Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Jarosław Komorniczak  17 lipca 2014

Komorniczak: Platforma tłumi miejskich aktywistów

Jarosław Komorniczak  17 lipca 2014
przeczytanie zajmie 3 min

W przeciągu ostatnich dni byliśmy świadkami wydarzeń mogących mieć wpływ na wyniki listopadowych wyborów samorządowych. Przyglądając się im, zacząłem się zastanawiać, do czego posunie się władza samorządowa, żeby jeszcze bardziej odseparować mieszkańców od wpływu na kształt miejscowości. Do czego zdolne są dwie główne partie polityczne, by zmienić nasze miasta w pola frontu dla dwóch zwalczających się plemion?

Z jednej strony dowiadujemy się, że działacze ruchów miejskich z sześciu miast powołali Porozumienie Ruchów Miejskich i deklarują szturm na samorządy. Oto miejscy aktywiści decydują się powalczyć o władzę w samorządach oraz pokazać, że da się pewne rzeczy robić inaczej. Na dodatek zauważają, że na współpracy z podobnymi im organizacjami w skali kraju mogą tylko zyskiwać.

Zarazem kilka dni wcześniej w Warszawie obserwowaliśmy, jak o rządzonym przez siebie mieście myśli Platforma Obywatelska.

Bez wcześniejszej zapowiedzi porządek obrad Rady Miasta został uzupełniony o zmiany kształtów okręgów wyborczych. Wśród wprowadzonych nowości m.in. zwiększenie liczby okręgów w Wilanowie z trzech do czterech.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zaraz potem Platforma złożyła podobną propozycję w Krakowie – zamiast siedmiu okręgów wyborczych miałoby ich być osiem. Co to oznacza? Zmniejszenie ilości mandatów w większości okręgów, a co za tym idzie, znaczące utrudnienie w ich zdobywaniu dla mniejszych komitetów.

Dlaczego? Bo w miastach na prawach powiatu obowiązuje pięcioprocentowy próg wyborczy. Co więcej, metodą przeliczania głosów na mandaty w tych wyborach jest metoda d’Hondta, faworyzująca duże komitety. Dlatego realny próg w wyborach do rad miast na prawach powiatu wynosi ok. 10%. Zmniejszanie ilości mandatów w okręgach będzie prowadziło do jego podwyższenia do ok. 12%.

Ten układ skutkuje eliminacją zarówno mniejszych partii, jak i komitetów lokalnych, a taki charakter będą miały listy tworzone przez miejskich aktywistów.

Łatwo więc wyobrazić sobie sytuację, w której dwie największe partie polityczne doprowadzą do zmiany okręgów na takie, które praktycznie wyeliminują drobną konkurencję. Wprowadzenie zmiany zaproponowanej przez PO w Krakowie doprowadziłoby do de facto dwupartyjnego układu w Radzie Miasta, a prezydent Majchrowski, zamiast myśleć o powiększeniu swojej reprezentacji politycznej, musiałby walczyć o zdobycie jakichkolwiek mandatów.

O tym, jak taka sytuacja wpływa na wyniki wyborów samorządowych, możecie przeczytać w raporcie OSOM „Znaczenie systemu wyborczego dla wyniku wyborów do rad miejskich 17 miast wojewódzkich Polski”, autorstwa dr Jeremiasza Salamona. Bardzo wnikliwa analiza pokazuje, jak kosztem największego ugrupowania swoje pozycje mogłyby zwiększać mniejsze partie czy komitety lokalne. Autor we wnioskach wysuwa kilka propozycji, które mogłyby zwiększyć szansę mniejszych graczy: od zmiany systemu przeliczania głosów, przez liczenie progu w skali okręgu (a nie całej gminy), do jego obniżenia włącznie.

Zabrakło mi jednak wniosku najprostszego – dlaczego miasta na prawach powiatu mają funkcjonować w takim systemie? Jeżeli we wszystkich mniejszych gminach wprowadzane są od tych wyborów jednomandatowe okręgi wyborcze, dlaczego nie objąć nimi i największych ośrodków miejskich?

Dlaczego mieszkańcy Olkusza swoich radnych mają wybierać na innych zasadach niż ci z Tarnowa?

Oczywiście JOW-y w dużych miastach mają swoje realne zagrożenia. Bardzo prawdopodobne, że w pierwszych wyborach prawie wszystkie mandaty zdobyliby kandydaci dwóch największych ugrupowań, czyli małe komitety również nie miałyby swojej reprezentacji. Jednak w dalszej perspektywie uważam takie rozwiązanie za korzystne. Ruchy miejskie z prawdziwego zdarzenia, których przedstawiciele realnie podjęliby pracę w okręgu w ramach strategii „długiego marszu”, mieliby szansę rzucić rękawicę kandydatom największych partii – wymagałoby to ciężkiej pracy, ale byłoby możliwe. Tymczasem obecny system, zwłaszcza w obliczu prób jego dalszego „zamykania”, praktycznie taką szansę eliminuje. Co więcej radny wybrany w okręgu obejmującym ½ dzielnicy byłby znacznie bardziej rozpoznawalny i związany z lokalną społecznością od tego, którego okręg składa się z trzech, często zupełnie niepowiązanych dzielnic.

Ponadto wybieranie radnych miejskich w systemie JOW-ów w sposób naturalny premiowałoby jednostkową odpowiedzialność i dobór postaci o mocnych osobowościach. A czy to nie ich brak stanowi częstą przyczynę mizerii kandydatów na prezydentów miast?

Skąd mają się wyłonić osoby rozpoznawalne i przygotowane do przejęcia osobistej odpowiedzialności za miasto, skoro system szkolenia kadr w samorządzie oparliśmy na zasadach preferujących upartyjnienie, klientyzm i niewychylanie się ze zwartych szeregów?

Może to byłaby szansa na to, aby wśród miejskich radnych zaczęły się pojawiać jeśli nie osobowości, to chociaż osoby.

Warto więc, abyśmy oprócz myślenia o nowych rozwiązaniach komunikacyjnych, finansowych czy ekologicznych rozmawiali również o tym, co często wzbudza odruchowe obrzydzenie u miejskich aktywistów – systemie wyborczym i zasadach funkcjonowania organów samorządowych. Inaczej może się okazać, że „władza” skutecznie odsunie „mieszczan” od władzy.