób zwolnienia z armii. W tej sytuacji rozwiązaniem, które pozwoliłoby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, jest jak najszybsza zmiana treści tego artykułu, tak aby z jednej strony nie tracić w pełni wyszkolonych oraz doświadczonych żołnierzy, a z drugiej zwiększać stopniowo stan liczebny armii zawodowej (równolegle z czerpaniem z kadr Narodowych Sił Rezerwy oraz szkoleniem ochotników na żołnierzy zawodowych) i zmniejszać niekorzystny stosunek kadry dowódczej do oddziałów walczących bezpośrednio na polu walki. W najgorszym wypadku odchodzący ze służby zawodowej żołnierze powinni być kierowani do Narodowych Sił Rezerwy. Z uśmiechem na twarzy przyjąłbym wiadomość, że w roku 2020 polska armia zawodowa liczy już 150, a nie 100 tysięcy żołnierzy.

Narodowe Siły Rezerwy

Oddziały NSR stanowią pół-zawodową i bardziej profesjonalną alternatywę dla wcześniejszego systemu poborowego. Podobnie jak w przypadku armii zawodowej, Narodowe Siły Rezerwy rekrutują ludzi spośród ochotników,  którzy w procesie kwalifikacji wojskowej uzyskali kategorię zdrowia „A”. Następnie zakwalifikowane osoby trafiają do tzw. służby przygotowawczej. W zależności od posiadanego wykształcenia mogą odbyć szkolenie na potrzeby korpusu oficerów (wykształcenie wyższe), korpusu podoficerów (wykształcenie średnie) albo korpusu szeregowych (wykształcenie podstawowe). Szkolenia trwają od 4 do 6 miesięcy i wiążą się z otrzymywaniem regularnego wynagrodzenia, stanowiącego określony procent uposażenia zasadniczego żołnierza zawodowego. Całość kończy się egzaminem, którego zaliczenie stanowi podstawę do podpisania kontraktu i nadania świeżo upieczonym żołnierzom NSR przydziałów kryzysowych. Następnie takie osoby łączą pracę zawodową z rotacyjnymi ćwiczeniami, do 30 dni w czasie roku, za które otrzymują określone wynagrodzenie. Do najważniejszych zadań Narodowych Sił Rezerwy, oprócz stanowienia zasobów uzupełniających dla zasadniczej armii zawodowej w momencie wojny, należy zwalczanie klęsk żywiołowych i likwidacja ich skutków, przedsięwzięcia związane z zarządzaniem kryzysowym oraz realizacja zadań poza granicami kraju. Ze względu na swój pół-zawodowy charakter NSR stanowią atrakcyjną, elastyczną formę pośrednią pomiędzy zasadniczą armią zawodową a wojskiem poborowym.

Gwardie narodowe

Charakter poprzednich dwóch komponentów polskich sił zbrojnych można oddać za pomocą trzech określeń. Po pierwsze są to siły o charakterze ochotniczym, ze statusem zawodowym lub pół-zawodowym. Po drugie mają charakter aterytorialny, będąc w gotowości do udziału w misjach zagranicznych, a w Polsce stacjonując w określonych bazach, rozmieszczonych nierównomiernie na terytorium kraju. Po trzecie są strukturami wyłącznie wojskowymi (poza cywilnym nadzorem ze strony MON i prezydenta), nie wchodzącymi w ścisłą kooperację z organizacjami cywilnymi.

Zasadniczym uzupełnieniem dla nich byłby więc ogólnopolski system gwardii narodowych, organizacji o charakterze wojskowo-cywilnym, terytorialnym oraz powszechnym.

W skład kierownictwa gwardii wchodziliby przedstawiciele zasadniczej armii zawodowej oraz przede wszystkim absolwenci służby przygotowawczej z korpusu oficerskiego oraz podoficerskiego Narodowych Sił Rezerwy. Obok nich ważną rolę do odegrania mieliby członkowie organizacji społecznych: związków strzeleckich, związków harcerskich oraz stowarzyszeń o charakterze proobronnym i paramilitarnym, pełniący w gwardiach narodowych funkcje instruktorów. Źródłem inspiracji dla tak sformowanej struktury wojskowo-cywilnej mógłby zostać Krajowy System Ratowniczo-Gaśniczy, gdzie pod nadzorem ministra właściwego ds. wewnętrznych współdziałają zarówno podmioty państwowe, jak i ochotnicze. Obecnie KRSG funkcjonuje na terenie całego państwa, począwszy od szczebla powiatu, przez wojewódzki aż po centralny. W jego skład wchodzi m.in. 499 jednostek ratowniczo-gaśniczych Państwowej Straży Pożarnej, 3841 jednostek ochotniczych straży pożarnych, 5 zakładowych straży pożarnych, 13 szpitali oraz 205 specjalistów krajowych z różnych dziedzin ratownictwa.

Po drugie gwardie narodowe miałyby charakter terytorialny. Rozmieszczone równomiernie na terenie całego kraju, poczynając od poziomu gminy albo powiatu, w swoich szeregach grupowałyby rekrutów mieszkających właśnie na ich terenie. Punktem wyjścia do ich stworzenia mógłby być istniejący już system Wojskowych Sztabów Wojewódzkich i lokalnych Komend Uzupełnień.

Po trzecie wreszcie gwardie narodowe miałyby charakter powszechny, skupiając w swoich szeregach wszystkich tych, którzy w czasie kwalifikacji wojskowej uzyskaliby kategorię zdrowia „A”.

Jaką rolę do spełnienia miałyby gwardie narodowe? Po pierwsze ich instruktorzy prowadziliby lekcje w gimnazjach oraz szkołach ponadgimnazjalnych. Zajęcia teoretyczne w ramach wiedzy o społeczeństwie, szkolenia strzeleckie w ramach przysposobienia obronnego, wreszcie ćwiczenia fizyczne w ramach wychowania fizycznego. Tak, uprzednio zatwierdzony na szczeblu ministerialnym, program zajęć stanowiłby podstawę do odbycia zasadniczego szkolenia wojskowego (3-4 tygodnie) w odpowiedniej jednostce wojskowej (odpowiednik dawnego poboru). Każdy z absolwentów takiego szkolenia byłby następnie wpisywany do odpowiedniego wykazu w skład lokalnej gwardii narodowej, do której byłby powoływany w momencie zagrożenia bezpieczeństwa kraju. Ponadto co 1-2 lata rezerwiści przechodziliby dodatkowe szkolenie (7-14 dni) utrzymujące ich w sprawności i zapoznające z nowym sprzętem.

Co oczywiste, przyjęcie takiego modelu pociągnęłoby za sobą określone wydatki na podstawowe uzbrojenie oraz zakwaterowanie w czasie wojny takich oddziałów, na co zwracał uwagę Tomasz Szatkowski z Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Wydatki, które powinny znaleźć swoje miejsce tuż obok planowanego zakupu nowego uzbrojenia dla zasadniczej armii zawodowej. W tych okolicznościach pozostaje mieć nadzieję, że wyprzedawane w ostatnich miesiącach przez Agencję Mienia Wojskowego stare koce wojskowe czy maski przeciwgazowe zostały zakupione przez członków organizacji paramilitarnych, którzy w ostatnim czasie sami zaczynają się organizować na kształt gwardii narodowych.

Po pierwsze odstraszać

System gwardii narodowych podobny jest do obowiązującego w Szwajcarii modelu tzw. armii milicyjnej, inspirowanego partyzantami z czasów powstania styczniowego. Fundamentami takiej armii są powszechny obowiązek obrony własnego kraju oraz wysoka zdolność mobilizacyjna w momencie zagrożenia. W przypadku Szwajcarii mamy do czynienia z 4 tysiącami żołnierzy zawodowych, którzy w chwili wybuchu konfliktu zostają uzupełnieni 360 tysiącami żołnierzy poborowych, na których ciąży obowiązek obrony kraju. Co roku ok. 20-tygodniowe szkolenie wojskowe przechodzi blisko 23 tysiące mężczyzn w wieku od 18 do 34 lat (kobiety mogą służyć dobrowolnie).

Nie chodzi tutaj o stworzenie fundamentów do szybkiego przekształcenia polskiego wojska w armię partyzancką (co powinno być ostateczną ostatecznością).

Takie rozwiązanie byłoby bowiem ślepą uliczką z plutonem egzekucyjnym czekającym na ciemnym końcu, o czym dobitnie przekonywał kilka dni temu Jarosław Komorniczak. Celem przyjętego modelu armii jest w pierwszej kolejności odstraszenie potencjalnego najeźdźcy, tak aby do konfliktu w ogóle nie doszło.

Czy tak przyjęty model armii okazałby się skuteczny? Wolałbym nigdy nie przekonać się o tym na własnej skórze.