Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Jarosław Komorniczak  24 września 2014

Konspiracja w XXI wieku

Jarosław Komorniczak  24 września 2014
przeczytanie zajmie 4 min

Sytuacja międzynarodowa robi się coraz bardziej napięta, wojna toczy się dziś tuż za naszymi granicami. W mediach, zwłaszcza prawicowych, możemy przeczytać kolejne dywagacje na temat tego, czy i kiedy Putin obierze nasz kraj za kolejny cel dla „zielonych ludzików”. Artykuły te pełne są porad, co powinniśmy robić – jak reformować armię czy jaką politykę zagraniczną prowadzić. Bardzo często pojawia się też temat tego, jak wyglądałaby kolejna „bratnia wizyta” i dlaczego nasza partyzancka-powstańcza tradycja jest argumentem, dla którego Rosjanie nas nie zaatakują. Wszystkie te dywagacje skłoniły mnie do zastanowienia się nad tym, jak dziś wyglądałoby stworzenie takich instytucji jak Armia Krajowa czy Polskie Państwo Podziemne.

Rosjanie nigdy nie zdecydują się na otwarte wkroczenie do Polski, bo wiedzą, że strzelałoby się do nich z każdego domu – to często pojawiający się głos ze strony miłośników partyzanckiej tradycji. Czy na pewno? Większość osób z mojego pokolenia nie przeszła nawet podstawowego przeszkolenia wojskowego (przed likwidacją poboru do wojska trafiał w ostatnich czasach tylko chętny albo pozbawiony pomysłu na życie, który nie potrafił się „wymigać”), a strzelała w życiu co najwyżej plastikowymi kulkami. Obecni mężczyźni w wieku poborowym to chyba najgorszy materiał na masową armię w historii naszego kraju – bardzo mało umiejętności, bardzo duży odsetek takich, którzy na zajęcia z wychowania fizycznego nie chodzili. Czy naprawdę mamy z kogo stworzyć nową Armię Krajową?

Polskie wyobrażenia o działaniach partyzanckich zatrzymały się w czasach II wojny światowej i przez to nie przystają do rzeczywistości. W dzisiejszych czasach lasy nie stanowią praktycznie żadnego schronienia dla partyzantów – zarówno ze względu na ich przetrzebienie, jak i na rozwój techniki: namierzanie satelitarne w połączeniu z użyciem rakiet i precyzyjnego bombardowania zupełnie zmieniło znaczenie tego typu terenu na współczesnym polu walki. Nasze lasy nie są amazońską dżunglą i nie zapewnią schronienia tysiącom nowych partyzantów.

Jedyny obszar, na którym skutecznie moglibyśmy prowadzić walkę z przeciwnikiem, to góry i wielkie obszary miejskie. O, to dobrze – powie ktoś – mamy przecież doświadczenie w wielkomiejskiej partyzantce, na dodatek wygraliśmy powstanie warszawskie (takie wrażenie można odnieść przy okazji kolejnych obchodów tej wielkiej narodowej tragedii). Ale czy współczesna miejska konspiracja byłaby tak „łatwa” jak ta, którą uprawiali nasi dziadkowie?

Pierwszym problemem, przed którym stanąłby nasz naród, jest życie w społeczeństwie informatycznym. W czasie II wojny światowej namierzenie liderów społecznych wymagało długotrwałej pracy agenturalno-wywiadowczej (dlatego lepiej z naszym podziemiem radzono sobie pod okupacją sowiecką, gdzie poziom donosicielstwa i kolaboracji był znacznie wyższy niż w części Polski zajętej przez Niemców), dotarcia do odpowiednich archiwów, a potem żmudnej identyfikacji poszczególnych osób. Dzisiaj możemy być pewni, że gdzieś na terenie naszego wschodniego sąsiada znajdują się komputery z bazami danych zawierającymi dokładne spisy nie tylko wszystkich naszych żołnierzy czy policjantów, ale również wszystkich osób zaangażowanych w jakąkolwiek działalność polityczno-społeczną od poziomu gminy wzwyż. W końcu przez 50 lat byliśmy wprost okupowani przez Rosjan i trudno uwierzyć, aby pozostawione u nas siatki agenturalne były tak słabe jak efekty pracy naszego kontrwywiadu. Musimy zakładać, że potencjalny przeciwnik ma dokładne dane o naszych liderach społecznych, wraz z adresami i zdjęciami.

Dziś znacznie trudniej też zniknąć z radaru służb niż w czasach II wojny. Siła Polski Podziemnej wynikała m.in. ze świetnie zorganizowanej struktury fałszowania dokumentów. Teraz taka procedura jest znacznie trudniejsza.

Wymaga bowiem nie tylko zdobycia „druczku” i podrobienia pieczęci, ale całej infrastruktury niezbędnej do fałszowania plastikowych dokumentów. Nawet jeśli państwo przygotowało jakieś ukryte maszyny do tego celu, przeciwnik może znacznie utrudnić ich użycie poprzez wprowadzenie dokumentów tłoczonych na własnym terytorium bądź z użyciem własnej maszynerii. Znacznie trudniej też ukryć się ze względu na przyzwyczajenie do życia w świecie cyfryzacji i komunikacji – jesteśmy obserwowani przez coraz gęstszą sieć kamer, prawie każda osoba napotkana na ulicy dysponuje aparatem i kamerą w telefonie, a także możliwością natychmiastowego wezwania służb porządkowych. Nasza komunikacja opiera się na Internecie i telefonach komórkowych – narzędziach pozostawiających ślady i łatwych do namierzenia oraz śledzenia, zwłaszcza przez Rosjan, którzy w dziedzinie wojny informatycznej uchodzą za potęgę.

Jednym z najważniejszych elementów oporu jest kwestia broni palnej.

W naszym kraju stykamy się z dwoma bardzo poważnymi problemami w tym zakresie – bardzo mała liczba broni palnej znajduje się w rękach obywateli, a także, co jest tego skutkiem, bardzo mały odsetek Polaków potrafi się nią jakkolwiek posługiwać, nie mówiąc o znośnym poziomie umiejętności strzeleckich.

W ten sposób nie tylko mamy problem z pospolitością oporu, ciężko nawet o znalezienie potencjalnych instruktorów, którzy mogliby szkolić partyzantów w warunkach konspiracji. Zwłaszcza, że przy tak niskim nasyceniu bronią i osobami przeszkolonymi w jej używaniu ich wyselekcjonowanie i izolacja bądź likwidacja powinny być bardzo łatwe (po raz kolejny kłania się informatyzacja; podejrzewam, że na jakimś komputerze znajduje się rejestr wszystkich obywateli posiadających broń palną i pozwolenie na jej posiadanie, bo dziwne byłoby, gdyby rosyjskie służby nie były nim zainteresowane).

Czy w związku z tym w razie rosyjskiej okupacji jesteśmy całkowicie bezsilni? W obecnej sytuacji raczej tak. Aby móc myśleć o jakimkolwiek zorganizowanym oporze, nie mówiąc już o powtórzeniu organizacyjnych sukcesów naszych dziadków, musimy w najbliższych latach wprowadzić szereg zmian w życiu społecznym. Bo jeśli nawet założymy, że nasze „teoretyczne” państwo zdaje sobie sprawę z zagrożenia i przygotowuje plany oraz zaplecze dla tego typu działań, a my nie wiemy o tym ze względu na utrzymanie całości działań w tajemnicy, bez zmiany w kilku dziedzinach nie widzę szans na ich realizację. Co musimy, jako społeczeństwo, wykonać praktycznie od zaraz?

Kilka ważnych kwestii:

stosunek do wychowania fizycznego – bez radykalnej zmiany podejścia do sportu i zdrowia naszych dzieci, za kilka czy kilkanaście lat większość z nich nie będzie w stanie nawet unieść karabinu;

powszechność przeszkolenia wojskowego – musimy stworzyć program masowego przeszkalania zarówno młodzieży szkolnej, jak i stworzyć na bazie NSR powszechną i masową strukturę obrony terytorialnej;

zmienić stosunek do posiadania broni palnej – musimy nie tylko ułatwić dostęp do broni palnej, ale wręcz rozpocząć masową kampanię na rzecz trenowania i popularyzowania strzelectwa, a docelowo rozważyć wariant szwajcarski z obowiązkiem posiadania broni przez odpowiedni przeszkolonych obywateli.

Tylko takie działania mogą spowodować, że mądrze przygotowany projekt oporu zbrojnego w wypadku okupacji ma jakikolwiek sens. Oczywiście coś podobnego wymaga zdecydowanych i niezależnych rządów oraz sprawnej armii. Jak widać, musimy zdobyć się na olbrzymi wysiłek społeczny. Bez tego Polskie Państwo Podziemne pozostanie już tylko legendą.