Orzeł: Wspólnota z bąblami na stopach
O rekolekcjach w drodze, w kontekście rozwijania ludzkiej wiary i przeżycia duchowego, powiedziane zostało już bardzo wiele, o ile nie wszystko. Niezliczone są przypadki katolików, którzy znacznie pogłębili swoją religijność, czy nieprzekonanych, którzy wygrali walkę ze zwątpieniem albo wręcz niechęcią nie tylko do Boga, ale również samego Kościoła Katolickiego i księży. Nie ma chyba pątnika, który wybierając się na trasę, przeszedł obok pielgrzymki, a nie ją samą.
Słowa te piszę świeżo po powrocie z Pieszej Pielgrzymki Tarnowskiej. Wcale nie najdłuższej pod względem czasu trwania czy przebytych kilometrów, ale będącej swego rodzaju ewenementem. Bo Diecezja Tarnowska nie jest największą ani najliczniejszą w Polsce, nie ma najbliżej do Częstochowy, a rokrocznie wyrusza z nią z nią około 10 tysięcy ludzi (więcej ma tylko Warszawa, skąd ruszają cztery różne pielgrzymki). Czujecie, jak mocna musi być tu wiara?
Gdzieś obok tych przeżyć duchowych jest coś bardzo ludzkiego i również niezmiernie ważnego – budująca się z każdym kilometrem wspólnota.
Wspólne Msze Święte, trasa, postoje, apele, śpiewy, tańce, ale przede wszystkim jeden cel, jakim jest Jasna Góra i obraz Matki Bożej Częstochowskiej, łączą corocznie kilkadziesiąt tysięcy ludzi (z różnych diecezji), którzy w tym czasie stają się dla siebie braćmi i siostrami. I to nie tylko (chociaż przede wszystkim) w wierze, ale również w pokonywaniu takich codziennych, prozaicznych trudności, jak spuchnięte nogi, bolące zęby, przeziębienie czy po prostu skrajne zmęczenie, powodujące, że trzeba ponieść komuś plecak „na brzuchu”.
Nie ma tutaj „Pana” czy „Pani”, do których należy się odnosić z przesadnym pietyzmem – nikt tego nie wymaga, ba, nikt tego wcale nie chce. Tutaj każdy pragnie być naprawdę równy, niezależnie od tego, ile ma lat i który raz wyruszył na trasę; chce być „rodzeństwem”, za którym inny brat w potrzebie skoczy w ogień. Chyba nie znam drugiego takiego miejsca, gdzie właściciele firm tak dobrze dogadują się z urzędnikami, a emeryci z nastolatkami, odnosząc się do siebie z tak ogromnym, wzajemnym szacunkiem.
Nie znam też miejsca, gdzie zawiązują się tak wartościowe przyjaźnie i znajomości, trwające później przez lata, i gdzie kobiety szukają (i niejednokrotnie znajdują) wartościowych mężów i odwrotnie. To są prozaiczne ziemskie cuda, wynikające z tworzenia jednej rodziny i wspólnoty, do której ma się olbrzymie zaufanie i w której dobro i cnotę bezgranicznie się wierzy.
Jednakże wspólnota Pieszej Pielgrzymki Tarnowskiej to nie tylko więzi między jej bezpośrednimi uczestnikami. Pątnicy podzieleni są na 26 grup, z których największe liczą około 400-500 osób. Każda z nich śpi w oddzielnej miejscowości (choć czasem duże miejscowości są podzielone między różne grupy) i chyba można powiedzieć, że grupa wrasta w dany krajobraz i staje się jego nieodłączną częścią. Nie czujesz wcale, że dla mieszkańców jesteś kimś wrogim czy chociaż obcym. Jesteś dla nich przede wszystkim przyjacielem, który co roku nieśmiało puka do drzwi z blaszaną miseczką i śpiworem. Takim, którego trzeba nakarmić, przygotować herbatę, i któremu trzeba dać od siebie wszystko, co się ma.
Jeśli idziesz któryś raz z kolei, często jest tak, że nawet mimowolnie obserwujesz rozwój miejscowości czy pojedynczych gospodarstw, w których jesteś co roku. Nowy traktor lub kombajn w garażu rolnika, który od ośmiu lat daje Ci dach nad głową, powoduje szeroki uśmiech na Twojej twarzy. Cieszy Cię remont remizy OSP w Smoniowicach, mimo że widzisz ją raz na 365 dni. Wrzucasz grosz ofiary na rozbudowę kościoła w Nowym Gorzkowie, bo masz poczucie, że ta parafia jest również Twoją. Jeśli nie przez cały rok, to chociaż przez tych kilkanaście godzin.
Tworzysz w ten sposób coś opartego na mocniejszych fundamentach i zarazem trwalszego niż kolejny wtórny program dla wsi, powstający w Ministerstwie Kultury.
Czy pielgrzymka może stać się podstawą lub nauką budowy społeczeństwa obywatelskiego? Oczywiście, że tak – skupia w sobie wszystkie te cechy, których potrzebujemy, aby się nim stać. Wystarczy po nie sięgnąć i umiejętnie wykorzystać.
To zadanie dla polityków, samorządowców, trzeciego sektora i ludzi mediów, dlatego serdecznie zapraszam Was na trasę w przyszłym roku.
Prawdziwa wspólnota tworzy się przede wszystkim w chwilach próby. W zmęczeniu na dwudziestym piątym kilometrze, bólu każdej części ciała i olbrzymich wątpliwościach co do tego, czy dasz radę. Żeby je przezwyciężyć, potrzebna jest potężna więź, a także jedność. Wtedy możemy przekonać się naprawdę, „jaka siła jest splecionych mocno dłoni”.