Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Wójcik  22 czerwca 2014

Upolitycznić NBP

Piotr Wójcik  22 czerwca 2014
przeczytanie zajmie 4 min

Czego by nie mówić, afera podsłuchowa, oprócz wyciągnięcia na wierzch całkiem sporej ilości brudu, ma pewną wielką zaletę: rozpoczęła jedną z bardziej fascynujących debat publicznych w III RP – na temat pozycji instytucjonalnej banku centralnego. Trochę szkoda, że nasi politycy muszą najpierw coś zawalić, zanim zaczniemy rozmawiać na ważne tematy, ale dobre chociaż to.

Nagranie z rozmowy prezesa NBP Marka Belki i ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza pokazały przede wszystkim jedno – apolityczność banku centralnego to fikcja, niemożliwa do spełnienia w rzeczywistości. To urojony pomysł zwolenników ekonomicznej technokracji, którzy najchętniej zostawiliby społeczeństwu kompetencje do głosowania w sprawie parkingu pod osiedlową szkołą, a i nawet to niechętnie. Zamknięci w szklanych domach, drżą na myśl o tym, że nieodpowiedzialny lud, podatny na szkodliwy wpływ populistów, zacznie decydować o czymkolwiek, co miałoby wpływ na ich osobistą sytuację. Chleb i igrzyska powinny zamknąć usta tłuszczy, poważne sprawy niech trafią w ręce ekspertów. Niedoczekanie…

Apolityczność banku centralnego prowadzi do takich sytuacji, jakie mogliśmy podziwiać na tzw. „taśmach Wprost”. Prezes NBP jest, owszem, niezależny, ale wcale nie zamierza rezygnować z wpływu na politykę. Toż to okoliczności wręcz wymarzone – w zasadzie nieodwoływalny prezes, którego mandat społeczny jest niewielki (wybiera go Sejm na wniosek prezydenta), bez mrugnięcia okiem dyktuje warunki rządowi, który społeczny mandat do rządzenia jak najbardziej ma (gdyż tworzy go w większości zwycięska w wyborach partia i może być odwołany przez reprezentantów społeczeństwa). Nie można tego inaczej nazwać niż tak, że ogon macha psem.

Żadna instytucja prowadząca politykę nie może być apolityczna. Apolityczne powinny być organy kontrolne (np. NIK) oraz wymiar sprawiedliwości. Bank centralny prowadzi politykę pieniężną państwa, więc wymóg jego apolityczności jest wydumany. Dodatkowo polityka pieniężna jest integralną i niezmiernie ważną częścią całości polityki ekonomicznej państwa, więc umocowanie prezesa NBP powinno być pod Prezesem Rady Ministrów. Każdy nowy premier powinien mieć możliwość wybrania osoby na to stanowisko, z którą będzie współpracował podczas prowadzenia polityki ekonomicznej. Dlatego dobrym pomysłem mógłby być wybór prezesa banku centralnego przez Sejm na wniosek premiera na początku każdej kadencji. Żeby zapewnić mu pewną niezbędną niezależność, do jego odwołania (jak i powołania) wymagana by była bezwzględna większość całego składu izby. Należałoby także rozważyć zmiany w Radzie Polityki Pieniężnej w podobnym duchu.

Tak politycznie umocowany prezes NBP musiałby kierować się nie tylko celem inflacyjnym i stabilnością krajowego sektora finansowego, ale też np. wzrostem gospodarczym albo stopą zatrudnienia. Oczywiście cel inflacyjny wciąż pozostawałby jednym z najważniejszych kierunków jego działań, w związku z tym nie byłoby zagrożenia rozpętania szalejącej inflacji. Jednak byłby on dostosowany do innych celów ekonomicznych, dzięki czemu polityka pieniężna byłaby lepiej zharmonizowana z polityką gospodarczą państwa. W związku z tym NBP należałoby wyposażyć w dodatkowe uprawnienia, takie jak skup polskich obligacji skarbowych na rynku wtórnym (skupu na rynku pierwotnym zabrania prawo unijne), co już zresztą miało miejsce (tyle że półoficjalnie) za śp. prezesa Skrzypka. Formalne nadanie takich uprawnień zakłada właśnie planowana zmiana w ustawie o NBP. Jednym z najpoważniejszych argumentów za tym, by nie wchodzić do strefy euro, jest możliwość prowadzenia suwerennej polityki pieniężnej. Jednak by ta możliwość była w pełni realizowana, należy umożliwić rządowi posiadanie wpływu na jej kształt.

Oczywiście mogą podnieść się głosy, że takie rozwiązanie umożliwi rządzącym drukowanie pieniędzy na potęgę, co niechybnie doprowadzi Polskę do upadku. Tylko że nasi politycy i tak już mają całą masę narzędzi, którymi mogą to spokojnie zrobić, a mimo wszystko tego nie czynią. Gdyby dać wiarę przepowiedniom tych, którzy wieszczą ów niekontrolowany druk pieniędzy, należałoby stwierdzić, że w zasadzie śpimy na bombie, i codziennie drżeć przed zawaleniem się państwa – a czego by nie mówić o naszej klasie politycznej, to byłaby chyba jednak mała przesada. Poza tym tymże politykom oddaliśmy już chociażby resorty siłowe, więc nie ma powodu, by mieć obiekcje przed oddaniem im polityki pieniężnej. Zresztą to rozwiązanie nie przeszkadza temu, byśmy zwiększyli skuteczność kontroli społecznej – a nawet tego wymaga. Jeśli mamy uzasadnione pretensje do obecnie sprawujących władzę, rozliczmy ich przy urnach lub naciskajmy i kontrolujmy ich w inny sposób – wbrew pozorom dla aktywnego społeczeństwa paleta możliwości jest spora. Rozwiązania prawne nie powinny być dyktowane poziomem dzisiejszych rządzących; ci odejdą, a my zostaniemy z nieżyciowymi przepisami. Zresztą o jakiej apolityczności mówimy, skoro prezesem NBP jest były premier (który ambicji politycznych, jak widać, wciąż się nie wyrzekł), a w radzie Polityki Pieniężnej zasiada dwójka byłych ministrów (Zyta Gilowska i Jerzy Hausner)? Upolitycznienie instytucji kontrolujących politykę pieniężną dawno zaszło – chodzi o to, by skończyć z fikcją i zapewnić większą przejrzystość procesu.

Zmiany w pozycji instytucjonalnej Narodowego Banku Centralnego są niezbędne z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, by zwiększyć możliwości prowadzenia polityki ekonomicznej państwa. W sytuacji zglobalizowanego rynku i możliwości ataków spekulacyjnych ważne jest, by władza mogła szybko reagować w tym zakresie. Ale umocowanie polityczne banku centralnego będzie miało jeszcze jeden niebagatelny efekt – zmniejszy ryzyko tego, że prezes „niezależnej” i „apolitycznej” instytucji, kierowany przerostem ambicji, będzie wybierał ministra, z którym będzie łaskawie współpracował. Od wybierania władzy jesteśmy my, a nie instytucje finansowe.