Bajor: Krym Putina
Na anektowanym przez Rosję Krymie w ostatnią niedzielę odbyły się wybory do regionalnego parlamentu. Zaskoczenia nie było – zgodnie z przewidywaniami wygrała partia Putina, Jedna Rosja.
Kampania wyborcza na Krymie odbywała się w cieniu toczonej na wschodzie Ukrainy wojny, dlatego też nie przyciągała dużej uwagi społeczności międzynarodowej. W jej trakcie odwoływano się głównie do wydarzeń sprzed pół roku i podkreślano zasługi poszczególnych sil politycznych w procesie oderwania Krymu od Ukrainy. Wskazywano na to, że dzięki tej decyzji władz Rosji udało się uniknąć rozlewu krwi oraz bratobójczych walk – miałyby miejsce wskutek „ataku na Krym faszystów i banderowców”, którzy przejęli władzę w Kijowie w wyniku antykonstytucyjnego zamachu stanu.
Gospodarska wizyta
Istotnym punktem kampanii była gospodarska wizyta prezydenta Władimira Putina i całej elity politycznej Rosji na Krymie, do której doszło w połowie sierpnia. Przewodniczący Dumy Państwowej, Siergiej Naryszkin, stwierdził wtedy zaskakująco, że po rozpadzie ZSRR to Ukraina de facto anektowała Krym. W wygłoszonym wówczas przemówieniu Putin podkreślał, iż Krym boryka się z wieloma problemami, które zostaną jednak niezwłocznie rozwiązane przez władze. Wielokrotnie zapewniał również obywateli, że w najbliższej przyszłości ich sytuacja materialna ulegnie znaczącej poprawie.
Zmiażdżenie rywali
Zwolennicy przyłączenia Krymu do Rosji uważają, że doszło do tego dzięki wyłącznej decyzji Putina, dlatego polityk ten na półwyspie cieszy się olbrzymią popularnością. Z tego powodu obserwatorzy spodziewali się zwycięstwa partii prezydenckiej w wyborach, choć pewnym zaskoczeniem może być skala tej wygranej.
Jedna Rosja zmiażdżyła bowiem rywali, otrzymując ponad 90% mandatów w regionalnym parlamencie.
W jego skład, zgodnie z przyjętą po aneksji konstytucją, wchodzi 75 deputowanych, którzy wybierani są według mieszanej ordynacji wyborczej: 50 pochodzi z wielomandatowego okręgu wyborczego, pozostałych 25 wybieranych jest w jednomandatowych okręgach wyborczych.
Według oficjalnych wyników przedstawionych przez regionalną komisję wyborczą, z 12 partii biorących udział w wyborach, 5% próg wyborczy przekroczyły tylko dwie. W wyborach proporcjonalnych Jedna Rosja otrzymała 70.18% procent głosów (45 mandatów), natomiast Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji Władimira Żyrinowskiego 8.49% proc. poparcia (5 mandatów). W wyborach większościowych wszystkie 25 mandatów zdobyli natomiast kandydaci Jednej Rosji, dzięki czemu przedstawiciele tej partii uzyskali łącznie 70 miejsc w parlamencie.
Podobnie wyniki wyglądały w zgromadzeniu ustawodawczym Sewastopola, który został oddzielnym podmiotem Rosji i pod względem administracyjnym nie jest częścią Republiki Krymu. W skład 24-osobowego organu przedstawicielskiego Sewastopola weszło 22 deputowanych Jednej Rosji oraz 2 przedstawicieli Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji.
Zaskakująca frekwencja
Komisja wyborcza na Krymie podała również, że frekwencja w wyborach wyniosła 53,61% – oznacza to, że prawie co drugi uprawniony wyborca wziął udział w głosowaniu. Są to zaskakujące dane, jeśli porówna się je z przeprowadzonym kilka miesięcy temu tzw. referendum niepodległościowym, na podstawie którego Rosja anektowała Krym. Wówczas władze półwyspu z dumą prezentowały oficjalne rezultaty, zgodnie z którymi w głosowaniu wzięło udział 83,1% uprawnionych do głosowania.
Wielu ekspertów wskazywało jednak na to, że te dane były niewiarygodne, uwzględniając chociażby sam fakt bojkotu głosowania przez Tatarów krymskich i mieszkających na Krymie Ukraińców.
Zaskakujące różnice w porównaniu z obecnym głosowaniem zdecydowanie potwierdzają te przypuszczenia.
Ukraiński sprzeciw
Władze w Kijowie wielokrotnie protestowały przeciwko organizacji wyborów na półwyspie. W wydanym oświadczeniu MSZ Ukrainy potępiło ich przeprowadzenie, podkreślając, że Krym oraz Sewastopol są integralną częścią państwa ukraińskiego, tymczasowo okupowaną przez Federację Rosyjską.
W dokumencie tym stwierdzono również, że wybory są nielegalne, nie mają żadnych skutków prawnych, a osoby odpowiedzialne za ich organizację poniosą odpowiedzialność karną. Ukraina wezwała również do ich potępienia przez społeczność międzynarodową i oskarżyła lokalne władze o łamanie praw człowieka oraz dyskryminację Tatarów krymskich, Ukraińców oraz osób innych narodowości, które nie zamierzają pogodzić się z rosyjską okupacją Krymu.
Napięta sytuacja
Sytuacja w tym względzie w ostatnim czasie uległa znacznemu pogorszeniu. Kilka dni temu policja weszła do Medżlisu, a w dalszym ciągu mają miejsce przeszukania meczetów i domów Tatarów krymskich. W komentarzu dla jagiellońskiego24 Julia Tyszczenko z Ukraińskiego Niezależnego Centrum Badań Politycznych w Kijowie zaznacza, że są to zaplanowane działania, które mają na celu zastraszenie Tatarów krymskich.
„Mimo pojednawczych gestów ze strony władz, oferowania stanowisk w rządzie, władzom nie udało się rozbić jedności i uzyskać lojalności ze strony Tatarów. Dlatego też zdecydowano się na otwartą walkę z tą grupą, łamiąc podstawowe prawa człowieka, na co w ogóle nie reaguje wspólnota międzynarodowa” – podkreśla Tyszczenko.
Przywódcy Tatarów zapewniają, że nie zmienią swojego stosunku do okupacji Krymu i apelują, by mimo wszystko nie godzić się na współpracę z okupantem. Dlatego też bardzo prawdopodobny jest scenariusz dalszego zaostrzenia sytuacji w tym względzie.
Niezależnie jednak od powyższych procesów, samo przeprowadzenia wyborów na Krymie będzie przez Rosję wykorzystywane jako fakt legitymizujący aneksję i prawnie potwierdzający przynależność półwyspu do Federacji Rosyjskiej. Miażdżąca wygrana partii prezydenckiej potwierdza z kolei trwającą w Rosji konsolidację władzy i jej jednoosobową koncentrację w rękach Putina.